Mistrzostwa Europy albo znikną, albo będą czymś w rodzaju drugorzędnego turnieju olimpijskiego
Niewiele brakowało, by David Beckham nie wziął udziału w mistrzostwach Europy w piłce nożnej. Podczas towarzyskiego meczu Anglii z Japonią obrońca przeciwnika ostro zaatakował brytyjskiego piłkarza. Choć uraz Beckhama nie jest groźny, nie będzie on gwiazdą imprezy, która rozpoczyna się 12 czerwca w Portugalii. Jak większość słynnych futbolistów, Beckham uważa, że mistrzostwa Europy są mało ważne, w dodatku organizowane po ciężkim sezonie, kiedy najlepsi piłkarze nie mają ani sił, ani ochoty, by grać na wysokim poziomie. Gwiazdorzy odgrywają więc role statystów, ale to wystarcza, by przyciągnąć widzów. Inna sprawa, że coraz mniej z nich chce oglądać takie mistrzostwa.
Mistrzostwa Europy to podrzędna impreza w stosunku do rozgrywek Ligi Mistrzów. W tej ostatniej obok najlepszych piłkarzy Starego Kontynentu grają największe gwiazdy światowego futbolu i tam naprawdę idzie o wielkie pieniądze, czyli piłkarze traktują mecze serio. Europejski czempionat jest skazany na drugoligowość i marginalizację, bo gwiazdy nie chcą ryzykować kontuzji i nie mają finansowej motywacji. Trudno więc się dziwić prezesom najbogatszych klubów, że z niechęcią puszczają zawodników na ten turniej. Mistrzostwa świata bronią się jeszcze, bo sypią niespodziankami i przez młodych zawodników są traktowane jak swego rodzaju witryna, w której można się pokazać i zdobyć dobry kontrakt. Mistrzostwa Europy to natomiast zwykle nudna gra rutyniarzy, którzy odrabiają pańszczyznę narzuconą im przez działaczy Europejskiej Federacji Piłkarskiej (UEFA). Impreza ta pojawiła się dopiero w 1960 r. i wiele wskazuje na to, że wkrótce przestanie istnieć, ustępując miejsca międzynarodowej rywalizacji najlepszych klubów, czyli Eurolidze.
Rimet kontra Delaunay
Mistrzostwa Europy to wynik ambicji Henry'ego Delaunaya, przez niemal 40 lat szefa Francuskiej Federacji Futbolu. Delaunay za wszelką cenę chciał przelicytować swojego rodaka Julesa Rimeta, który w 1921 r. został szefem Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej (FIFA). Delaunay już w 1927 r. zgłosił pomysł organizacji europejskiego Pucharu Narodów, dla którego wzorem miały być mistrzostwa Ameryki Południowej. Propozycja została jednak zablokowana przez Rimeta i jego stronników, którzy w owym czasie myśleli przede wszystkim o przygotowaniu pierwszego mundialu (co im się zresztą wkrótce, w 1930 r., udało). W efekcie Europa była ostatnim kontynentem, który dorobił się swoich mistrzostw - wyprzedziła nas nawet Afryka.
Rimet, który przez ponad 30 lat rządził FIFA, nie pozwolił Delaunayowi na realizację pomysłu, bo uważał, że zagrozi to jedności światowego futbolu. Dzień po tym, jak w 1954 r. odszedł ze stanowiska, Delaunay powołał UEFA (został oczywiście jej pierwszym przewodniczącym) i natychmiast wrócił do pomysłu organizacji czempionatu Starego Kontynentu. Pierwsze mistrzostwa Europy udało się jednak zorganizować dopiero cztery lata po śmierci Delaunaya - zrobił to jego syn Pierre. W pierwszych mistrzostwach w 1960 r. we Francji nie wzięły udziału najsilniejsze ówcześnie federacje - z Wysp Brytyjskich, a Hiszpanię wycofał generał Franco po tym, jak w losowaniu trafiła na ZSRR. UEFA miała zresztą kłopot, by namówić do uczestnictwa w imprezie 16 narodowych federacji. Pierwszy turniej wygrała reprezentacja Związku Sowieckiego, co świadczy o nie najwyższym poziomie rozgrywek, bo wtedy nie należała ona do światowych potentatów.
Następne edycje imprezy były już bardziej udane. Przyjęto zasadę, że odbywają się co cztery lata, w roku igrzysk olimpijskich, a dwa lata przed mistrzostwami świata. Polska nie ma żadnych osiągnięć w czempionacie Starego Kontynentu, bo naszej reprezentacji nigdy nie udało się zakwalifikować do finałów. Rekordzistami są natomiast Niemcy, którzy wygrywali imprezę trzykrotnie (dwukrotnie jako RFN).
Euroiluzje
Najbliższe mistrzostwa Europy w Portugalii mają przynieść 816 mln euro przychodu. Składają się na tę sumę wpływy ze sprzedaży praw telewizyjnych (ponad pół miliarda euro), pieniądze od sponsorów (umieszczenie na oficjalnej liście partnerów imprezy kosztuje ponad 20 mln euro) oraz z biletów. Do tego dojdą pieniądze pozostawione w Portugalii przez turystów kibiców. Zarobek Portugalczyków może się jednak okazać iluzoryczny. Przygotowanie Euro 2004 było rekordowo kosztowne. Najwięcej środków pochłonęły budowa i rekonstrukcja stadionów. Gdy w 1999 r. Portugalia otrzymała prawo organizacji turnieju, w kraju nie było żadnego obiektu odpowiadającego najwyższym europejskim standardom. Dzięki pomocy rządu w ciągu pięciu lat cztery stadiony przeszły gruntowną modernizację, a sześć zbudowano od zera. Wstępnie koszt tych inwestycji oszacowano na 300 mln euro, ale wydano prawie dwa razy więcej. Inne wydatki organizatorów także przyprawiają o zawrót głowy: zapewnienie bezpieczeństwa imprezy pochłonęło 165 mln euro, jej obsługa będzie zaś kosztować kolejne 228 mln euro.
Mistrzostwa resentymentów
Mistrzostwa Europy to dla kibiców jedna z niewielu okazji, by oddać się patriotycznym uniesieniom, a nade wszystko niepoprawnym politycznie resentymentom. Każdy, kto na przykład odwiedził w 2000 r. Irlandię, wie, że mieszkańcy Zielonej Wyspy, nie mogąc się cieszyć z sukcesów swojej reprezentacji (nie zakwalifikowali się do Euro 2000), kibicowali wszystkim, którzy wygrywali z ich odwiecznymi rywalami Anglikami. W Euro 2004 już w fazie grupowej dojdzie do starcia Francuzów i Anglików, co będzie kolejną okazją do zademonstrowania wzajemnych pretensji i uprzedzeń.
Wiele wskazuje na to, że UEFA będzie bronić mistrzostw Europy jak niepodległości, bo likwidacja tej imprezy podważyłaby sens istnienia europejskiej federacji. Od czasu utworzenia w 1997 r. grupy G-14 - zrzeszającej czternaście największych europejskich klubów (powiększonej później do 18 drużyn) - potentaci ponawiają pomysł stworzenia euroligi, do której nie dopuszczano by nikogo spoza tego ekskluzywnego grona. Na razie UEFA musiała uznać część ich postulatów i powiększyła Ligę Mistrzów do 32 zespołów (żeby najbogatsi przypadkowo nie wypadli ze stawki). Jeśli największe kluby będą zdeterminowane, by utworzyć euroligę, UEFA ulegnie, a wtedy los mistrzostw Europy będzie przesądzony.
PiŁkarski rachunek ekonomiczny
Na razie UEFA broni status quo. Mistrzostwa Europy nie mają szans w rywalizacji z mundialem, ale Europejskiej Unii Piłkarskiej udało się zmarginalizować turniej piłkarski na olimpiadzie. W igrzyskach grają drużyny złożone z piłkarzy poniżej 23. roku życia, co sprawia, że mecze nie wzbudzają większego zainteresowania. Władzom europejskiej piłki kierowanym przez Lennarta Johanssona udało się pogodzić czerwcowe finały z Ligą Mistrzów, ale był to już chyba ostatni sukces tego rodzaju. W mistrzostwach Europy grają bowiem ci sami piłkarze, którzy występują w Lidze Mistrzów, i ich przedstawiciele już zapowiedzieli, że na tak wyczerpujący maraton się nie zgodzą.
Mistrzostwa Europy albo znikną, albo będą czymś w rodzaju turnieju olimpijskiego. Zadecyduje o tym rachunek ekonomiczny. Na premie w Lidze Mistrzów UEFA przeznacza co roku ponad 600 mln euro. Mniej operatywne kluby zarabiają rocznie na uczestnictwie w tych rozgrywkach średnio 20 mln euro, najlepsze - ponad 100 mln euro. Trudno się dziwić, że ich prezesi, płacący zawodnikom miliony rocznie, najchętniej nie wystawialiby swoich gwiazd w takich turniejach jak mistrzostwa Europy. Bo mają za dużo do stracenia. Wkrótce pojawi się zapewne w gronie G-18 ktoś równie uparty jak Henry Delaunay, twórca mistrzostw Starego Kontynentu, kto w imieniu wielkich klubów zmieni zasady gry w europejskiej piłce.
Mistrzostwa Europy to podrzędna impreza w stosunku do rozgrywek Ligi Mistrzów. W tej ostatniej obok najlepszych piłkarzy Starego Kontynentu grają największe gwiazdy światowego futbolu i tam naprawdę idzie o wielkie pieniądze, czyli piłkarze traktują mecze serio. Europejski czempionat jest skazany na drugoligowość i marginalizację, bo gwiazdy nie chcą ryzykować kontuzji i nie mają finansowej motywacji. Trudno więc się dziwić prezesom najbogatszych klubów, że z niechęcią puszczają zawodników na ten turniej. Mistrzostwa świata bronią się jeszcze, bo sypią niespodziankami i przez młodych zawodników są traktowane jak swego rodzaju witryna, w której można się pokazać i zdobyć dobry kontrakt. Mistrzostwa Europy to natomiast zwykle nudna gra rutyniarzy, którzy odrabiają pańszczyznę narzuconą im przez działaczy Europejskiej Federacji Piłkarskiej (UEFA). Impreza ta pojawiła się dopiero w 1960 r. i wiele wskazuje na to, że wkrótce przestanie istnieć, ustępując miejsca międzynarodowej rywalizacji najlepszych klubów, czyli Eurolidze.
Rimet kontra Delaunay
Mistrzostwa Europy to wynik ambicji Henry'ego Delaunaya, przez niemal 40 lat szefa Francuskiej Federacji Futbolu. Delaunay za wszelką cenę chciał przelicytować swojego rodaka Julesa Rimeta, który w 1921 r. został szefem Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej (FIFA). Delaunay już w 1927 r. zgłosił pomysł organizacji europejskiego Pucharu Narodów, dla którego wzorem miały być mistrzostwa Ameryki Południowej. Propozycja została jednak zablokowana przez Rimeta i jego stronników, którzy w owym czasie myśleli przede wszystkim o przygotowaniu pierwszego mundialu (co im się zresztą wkrótce, w 1930 r., udało). W efekcie Europa była ostatnim kontynentem, który dorobił się swoich mistrzostw - wyprzedziła nas nawet Afryka.
Rimet, który przez ponad 30 lat rządził FIFA, nie pozwolił Delaunayowi na realizację pomysłu, bo uważał, że zagrozi to jedności światowego futbolu. Dzień po tym, jak w 1954 r. odszedł ze stanowiska, Delaunay powołał UEFA (został oczywiście jej pierwszym przewodniczącym) i natychmiast wrócił do pomysłu organizacji czempionatu Starego Kontynentu. Pierwsze mistrzostwa Europy udało się jednak zorganizować dopiero cztery lata po śmierci Delaunaya - zrobił to jego syn Pierre. W pierwszych mistrzostwach w 1960 r. we Francji nie wzięły udziału najsilniejsze ówcześnie federacje - z Wysp Brytyjskich, a Hiszpanię wycofał generał Franco po tym, jak w losowaniu trafiła na ZSRR. UEFA miała zresztą kłopot, by namówić do uczestnictwa w imprezie 16 narodowych federacji. Pierwszy turniej wygrała reprezentacja Związku Sowieckiego, co świadczy o nie najwyższym poziomie rozgrywek, bo wtedy nie należała ona do światowych potentatów.
Następne edycje imprezy były już bardziej udane. Przyjęto zasadę, że odbywają się co cztery lata, w roku igrzysk olimpijskich, a dwa lata przed mistrzostwami świata. Polska nie ma żadnych osiągnięć w czempionacie Starego Kontynentu, bo naszej reprezentacji nigdy nie udało się zakwalifikować do finałów. Rekordzistami są natomiast Niemcy, którzy wygrywali imprezę trzykrotnie (dwukrotnie jako RFN).
Euroiluzje
Najbliższe mistrzostwa Europy w Portugalii mają przynieść 816 mln euro przychodu. Składają się na tę sumę wpływy ze sprzedaży praw telewizyjnych (ponad pół miliarda euro), pieniądze od sponsorów (umieszczenie na oficjalnej liście partnerów imprezy kosztuje ponad 20 mln euro) oraz z biletów. Do tego dojdą pieniądze pozostawione w Portugalii przez turystów kibiców. Zarobek Portugalczyków może się jednak okazać iluzoryczny. Przygotowanie Euro 2004 było rekordowo kosztowne. Najwięcej środków pochłonęły budowa i rekonstrukcja stadionów. Gdy w 1999 r. Portugalia otrzymała prawo organizacji turnieju, w kraju nie było żadnego obiektu odpowiadającego najwyższym europejskim standardom. Dzięki pomocy rządu w ciągu pięciu lat cztery stadiony przeszły gruntowną modernizację, a sześć zbudowano od zera. Wstępnie koszt tych inwestycji oszacowano na 300 mln euro, ale wydano prawie dwa razy więcej. Inne wydatki organizatorów także przyprawiają o zawrót głowy: zapewnienie bezpieczeństwa imprezy pochłonęło 165 mln euro, jej obsługa będzie zaś kosztować kolejne 228 mln euro.
Mistrzostwa resentymentów
Mistrzostwa Europy to dla kibiców jedna z niewielu okazji, by oddać się patriotycznym uniesieniom, a nade wszystko niepoprawnym politycznie resentymentom. Każdy, kto na przykład odwiedził w 2000 r. Irlandię, wie, że mieszkańcy Zielonej Wyspy, nie mogąc się cieszyć z sukcesów swojej reprezentacji (nie zakwalifikowali się do Euro 2000), kibicowali wszystkim, którzy wygrywali z ich odwiecznymi rywalami Anglikami. W Euro 2004 już w fazie grupowej dojdzie do starcia Francuzów i Anglików, co będzie kolejną okazją do zademonstrowania wzajemnych pretensji i uprzedzeń.
Wiele wskazuje na to, że UEFA będzie bronić mistrzostw Europy jak niepodległości, bo likwidacja tej imprezy podważyłaby sens istnienia europejskiej federacji. Od czasu utworzenia w 1997 r. grupy G-14 - zrzeszającej czternaście największych europejskich klubów (powiększonej później do 18 drużyn) - potentaci ponawiają pomysł stworzenia euroligi, do której nie dopuszczano by nikogo spoza tego ekskluzywnego grona. Na razie UEFA musiała uznać część ich postulatów i powiększyła Ligę Mistrzów do 32 zespołów (żeby najbogatsi przypadkowo nie wypadli ze stawki). Jeśli największe kluby będą zdeterminowane, by utworzyć euroligę, UEFA ulegnie, a wtedy los mistrzostw Europy będzie przesądzony.
PiŁkarski rachunek ekonomiczny
Na razie UEFA broni status quo. Mistrzostwa Europy nie mają szans w rywalizacji z mundialem, ale Europejskiej Unii Piłkarskiej udało się zmarginalizować turniej piłkarski na olimpiadzie. W igrzyskach grają drużyny złożone z piłkarzy poniżej 23. roku życia, co sprawia, że mecze nie wzbudzają większego zainteresowania. Władzom europejskiej piłki kierowanym przez Lennarta Johanssona udało się pogodzić czerwcowe finały z Ligą Mistrzów, ale był to już chyba ostatni sukces tego rodzaju. W mistrzostwach Europy grają bowiem ci sami piłkarze, którzy występują w Lidze Mistrzów, i ich przedstawiciele już zapowiedzieli, że na tak wyczerpujący maraton się nie zgodzą.
Mistrzostwa Europy albo znikną, albo będą czymś w rodzaju turnieju olimpijskiego. Zadecyduje o tym rachunek ekonomiczny. Na premie w Lidze Mistrzów UEFA przeznacza co roku ponad 600 mln euro. Mniej operatywne kluby zarabiają rocznie na uczestnictwie w tych rozgrywkach średnio 20 mln euro, najlepsze - ponad 100 mln euro. Trudno się dziwić, że ich prezesi, płacący zawodnikom miliony rocznie, najchętniej nie wystawialiby swoich gwiazd w takich turniejach jak mistrzostwa Europy. Bo mają za dużo do stracenia. Wkrótce pojawi się zapewne w gronie G-18 ktoś równie uparty jak Henry Delaunay, twórca mistrzostw Starego Kontynentu, kto w imieniu wielkich klubów zmieni zasady gry w europejskiej piłce.
Nagroda pocieszenia |
---|
Szesnaście rywalizujących w Portugalii drużyn otrzyma premię w wysokości 128 mln euro (o 50 mln euro więcej niż w roku 2000). Każda reprezentacja dostanie 4,9 mln euro za udział. Za wygrany mecz UEFA zapłaci 650 tys. euro, a za remis - 326 tys. euro. Awans do ćwierćfinałów wyceniono na 1,9 mln euro, a do półfinałów - na 2,6 mln euro. Zwycięzca finałowego meczu otrzyma 6,5 mln euro, a przegrany - 3,9 mln euro. Triumfator turnieju, jeśli wygrałby wszystkie sześć spotkań, zarobi 18 mln euro, czyli dwukrotnie więcej niż Francja, która zwyciężyła przed czterema laty. |
Więcej możesz przeczytać w 24/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.