Narodowy Test na Prawo Jazdy telewizji tvn i tygodnika "Wprost"
Jeżeli chcesz jeździć samochodem, nie umiejąc tego robić, musisz być bardzo bogaty - mówi się kandydatom na prawo jazdy w Stanach Zjednoczonych. W tym kraju mandaty policja przesyła do firmy ubezpieczeniowej. Ta natychmiast przenosi kierowców do kategorii osób z tzw. wyższym ryzykiem spowodowania wypadku. Jeśli kierowcy nie stać na wysokie stawki ubezpieczenia, umowa zostaje rozwiązana. Osoba stwarzająca zagrożenie może jeździć, ale już na własny rachunek. Jeśli spowoduje wypadek, staje przed sądem, który nakazuje pokrycie wszelkich strat z własnej kieszeni. To najskuteczniejszy kurs prawa jazdy - mówią Amerykanie.
W Polsce przeprowadza się egzaminy praktyczne, których zaliczenie w zasadzie zdejmuje z kierowcy odpowiedzialność za to, jak potem jeździ. A skoro może być nieodpowiedzialny, to z tego korzysta. Z badań bezpieczeństwa ruchu drogowego SARTRE (Social Attitudes to Road Traffic Risk in Europe) wynika, że Polacy, obok Słowaków, są najniebezpieczniejszymi kierowcami w Europie. O tym, czy tak jest rzeczywiście, będzie się można przekonać podczas Narodowego Testu na Prawo Jazdy, organizowanego 25 kwietnia przez telewizję TVN przy współpracy tygodnika "Wprost", "Gazety Wyborczej" i Onet.pl.
Prawo do bezmyślności
Mitem jest przekonanie, że przyczyną dużej liczby wypadków w Polsce jest zły stan dróg i pojazdów. Taka sytuacja wynika przede wszystkim z przeregulowania rynku, bezkarnego łamania prawa (często absurdalnego) oraz braku związku między tym, jak jeździmy, a tym, ile za to płacimy. W Polsce prawo nie pozwala zwiększyć piratom drogowym składki na ubezpieczenie OC. Za leczenie ofiar wypadków spowodowanych ich bezmyślnością płaci budżet, czyli my wszyscy. Innym absurdem jest to, że klienci kupujący bezpieczniejsze samochody nie mogą z tego tytułu liczyć na żadne zniżki OC. Oznacza to, że płacą za szkody spowodowane przez wraki.
Istniejący w Polsce system zdobywania prawa jazdy oznacza w praktyce reglamentowanie tego dokumentu. To sprzyja korupcji. Łapówka za zdany egzamin wynosi od 700 zł do 10 tys. zł. Zazwyczaj im dłużej kandydat zwleka z jej wręczeniem, tym więcej musi zapłacić. Według policyjnych szacunków, w Polsce 5-7 proc. kierowców kupiło sobie fałszywe prawa jazdy (ponad 95 proc. zanim wprowadzono nowe dokumenty). Co najmniej drugie tyle kupiło egzamin. W sumie chodzi o prawie 2 mln osób kierujących samochodami.
O losie ponad pół miliona kandydatów na kierowców, którzy co roku ubiegają się o prawa jazdy, decyduje około 20 proc. spośród 1,5 tys. egzaminatorów i około 500 osób w administracji ośrodków ruchu drogowego, którzy stworzyli korupcyjne mechanizmy, korzystając z przeregulowania systemu przygotowania kierowców i wydawania praw jazdy. Korporacja instruktorów i egzaminatorów nie podlega przy tym mechanizmom wolnego rynku, jest bowiem zawodową kastą. Egzaminatorem można zostać tylko po wpisaniu na listę jednego z 16 wojewódzkich ośrodków ruchu drogowego (WORD). Decydują o tym dyrektor ośrodka i przyszli koledzy. Najgorsze jednak, że zaliczenie egzaminu praktycznego zależy od decyzji nie podlegającej żadnej kontroli.
1000 procent ubezpieczenia
Nie ma żadnego racjonalnego powodu, żeby w Polsce nie mógł działać efektywny system typu amerykańskiego. Prawo jazdy jest tam najpowszechniejszym dokumentem tożsamości i może je uzyskać nawet czternastolatek. Egzaminy i wydawanie dokumentów są domeną stanowego Wydziału Pojazdów Mechanicznych (Department of Motor Vehicles), kursy prowadzą natomiast prywatne niekoncesjonowane firmy. W USA rodzice zupełnie legalnie uczą dzieci prowadzenia. W ten sposób do szkoły kierowców trafia już praktycznie przeszkolony adept. W Polsce za taką "pomoc" grozi grzywna w wysokości do 5 tys. zł. Amerykański egzamin kosztuje dwa razy mniej niż w Polsce. W razie niepowodzenia zdający może go powtarzać bez końca. Praktyczną jazdę po mieście można odbyć z instruktorem nawet we własnym samochodzie. Po 20-minutowej przejażdżce można wprost z samochodu udać się po odbiór prawa jazdy. Potem wszystko reguluje rynek: za spowodowanie wypadku po pijanemu stawka ubezpieczenia wzrasta nawet o 500 proc., przy kolejnym wypadku - o 1000 proc.
W Skandynawii młodzi kierowcy otrzymują prawa jazdy na czas określony. Jeśli po pijanemu spowodują wypadek, następny egzamin mogą zdawać dopiero po dziesięciu latach.
Nieodpowiedzialność za 30 miliardów złotych
- Niebezpieczne dla kierowców miejsca znakuje się u nas tzw. czarnymi punktami. Gdyby przyjrzeć się, jak jeździmy, jakie mamy drogi i samochody, Polska wyglądałaby jak ogromny czarny punkt na mapie Europy - mówi Krzysztof Hołowczyc, najpopularniejszy polski kierowca rajdowy. W ciągu roku w Polsce zdarza się 50-70 tys. wypadków samochodowych, w których ginie 5-7 tys. osób, a 80 tys. jest rannych. To - w przeliczeniu na liczbę aut - trzy razy więcej niż w krajach Unii Europejskiej.
Aż 72 proc. Polaków miało wypadek drogowy albo zdarzył się on bliskiej im osobie (61 proc. doświadczyła śmierci lub ciężkiego okaleczenia kogoś bliskiego). Krzysztof Hołowczyc twierdzi, że na polskich drogach toczy się krwawa wojna. Jedną z ostatnich jej ofiar był przyjaciel Hołowczyca, wielokrotny mistrz Polski Janusz Kulig (najechał na niego pociąg na strzeżonym przejeździe kolejowym). Wcześniej na drogach zginęły tak znane osoby, jak aktor Bogumił Kobiela, prezes NIK Walerian Pańko, biskup Jan Chrapek, dziennikarze telewizyjnej "Sondy" Andrzej Kurek i Zdzisław Kamiński, pianista Wacław Kisielewski, twórca Monaru Marek Kotański czy piosenkarz Waldemar Goszcz.
Szacuje się, że Polska traci z powodu wypadków drogowych około 2,7 proc. PKB, kosztują nas one rocznie około 30 mld zł. Za takie pieniądze można by zbudować ponad 1000 km autostrad.
Narodowy Test na Prawo Jazdy nie jest panaceum na poprawę bezpieczeństwa. Może stać się ważną lekcją odpowiedzialności, nie zastąpi jednak rynku, bo tylko on może ostatecznie wymusić odpowiedzialne zachowanie za kierownicą.
W Polsce przeprowadza się egzaminy praktyczne, których zaliczenie w zasadzie zdejmuje z kierowcy odpowiedzialność za to, jak potem jeździ. A skoro może być nieodpowiedzialny, to z tego korzysta. Z badań bezpieczeństwa ruchu drogowego SARTRE (Social Attitudes to Road Traffic Risk in Europe) wynika, że Polacy, obok Słowaków, są najniebezpieczniejszymi kierowcami w Europie. O tym, czy tak jest rzeczywiście, będzie się można przekonać podczas Narodowego Testu na Prawo Jazdy, organizowanego 25 kwietnia przez telewizję TVN przy współpracy tygodnika "Wprost", "Gazety Wyborczej" i Onet.pl.
Prawo do bezmyślności
Mitem jest przekonanie, że przyczyną dużej liczby wypadków w Polsce jest zły stan dróg i pojazdów. Taka sytuacja wynika przede wszystkim z przeregulowania rynku, bezkarnego łamania prawa (często absurdalnego) oraz braku związku między tym, jak jeździmy, a tym, ile za to płacimy. W Polsce prawo nie pozwala zwiększyć piratom drogowym składki na ubezpieczenie OC. Za leczenie ofiar wypadków spowodowanych ich bezmyślnością płaci budżet, czyli my wszyscy. Innym absurdem jest to, że klienci kupujący bezpieczniejsze samochody nie mogą z tego tytułu liczyć na żadne zniżki OC. Oznacza to, że płacą za szkody spowodowane przez wraki.
Istniejący w Polsce system zdobywania prawa jazdy oznacza w praktyce reglamentowanie tego dokumentu. To sprzyja korupcji. Łapówka za zdany egzamin wynosi od 700 zł do 10 tys. zł. Zazwyczaj im dłużej kandydat zwleka z jej wręczeniem, tym więcej musi zapłacić. Według policyjnych szacunków, w Polsce 5-7 proc. kierowców kupiło sobie fałszywe prawa jazdy (ponad 95 proc. zanim wprowadzono nowe dokumenty). Co najmniej drugie tyle kupiło egzamin. W sumie chodzi o prawie 2 mln osób kierujących samochodami.
O losie ponad pół miliona kandydatów na kierowców, którzy co roku ubiegają się o prawa jazdy, decyduje około 20 proc. spośród 1,5 tys. egzaminatorów i około 500 osób w administracji ośrodków ruchu drogowego, którzy stworzyli korupcyjne mechanizmy, korzystając z przeregulowania systemu przygotowania kierowców i wydawania praw jazdy. Korporacja instruktorów i egzaminatorów nie podlega przy tym mechanizmom wolnego rynku, jest bowiem zawodową kastą. Egzaminatorem można zostać tylko po wpisaniu na listę jednego z 16 wojewódzkich ośrodków ruchu drogowego (WORD). Decydują o tym dyrektor ośrodka i przyszli koledzy. Najgorsze jednak, że zaliczenie egzaminu praktycznego zależy od decyzji nie podlegającej żadnej kontroli.
1000 procent ubezpieczenia
Nie ma żadnego racjonalnego powodu, żeby w Polsce nie mógł działać efektywny system typu amerykańskiego. Prawo jazdy jest tam najpowszechniejszym dokumentem tożsamości i może je uzyskać nawet czternastolatek. Egzaminy i wydawanie dokumentów są domeną stanowego Wydziału Pojazdów Mechanicznych (Department of Motor Vehicles), kursy prowadzą natomiast prywatne niekoncesjonowane firmy. W USA rodzice zupełnie legalnie uczą dzieci prowadzenia. W ten sposób do szkoły kierowców trafia już praktycznie przeszkolony adept. W Polsce za taką "pomoc" grozi grzywna w wysokości do 5 tys. zł. Amerykański egzamin kosztuje dwa razy mniej niż w Polsce. W razie niepowodzenia zdający może go powtarzać bez końca. Praktyczną jazdę po mieście można odbyć z instruktorem nawet we własnym samochodzie. Po 20-minutowej przejażdżce można wprost z samochodu udać się po odbiór prawa jazdy. Potem wszystko reguluje rynek: za spowodowanie wypadku po pijanemu stawka ubezpieczenia wzrasta nawet o 500 proc., przy kolejnym wypadku - o 1000 proc.
W Skandynawii młodzi kierowcy otrzymują prawa jazdy na czas określony. Jeśli po pijanemu spowodują wypadek, następny egzamin mogą zdawać dopiero po dziesięciu latach.
Nieodpowiedzialność za 30 miliardów złotych
- Niebezpieczne dla kierowców miejsca znakuje się u nas tzw. czarnymi punktami. Gdyby przyjrzeć się, jak jeździmy, jakie mamy drogi i samochody, Polska wyglądałaby jak ogromny czarny punkt na mapie Europy - mówi Krzysztof Hołowczyc, najpopularniejszy polski kierowca rajdowy. W ciągu roku w Polsce zdarza się 50-70 tys. wypadków samochodowych, w których ginie 5-7 tys. osób, a 80 tys. jest rannych. To - w przeliczeniu na liczbę aut - trzy razy więcej niż w krajach Unii Europejskiej.
Aż 72 proc. Polaków miało wypadek drogowy albo zdarzył się on bliskiej im osobie (61 proc. doświadczyła śmierci lub ciężkiego okaleczenia kogoś bliskiego). Krzysztof Hołowczyc twierdzi, że na polskich drogach toczy się krwawa wojna. Jedną z ostatnich jej ofiar był przyjaciel Hołowczyca, wielokrotny mistrz Polski Janusz Kulig (najechał na niego pociąg na strzeżonym przejeździe kolejowym). Wcześniej na drogach zginęły tak znane osoby, jak aktor Bogumił Kobiela, prezes NIK Walerian Pańko, biskup Jan Chrapek, dziennikarze telewizyjnej "Sondy" Andrzej Kurek i Zdzisław Kamiński, pianista Wacław Kisielewski, twórca Monaru Marek Kotański czy piosenkarz Waldemar Goszcz.
Szacuje się, że Polska traci z powodu wypadków drogowych około 2,7 proc. PKB, kosztują nas one rocznie około 30 mld zł. Za takie pieniądze można by zbudować ponad 1000 km autostrad.
Narodowy Test na Prawo Jazdy nie jest panaceum na poprawę bezpieczeństwa. Może stać się ważną lekcją odpowiedzialności, nie zastąpi jednak rynku, bo tylko on może ostatecznie wymusić odpowiedzialne zachowanie za kierownicą.
Narodowy Test Na Prawo Jazdy |
---|
25 kwietnia br. sprawdzimy swoje umiejętności jako kierowcy. Dwuczęściowy test na żywo (godz. 17.15 i 20.00) w telewizji TVN poprowadzą Ewa Drzyzga i Andrzej Sołtysik. Test będzie się składał z 55 pytań przygotowanych na podstawie polskiego kodeksu drogowego (bez pytań wielokrotnego wyboru). Publiczność w studiu zostanie podzielona na taksówkarzy, kobiety, kierowców maluchów, motocyklistów, policjantów oraz piratów drogowych. "Wprost" zamieszcza specjalną kartę ułatwiającą rozwiązywanie testu. Telewidzowie będą mogli również wziąć udział w sprawdzianie za pośrednictwem portalu Onet.pl oraz telefonów komórkowych. Podobnie jak podczas Narodowego Testu Inteligencji egzaminowi poddanych zostanie też dziesięcioro VIP-ów, którzy ujawnią swoje wyniki. |
Więcej możesz przeczytać w 17/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.