300 mld USD wydano na amerykańską legię antyterrorystyczną
W najbliższych latach armia amerykańska zwolni do cywila 200 tys. ludzi. Ich zadania przekażemy prywatnym firmom" - zapowiedział niedawno sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld. Niemal 350 lat po złotym wieku zaciężnego wojska (jego szczyt stanowiła wojna trzydziestoletnia w Europie) najemnicy wracają do łask. Określani często mianem "psów wojny" są dziś przede wszystkim "psami rządów". W Iraku żołnierze z prywatnych firm, wynajmowani przez rządy USA i Wielkiej Brytanii, tworzą ochronę szefa cywilnej administracji Iraku Paula Bremera, patrolują centralne dzielnice Bagdadu, bronią instalacji zagranicznych koncernów naftowych, szkolą iracką policję i odbudowywaną armię. 15 tys. obecnych nad Tygrysem i Eufratem najemników stanowi - pod względem liczby żołnierzy - drugą po Stanach Zjednoczonych siłę wojskową w regionie!
Tylko Amerykanie w ciągu ostatniej dekady wydali na usługi najemników ponad 300 mld USD. Najemnicy są równie profesjonalni jak zawodowi żołnierze narodowych armii, lecz - mimo słonych stawek za ich pracę - znacznie od nich tańsi. Nawet bezczynne armie pochłaniają miliardy z budżetu, prywatnych żołnierzy można wynająć tylko do konkretnego zadania. Last but not least, burzliwemu rozwojowi rynku zaciężnego wojska sprzyja na Zachodzie hipokryzja obywateli (i wyborców), którym trudno się pogodzić ze śmiercią żołnierzy narodowej armii, ale znacznie łatwiej ze śmiercią najemników, choć w obu wypadkach ryzyko jest wkalkulowane w charakter zawodu. Zdaniem Petera W. Singera, eksperta z The Brookings Institution, w ciągu najbliższych sześciu lat przychody prywatnych firm oferujących usługi najemników wzrosną o 85 proc.!
Lufy do wynajęcia
W 2003 r. wartość globalnego rynku prywatnych usług militarnych sięgnęła 100 mld USD. Chętnych do pracy w charakterze najemników nie brakuje. W latach 90. niemal na całym świecie cięto budżety obronne, a liczebność narodowych armii zmniejszono łącznie o 6 mln żołnierzy. US Army odesłała do cywila ponad 700 tys. wojskowych, czyli 40 proc. kadry sprzed dekady. Podobnie postąpili Brytyjczycy, których armia liczy obecnie około 214 tys. osób, czyli tyle, ile w okresie wojen napoleońskich. Wszystkimi zwolnionymi ze służby interesują się firmy parające się wynajmem żołnierzy.
"Zagłębiem" najemników stały się po rozwiązaniu Armii Radzieckiej Rosja oraz Ukraina. W branży niezwykle cenieni są również wojskowi z Republiki Południowej Afryki, po upadku apartheidu zwolnieni z armii zdominowanej przez białych Afrykanerów, zaprawieni w bojach z komunistyczną partyzantką, z wojskami Angoli i Mozambiku w latach 70. i 80. Niekiedy profesjonalni żołnierze nie podpisują umów o pracę z firmami, lecz zakładają własne. Całymi oddziałami! Własne spółki utworzyli m.in. członkowie elitarnej rosyjskiej jednostki specjalnej Alfa, a także żołnierze 32. Południowoafrykańskiego Batalionu Rozpoznawczego. Dołączają do nich nieraz byli pracownicy służb specjalnych. Singer szacuje, że 70 proc. agentów, którzy do 1989 r. pracowali dla KGB, zatrudnionych jest obecnie w prywatnych firmach wykonujących zadania dla różnych rządów.
Bałkański poligon
Rozkwit branży spowodowała wojna w byłej Jugosławii na początku lat 90. Na przykład prywatna amerykańska firma Military Professional Resources Inc. (MPRI) wyszkoliła na zlecenie Waszyngtonu chorwacką armię. To specjaliści z MPRI zaplanowali i - nieoficjalnie - dowodzili operacjami "Błysk" oraz "Burza" w 1995 r., w których armia chorwacka odwróciła losy wojny, odbijając z rąk Serbów utraconą wcześniej Krainę oraz Slawonię (z Vukovarem). Najemnicy wystąpili nie tylko w roli instruktorów; część z nich brała udział w walkach. Dzięki posłużeniu się "psami wojny" USA - oficjalnie neutralne i przestrzegające embarga na dostawy broni dla wszystkich stron konfliktu - bez ryzyka politycznego de facto wsparły Chorwację.
MPRI okazała się na tyle skuteczna, że kiedy później kraje arabskie postanowiły wesprzeć bośniackich Muzułmanów przeciwko Serbom, wynajęły amerykańską spółkę w celu wyszkolenia bośniackiej armii. Podczas konfliktu w Kosowie w 1999 r. interweniujące NATO korzystało już z usług najemników. Brytyjczycy zlecili im transport czołgów, a Amerykanie - budowę i ochronę największej bazy wojskowej od czasu wojny w Wietnamie (Camp Bondsteel w Kosowie).
Armie zbawienia podatników
Firma Blackwater, założona w 1996 r. przez Erika Prince'a, byłego żołnierza Navy Seal (komandosów marynarki wojennej USA), płaci swoim ludziom za pilnowanie instalacji do wydobywania ropy naftowej w Iraku 4 tys. USD miesięcznie. Najemnicy pracujący dla Blackwater przy ochronie cywilnych władz w Iraku dostają co miesiąc nawet 30 tys. USD (co najmniej trzykrotnie więcej niż są w stanie zapłacić żołnierzom najbogatsze narodowe armie). Prywatne firmy dbają o zatrudnianie najlepszych żołnierzy, którzy w większym stopniu gwarantują powodzenie zleconych misji.
Atrakcyjne zarobki najemników sprawiają, że prywatny sektor wręcz wysysa profesjonalistów z armii. W 2003 r. z elitarnej brytyjskiej jednostki specjalnej SAS do pracy w Iraku na zlecenie prywatnych firm odeszło 40 z 350 żołnierzy. Rządy zbytnio się tym nie przejmują. "Im więcej zadań przekażemy prywatnym firmom, tym mniej zapłacimy za kolejne etapy kampanii antyterrorystycznej" - tłumaczy Rumsfeld.
W czasie pierwszej wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r. na stu "państwowych" żołnierzy w siłach koalicji antysaddamowskiej przypadał jeden "prywatny". Dziś w Iraku jeden najemnik przypada już na dziesięciu wojskowych na żołdzie państwa.
Tylko Amerykanie w ciągu ostatniej dekady wydali na usługi najemników ponad 300 mld USD. Najemnicy są równie profesjonalni jak zawodowi żołnierze narodowych armii, lecz - mimo słonych stawek za ich pracę - znacznie od nich tańsi. Nawet bezczynne armie pochłaniają miliardy z budżetu, prywatnych żołnierzy można wynająć tylko do konkretnego zadania. Last but not least, burzliwemu rozwojowi rynku zaciężnego wojska sprzyja na Zachodzie hipokryzja obywateli (i wyborców), którym trudno się pogodzić ze śmiercią żołnierzy narodowej armii, ale znacznie łatwiej ze śmiercią najemników, choć w obu wypadkach ryzyko jest wkalkulowane w charakter zawodu. Zdaniem Petera W. Singera, eksperta z The Brookings Institution, w ciągu najbliższych sześciu lat przychody prywatnych firm oferujących usługi najemników wzrosną o 85 proc.!
Lufy do wynajęcia
W 2003 r. wartość globalnego rynku prywatnych usług militarnych sięgnęła 100 mld USD. Chętnych do pracy w charakterze najemników nie brakuje. W latach 90. niemal na całym świecie cięto budżety obronne, a liczebność narodowych armii zmniejszono łącznie o 6 mln żołnierzy. US Army odesłała do cywila ponad 700 tys. wojskowych, czyli 40 proc. kadry sprzed dekady. Podobnie postąpili Brytyjczycy, których armia liczy obecnie około 214 tys. osób, czyli tyle, ile w okresie wojen napoleońskich. Wszystkimi zwolnionymi ze służby interesują się firmy parające się wynajmem żołnierzy.
"Zagłębiem" najemników stały się po rozwiązaniu Armii Radzieckiej Rosja oraz Ukraina. W branży niezwykle cenieni są również wojskowi z Republiki Południowej Afryki, po upadku apartheidu zwolnieni z armii zdominowanej przez białych Afrykanerów, zaprawieni w bojach z komunistyczną partyzantką, z wojskami Angoli i Mozambiku w latach 70. i 80. Niekiedy profesjonalni żołnierze nie podpisują umów o pracę z firmami, lecz zakładają własne. Całymi oddziałami! Własne spółki utworzyli m.in. członkowie elitarnej rosyjskiej jednostki specjalnej Alfa, a także żołnierze 32. Południowoafrykańskiego Batalionu Rozpoznawczego. Dołączają do nich nieraz byli pracownicy służb specjalnych. Singer szacuje, że 70 proc. agentów, którzy do 1989 r. pracowali dla KGB, zatrudnionych jest obecnie w prywatnych firmach wykonujących zadania dla różnych rządów.
Bałkański poligon
Rozkwit branży spowodowała wojna w byłej Jugosławii na początku lat 90. Na przykład prywatna amerykańska firma Military Professional Resources Inc. (MPRI) wyszkoliła na zlecenie Waszyngtonu chorwacką armię. To specjaliści z MPRI zaplanowali i - nieoficjalnie - dowodzili operacjami "Błysk" oraz "Burza" w 1995 r., w których armia chorwacka odwróciła losy wojny, odbijając z rąk Serbów utraconą wcześniej Krainę oraz Slawonię (z Vukovarem). Najemnicy wystąpili nie tylko w roli instruktorów; część z nich brała udział w walkach. Dzięki posłużeniu się "psami wojny" USA - oficjalnie neutralne i przestrzegające embarga na dostawy broni dla wszystkich stron konfliktu - bez ryzyka politycznego de facto wsparły Chorwację.
MPRI okazała się na tyle skuteczna, że kiedy później kraje arabskie postanowiły wesprzeć bośniackich Muzułmanów przeciwko Serbom, wynajęły amerykańską spółkę w celu wyszkolenia bośniackiej armii. Podczas konfliktu w Kosowie w 1999 r. interweniujące NATO korzystało już z usług najemników. Brytyjczycy zlecili im transport czołgów, a Amerykanie - budowę i ochronę największej bazy wojskowej od czasu wojny w Wietnamie (Camp Bondsteel w Kosowie).
Armie zbawienia podatników
Firma Blackwater, założona w 1996 r. przez Erika Prince'a, byłego żołnierza Navy Seal (komandosów marynarki wojennej USA), płaci swoim ludziom za pilnowanie instalacji do wydobywania ropy naftowej w Iraku 4 tys. USD miesięcznie. Najemnicy pracujący dla Blackwater przy ochronie cywilnych władz w Iraku dostają co miesiąc nawet 30 tys. USD (co najmniej trzykrotnie więcej niż są w stanie zapłacić żołnierzom najbogatsze narodowe armie). Prywatne firmy dbają o zatrudnianie najlepszych żołnierzy, którzy w większym stopniu gwarantują powodzenie zleconych misji.
Atrakcyjne zarobki najemników sprawiają, że prywatny sektor wręcz wysysa profesjonalistów z armii. W 2003 r. z elitarnej brytyjskiej jednostki specjalnej SAS do pracy w Iraku na zlecenie prywatnych firm odeszło 40 z 350 żołnierzy. Rządy zbytnio się tym nie przejmują. "Im więcej zadań przekażemy prywatnym firmom, tym mniej zapłacimy za kolejne etapy kampanii antyterrorystycznej" - tłumaczy Rumsfeld.
W czasie pierwszej wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r. na stu "państwowych" żołnierzy w siłach koalicji antysaddamowskiej przypadał jeden "prywatny". Dziś w Iraku jeden najemnik przypada już na dziesięciu wojskowych na żołdzie państwa.
Więcej możesz przeczytać w 17/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.