W "Kill Bill vol. 2" Tarantino okpił widzów pierwszej części filmu.
Czy panna młoda zabije w jednej scenie więcej niż 57 osób, co uczyniła w pierwszej części filmu "Kill Bill" Quentina Tarantina? Tak mogli myśleć ci, który czekali na drugą część. I zostali przez Tarantina sprytnie okpieni. Bo w "Kill Bill vol. 2" samurajski miecz nie jest już śmiercionośnym narzędziem. W drugiej części bohaterowie przede wszystkim rozmawiają. Tarantino po raz kolejny udowadnia, że dialogi wychodzą mu jeszcze lepiej niż sceny walki. Nie oznacza to, że "Kill Bill vol. 2" jest dramatem psychologicznym. Reżyser nie omija żadnej okazji, by rozśmieszyć, wzruszyć czy wstrząsnąć widzem. Zaprezentowana w drugiej części scena z okiem z pewnością trafi na listę najbrutalniejszych filmowych sekwencji wszech czasów. Przy niej obcinanie ucha, które Tarantino zaserwował widzom we "Wściekłych psach", wydaje się wyjątkowo uładzone.
Dwa w jednym
Ostatnia dekada nie była twórcza dla złotego dziecka kina popularnego. Porażką okazały się "Cztery pokoje" (1995). Widzów nie zachwycił również późniejszy o dwa lata "Jackie Brown", ekranizacja powieści Elmore'a Leonarda. Przez następne lata Tarantino "czuł się świetnie, odpoczywał i oglądał mnóstwo filmów". Kiedy tylko zabierał się do pracy, natychmiast jego wyobraźnię zaprzątał następny pomysł. W efekcie powstawały tylko projekty projektów.
Powodem, dla którego Tarantino w końcu napisał jedną ze swych historii do końca, były trzydzieste urodziny jego ulubionej aktorki - Umy Thurman. Pierwsza wersja scenariusza filmu "Kill Bill" była urodzinowym prezentem dla aktorki. Kiedy jednak w 2001 r. miały się rozpocząć zdjęcia, okazało się, że Thurman jest w ciąży. Tarantino zdecydował, że poczeka. Nie marnował jednak czasu: pisał kolejne wersje dialogów, wybierał resztę obsady, szukał właściwej muzyki. Przygotował się tak dobrze, że po zdjęciach okazało się, iż zebrał materiał na dwa filmy. Producenci bracia Harvey i Bob Weinsteino-wie zdecydowali podzielić go na dwie części. Tym razem nie powtórzyli błędu sprzed kilku lat, gdy zrezygnowali z "Władcy Pierścieni", chcąc jednego dwugodzinnego filmu, podczas gdy reżyser Peter Jackson upierał się, że świata Tolkiena nie da się pokazać w jednym obrazie.
Chodzona szkoła filmowa
Pierwszy film Tarantino "Wściekłe psy" był wydarzeniem festiwalu kina niezależnego w Sundance w 1992 r. Okazało się, że do kręcenia atrakcyjnych filmów znacznie lepiej niż szkoła filmowa przygotowuje pięć lat przepracowanych w wypożyczalni wideo. "Kiedy pytają mnie, czy chodziłem do szkoły filmowej, odpowiadam: Nie, chodziłem na filmy" - stwierdził Tarantino w jednym z wywiadów. "Wściekłymi psami" odnowił konwencję filmu gangsterskiego i wprowadził do światowego kina modę na nic nie wnoszące do fabuły pogaduszki na niezobowiązujące tematy. Żaden z naśladowców Tarantina nie potrafił się równać z jego wyczuciem dialogu, którego wzorcowym przykładem była otwierająca film rozmowa o znaczeniu piosenki "Like a Virgin" Madonny. Równocześnie "Wściekłe psy" były nadzwyczaj brutalne - zarówno wizualnie, jak i werbalnie (słowo "fuck" padło 252 razy).
Po tym sukcesie amerykański krytyk filmowy Roger Ebert powiedział: "Wiedziałem, że następny film będzie albo jednym z najlepszych filmów roku, albo jednym z najgorszych. Tarantino jest zbyt utalentowanym twórcą, by nakręcić film nudny, ale może stworzyć obraz zły. Bo jak Ed Wood, najgorszy reżyser w historii, kocha każde ujęcie i jest uzależniony od samej czynności kręcenia filmów". Zrealizowany w 1994 r. "Pulp Fiction" zdobył Oscara za scenariusz. Reżyser udowodnił, że potrafi wykorzystać potencjał aktorów (wylansował zapomnianego wówczas Johna Travoltę). "Pulp Fiction" zdobył też Złotą Palmę w Cannes w 1994 r., pokonując faworyzowanego "Czerwonego" Krzysztofa Kieślowskiego. W tym roku z okazji dziesięciolecia triumfu w Cannes Tarantino został przewodniczącym jury festiwalu.
Rzemieślnik
Najnowsze dzieło Tarantina to filmowy ekstrakt kiczu, ale zrobiony z wdziękiem i zręcznością. Z mieszaniny pogardzanych azjatyckich filmów akcji czy amerykańskiego kina klasy C reżyser stworzył wartość niepowtarzalną - jak Roy Lichtenstein, który w swych obrazach wyolbrzymił konwencję komiksu. Rozmach świata wykreowanego na potrzeby historii o zemście panny młodej wręcz oszałamia.
Tarantino nie zapomina, że przy wszystkich zachwytach o jego artyzmie, jest przede wszystkim rzemieślnikiem, który wyrabia solidne produkty. Dlatego wzorem braci Wachowskich chce swoje rękodzieło sprzedawać na wszystkie możliwe sposoby (różne wersje DVD, komiksy, gry itp.). A potem znowu nas zaskoczy czymś nowym.
Dwa w jednym
Ostatnia dekada nie była twórcza dla złotego dziecka kina popularnego. Porażką okazały się "Cztery pokoje" (1995). Widzów nie zachwycił również późniejszy o dwa lata "Jackie Brown", ekranizacja powieści Elmore'a Leonarda. Przez następne lata Tarantino "czuł się świetnie, odpoczywał i oglądał mnóstwo filmów". Kiedy tylko zabierał się do pracy, natychmiast jego wyobraźnię zaprzątał następny pomysł. W efekcie powstawały tylko projekty projektów.
Powodem, dla którego Tarantino w końcu napisał jedną ze swych historii do końca, były trzydzieste urodziny jego ulubionej aktorki - Umy Thurman. Pierwsza wersja scenariusza filmu "Kill Bill" była urodzinowym prezentem dla aktorki. Kiedy jednak w 2001 r. miały się rozpocząć zdjęcia, okazało się, że Thurman jest w ciąży. Tarantino zdecydował, że poczeka. Nie marnował jednak czasu: pisał kolejne wersje dialogów, wybierał resztę obsady, szukał właściwej muzyki. Przygotował się tak dobrze, że po zdjęciach okazało się, iż zebrał materiał na dwa filmy. Producenci bracia Harvey i Bob Weinsteino-wie zdecydowali podzielić go na dwie części. Tym razem nie powtórzyli błędu sprzed kilku lat, gdy zrezygnowali z "Władcy Pierścieni", chcąc jednego dwugodzinnego filmu, podczas gdy reżyser Peter Jackson upierał się, że świata Tolkiena nie da się pokazać w jednym obrazie.
Chodzona szkoła filmowa
Pierwszy film Tarantino "Wściekłe psy" był wydarzeniem festiwalu kina niezależnego w Sundance w 1992 r. Okazało się, że do kręcenia atrakcyjnych filmów znacznie lepiej niż szkoła filmowa przygotowuje pięć lat przepracowanych w wypożyczalni wideo. "Kiedy pytają mnie, czy chodziłem do szkoły filmowej, odpowiadam: Nie, chodziłem na filmy" - stwierdził Tarantino w jednym z wywiadów. "Wściekłymi psami" odnowił konwencję filmu gangsterskiego i wprowadził do światowego kina modę na nic nie wnoszące do fabuły pogaduszki na niezobowiązujące tematy. Żaden z naśladowców Tarantina nie potrafił się równać z jego wyczuciem dialogu, którego wzorcowym przykładem była otwierająca film rozmowa o znaczeniu piosenki "Like a Virgin" Madonny. Równocześnie "Wściekłe psy" były nadzwyczaj brutalne - zarówno wizualnie, jak i werbalnie (słowo "fuck" padło 252 razy).
Po tym sukcesie amerykański krytyk filmowy Roger Ebert powiedział: "Wiedziałem, że następny film będzie albo jednym z najlepszych filmów roku, albo jednym z najgorszych. Tarantino jest zbyt utalentowanym twórcą, by nakręcić film nudny, ale może stworzyć obraz zły. Bo jak Ed Wood, najgorszy reżyser w historii, kocha każde ujęcie i jest uzależniony od samej czynności kręcenia filmów". Zrealizowany w 1994 r. "Pulp Fiction" zdobył Oscara za scenariusz. Reżyser udowodnił, że potrafi wykorzystać potencjał aktorów (wylansował zapomnianego wówczas Johna Travoltę). "Pulp Fiction" zdobył też Złotą Palmę w Cannes w 1994 r., pokonując faworyzowanego "Czerwonego" Krzysztofa Kieślowskiego. W tym roku z okazji dziesięciolecia triumfu w Cannes Tarantino został przewodniczącym jury festiwalu.
Rzemieślnik
Najnowsze dzieło Tarantina to filmowy ekstrakt kiczu, ale zrobiony z wdziękiem i zręcznością. Z mieszaniny pogardzanych azjatyckich filmów akcji czy amerykańskiego kina klasy C reżyser stworzył wartość niepowtarzalną - jak Roy Lichtenstein, który w swych obrazach wyolbrzymił konwencję komiksu. Rozmach świata wykreowanego na potrzeby historii o zemście panny młodej wręcz oszałamia.
Tarantino nie zapomina, że przy wszystkich zachwytach o jego artyzmie, jest przede wszystkim rzemieślnikiem, który wyrabia solidne produkty. Dlatego wzorem braci Wachowskich chce swoje rękodzieło sprzedawać na wszystkie możliwe sposoby (różne wersje DVD, komiksy, gry itp.). A potem znowu nas zaskoczy czymś nowym.
Więcej możesz przeczytać w 17/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.