Nie eutanazja jest w Polsce problemem, lecz uporczywe przedłużanie umierania
Każdego roku umiera w Polsce średnio 320 tys. osób z powodu nieuleczalnych chorób przewlekłych (w tym 82 tys. chorych na nowotwory). Prawie 200 tys. pacjentów wymaga co roku opieki paliatywno-hospicyjnej stanowiącej alternatywę dla eutanazji. To skala problemu, który był przedmiotem artykułu "Eutanazizm" ("Wprost", nr 13). Bardzo dobrze, że media coraz częściej zajmują się medycznymi aspektami godnego umierania, opowiadając się przeciwko eutanazji, która jest zamachem na godność człowieka. Bardzo źle, że niektóre z rozpowszechnianych informacji mogą być szkodliwe społecznie - mogą wywoływać wśród cierpiących i umierających lęk przed hospicjami jako miejscami, gdzie dokonuje się również eutanazji. Niestety, na taką właśnie wymowę artykułu "Eutanazizm" zwracało uwagę wielu lekarzy i pielęgniarki opieki paliatywno-hospicyjnej (z Warszawy, Wrocławia i Poznania). Powoływali się oni na głosy swoich pacjentów oraz ich bliskich. Taka reakcja jest uzasadniona, bo w artykule pojawiła się - nie oparta na faktach - sugestia, że bezprawna eutanazja jest praktykowana także w Polsce. Moje spostrzeżenia, potwierdzone obserwacjami znajomych lekarzy, przeczą tej tezie. W naszym kraju mamy odwrotne zjawisko: szeroko jest stosowana - z reguły bez uzgodnienia z okłamywanym co do diagnozy i rokowań umierającym - uporczywa intensywna terapia, a więc przedłużanie umierania!
Polski margines
Zaprezentowany przez prof. Franciszka Kokota ze Śląskiej Akademii Medycznej pogląd, iż eutanazja zdarza się w polskich hospicjach, to niedorzeczność i pogląd w środowisku medycznym odosobniony. Podana w artykule informacja o tym, że w naszym kraju "może być uśmiercany co osiemdziesiąty ciężko chory" nie jest poparta żadnymi obiektywnymi dowodami. Oczywiście, nie można całkowicie wykluczyć istnienia patologicznych wypadków. Jeśli jednak "Wprost" za brytyjskim "Lancetem" podaje, iż we Włoszech "co tysięczny ciężko chory jest uśmiercany decyzją lekarza", a w Szwajcarii co setny, to skala takiego zjawiska u nas może być co najwyżej porównywalna.
Artykuł zawiera także inny szkodliwy i niebezpieczny pogląd, że podawanie uśmierzających ból leków opioidowych, które w dawkach większych niż zalecane mogą spowodować zgon, jest de facto legalne. W Polsce - wzorem Wielkiej Brytanii - dzięki rozpowszechnianiu wiedzy i umiejętności w kwestiach rozpoznawania oraz leczenia bólu nowotworowego mamy korzystne warunki do jego zwalczania. Zgodnie z zasadami Światowej Organizacji Zdrowia morfina podawana najczęściej doustnie, stosowana w dawkach stopniowo zwiększanych, aż do uzyskania optymalnego efektu przeciwbólowego, jest lekiem bezpiecznym. Nie istnieją więc żadne ograniczenia (poza tolerancją pacjenta na lek) w wysokości dawek silnych leków opioidowych, które powinny być indywidualnie dostosowywane, w zależności od efektu klinicznego. Większość chorych nie wymaga dawek dobowych wyższych niż 200-300 mg (w przeliczeniu na morfinę doustną), ale u części pacjentów konieczne jest stosowanie znacznie większych dawek - przekraczających kilka gramów. Pozwala to im, przy zachowaniu sprawności umysłowej i fizycznej, prowadzić w miarę normalny tryb życia. Długoletnia praktyka poparta wieloma publikacjami naukowymi przemawia za tym, że silne leki opioidowe podawane nawet w bardzo wysokich dawkach ciężko chorym pacjentom nie tylko ich nie zabijają, ale nawet nie wywołują u nich uzależnienia ani odurzenia, poprawiając jakość i długość życia.
Triumf opiofobów
Nie mogę się zgodzić z uwagami dotyczącymi stosowania tzw. sedacji terminalnej (polegającej na podawaniu podwyższonych dawek morfiny), cytowanych za dr. Pieterem Admiraalem. Nieprawdą jest, że zazwyczaj w takich sytuacjach chory umiera z głodu i pragnienia, odurzony morfiną. Chyba że jest to praktyka stosowana przez Admiraala. Badania prowadzone wśród pacjentów, wobec których stosowano sedację, by uśmierzyć ich dolegliwości (u osób ze znacznie nasiloną nie poddającą się leczeniu dusznością oraz pobudzeniem psychomotorycznym) wskazują na to, że ci chorzy żyli z reguły dłużej.
Nieodpowiedzialne twierdzenia pseudoautorytetów medycznych, nie posiadających należnej wiedzy w zakresie medycyny paliatywnej, sprzyjają ugruntowaniu w Polsce opiofobii, czyli przekonaniu o rzekomo szkodliwym, uzależniającym i skracającym życie działaniu leków opioidowych (morfiny, fentanylu przezskórnego, buprenorfiny). Ten fałszywy pogląd z trudem jest zwalczany przez pracowników hospicjów i ośrodków opieki paliatywnej zaangażowanych nie tylko w edukację studentów (medycyny, pielęgniarstwa, zdrowia publicznego, teologii), lekarzy (od 1999 r. medycyna paliatywna jest uznaną specjalnością lekarską) czy pielęgniarek, ale także zajmujących się szeroko rozumianą edukacją społeczną.
Więcej możesz przeczytać w 17/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.