"Zagazujemy Polskę, zalejemy ją naftą. Nie dość, że Polacy będą nam za to wdzięczni, to jeszcze na tym fantastycznie zarobimy" - rzekł kilka lat temu Rem Wiachiriew, wówczas szef rosyjskiego Gazpromu. I znalazł dla tego dzieła sojuszników: "Zbyszek, informuję Cię, jeżeli podejmiesz decyzje w sprawie Polskiej Nafty, Orlenu, pomijam sprawę nominacji w BOT [grupa obejmująca elektrownie Bełchatów, Opole i Turów - red.], to zostanie uchwalony wniosek o Twoje odwołanie, wygramy ten wniosek w Sejmie. Chcę być lojalny wobec Ciebie i chcę, żebyś wiedział, w co się pakujesz. W. Kaczmarek".
Zagazujemy Polskę, zalejemy ją naftą. Nie dość, że Polacy będą nam za to wdzięczni, to jeszcze na tym fantastycznie zarobimy" - rzekł kilka lat temu Rem Wiachiriew, wówczas szef rosyjskiego Gazpromu. I znalazł dla tego dzieła sojuszników. "Zbyszek, informuję Cię, jeżeli podejmiesz decyzje w sprawie Polskiej Nafty, Orlenu, pomijam sprawę nominacji w BOT [grupa obejmująca elektrownie Bełchatów, Opole i Turów - red.], to zostanie uchwalony wniosek o Twoje odwołanie, wygramy ten wniosek w Sejmie. Chcę być lojalny wobec Ciebie i chcę, żebyś wiedział, w co się pakujesz. W. Kaczmarek" - SMS-a o tej treści wysłał późnym wieczorem 11 marca do ministra skarbu Zbigniewa Kaniewskiego były minister skarbu Wiesław Kaczmarek. Kaniewski zignorował groźbę i doprowadził do odwołania zaufanych ludzi Kaczmarka z władz Nafty Polskiej SA i PKN Orlen. Trzy tygodnie po wysłaniu SMS-a Kaczmarek pogróżki zrealizował. Ujawniając nagle, po dwóch latach milczenia, rzekome kulisy aresztowania w 2002 r. byłego szefa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego, rozpętał polityczną burzę, która być może zmiecie z ministerialnego fotela Kaniewskiego i może doprowadzić do powołania w Sejmie nowej komisji śledczej do zbadania "sprawy Orlenu".
Cenę za zrealizowanie zemsty Kaczmarka zapłacimy wszyscy. PKN Orlen, negocjujący właśnie strategiczne transakcje (kupno dominującego na czeskim rynku paliwowym Unipetrolu i fuzję z węgierskim koncernem MOL), może stracić na zawsze szansę wzięcia udziału w tworzeniu wielkiego koncernu naftowego, przerabiającego ropę i sprzedającego paliwa, który swym zasięgiem objąłby niemal całą Europę Środkową. Jeśli do 1 maja PKN nie podpisze stosownych umów, Komisja Europejska całą fuzję będzie mogła zablokować (albo nakazać połączonym firmom sprzedaż części aktywów, na przykład sieci stacji benzynowych)! - Udział Orlenu w tym przedsięwzięciu to nie tylko okazja zbudowania ponadnarodowej firmy w Polsce, ale także zapewnienia nam dostępu do alternatywnych, tańszych źródeł ropy - przekonuje Zbigniew Wróbel, prezes Orlenu. Jeśli się to nie powiedzie, osamotniony PKN Orlen będzie skazany na przejęcie przez któregoś z rosyjskich gigantów paliwowych. Wtedy pryśnie ostatnia i jedyna tak realna po 1989 r. szansa na zdobycie przez Polskę niezależności w branży naftowej. Pozostaniemy uzależnieni od rosyjskiej ropy, jak jesteśmy uzależnieni od drogiego rosyjskiego gazu, bez którego nasza gospodarka nie może normalnie funkcjonować. Tymczasem przeciwnicy fuzji Orlenu z koncernem MOL wytoczyli publicznie osobliwej natury argument, iż ów alians służyłby... rosyjskim firmom. Logiki ekonomicznej w tym żadnej nie ma poza domniemaniem, iż Łukos ma już jakoby 10 proc. akcji węgierskiej spółki. A tego z kolei nie potwierdza żaden z przedstawicieli MOL.
Łukoil kupuje Gdańsk?
Zagrożenie ze Wschodu nie jest abstrakcją. Jak dowiedział się "Wprost", we wrześniu 2002 r. dwaj najwięksi dostawcy ropy w naszym regionie - Łukoil i Jukos - nie chcieli sprzedać ropy polskim rafineriom. Powód był prozaiczny: oba rosyjskie koncerny chciały kupić Rafinerię Gdańską. Toczyły nieoficjalne rozmowy z naszym rządem, w trakcie których przyparci do muru urzędnicy Ministerstwa Skarbu Państwa zaproponowali Łukoilowi kupno od 10 do 15 proc. akcji PKN Orlen. W zamian Orlen miałby wspólnie z Łukoilem eksploatować pola naftowe należące do rosyjskiego koncernu. Pozwoliłoby to zadośćuczynić rosyjskim ambicjom, jednocześnie dając stronie polskiej gwarancje, że będzie miała dostęp do ropy. Łukoil czuł się wszakże tak pewnie, że tę ofertę odrzucił.
Gdy w listopadzie 2002 r. do Moskwy pojechała delegacja PKN Orlen, prezes Łukoilu Wagit Alekpierow zapowiedział przy świadkach ówczesnemu wiceprzewodniczącemu rady nadzorczej PKN Orlen (zarazem prezesowi zarządu Kulczyk Holding) Janowi Wadze oraz prezesowi zarządu PKN Orlen Zbigniewowi Wróblowi, że "na wiosnę 2003 r. wszystko się odwróci i to Łukoil kupi Gdańsk".
W listopadzie i grudniu 2002 r. Łukoil znów odmówił sprzedania ropy PKN Orlen, informując przedstawicieli polskiego koncernu, że rozmowy o dostawach wznowi, gdy kupi Rafinerię Gdańską. Od kryzysu paliwowego uratowała nas wówczas wolta rywala Łukoilu - Jukosu, który podpisał z płocką rafinerią umowę na dostawy surowca. Według naszych informatorów, ta niesubordynacja i złamanie wspólnego frontu rosyjskich firm mogły być jednymi z powodów późniejszych kłopotów Jukosu, zakończonych aresztowaniem jego prezesa, miliardera Michaiła Chodorkowskiego. Kreml i rosyjskie służby specjalne (FSB), z których wywodzi się prezydent Władimir Putin, z coraz większym rozmachem próbują za pośrednictwem formalnie prywatnych firm realizować swą politykę wobec tzw. bliskiej zagranicy, do której w Rosji wciąż zalicza się Polskę.
Kaczmarek do Kulczyka
Już rok temu Kaczmarek de facto przysłużył się ekspansji rosyjskich koncernów. 7 stycznia 2003 r. premier Leszek Miller odwołał go ze stanowiska szefa resortu skarbu. Choć następcą został Stanisław Cytrycki, a po trzech miesiącach Piotr Czyżewski (obaj są uważani za zaufanych ludzi Kaczmarka), to premier zaczął się skłaniać ku sprzedaży Rafinerii Gdańskiej konsorcjum Rotch Energy i PKN Orlen. Kaczmarek dawał wówczas do zrozumienia, że premier Miller sprzyja interesom najbogatszego Polaka Jana Kulczyka (właściciela około 6 proc. akcji PKN Orlen), który popierał kupno Rafinerii Gdańskiej przez Orlen. Były minister osiągnął swój cel: o interesach Kulczyka zrobiło się bardzo głośno, politycy opozycji zaczęli się domagać "lepszej ochrony interesów skarbu państwa", a decyzja o prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej została odroczona i nie rozstrzygnięto jej do dziś.
Gdy w piątek 12 marca 2004 r. Maciej Gierej utracił stanowisko szefa Nafty Polskiej (spółki zarządzającej aktywami państwa w branży paliwowej i chemicznej posiadającej 17,3 proc. udziałów w PKN Orlen i 75 proc. w Rafinerii Gdańskiej), dla wszystkich było oczywiste, że na najbliższym zgromadzeniu akcjonariuszy PKN Orlen Gierej utraci również funkcję szefa rady nadzorczej tej spółki. To m.in. jego dymisji usiłował zapobiec Kaczmarek, ujawniając swoje rewelacje na temat aresztowania Modrzejewskiego. Nie uratowało to jednak Giereja, który stracił posadę w radzie nadzorczej Orlenu, podobnie jak Andrzej Kratiuk i Krzysztof Kluzek. Kratiuk występuje formalnie jako adwokat Kaczmarka (był kiedyś szefem jego doradców w dawnym Ministerstwie Przekształceń Własnościowych), Kluzek zaś najpierw wspierał Kaczmarka w walce z prezesem PZU Zbigniewem Montkiewiczem, a gdy przestał tam pracować, zajął się atakowaniem prezesa PKN Orlen Zbigniewa Wróbla.
Zemsta Kaczmarka przynosi nieoczekiwane rezultaty. Wniosek o odwołanie Kaniewskiego (będzie głosowany w Sejmie w tym tygodniu) złożyło co prawda Prawo i Sprawiedliwość, a poparcie zapowiedziały m.in. Platforma Obywatelska, Liga Polskich Rodzin i PSL, ale to właśnie Kaczmarek jest jego faktycznym inspiratorem.
W Wielki Piątek, 9 kwietnia, Kaczmarek pielgrzymował do siedziby Kulczyk Holding i prosił o spotkanie z Janem Kulczykiem. Kulczyk nie znalazł jednak dla niego czasu. Tymczasem ludzie Kaczmarka są odwoływani z rad nadzorczych i zarządów spółek - od mniejszych, jak zakład energetyczny w Kaliszu, do największych, jak KGHM Polska Miedź (w ostatni piątek odwołano tam przewodniczącego rady nadzorczej Bohdana Kaczmarka).
Od Bałtyku do Adriatyku?
Niestety, istnieje niebezpieczeństwo, że zamieszanie wywołane przez Wiesława Kaczmarka storpeduje plany fuzji MOL i PKN Orlen. 15 kwietnia minister skarbu Zbigniew Kaniewski, naciskany przez posłów w Sejmie, obiecał, że do końca kwietnia nie podejmie żadnych decyzji w sprawie tej fuzji. Tymczasem ważność listu intencyjnego, podpisanego przez obie firmy w Warszawie pół roku temu (w obecności premierów Polski i Węgier), wygasa właśnie 30 kwietnia. Węgrzy są wyraźnie podenerwowani tym, co się dzieje w Polsce. Kilka dni po walnym zgromadzeniu akcjonariuszy Orlenu zarząd MOL wystosował do zarządu PKN Orlen pismo, w którym dał do zrozumienia, że oczekuje uzależnienia przedłużenia ważności listu intencyjnego od jasnej deklaracji polskiego rządu w sprawie fuzji.
Tymczasem w Sejmie jest już projekt uchwały LPR o "wstrzymaniu fuzji PKN Orlen i MOL". Politycy od lewa do prawa żądają, aby "skompromitowany rząd nie podejmował w tej kwestii żadnych działań". Menedżerowie węgierskiego koncernu są takim obrotem sprawy wyraźnie rozczarowani. Kilkakrotnie dawali do zrozumienia, że fuzja MOL z Orlenem będzie korzystna dla obu stron, i włożyli sporo wysiłku w to, by do niej doszło. Obie firmy doskonale się uzupełniają. Węgrzy mają swoje udziały w firmach paliwowych w Chorwacji, Bośni i Hercegowinie, Czechach oraz na Słowacji. Orlen ma 60 proc. polskiego rynku paliw, stacje benzynowe w Niemczech i wciąż duże szanse na kupno Unipetrolu. Po fuzji koncerny mogłyby znacznie zmniejszyć koszty i skoordynować inwestycje. Z raportu PKN Orlen, do którego dotarł "Wprost", wynika, że dzięki połączeniu (tzw. efekt synergii) łączna wartość rynkowa obu firm wzrosłaby o miliard dolarów - do 8,4 mld dolarów!
Chciwi jak polscy politycy
- Szanse na to, że dojdzie do fuzji Orlenu i MOL, maleją - mówi "Wprost" analityk z węgierskiego oddziału zachodniego banku inwestycyjnego. - Polscy politycy są chciwi i traktują Orlen jako sposób na zdobycie dużych pieniędzy - dodaje. Jego zdaniem, to dlatego - mimo sześciu miesięcy rozmów z Węgrami - nie doszło do poważniejszych ustaleń. A za opóźnienia odpowiedzialna jest głównie Nafta Polska, która pod rządami Macieja Giereja pracowała nad fuzją wyjątkowo nieudolnie.
- Prace nad naszą opinią będą musiały potrwać jeszcze kilka tygodni - mówi Krzysztof Żyndul, nowy prezes Nafty Polskiej. Z punktu widzenia polskiego interesu narodowego alternatywa jest dziś następująca: albo powstanie koncern o światowej marce, dzięki któremu w razie potrzeby będzie można sprowadzać ropę z dowolnego źródła i mieć wpływ na cenę benzyny (MOL dysponuje portem w Rijece, dokąd można sprowadzać tankowcami na przykład arabską ropę), albo poddamy się dyktatowi Rosjan.
Cenę za zrealizowanie zemsty Kaczmarka zapłacimy wszyscy. PKN Orlen, negocjujący właśnie strategiczne transakcje (kupno dominującego na czeskim rynku paliwowym Unipetrolu i fuzję z węgierskim koncernem MOL), może stracić na zawsze szansę wzięcia udziału w tworzeniu wielkiego koncernu naftowego, przerabiającego ropę i sprzedającego paliwa, który swym zasięgiem objąłby niemal całą Europę Środkową. Jeśli do 1 maja PKN nie podpisze stosownych umów, Komisja Europejska całą fuzję będzie mogła zablokować (albo nakazać połączonym firmom sprzedaż części aktywów, na przykład sieci stacji benzynowych)! - Udział Orlenu w tym przedsięwzięciu to nie tylko okazja zbudowania ponadnarodowej firmy w Polsce, ale także zapewnienia nam dostępu do alternatywnych, tańszych źródeł ropy - przekonuje Zbigniew Wróbel, prezes Orlenu. Jeśli się to nie powiedzie, osamotniony PKN Orlen będzie skazany na przejęcie przez któregoś z rosyjskich gigantów paliwowych. Wtedy pryśnie ostatnia i jedyna tak realna po 1989 r. szansa na zdobycie przez Polskę niezależności w branży naftowej. Pozostaniemy uzależnieni od rosyjskiej ropy, jak jesteśmy uzależnieni od drogiego rosyjskiego gazu, bez którego nasza gospodarka nie może normalnie funkcjonować. Tymczasem przeciwnicy fuzji Orlenu z koncernem MOL wytoczyli publicznie osobliwej natury argument, iż ów alians służyłby... rosyjskim firmom. Logiki ekonomicznej w tym żadnej nie ma poza domniemaniem, iż Łukos ma już jakoby 10 proc. akcji węgierskiej spółki. A tego z kolei nie potwierdza żaden z przedstawicieli MOL.
Łukoil kupuje Gdańsk?
Zagrożenie ze Wschodu nie jest abstrakcją. Jak dowiedział się "Wprost", we wrześniu 2002 r. dwaj najwięksi dostawcy ropy w naszym regionie - Łukoil i Jukos - nie chcieli sprzedać ropy polskim rafineriom. Powód był prozaiczny: oba rosyjskie koncerny chciały kupić Rafinerię Gdańską. Toczyły nieoficjalne rozmowy z naszym rządem, w trakcie których przyparci do muru urzędnicy Ministerstwa Skarbu Państwa zaproponowali Łukoilowi kupno od 10 do 15 proc. akcji PKN Orlen. W zamian Orlen miałby wspólnie z Łukoilem eksploatować pola naftowe należące do rosyjskiego koncernu. Pozwoliłoby to zadośćuczynić rosyjskim ambicjom, jednocześnie dając stronie polskiej gwarancje, że będzie miała dostęp do ropy. Łukoil czuł się wszakże tak pewnie, że tę ofertę odrzucił.
Gdy w listopadzie 2002 r. do Moskwy pojechała delegacja PKN Orlen, prezes Łukoilu Wagit Alekpierow zapowiedział przy świadkach ówczesnemu wiceprzewodniczącemu rady nadzorczej PKN Orlen (zarazem prezesowi zarządu Kulczyk Holding) Janowi Wadze oraz prezesowi zarządu PKN Orlen Zbigniewowi Wróblowi, że "na wiosnę 2003 r. wszystko się odwróci i to Łukoil kupi Gdańsk".
W listopadzie i grudniu 2002 r. Łukoil znów odmówił sprzedania ropy PKN Orlen, informując przedstawicieli polskiego koncernu, że rozmowy o dostawach wznowi, gdy kupi Rafinerię Gdańską. Od kryzysu paliwowego uratowała nas wówczas wolta rywala Łukoilu - Jukosu, który podpisał z płocką rafinerią umowę na dostawy surowca. Według naszych informatorów, ta niesubordynacja i złamanie wspólnego frontu rosyjskich firm mogły być jednymi z powodów późniejszych kłopotów Jukosu, zakończonych aresztowaniem jego prezesa, miliardera Michaiła Chodorkowskiego. Kreml i rosyjskie służby specjalne (FSB), z których wywodzi się prezydent Władimir Putin, z coraz większym rozmachem próbują za pośrednictwem formalnie prywatnych firm realizować swą politykę wobec tzw. bliskiej zagranicy, do której w Rosji wciąż zalicza się Polskę.
Kaczmarek do Kulczyka
Już rok temu Kaczmarek de facto przysłużył się ekspansji rosyjskich koncernów. 7 stycznia 2003 r. premier Leszek Miller odwołał go ze stanowiska szefa resortu skarbu. Choć następcą został Stanisław Cytrycki, a po trzech miesiącach Piotr Czyżewski (obaj są uważani za zaufanych ludzi Kaczmarka), to premier zaczął się skłaniać ku sprzedaży Rafinerii Gdańskiej konsorcjum Rotch Energy i PKN Orlen. Kaczmarek dawał wówczas do zrozumienia, że premier Miller sprzyja interesom najbogatszego Polaka Jana Kulczyka (właściciela około 6 proc. akcji PKN Orlen), który popierał kupno Rafinerii Gdańskiej przez Orlen. Były minister osiągnął swój cel: o interesach Kulczyka zrobiło się bardzo głośno, politycy opozycji zaczęli się domagać "lepszej ochrony interesów skarbu państwa", a decyzja o prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej została odroczona i nie rozstrzygnięto jej do dziś.
Gdy w piątek 12 marca 2004 r. Maciej Gierej utracił stanowisko szefa Nafty Polskiej (spółki zarządzającej aktywami państwa w branży paliwowej i chemicznej posiadającej 17,3 proc. udziałów w PKN Orlen i 75 proc. w Rafinerii Gdańskiej), dla wszystkich było oczywiste, że na najbliższym zgromadzeniu akcjonariuszy PKN Orlen Gierej utraci również funkcję szefa rady nadzorczej tej spółki. To m.in. jego dymisji usiłował zapobiec Kaczmarek, ujawniając swoje rewelacje na temat aresztowania Modrzejewskiego. Nie uratowało to jednak Giereja, który stracił posadę w radzie nadzorczej Orlenu, podobnie jak Andrzej Kratiuk i Krzysztof Kluzek. Kratiuk występuje formalnie jako adwokat Kaczmarka (był kiedyś szefem jego doradców w dawnym Ministerstwie Przekształceń Własnościowych), Kluzek zaś najpierw wspierał Kaczmarka w walce z prezesem PZU Zbigniewem Montkiewiczem, a gdy przestał tam pracować, zajął się atakowaniem prezesa PKN Orlen Zbigniewa Wróbla.
Zemsta Kaczmarka przynosi nieoczekiwane rezultaty. Wniosek o odwołanie Kaniewskiego (będzie głosowany w Sejmie w tym tygodniu) złożyło co prawda Prawo i Sprawiedliwość, a poparcie zapowiedziały m.in. Platforma Obywatelska, Liga Polskich Rodzin i PSL, ale to właśnie Kaczmarek jest jego faktycznym inspiratorem.
W Wielki Piątek, 9 kwietnia, Kaczmarek pielgrzymował do siedziby Kulczyk Holding i prosił o spotkanie z Janem Kulczykiem. Kulczyk nie znalazł jednak dla niego czasu. Tymczasem ludzie Kaczmarka są odwoływani z rad nadzorczych i zarządów spółek - od mniejszych, jak zakład energetyczny w Kaliszu, do największych, jak KGHM Polska Miedź (w ostatni piątek odwołano tam przewodniczącego rady nadzorczej Bohdana Kaczmarka).
Od Bałtyku do Adriatyku?
Niestety, istnieje niebezpieczeństwo, że zamieszanie wywołane przez Wiesława Kaczmarka storpeduje plany fuzji MOL i PKN Orlen. 15 kwietnia minister skarbu Zbigniew Kaniewski, naciskany przez posłów w Sejmie, obiecał, że do końca kwietnia nie podejmie żadnych decyzji w sprawie tej fuzji. Tymczasem ważność listu intencyjnego, podpisanego przez obie firmy w Warszawie pół roku temu (w obecności premierów Polski i Węgier), wygasa właśnie 30 kwietnia. Węgrzy są wyraźnie podenerwowani tym, co się dzieje w Polsce. Kilka dni po walnym zgromadzeniu akcjonariuszy Orlenu zarząd MOL wystosował do zarządu PKN Orlen pismo, w którym dał do zrozumienia, że oczekuje uzależnienia przedłużenia ważności listu intencyjnego od jasnej deklaracji polskiego rządu w sprawie fuzji.
Tymczasem w Sejmie jest już projekt uchwały LPR o "wstrzymaniu fuzji PKN Orlen i MOL". Politycy od lewa do prawa żądają, aby "skompromitowany rząd nie podejmował w tej kwestii żadnych działań". Menedżerowie węgierskiego koncernu są takim obrotem sprawy wyraźnie rozczarowani. Kilkakrotnie dawali do zrozumienia, że fuzja MOL z Orlenem będzie korzystna dla obu stron, i włożyli sporo wysiłku w to, by do niej doszło. Obie firmy doskonale się uzupełniają. Węgrzy mają swoje udziały w firmach paliwowych w Chorwacji, Bośni i Hercegowinie, Czechach oraz na Słowacji. Orlen ma 60 proc. polskiego rynku paliw, stacje benzynowe w Niemczech i wciąż duże szanse na kupno Unipetrolu. Po fuzji koncerny mogłyby znacznie zmniejszyć koszty i skoordynować inwestycje. Z raportu PKN Orlen, do którego dotarł "Wprost", wynika, że dzięki połączeniu (tzw. efekt synergii) łączna wartość rynkowa obu firm wzrosłaby o miliard dolarów - do 8,4 mld dolarów!
Chciwi jak polscy politycy
- Szanse na to, że dojdzie do fuzji Orlenu i MOL, maleją - mówi "Wprost" analityk z węgierskiego oddziału zachodniego banku inwestycyjnego. - Polscy politycy są chciwi i traktują Orlen jako sposób na zdobycie dużych pieniędzy - dodaje. Jego zdaniem, to dlatego - mimo sześciu miesięcy rozmów z Węgrami - nie doszło do poważniejszych ustaleń. A za opóźnienia odpowiedzialna jest głównie Nafta Polska, która pod rządami Macieja Giereja pracowała nad fuzją wyjątkowo nieudolnie.
- Prace nad naszą opinią będą musiały potrwać jeszcze kilka tygodni - mówi Krzysztof Żyndul, nowy prezes Nafty Polskiej. Z punktu widzenia polskiego interesu narodowego alternatywa jest dziś następująca: albo powstanie koncern o światowej marce, dzięki któremu w razie potrzeby będzie można sprowadzać ropę z dowolnego źródła i mieć wpływ na cenę benzyny (MOL dysponuje portem w Rijece, dokąd można sprowadzać tankowcami na przykład arabską ropę), albo poddamy się dyktatowi Rosjan.
SMS do ministra skarbu Zbigniewa Kaniewskiego wysŁany przez Wiesława Kaczmarka |
---|
"Zbyszek, informuję Cię, jeżeli podejmiesz decyzje w sprawie Polskiej Nafty, Orlenu, pomijam sprawę nominacji w BOT [grupa obejmująca elektrownie Bełchatów, Opole i Turów - red.], to zostanie uchwalony wniosek o Twoje odwołanie, wygramy ten wniosek w Sejmie. Chcę być lojalny wobec Ciebie i chcę, żebyś wiedział, w co się pakujesz. W. Kaczmarek" |
Orlen bez tarczy? |
---|
Wystarczy mieć około 2 mld USD (wartość firmy to 3,3 mld USD), ogłosić tzw. wezwanie do sprzedaży akcji na warszawskiej giełdzie, aby zdobyć ponad 50 proc. udziałów w Orlenie! "Odsłonięcie" spółki (terminologia analityków giełdowych) to skutek szkodliwej działalności polityków. Doprowadzili oni do tego, że nie poprawiono statutu firmy, tłumacząc, iż naruszałoby to interesy skarbu państwa. W obecnym statucie jest zapisane ograniczenie prawa tzw. wykonywania głosów przez akcjonariuszy prywatnych (skarbu państwa zastrzeżenia nie dotyczą), mających ponad 10 proc. udziałów. Jest to niezgodne z kodeksem handlowym, a także prawem Unii Europejskiej. Kodeks handlowy dopuszcza ograniczenie prawa wykonywania głosu przez akcjonariuszy, którzy mają więcej niż 20 proc. udziałów. Taki zapis pozwala uniknąć tzw. wrogiego przejęcia firmy, gdy ktoś zaczyna skupować akcje spółki notowanej na giełdzie. Głosowanie nad nowym statutem zostało przesunięte na kolejne walne zgromadzenie akcjonariuszy (najprawdopodobniej odbędzie się w czerwcu), do tego czasu PKN Orlen może zostać przejęty na przykład przez rosyjskie koncerny. |
O sojuszu, a nawet fuzji środkowoeuropejskich firm paliwowych mówi się głośno już od 2000 r., gdy austriacki OMV kupił 9,2 proc. akcji węgierskiego koncernu MOL. Fuzja była bardzo blisko, gdyż w tym samym czasie rozpisano przetarg na sprzedaż 17,8 proc. akcji polskiego Orlenu. Dopuszczono do niego oferty spólek austriackiej i węgierskiej, a to wróżyło szybką konsolidację w regionie. Niestety, przetarg na sprzedaż akcji PKN Orlen nie został sfinalizowany. Dziś szybkie trójporozumienie jest mało realne. PKN Orlen jest wart 3,3 mld USD, MOL - 4,1 mld USD, a OMV - 5 mld USD. Spółka austriacka czeka na rozwój sytuacji. Po ewentualnej fuzji MOL i Orlenu nie pozostanie jej jednak nic innego, niż przystąpić do konsolidacji. Połączone w CK Naftę trzy narodowe koncerny przerabiałyby około 50 mln ton ropy rocznie i miałyby 5,5 tys. stacji benzynowych od Bałtyku po Morze Czarne! |
Więcej możesz przeczytać w 17/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.