Pornografia w feministycznym sosie - to najlepszy pomysł na kobiecą literaturę
Mało myśli, za to dużo chuci i kopulacji. Powieści, których nie powstydziłby się markiz de Sade, piszą dziś głównie kobiety. Bo wszystko, co feministyczne, jest obecnie trendy. Wszystko, co zostanie opatrzone hasłem "kobiece", lepiej się sprzedaje. Feminizm stał się popfeminizmem, na którym zbudowano wielki biznes: kobiecą prasę, kobiece książki, kobiece filmy i kobiece popautorytety. Tymczasem dobra kultura nie ma płci. Na współczesnym rynku, zdominowanym przez żeńskiego odbiorcę, jednak ma. Tyle że podział na sztukę męską i kobiecą często pozwala stosować wobec tej ostatniej taryfę ulgową. Bez ideologicznej otoczki i wyzywającej formy kobiece quasi-arcydzieła znacznie gorzej by się sprzedawały. - Czynienie z płci głównego wyróżnika sztuki to nieporozumienie. Tym bardziej fizjologia nie jest tym, co w sztuce najważniejsze. Istotna jest porywająca idea czy światopogląd myślącego autora - podkreśla prof. Jan Tomkowski, literaturoznawca z Instytutu Badań Literackich PAN.
Kogo jeszcze zaliczyć?
Sukces wydanych Polsce przed rokiem "Monologów waginy" Eve Ensler zachęcił polskie autorki do publikacji jeszcze bardziej bezpruderyjnych wyznań. Szokująca dotychczas proza Manueli Gretkowskiej zbladła, gdy Dorota Szczepańska wydała "Zakazane po legalu". Szczepańska nie tylko przebiła opisy autorki "Kabaretu metafizycznego", ale jeszcze na okładce umieściła swoje półnagie zdjęcie. Właśnie ukazała się książka "Mój świat jest kobietą. Dziennik lesbijki" Magdaleny Okoniewskiej, gdzie nie ma wątpliwości, że narratorką jest autorka, która nie zamierza nic ukrywać. Do dzieł modnej znowu Virginii Woolf, nie stroniącej od lesbijskiej miłości, proza Okoniewskiej ma się tak, jak zapiski nastoletniego onanisty do książek Philipa Rotha.
Literatura feministyczna zaczęła podbój rynku już 30 lat temu, gdy wydano "Strach przed lataniem" Eriki Jong (1973). Choć było to dziełko literacko nędzne i nasycone kiepską publicystyką, zdobyło rozgłos na świecie. Być może dlatego, że nikt dotychczas nie wpadł na pomysł, by bohaterka literacka była zaprzątnięta tylko jedną myślą: kogo jeszcze zaliczyć. "Dzięki tej książce, która jest wspaniałą historią o seksie, życiu i radości, kobiety zaczną mówić własnym głosem" - prorokował Henry Miller, autor skandalizującego "Zwrotnika Raka". Jego przyjaciółka Anaďs Nin była jedną z pierwszych piszących kobiet, które przełamały tabu kobiecej seksualności - zrobiła to w wydanej w 1977 r. "Delcie Wenus" (przez 35 tygodni utrzymywała się na liście bestsellerów "The New York Times"). Po wydaniu książek Jong czy Nin okazało się, że to nie mężczyźni mają tylko jedno w głowie.
Orgia na szesnaste urodziny
Wzorem dla współczesnych polskich pisarek stała się głośna autobiografia francuskiej historyczki sztuki Catherine Millet - "Życie seksualne Catherine M.". Tylko we Francji sprzedano ponad pół miliona egzemplarzy tej książki, która jest czystą pornografią. Oto najlżejszy przykład: "Byłam przyjaciółką stryja, który często sprowadzał swoich bratanków, zresztą niewiele ode mnie starszych. Stryj mnie przygotowywał, a potem obaj bracia ostro mnie rżnęli". We Włoszech hitem mijającego sezonu jest erotyczny pamiętnik nastoletniej Melissy Panarello "Sto pociągnięć szczotką do włosów przed pójściem spać". Tytuł nawiązuje do rytuału, jaki narodził się po orgii z pięcioma mężczyznami, która uświetniła szesnaste urodziny bohaterki i zarazem autorki książki. W realizowaniu najbardziej wyuzdanych fantazji (od homoseksualnych trójkątów, po sadomasochizm) pomógł jej Internet, za którego pośrednictwem zawierała większość opisanych znajomości. Powieść Włoszki, do której prawa w USA zakupiło wydawnictwo Grove/Atlantic (wydawca "Wojny polsko-ruskiej"), przetłumaczono dotychczas na dwanaście języków, choć można ją potraktować jako pochwałę pedofilii.
Anne Rice, znana głównie z ekranizacji jej "Wywiadu z wampirem", w cyklu o "Śpiącej królewnie" z bajkowej postaci robi erotyczną niewolnicę. Więziona na dworze królewicza ochoczo oddaje się kolejnym partnerom. Trzy tomy "Śpiącej królewny" internauci określili mianem "pornola sadomaso". "Nie osiągnę orgazmu, nie wyładuję się, póki nie zobaczę jej drżącej i bezradnej. Pokonana, uwięziona i całowana, nie wytrzymała i eksplodowała szaleńczym orgazmem. (...) Ja jednak nadal ją posuwałem" - oto próbka języka Rice z powieści "Ucieczka do Edenu".
- Takie książki nie biorą się z potrzeby emancypacji, lecz ekshibicjonizmu. Można dorabiać do tego ideologię, ale w rzeczywistości jest to czysta pornografia. Seks nie staje się dodatkiem do fabuły, jak choćby w książkach Henry'ego Millera, lecz sam w sobie jest celem - mówi seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz. Ludzie kupują te książki nie ze względu na czytelniczą przyjemność, lecz seksualne podniecenie. Tę funkcję literatury odkryto już w XVIII wieku.
Wypadek przy seksie
- Feminizm stał się dziś hasłem wytrychem, które pozwala lansować zwykłą pornografię - uważa Joanna Piotrowska, założycielka księgarni feministycznej Feminoteka. Dotyczy to także filmu (co potwierdza choćby "Gwałt" w reżyserii Virginie Despentes) i plastyki. Pornografia ubrana w szatki obrazoburstwa stała się windą do kariery bardzo przeciętnych artystek. Pierwsze z tej windy skorzystały w Polsce Katarzyna Kozyra i Alicja Żebrowska. Ta ostatnia w swych kolejnych instalacjach wideo przedstawia zbliżenia kobiecego krocza, na przykład podczas masturbacji sztucznym penisem.
"Mężczyźnie przyznaje się prawo do zaspokojenia pragnień seksualnych, podczas gdy kobieta jest uwięziona w małżeństwie; dla niej akt płciowy nie uświęcony prawem czy sakramentem jest błędem, upadkiem, klęską, słabością" - pisała w latach 40. XX wieku Simone de Beauvoir (w uznanej za biblię feministek książce "Druga płeć"). Następczynie de Beauvoir dawno wyzwoliły się z pęt. Antropolog Sarah Blaffer Hrdy dowodzi, że kobiety są tak samo poligamiczne jak mężczyźni (a może nawet bardziej). Macierzyństwo nie staje się dla wielu feministek świadomym wyborem, lecz wypadkiem przy pracy. Gdyby takie książki, jak "Życie seksualne Catherine M." czy dziełko Melissy Panarello, wyszły spod męskiej ręki, autorzy niechybnie zostaliby przez feministyczne aktywistki oskarżeni o seksizm i samczy szowinizm.
- Mody, na przykład na żeńską pornografię, tak łatwo się dziś zakorzeniają, bo przeżywamy potworny kryzys klasycznej edukacji. Moi studenci często nie znają arcydzieł, bo dla nich literatura zaczyna się od reklamowanej wszędzie Olgi Tokarczuk - ubolewa prof. Tomkowski. Jak to zafascynowanie feministek pornografią ma się do ich oburzenia, że porno to skrajne upokorzenie kobiety, a właściwie jej redukcja do waginy? Widocznie tylko kobieta ma prawo upokorzyć drugą kobietę.
Więcej możesz przeczytać w 17/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.