- Polowanie na Rokitę
Szef tajnych służb informuje przyszłego premiera, że jego żona była na kursie KGB. Wiadomość o prowokacji publikuje czołowy tygodnik. Polityk chce postawić prowokatorów przed sądem.
Film według tego scenariusza powinien mieć tytuł "Polowanie na Rokitę" i nie byłby political fiction, lecz dokumentem. Wszystko dzieje się bowiem naprawdę: w ubiegłym tygodniu "Wprost" napisał o skandalicznych praktykach służb specjalnych. Pomówiona o związki z KGB Nelly Rokita w piśmie do szefa ABW zaprotestowała przeciwko prowokacji służb specjalnych. Szef ABW bronił się, twierdząc, że podczas spotkania z Janem Rokitą informował go jedynie o idiotycznych plotkach krążących na jego temat. Z liderem największej dziś partii gawędził o "absurdalizacji życia politycznego".
Jan Rokita przebieg spotkania z Barcikowskim zrelacjonował zupełnie inaczej niż szef ABW. W specjalnym oświadczeniu Rokita napisał, że rozmowa na temat jego żony nie była wcale żartobliwa: "Tylko niech pan się nie przeraża - stwierdził Barcikowski. I powiedział, że agent ABW obracający się w kręgach kancelarii premiera złożył donos, że moja żona przeszła przeszkolenie w KGB i że znane jest nazwisko świadka tego szkolenia". Lidera platformy informacja szefa ABW nie rozbawiła. "Po raz pierwszy w wolnej Polsce czuję, że jestem przedmiotem polowania (...) Chcę się dowiedzieć o źródłach prowokacji i prowokatorów postawić przed sądem" - stwierdza Rokita.
Barcikowski powiedział nam, że relacja lidera PO jest precyzyjna z jednym wyjątkiem. - W kancelarii premiera nie mam żadnego agenta. Natomiast wiem już, kto rozpuszcza te plotki. To rzeczwiście ktoś z tego kręgu - twierdzi szef ABW.
W tej sprawie zaskakujące są przynajmniej dwa elementy. Po pierwsze, ze słów Barcikowskiego wynika, że ABW ma agentów w "kręgach kancelarii premiera". Narzuca się pytanie, kogo szpiegują, na czyje polecenie i komu przekazują zdobyte informacje. Słabym pocieszeniem jest to, że tajne służby mają na oku nie tylko opozycję, ale i rząd. Jedno i drugie jest całkowicie nielegalne.
Po drugie, dziwi bagatelizowanie tej sprawy. Oto służby specjalne biorą na cel lidera opozycji, co bez wątpienia jest gigantycznym skandalem. Kto się kryje za atakiem na Rokitę? Kto tak naprawdę kontroluje ABW i czyje pozastatutowe zlecenia agencja realizuje. Co jeszcze spotka Jana Rokitę, z którego biura ukradziono kilka dni temu dyski komputerowe? Kto się aż tak boi Rokity i nie chce, żeby stanął na czele rządu? (igo, jj) - TRZY SZYBKIE
Kocham turkus
Rozmowa z DANUTĄ WANIEK, przewodniczącą Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji
- Znacznie lepiej się pani ostatnio ubiera.
- Złośliwcy! Nic się nie zmieniło, mam taki styl i go lubię. A kolory zależą od pory roku. I muszę pana rozczarować - turkus to mój ulubiony kolor i gwarantuję, że będę go nosić.
- Zmieniła pani stylistkę?
- Korzystam z renomowanych zachodnich żurnali. Stylistki nie mam, a krawcowej nie zmieniłam. Ubrania szyję, bo jestem zbyt obfita w biuście.
- Jakieś szaleństwa?
- Uwielbiam buty. Nie mogę się oprzeć i wciąż kupuję nowe. Mam ze sto par.
Rozmawiał Robert Mazurek - ABW, "Gazeta Wyborcza" i Leksztoń
Spotkał nas wielki zaszczyt. Nasz tygodnik zaczepił w "Gazecie Wyborczej" sam Ernest Skalski, znany przed laty publicysta, a także autor najnudniejszych wywiadów w historii telewizji. Ponieważ nie bardzo mu wypadało gromić nas za spekulacje na temat odejścia Adama Michnika, zastępczo zagrzmiał o sprawie ministra Barcikowskiego i Nelly Rokity. To stara metoda naszego ulubionego dziennika: broni się jednego wroga (tutaj Rokity) przed drugim ("Wprost"), żeby pokazać mądrość, roztropność i dbałość o dziennikarskie standardy. Chociaż od rozsądku "Wyborczej", a zwłaszcza Skalskiego, mdli nie tylko nas, chętnie i w pokorze przyjmiemy tę lekcję. W zamian tanio nauczymy przeprowadzać dziennikarskie śledztwa i obsługiwać magnetofony kieszonkowe. Przy okazji prosimy pozdrowić Janusza Leksztonia, o którego śmierci nasza ulubiona gazeta pisała kiedyś na pierwszej stronie. - Tajna jazda Sobotki
Zbigniew Sobotka, były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, nadal korzysta z rządowej limuzyny. Dzieje się tak, mimo że ponad pół roku temu został zdymisjonowany w związku z aferą starachowicką (politycy SLD uprzedzili przestępców o akcji policji) i grozi mu nawet więzienie. Jeździ z nim ten sam kierowca, który woził go, gdy Sobotka był wiceministrem. Z rządowego samochodu korzysta też prof. Marek Belka, formalnie osoba bez stanowiska w rządzie. Także były minister skarbu Piotr Czyżewski, który trzy miesiące temu rozstał się ze stanowiskiem, nie może się rozstać ze służbowym volvo S80.
Biuro prasowe MSWiA (dysponuje samochodami Sobotki i Belki) odmówiło informacji, kto i dlaczego przyznał tym politykom służbowe wozy. Jest to bowiem tajemnica. Łamie ją też ten, kto się nią dzieli. Słowem - każdy, kto zobaczy dziś Sobotkę czy Belkę w limuzynach, nie może o tym nikomu powiedzieć.
Decyzję o przyznaniu ochrony BOR podejmuje minister spraw wewnętrznych, a można być nią objętym ze względu na dobro państwa. "W tym kontekście osoba objęta ochroną nie musi piastować żadnych stanowisk państwowych. Jeśli minister spraw wewnętrznych uzna, że dla dobra państwa jest potrzebna ochrona BOR, może ją czasowo przyznać" - napisał w odpowiedzi na nasze pytania Jarosław Skowroński, rzecznik MSWiA.
Ciekawe, przed kim potrzebuje ochrony Sobotka? Zapewne przed prokuratorem.
(VK) - Sprzątanie po Kwaśniewskiej
Piotr Kraśko znika do Rzymu, "Oblicza mediów" zostaną zawieszone na wakacje, a szefów telewizyjnej Jedynki wezwano na dywanik - takie są efekty naszej informacji sprzed tygodnia. Napisaliśmy, że nieformalnej inauguracji kampanii wyborczej Jolanty Kwaśniewskiej w TVP (w "Obliczach mediów" właśnie) towarzyszył skandal. Program powstał z inicjatywy Pałacu Prezydenckiego, a jego oficjalni autorzy nie chcieli się pod nim podpisać. Publikacja "Wprost" wywołała oburzenie niektórych członków zarządu telewizji. Zażądali oni wyjaśnień od dyrektora Jedynki Sławomira Zielińskiego. Ten wezwał podwładnych i kazał im napisać notatki służbowe: że program wymyślili sami, a nazwisk autorów nie było, bo emisja się przedłużyła. Na aksamitne, kilkumiesięczne zesłanie do Włoch oddelegowano Piotra Kraśkę, który prowadził program z Kwaśniewską.
(RMA) - Dzieci i wojna
Co kraj to obyczaj. W Polsce nastolatki zbierają karty telefoniczne, w Autonomii Palestyńskiej tzw. stickery, czyli naklejki z najbardziej przerażającymi scenami z intifady. "Najbardziej lubię tę z meczetem Al-Aksa w Jerozolimie, na którego tle stoi zamaskowany bojownik z karabinem" - mówi 12-letni Ibrahim Aswad. Kolekcje stickerów, które są sprzedawane w pudełkach w kształcie czołgu, to przebój ubiegłego roku. W obiegu jest już 40 tys. albumów oraz 12 mln naklejek. Zwolennik Hamasu Madżdi Taher, który wymyślił zabawę, twierdzi, że pomysł podsunęło mu życie. "U nas dominują polityka i wojna. Nawet dzieciakom nie uda się uciec przed intifadą" - wyjaśnia.
(WAK) - Okna pełne dziur
Źle się dzieje w państwie Billa Gatesa. Microsoft ogłosił, że w systemie operacyjnym Windows jest 20 nie znanych dotychczas luk w zabezpieczeniach. Większość z nich występuje we wszystkich używanych wersjach systemu i pozwala hakerom na przejęcie kontroli nad czyimś komputerem. Specjaliści ostrzegają, że lada moment możemy się spodziewać nowych wirusów wykorzystujących ujawnione braki. Microsoft niedawno chwalił się, że dziesięciokrotnie poprawił jakość swoich produktów, choć "nadal nie są idealne".
(JAS) - Zabawa w trybunał
Slobodan Miloević świetnie się bawi swym procesem przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze. Były prezydent Jugosławii przedstawił listę 1631 osób, które zamierza powołać na świadków obrony. Jest ona pięć razy dłuższa niż przedstawiona przez prokuratora. Otwierają ją... Bill Clinton, były prezydent USA, oraz Tony Blair, premier Wielkiej Brytanii. Proces Miloevicia trwa od 2002 r. i nie należy się spodziewać, że szybko się skończy. Ostateczny werdykt powinien jednak sprawić, że z twarzy Slobo zniknie uśmiech. A przecież ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.
(WAK) - BOHATER TYGODNIA
Andrzej KopiczyŃski
Najsłynniejszy czterdziestolatek ostatniego trzydziestolecia skończył siedemdziesiąt lat. Z tej okazji najdowcipniejszy z marszałków, Marek Borowski, napisał do Andrzeja Kopiczyńskiego list: "Wyjątkowo trudno mi uwierzyć, a jeszcze trudniej zrozumieć, jak to możliwe, że Czterdziestolatek świętuje tak dostojny jubileusz". Serial, poczęty w epoce środkowego Gierka, został entuzjastycznie przyjęty przez telewidzów, natomiast krytycy nie zostawili na nim suchej nitki. Filmowi zarzucano "ostentacyjną banalność myślową", "pomieszanie kabaretu z produkcyjniakiem", "niepokojąco bliskie sąsiedztwo z niechlubnymi produktami kultury masowej". Nie przeszkodziło to w obsypaniu filmu i aktorów laurami. Francuzi nawet nazwali Kopiczyńskiego polskim Davidem Nivenem. Pewnie nie widzieli filmu Petelskich, w którym aktor wcielił się w samego Mikołaja Kopernika.
Niewiele brakowało, a mit "Czterdziestolatka" zniszczyliby jego twórcy: reżyser Jerzy Gruza i scenarzysta Krzysztof Teodor Toeplitz, popełniając, już po zgonie PRL, kontynuację serialu. Tym razem krytycy i telewidzowie byli zgodni - trudno o większego knota. Może gdyby warszawski inżynier, zamiast kontestować III RP, naprawiał spaprane budowy socjalizmu, byłoby zabawniej. Trudno się oprzeć wrażeniu, że aktorski talent Andrzeja Kopiczyńskiego został przez polskich reżyserów zmarnowany. On sam za to w pełni wykorzystuje swoje zdolności wędkarskie. Często można go zobaczyć na Mazurach z kijem w ręku. Panie Andrzeju, taaakiej ryby i dużo zdrowia!
(ŁR) - Pig Brother
Niemcy oszaleli na punkcie internetowego reality show, którego bohaterami są dziki (3 pary dorosłych oraz 50 młodych). Stronę internetową, która 24 godziny na dobę relacjonuje życie gromadki dzikich świń, odwiedziło w ciągu dwóch tygodni ponad milion internautów. "Pig Brother" pojawił się w sieci niedługo po rozpoczęciu ostatniej edycji popularnego w Niemczech programu "Big Brother". Czyżby dziki konkurowały z ludźmi, podbijając serca podglądaczy? Również w Rosji świnie robią karierę w show-biznesie. Pod koniec marca w Moskwie pierwszy raz od 1898 r. odbyły się wyścigi świń (organizowano je już w XVII wieku). W rywalizacji wzięło udział dziesięć kilkumiesięcznych prosiaków odzianych w sportowe stroje. Organizatorzy zapewnili, że reguły się zmieniły i zawodnicy nie zostaną zjedzeni przez widzów po wyłonieniu zwycięzcy. Nagrodą dla pierwszego na mecie dwumiesięcznego knura o imieniu Apollo był koszyk marchewek ze śmietaną.
(MK) - Przyjaciele
Prezydent Władimir Putin był jednym z niewielu zagranicznych gości, którzy niespodziewanie zjawili się na obchodach 60. urodzin kanclerza Gerharda Schrödera. Uroczystość (na 350 osób) odbywała się w jednym z teatrów w Hanowerze, ale po jakimś czasie party w zamkniętym gronie przeniosło się do mieszkania kanclerza (na co dzień mieszka tam jego żona Doris z córką Clarą). Co było dalej, nie wiadomo. Wiadomo za to, że znajomość Putina ze Schröderem przerodziła się w przyjaźń. Obie rodziny spędzają razem wakacje, niedawno Schröder był w prywatnym mieszkaniu Putina w Nowo-Ogariewie. W styczniu 2001 r. kanclerz w Moskwie celebrował prawosławne Boże Narodzenie. Przyjaźni sprzyja to, że Putin w lot chwyta niemieckie kawały. Kiedy w latach 80. pracował na placówce KGB we wschodnich Niemczech, świetnie opanował niemiecki.
(GREG) - Geje górą!
Organizatorzy Love Parade nie dogadali się z władzami Berlina i po 15 latach triumfów największa na świecie impreza techno w tym roku się nie odbędzie.
To symboliczny koniec tego gatunku muzyki i tego rodzaju ulicznych imprez. W szczytowym okresie na Love Parade zjeżdżało ponad 1,5 mln osób z całego świata, przed rokiem uczestników było już trzykrotnie mniej. Parady techno znikają z mapy Europy, dowodem choćby mizerne protesty po zlikwidowaniu łódzkiej Parady Wolności. Tymczasem doskonale się mają podobne imprezy organizowane przez gejów. W ubiegłym roku w Berlinie w Christopher Street Day Parade (czyli CSD), organizowanej w rocznicę starć nowojorskich homoseksualistów z policją, uczestniczyło pół miliona osób. Podczas CSD gra się rozmaite gatunki muzyki: od house po Abbę. No i kochający inaczej są przytłaczającą większością wśród tańczących. W tym roku CSD Parade będzie największą tego typu imprezą w Niemczech. U nas największą uliczną imprezą stała się gejowska Parada Równości organizowana 1 maja. Czyżby heteroseksualiści przestali lubić imprezy?
(MC) - Wyłącz dziecku telewizor
Kolejny raz uczeni stwierdzili, że telewizja szkodzi na głowę. Badania ponad tysiąca amerykańskich dzieci wykazały, że oglądanie TV przed ukończeniem drugiego roku życia może zakłócać proces dojrzewania mózgu oraz prowadzić do problemów z koncentracją i zachowaniem w późniejszym życiu. Inne badania wykazały związek między wpatrywaniem się w ekran telewizora a otyłością oraz skłonnością do agresji. "Małe dzieci nie powinny w ogóle oglądać telewizji" - twierdzą pediatrzy.
(JAS) - SZUM MEDIALNY
MasŁowska zaciemnia- Wielką przykrość sprawiła polska ciemnota "Gazecie Wyborczej". Mimo tylu ostrzeżeń, tak z serca, po dobroci formułowanych, gromadnie udała się (ta ciemnota, rzecz jasna) na "Pasję" i - o zgrozo - film się jej spodobał. Dlatego z okazji Wielkanocy Artur Domosławski postanowił oświecić naród. Dyżurny biblista Adama Michnika udowodnił, że "Pasja" nie tylko jest sprzeczna z Ewangelią, nazbyt brutalna i antysemicka, ale jeszcze niezgodna z najnowszymi osiągnięciami soboru watykańskiego II (w interpretacji Domosławskiego). A poza tym, droga ciemnoto, artystycznie mękę Jezusa lepiej oddaje "Ostatnie kuszenie Chrystusa" - wtóruje Domosławskiemu Tadeusz Sobolewski. Wynocha więc z kin.
- Ciemnota wlewa się jednak wszędzie. Ostatnio ucieleśniona przez Jana Pospieszalskiego szturmuje telewizję publiczną. "Kuchennymi drzwiami powracają do TVP konserwatywne wartości" - grzmi postępowo w "Przekroju" Małgorzata Sadowska. Zapewne dla równowagi odpór ciemnocie daje na tych samych łamach zgrany duet Piotr Najsztub - Jerzy Urban. Najsztub co prawda tylko pyta, ale za to jak pyta! "Może by pan został premierem?", "Nie myśli pan o powrocie do polityki?", "Musi pan się śmiać nad lekturą felietonu jakiegoś prawicowego zajadłego publicysty, w którym on pana cytuje na poparcie własnych tez" - dociska niemiłosiernie Urbana. "Powrócił pan do łask u ludzi, którzy jeszcze niedawno byli gotowi powiesić na panu wiele psów" - cieszy się Najsztub i już wiemy, że on powiesiłby na Urbanie co najwyżej orła białego albo choć order jego. Uprzejmość doceniono. "Nie" powinno się zmienić. Ale ja tego zrobić nie potrafię" - przyznaje Urban. To może Najsztub?
- Elementy nie oświecone zawładnęły za to "Polityką", a konkretnie wydaną przez nią "Ściągą z polityki". "Afera starachowicka postrzegana jest jako przykład skorumpowania struktur państwa, zawłaszczania ważnych jego sfer przez polityczno-towarzyskie układy, co zagraża wręcz bezpieczeństwu państwa" - piszą autorzy, a my zachodzimy w głowę, gdzie o tym przeczytali, bo na pewno nie w "Polityce", w której Janina Paradowska wiele piór zdarła, przekonując, że żadnej afery nie było.
- Nie wszyscy oświeceni ponieśliby kaganek. Taka Dorota Masłowska przyznaje w nowym miesięczniku kulturalnym "Lampa", że ona za nic by nie poniosła. "Nie wszyscy powinni się umieć posługiwać alfabetem, przed niektórymi wynalazek pisma powinien być trzymany w ścisłej tajemnicy" - apeluje. A już na pewno przed Dorotą Szczepańską, również grafomanką, obwołaną anty-Masłowską, co oburza Masłowską pierwotną. "Sorry, ale ta kobieta to jakieś galopujące kuriozum" - rzuca zagniewana M pierwotna. Nie ona jedna, oj, nie ona jedna.
- W telewizyjnej Dwójce z "M jak miłość" zniknął gej. Ciemnota zatriumfowała. Jedyne pocieszenie, że Mostowiakowie nie poszli na "Pasję".
Robert Mazurek
Więcej możesz przeczytać w 17/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.