Gejowi rękę podam, przed kamerą się pokażę, ale tyłem do niego nie stanę - żartuje jeden z liderów lewicy. Rozmowom o prawach homoseksualistów towarzyszą uśmieszki, porozumiewawcze spojrzenia i lekceważące machanie ręką. Niesłusznie. Lesbijki i geje robią wszystko, by śmiech zamarł politykom na ustach. Chcą rozpętać wojnę ideologiczną, przy której ta o aborcję będzie niewinnymi ćwiczeniami. Wiedzą, jak to zrobić i mogą osiągnąć swój cel.
Gejowi rękę podam, przed kamerą się pokażę, ale tyłem do niego nie stanę - żartuje jeden z liderów lewicy. Rozmowom o prawach homoseksualistów towarzyszą uśmieszki, porozumiewawcze spojrzenia i lekceważące machanie ręką. Niesłusznie. Lesbijki i geje robią wszystko, by śmiech zamarł politykom na ustach. Chcą rozpętać wojnę ideologiczną, przy której ta o aborcję będzie niewinnymi ćwiczeniami. Wiedzą, jak to zrobić i mogą osiągnąć swój cel.
Krucjata tolerancjonistów
Gejom i lesbijkom nie chodzi tylko o legalizację małżeństw homoseksualnych. Używając postępowej retoryki, postulując zerwanie z tradycyjnymi - ich zdaniem, represyjnymi - wizjami rodziny, uzurpują sobie prawo do wydawania certyfikatów tolerancji i wolności. Popierasz małżeństwa lesbijek, cieszy cię widok gejów całujących się na ulicy - jesteś nowoczesnym, światłym Europejczykiem. Tym samym stoisz w jednym szeregu z Abrahamem Lincolnem, Nelsonem Mandelą, przeciwnikami niewolnictwa, zwolennikami praw Murzynów i bojownikami o emancypację kobiet. Sprawa stosunku do mniejszości homoseksualnych ma być testem rozumienia wolności w ogóle.
Nie chcesz eksperymentowania na rodzinie, wolisz, by geje ściskali się w swych domach, a nie na przystankach - jesteś filarem ciemnogrodu! Skoro jesteś homofobem, to powinieneś się leczyć. Twoi patroni ideowi to faszyści, bojówkarze, ba - hitlerowcy wtrącający gejów do obozów koncentracyjnych. Przesada? Nic podobnego - na portalach www.gejowo.pl czy www.gej.net można znaleźć pełno takich porównań. Zresztą dla Roberta Biedronia, założyciela i prezesa Kampanii przeciw Homofobii, nawet Platforma Obywatelska to nietolerancyjne homofoby. Co z tego, że wizja przewodniczącego PO Donalda Tuska zionącego nienawiścią do kochających inaczej nie ma nic wspólnego z rzeczywistością? Ważne, że osoba zaatakowana w taki sposób ma się bronić, udowadniać, że jest inaczej, że jest prawdziwym, tolerancyjnym demokratą.
Homoseksualiści i ich intelektualni sojusznicy stosują różną miarę dla siebie i swoich oponentów. Gdy ktoś śmieje się z nich na ulicy - jest to niedopuszczalna agresja słowna, ale gdy gej rzucił tortem w prezydenta Warszawy, to - zdaniem Szymona Niemca, organizatora parady gejów i prezesa Międzynarodowego Stowarzyszenia Gejów i Lesbijek na rzecz Kultury w Polsce - "pan Kaczyński sam jest sobie winien i nie powinien wykluczać, że takie incydenty w przyszłości mogą się powtórzyć".
Kiedy poseł Prawa i Sprawiedliwości Michał Kamiński (notabene mieszkający w sąsiedztwie pary gejów, których "małżeńskich" kłótni musiał często wysłuchiwać) powiedział, że homoseksualizm można leczyć, dla Roberta Biedronia było to "jasne wzywanie do nienawiści, faszyzm". Kiedy jednak ten sam Biedroń tłumaczy, że dla niego "parada gejów jest ważniejsza niż procesja z krzyżem w Boże Ciało", jest to opinia przepojona tolerancją.
Plan gejów jest prosty: ich problemy mają się stać zasadniczą linią podziału politycznego w Polsce - na światłych i zacofanych.
Geje wszechpolscy
Prezydent stolicy Lech Kaczyński nie zgodził się na paradę gejowską. I to pokazuje różnicę między Warszawą a Berlinem, Rzymem czy Paryżem - tam taki zakaz jest nie do pomyślenia, choćby dlatego, że prezydentami tych stolic są geje. Polscy homoseksualiści nie wyrywają jednak włosów z głowy. Oni już dopięli swego: jest o nich głośno, krzyczą, że są dyskryminowani, upominają się o nich wicepremier Izabela Jaruga-Nowacka i minister spraw wewnętrznych Ryszard Kalisz, popierają ich media. - Oni bardzo chcą być prześladowani - komentuje wspomniany już lider lewicy, skądinąd publicznie potępiający Kaczyńskiego w czambuł.
Gdyby Młodzież Wszechpolska nie istniała, homoseksualiści powinni ją wymyślić. Perspektywa oberwania kamieniem nie jest oczywiście przyjemna, a barbarzyństwo rzucających godne potępienia, ale gdyby nie narodowcy, paradami gejów nie interesowałby się pies z kulawą nogą. - Taka postawa jest nam poniekąd na rękę - bez żenady przyznaje Szymon Niemiec. - Przynajmniej więcej się mówi o prawach mniejszości seksualnych.
- Rzeczywiście, gdy rok temu manifestowaliśmy, a nie było żadnych jajek czy kamieni, to oddźwięk społeczny i zainteresowanie mediów było nikłe - przytakuje Robert Biedroń. Ten 28-letni "aktywista gejowski" - jak sam się przedstawia - wie jednak, jak zainteresowanie mediów wzbudzić. Nie ukrywa, że wielu żurnalistów to jego koledzy.
Dziecko dwóch tatusiów
- Prawa gejów to już jest temat nośny społecznie, a w najbliższym czasie stanie się jeszcze bardziej drażliwy. Będzie tym, czym 10 lat temu była dyskusja o aborcji - zapewnia Szymon Niemiec. O jakie prawa chodzi? Przede wszystkim o rejestrowanie tak zwanych związków partnerskich. Projekt odpowiedniej ustawy zgłosiła już najaktywniejsza bojowniczka o prawa gejów, senator Maria Szyszkowska z SLD. Gdyby ta ustawa przeszła, homoseksualne pary miałyby te same prawa co małżeństwa: partnerzy mogliby się wspólnie opodatkować, dziedziczyliby po sobie etc. Z jednym wyjątkiem: homoseksualiści nie mogliby adoptować dzieci. I sami zgadzają się z tym ograniczeniem. - Na razie - zastrzega Biedroń. - Dziś nie wyobrażam sobie, bym mógł w homofobicznej Polsce wychowywać dziecko. Jeśli jednak jesteśmy pełnoprawnymi obywatelami, to winniśmy mieć prawo do adopcji - dodaje szef Kampanii przeciw Homofobii. Oficjalnie jednak żadna organizacja gejowska nie żąda takiego prawa. Co nie znaczy, że nie chcą tego sami homoseksualiści. - Tak, chciałbym adoptować dziecko - wyznaje Robert Biedroń.
Heteroseksualna niewola?
Geje i lesbijki mają świadomość, że przeprowadzenie operacji na poglądach całego społeczeństwa jest znacznie trudniejsze niż wymuszenie czegoś na politykach. Dlatego najpierw chcą ożywić spory ideologiczne, przytłumione na razie problemami politycznymi i kłopotami gospodarczymi. Chcą wciągnąć środowiska polityczne do wielkiej batalii, przypominającej tę o aborcję w pierwszej połowie lat 90. Tyle że aborcją są już wszyscy zmęczeni, a problem gejów będzie nabrzmiewał, choćby w efekcie wejścia do Unii Europejskiej, skąd będą płynąć do nas nie tylko pieniądze, ale i wzorce.
Polscy homoseksualiści, powołując się na przykład Zachodu, gdzie istnieje już homoseksualne niebo, chcą dojść do tego samego drogą na skróty. Bo tam najpierw była rewolucja seksualna, a dopiero potem doszlusowali do niej politycy. U nas najpierw środowiska opiniotwórcze i politycy mają odtrąbić zrzucenie jarzma heteroseksualnej niewoli, a potem podciągnie się do tego wzorca społeczeństwo. Społeczeństwo, dodajmy, dość konserwatywne, ale też wizja dyskryminowanych gejów to tylko część prawdy. Polska prowincja czy blokowiska wielkich miast może i zioną nienawiścią, a czasami wręcz fizyczną agresją, ale w centrach metropolii jest już inaczej. Bycie gejem zwiększa towarzyską atrakcyjność młodych ludzi. - Gdy ogłosiłem, że jestem homoseksualistą, liczba zaproszeń na imprezy gwałtownie wzrosła - opowiada znajomy gej. Faktycznie, obecność homoseksualisty na imprezie z miejsca czyni ją bardziej światową.
Geje odgrywają zresztą ważną rolę w kulturze klubowej, w której pławią się dzisiaj młode elity z Europy. Jeden z najbardziej snobistycznych klubów w Polsce to warszawska Utopia - centrum mniejszości seksualnych, ale i zwykłych clubberów, którzy chcą się dostać na imprezy z wyższej półki. Bycie gejem jest trendy nie tylko wśród elity nocnego życia, która jest zresztą bardzo wpływowa za dnia. Są miejsca, gdzie podobno ułatwia to karierę zawodową, na przykład heteroseksualiści z pierwszego programu TVP od lat narzekają, że są na Woronicza dyskryminowani.
Homofoby z SLD
Robert Biedroń należy do SLD, ale rozmawia ze wszystkimi politykami lewicy. I to akurat świadczy o dobrej kalkulacji politycznej młodego działacza, bo macierzysta partia gejów traktuje go z dużym dystansem. Nie chodzi tu nawet o to, że pięćdziesięciokilkuletni liderzy SLD prywatnie są obskurantami, a poglądy na prawa gejów sytuują ich w okolicach Ligi Polskich Rodzin. Nie chodzi też o to, że Lech Nikolski czy Józef Oleksy już choćby z racji wyglądu pasują do walki o prawa gejów jak dresiarze do klubu Utopia. Gorsze z perspektywy Biedronia jest to, że SLD-owska młodzież wcale nie jest tak tolerancyjna i europejska, jakby chciał. "Pedały w czerwonych skarpetkach" Anity Błochowiak to niewinne określenie w porównaniu z tymi, których używają pozostali politycy sojuszu.
Namaszczany na nowego lidera SLD minister rolnictwa Wojciech Olejniczak wychowywał się w tradycyjnej chłopskiej rodzinie pod Łowiczem, w sąsiedztwie kościoła. Ten wierzący katolik nie chce legalizacji aborcji ani wojny z Kościołem. - Moglibyśmy pomyśleć o jakichś ułatwieniach majątkowych dla homoseksualistów, ale nie o małżeństwach - zarzeka się Olejniczak. Także SDPl to formacja zbyt nobliwa i stateczna, by harcować na pierwszej linii wojny o prawa gejów. Owszem, są tam Marek Balicki czy Joanna Sosnowska, ale pierwsze skrzypce grają w socjaldemokracji typy profesorskie: Marek Borowski czy Tomasz Nałęcz. - Cóż, jestem ukształtowany przez mazowiecką wieś i nie ma we mnie entuzjazmu dla homoseksualnych małżeństw i adoptowania przez nie dzieci - wyznaje Nałęcz. Rytualnie deklaruje jednak, że dla jego formacji stosunek do mniejszości, także seksualnych, to miara demokracji. - Jeśli będą prześladowani, będziemy ich bronić - zapowiada. Dość niemrawo jednak.
Unia Gejów i Lesbijek
- To partie prawicy wykorzystują temat homoseksualistów - przekonuje Szymon Niemiec. Myli się. O gejach i ich prawach najgłośniej krzyczy maleńka Unia Pracy. Liczy ona na to, że radykalizmem obyczajowym przelicytuje swą lewicową konkurencję. Ma szansę, bo pasuje do tego osobowość liderki partii Izabeli Jarugi-Nowackiej i poglądy jej młodego zastępcy - Bartłomieja Morzyckiego. - To nie jest koniunkturalizm. Sytuacja tak się rozwija, że walka o prawa kobiet, gejów i wszelkich mniejszości rzeczywiście staje się naszym sztandarem - przyznaje wiceprzewodniczący UP. I zaprasza działaczy gejowskich na listy wyborcze swojej partii. Ale nawet w Unii Pracy są opory wobec gejów. - Na jednym ze spotkań starszy pan krzyczał, że powinniśmy zajmować się obroną ludzi pracy, a nie homoseksualistów - opowiada Morzycki. Dodaje jednak nie bez dumy, że sala go zakrzyczała.
- Nie wyobrażam sobie, żeby gej głosował na prawicę - kręci głową Biedroń. Donald Tusk, lider PO, nie miałby natomiast nic przeciwko temu, by z list jego partii startowali geje. - Homoseksualista musi być traktowany tak jak każdy inny obywatel. Związki homoseksualne nie mogą być jednak uznane za rodzinę, bo rodziną po prostu nie są - wyjaśnia Tusk. Znacznie bardziej zasadnicze są inne partie prawicowe. Geje mogą sobie wybić z głowy marzenia o karierze w PiS czy LPR. Znana jest historia pewnego młodego, dobrze zapowiadającego się działacza prawicy. Koledze z partii wpadł w ręce jego dziennik, będący głównie zapisem homoseksualnych orgii, prawdziwych, a częściej wyimaginowanych. Choć na działalność polityczną jego orientacja nie wpływała (raz tylko podczas zagranicznej wizyty zaprowadził jednego z liderów AWS do gejowskiej restauracji), z młodym politykiem natychmiast się rozstano.
Teraz transwestyci
Były polityk prawicowy wyrzucony ze swojej partii nie jest działaczem gejowskim. Dlaczego? Bo orientacja seksualna nie determinuje wszystkich jego wyborów i nie wszystkie jego poglądy wynikają z tego, że jest gejem. Mimo to Robert Biedroń sądzi, że osoby o orientacji homoseksualnej muszą być lewicowe. Podobnie twierdzi Szymon Niemiec, rzecznik małej Antyklerykalnej Partii Postępu Racja, założonej przez byłego księdza. Według nich, lewica ma o kogo walczyć. Aktywiści gejowscy zapewniają, że w grę wchodzą prawie 2 mln wyborców.
A co nas czeka, kiedy już wszystkie prawa gejów zostaną spełnione? Odpowiedź daje Robert Biedroń: - Są przecież jeszcze transseksualiści, są transwestyci, a to na razie tematy tabu!
Krucjata tolerancjonistów
Gejom i lesbijkom nie chodzi tylko o legalizację małżeństw homoseksualnych. Używając postępowej retoryki, postulując zerwanie z tradycyjnymi - ich zdaniem, represyjnymi - wizjami rodziny, uzurpują sobie prawo do wydawania certyfikatów tolerancji i wolności. Popierasz małżeństwa lesbijek, cieszy cię widok gejów całujących się na ulicy - jesteś nowoczesnym, światłym Europejczykiem. Tym samym stoisz w jednym szeregu z Abrahamem Lincolnem, Nelsonem Mandelą, przeciwnikami niewolnictwa, zwolennikami praw Murzynów i bojownikami o emancypację kobiet. Sprawa stosunku do mniejszości homoseksualnych ma być testem rozumienia wolności w ogóle.
Nie chcesz eksperymentowania na rodzinie, wolisz, by geje ściskali się w swych domach, a nie na przystankach - jesteś filarem ciemnogrodu! Skoro jesteś homofobem, to powinieneś się leczyć. Twoi patroni ideowi to faszyści, bojówkarze, ba - hitlerowcy wtrącający gejów do obozów koncentracyjnych. Przesada? Nic podobnego - na portalach www.gejowo.pl czy www.gej.net można znaleźć pełno takich porównań. Zresztą dla Roberta Biedronia, założyciela i prezesa Kampanii przeciw Homofobii, nawet Platforma Obywatelska to nietolerancyjne homofoby. Co z tego, że wizja przewodniczącego PO Donalda Tuska zionącego nienawiścią do kochających inaczej nie ma nic wspólnego z rzeczywistością? Ważne, że osoba zaatakowana w taki sposób ma się bronić, udowadniać, że jest inaczej, że jest prawdziwym, tolerancyjnym demokratą.
Homoseksualiści i ich intelektualni sojusznicy stosują różną miarę dla siebie i swoich oponentów. Gdy ktoś śmieje się z nich na ulicy - jest to niedopuszczalna agresja słowna, ale gdy gej rzucił tortem w prezydenta Warszawy, to - zdaniem Szymona Niemca, organizatora parady gejów i prezesa Międzynarodowego Stowarzyszenia Gejów i Lesbijek na rzecz Kultury w Polsce - "pan Kaczyński sam jest sobie winien i nie powinien wykluczać, że takie incydenty w przyszłości mogą się powtórzyć".
Kiedy poseł Prawa i Sprawiedliwości Michał Kamiński (notabene mieszkający w sąsiedztwie pary gejów, których "małżeńskich" kłótni musiał często wysłuchiwać) powiedział, że homoseksualizm można leczyć, dla Roberta Biedronia było to "jasne wzywanie do nienawiści, faszyzm". Kiedy jednak ten sam Biedroń tłumaczy, że dla niego "parada gejów jest ważniejsza niż procesja z krzyżem w Boże Ciało", jest to opinia przepojona tolerancją.
Plan gejów jest prosty: ich problemy mają się stać zasadniczą linią podziału politycznego w Polsce - na światłych i zacofanych.
Geje wszechpolscy
Prezydent stolicy Lech Kaczyński nie zgodził się na paradę gejowską. I to pokazuje różnicę między Warszawą a Berlinem, Rzymem czy Paryżem - tam taki zakaz jest nie do pomyślenia, choćby dlatego, że prezydentami tych stolic są geje. Polscy homoseksualiści nie wyrywają jednak włosów z głowy. Oni już dopięli swego: jest o nich głośno, krzyczą, że są dyskryminowani, upominają się o nich wicepremier Izabela Jaruga-Nowacka i minister spraw wewnętrznych Ryszard Kalisz, popierają ich media. - Oni bardzo chcą być prześladowani - komentuje wspomniany już lider lewicy, skądinąd publicznie potępiający Kaczyńskiego w czambuł.
Gdyby Młodzież Wszechpolska nie istniała, homoseksualiści powinni ją wymyślić. Perspektywa oberwania kamieniem nie jest oczywiście przyjemna, a barbarzyństwo rzucających godne potępienia, ale gdyby nie narodowcy, paradami gejów nie interesowałby się pies z kulawą nogą. - Taka postawa jest nam poniekąd na rękę - bez żenady przyznaje Szymon Niemiec. - Przynajmniej więcej się mówi o prawach mniejszości seksualnych.
- Rzeczywiście, gdy rok temu manifestowaliśmy, a nie było żadnych jajek czy kamieni, to oddźwięk społeczny i zainteresowanie mediów było nikłe - przytakuje Robert Biedroń. Ten 28-letni "aktywista gejowski" - jak sam się przedstawia - wie jednak, jak zainteresowanie mediów wzbudzić. Nie ukrywa, że wielu żurnalistów to jego koledzy.
Dziecko dwóch tatusiów
- Prawa gejów to już jest temat nośny społecznie, a w najbliższym czasie stanie się jeszcze bardziej drażliwy. Będzie tym, czym 10 lat temu była dyskusja o aborcji - zapewnia Szymon Niemiec. O jakie prawa chodzi? Przede wszystkim o rejestrowanie tak zwanych związków partnerskich. Projekt odpowiedniej ustawy zgłosiła już najaktywniejsza bojowniczka o prawa gejów, senator Maria Szyszkowska z SLD. Gdyby ta ustawa przeszła, homoseksualne pary miałyby te same prawa co małżeństwa: partnerzy mogliby się wspólnie opodatkować, dziedziczyliby po sobie etc. Z jednym wyjątkiem: homoseksualiści nie mogliby adoptować dzieci. I sami zgadzają się z tym ograniczeniem. - Na razie - zastrzega Biedroń. - Dziś nie wyobrażam sobie, bym mógł w homofobicznej Polsce wychowywać dziecko. Jeśli jednak jesteśmy pełnoprawnymi obywatelami, to winniśmy mieć prawo do adopcji - dodaje szef Kampanii przeciw Homofobii. Oficjalnie jednak żadna organizacja gejowska nie żąda takiego prawa. Co nie znaczy, że nie chcą tego sami homoseksualiści. - Tak, chciałbym adoptować dziecko - wyznaje Robert Biedroń.
Heteroseksualna niewola?
Geje i lesbijki mają świadomość, że przeprowadzenie operacji na poglądach całego społeczeństwa jest znacznie trudniejsze niż wymuszenie czegoś na politykach. Dlatego najpierw chcą ożywić spory ideologiczne, przytłumione na razie problemami politycznymi i kłopotami gospodarczymi. Chcą wciągnąć środowiska polityczne do wielkiej batalii, przypominającej tę o aborcję w pierwszej połowie lat 90. Tyle że aborcją są już wszyscy zmęczeni, a problem gejów będzie nabrzmiewał, choćby w efekcie wejścia do Unii Europejskiej, skąd będą płynąć do nas nie tylko pieniądze, ale i wzorce.
Polscy homoseksualiści, powołując się na przykład Zachodu, gdzie istnieje już homoseksualne niebo, chcą dojść do tego samego drogą na skróty. Bo tam najpierw była rewolucja seksualna, a dopiero potem doszlusowali do niej politycy. U nas najpierw środowiska opiniotwórcze i politycy mają odtrąbić zrzucenie jarzma heteroseksualnej niewoli, a potem podciągnie się do tego wzorca społeczeństwo. Społeczeństwo, dodajmy, dość konserwatywne, ale też wizja dyskryminowanych gejów to tylko część prawdy. Polska prowincja czy blokowiska wielkich miast może i zioną nienawiścią, a czasami wręcz fizyczną agresją, ale w centrach metropolii jest już inaczej. Bycie gejem zwiększa towarzyską atrakcyjność młodych ludzi. - Gdy ogłosiłem, że jestem homoseksualistą, liczba zaproszeń na imprezy gwałtownie wzrosła - opowiada znajomy gej. Faktycznie, obecność homoseksualisty na imprezie z miejsca czyni ją bardziej światową.
Geje odgrywają zresztą ważną rolę w kulturze klubowej, w której pławią się dzisiaj młode elity z Europy. Jeden z najbardziej snobistycznych klubów w Polsce to warszawska Utopia - centrum mniejszości seksualnych, ale i zwykłych clubberów, którzy chcą się dostać na imprezy z wyższej półki. Bycie gejem jest trendy nie tylko wśród elity nocnego życia, która jest zresztą bardzo wpływowa za dnia. Są miejsca, gdzie podobno ułatwia to karierę zawodową, na przykład heteroseksualiści z pierwszego programu TVP od lat narzekają, że są na Woronicza dyskryminowani.
Homofoby z SLD
Robert Biedroń należy do SLD, ale rozmawia ze wszystkimi politykami lewicy. I to akurat świadczy o dobrej kalkulacji politycznej młodego działacza, bo macierzysta partia gejów traktuje go z dużym dystansem. Nie chodzi tu nawet o to, że pięćdziesięciokilkuletni liderzy SLD prywatnie są obskurantami, a poglądy na prawa gejów sytuują ich w okolicach Ligi Polskich Rodzin. Nie chodzi też o to, że Lech Nikolski czy Józef Oleksy już choćby z racji wyglądu pasują do walki o prawa gejów jak dresiarze do klubu Utopia. Gorsze z perspektywy Biedronia jest to, że SLD-owska młodzież wcale nie jest tak tolerancyjna i europejska, jakby chciał. "Pedały w czerwonych skarpetkach" Anity Błochowiak to niewinne określenie w porównaniu z tymi, których używają pozostali politycy sojuszu.
Namaszczany na nowego lidera SLD minister rolnictwa Wojciech Olejniczak wychowywał się w tradycyjnej chłopskiej rodzinie pod Łowiczem, w sąsiedztwie kościoła. Ten wierzący katolik nie chce legalizacji aborcji ani wojny z Kościołem. - Moglibyśmy pomyśleć o jakichś ułatwieniach majątkowych dla homoseksualistów, ale nie o małżeństwach - zarzeka się Olejniczak. Także SDPl to formacja zbyt nobliwa i stateczna, by harcować na pierwszej linii wojny o prawa gejów. Owszem, są tam Marek Balicki czy Joanna Sosnowska, ale pierwsze skrzypce grają w socjaldemokracji typy profesorskie: Marek Borowski czy Tomasz Nałęcz. - Cóż, jestem ukształtowany przez mazowiecką wieś i nie ma we mnie entuzjazmu dla homoseksualnych małżeństw i adoptowania przez nie dzieci - wyznaje Nałęcz. Rytualnie deklaruje jednak, że dla jego formacji stosunek do mniejszości, także seksualnych, to miara demokracji. - Jeśli będą prześladowani, będziemy ich bronić - zapowiada. Dość niemrawo jednak.
Unia Gejów i Lesbijek
- To partie prawicy wykorzystują temat homoseksualistów - przekonuje Szymon Niemiec. Myli się. O gejach i ich prawach najgłośniej krzyczy maleńka Unia Pracy. Liczy ona na to, że radykalizmem obyczajowym przelicytuje swą lewicową konkurencję. Ma szansę, bo pasuje do tego osobowość liderki partii Izabeli Jarugi-Nowackiej i poglądy jej młodego zastępcy - Bartłomieja Morzyckiego. - To nie jest koniunkturalizm. Sytuacja tak się rozwija, że walka o prawa kobiet, gejów i wszelkich mniejszości rzeczywiście staje się naszym sztandarem - przyznaje wiceprzewodniczący UP. I zaprasza działaczy gejowskich na listy wyborcze swojej partii. Ale nawet w Unii Pracy są opory wobec gejów. - Na jednym ze spotkań starszy pan krzyczał, że powinniśmy zajmować się obroną ludzi pracy, a nie homoseksualistów - opowiada Morzycki. Dodaje jednak nie bez dumy, że sala go zakrzyczała.
- Nie wyobrażam sobie, żeby gej głosował na prawicę - kręci głową Biedroń. Donald Tusk, lider PO, nie miałby natomiast nic przeciwko temu, by z list jego partii startowali geje. - Homoseksualista musi być traktowany tak jak każdy inny obywatel. Związki homoseksualne nie mogą być jednak uznane za rodzinę, bo rodziną po prostu nie są - wyjaśnia Tusk. Znacznie bardziej zasadnicze są inne partie prawicowe. Geje mogą sobie wybić z głowy marzenia o karierze w PiS czy LPR. Znana jest historia pewnego młodego, dobrze zapowiadającego się działacza prawicy. Koledze z partii wpadł w ręce jego dziennik, będący głównie zapisem homoseksualnych orgii, prawdziwych, a częściej wyimaginowanych. Choć na działalność polityczną jego orientacja nie wpływała (raz tylko podczas zagranicznej wizyty zaprowadził jednego z liderów AWS do gejowskiej restauracji), z młodym politykiem natychmiast się rozstano.
Teraz transwestyci
Były polityk prawicowy wyrzucony ze swojej partii nie jest działaczem gejowskim. Dlaczego? Bo orientacja seksualna nie determinuje wszystkich jego wyborów i nie wszystkie jego poglądy wynikają z tego, że jest gejem. Mimo to Robert Biedroń sądzi, że osoby o orientacji homoseksualnej muszą być lewicowe. Podobnie twierdzi Szymon Niemiec, rzecznik małej Antyklerykalnej Partii Postępu Racja, założonej przez byłego księdza. Według nich, lewica ma o kogo walczyć. Aktywiści gejowscy zapewniają, że w grę wchodzą prawie 2 mln wyborców.
A co nas czeka, kiedy już wszystkie prawa gejów zostaną spełnione? Odpowiedź daje Robert Biedroń: - Są przecież jeszcze transseksualiści, są transwestyci, a to na razie tematy tabu!
SZYMON NIEMIEC - twórca Międzynarodowego Stowarzyszenia Gejów i Lesbijek na rzecz Kultury w Polsce (ILGCN Poland). Zorganizował pierwszą w Polsce Paradę Równości. Jest aktywistą Antyklerykalnej Partii Postępu Racja, związanej z pismem "Fakty i Mity". ROBERT BIEDROŃ - założyciel i prezes Kampanii przeciw Homofobii, jest studentem politologii i nauk społecznych na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie oraz absolwentem Szkoły Liderów Politycznych i Społecznych. Należy do SLD, był m.in. współautorem statutu partii, a potem współpracownikiem i doradcą jej liderów. Założył gejowską organizację Lambda Olsztyn. Gdy przebywał za granicą, aktywnie działał w OutRage! - jednej z największych gejowskich organizacji na świecie. Obecnie jest współpracownikiem i konsultantem kilkunastu organizacji praw człowieka w Polsce i za granicą, autorem pierwszej w Polsce pracy poświęconej holocaustowi homoseksualistów. Otrzymał Tęczowy Laur - najważniejszą nagrodę przyznawaną bojownikom o prawa homoseksualistów. KRYSTIAN LEGIERSKI - restaurator, współwłaściciel i menedżer warszawskiego klubu Le Madame. Występował między innymi na billboardzie reklamującym ostatni numer pisma "Machina" - całował się z innym mężczyzną. Kandyduje do europarlamentu z listy Zielonych 2004. YGA KOSTRZEWA - współorganizatorka i liderka Lambdy. Publicystka czasopism "Inaczej", "Gejzer" i "Queer City". Uznawana za umiarkowaną działaczkę organizacji homoseksualnych. ROBERT PIOTR ŁUKASIK - założyciel Stowarzyszenia Tolersex, student V roku Wydziału Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji UW. Edukator seksualny, streetworker. W 2002 r. był nominowany przez Program ds. Rozwoju i HIV UNDP ONZ do międzynarodowej nagrody Reebok Human Rights Award. |
Homoseksualny raj |
---|
dr MARIUSZ GWOZDA socjolog z UMCS w Lublinie Gdyby zrealizowano wszystkie postulaty organizacji gejów i lesbijek, byłaby to swego rodzaju rewolucja w sferze kultury i obyczajowości. Przede wszystkim byłoby konieczne przedefiniowanie terminów dotyczących małżeństwa i rodziny. Ponadto wychowywanie dzieci w związkach jednopłciowych mogłoby mieć nieprzewidywalne konsekwencje. Nie wiadomo bowiem, jak dziecko miałoby się uczyć roli kobiety i mężczyzny, matki i ojca. Co więcej, niebawem o podobne prawa jak homoseksualiści mogłyby się upomnieć kolejne "mniejszości seksualne", na przykład zoofile, pedofile. Już teraz głoszą oni hasła przypominające te, jakimi trzydzieści lat temu posługiwali się homoseksualiści. |
Różowa międzynarodówka |
---|
Międzynarodowe Stowarzyszenie Koordynatorów Dni Dumy Lesbijek, Gejów, Biseksualistów i Transseksualistów to globalny holding, używający skrótowej nazwy InterPride (Międzynarodowa Duma). Kiedy w 1981 r. powstawał ten ruch, spotkało się zaledwie siedem osób reprezentujących nie liczące się organizacje. Obecnie holding InterPride składa się ze 120 organizacji reprezentujących 24 najwyżej rozwinięte kraje świata (praktycznie lista tych państw pokrywa się z listą członków OECD). Jest to już potężne międzynarodowe lobby. O jego możliwościach świadczy to, że w ciągu roku organizuje 175 wielkich imprez na wszystkich kontynentach (aż 107 spośród tych imprez odbywa się w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie). Niektóre z nich gromadzą po milion uczestników i mają budżety przekraczające 100 mln dolarów. Największe imprezy odbywają się w Sao Paulo, Nowym Jorku, Toronto, San Francisco, Los Angeles, Sydney, Berlinie i Wiedniu. Tylko w Nowym Jorku co roku w czerwcu organizowane są cztery wielkie widowiska, w których bierze udział prawie milion osób (we wszystkich imprezach InterPride uczestniczy corocznie ponad 20 mln osób). InterPride ma obecnie 20 central regionalnych z własnymi systemami łączności komputerowej i satelitarnej, własne ośrodki, firmy usługowe, a nawet instytucje finansowe. Jest to głównie zasługą możnych sponsorów, takich jak na przykład MasterCard, Bud Light, Bacardi, Delta czy Disney. Członkami organizacji są osoby zarabiające znacznie ponad przeciętną, często menedżerowie, ludzie mediów, filmu, teatru. InterPride stosuje swoisty szantaż wobec władz wielkich metropolii, przyznając im tytuły World Pride. Miasto, które takiego tytułu nie ma, może zostać uznane za nieprzyjazne gejom i lesbijkom, co powoduje, że odradza się na przykład wyjazdy turystyczne do takiej metropolii czy robienie tam interesów. Gdy Watykan przygotowywał się do wielkiego jubileuszu roku 2000, InterPride przyznał tytuł World Pride Rzymowi. Korzystając z zaplecza finansowego i logistycznego InterPride, Circolo Mario Mieli zorganizował w lipcu 2000 r. wielki Marsz Dumy, w którym wzięło udział 700 tys. osób. Marsz był oczywiście wymierzony w watykańskich "reakcjonistów". Nowojorska organizacja Heritage of Pride (Dziedzictwo Dumy) ma wielkie wpływy w nowojorskich mediach, rocznie zbiera ponad 100 mln dolarów na "utrwalanie Dziedzictwa Dumy". Obecnie HOP kierują Alan Reiff i Amy Kaufman, którzy wcześniej angażowali się w ruch hipisowski, aktywnie wspierali też kilkanaście akcji antyglobalistów, m.in. w Seattle. HOP wybiera też co roku tzw. wielkich marszałków - znane osobistości, które odgrywają role głównych lobbystów i rzeczników organizacji. Wyróżnia ich to, że mają lewicowe poglądy, bardzo bliskie antyglobalistom. Wielkimi marszałkami HOP są obecnie Cherry Jones i Terrence McNally. Cherry Jones występuje w teatrach na Broadwayu, ma też na koncie role filmowe i telewizyjne; jest współzałożycielką American Repertory Theatre. Występowała m.in. w takich filmach, jak "Erin Brockovich" czy "Zaklinacz koni". Z kolei Terrence McNally jest przede wszystkim dramaturgiem, zdobywcą sześciu Tony Awards, wielokrotnie wyróżnianym przez stowarzyszenie nowojorskich krytyków, laureatem Nagrody Emmy. O ile InterPride jest swego rodzaju koncernem zajmującym się zdobywaniem pieniędzy i organizowaniem imprez i kampanii, o tyle Międzynarodowe Stowarzyszenie Lesbijek i Gejów (ILGA - International Lesbian and Gay Association) to ideologiczna nadbudowa. ILGA powstała w 1978 r. w Coventry (Wielka Brytania). Założyli ją przedstawiciele organizacji gejowskich z 10 krajów Europy - początkowo jako Międzynarodowe Stowarzyszenie Gejów (IGA), które w 1986 r. przekształcono w Międzynarodowe Stowarzyszenie Lesbijek i Gejów. Obecnie ILGA zrzesza 350 stowarzyszeń z 82 krajów świata. Jej członkowie uczestniczą w pracach ONZ, brali udział w II Światowej Konferencji Praw Człowieka w Wiedniu (w 1993 r.) oraz w IV Światowej Konferencji ds. Kobiet w Pekinie (w 1995 r.). W 1998 r. ILGA uzyskała status konsultanta przy Radzie Europy. Organizacja ma też duże wpływy w strukturach UE. Na ostatniej konferencji ILGA w Portugalii obecny był Pat Cox, przewodniczący Parlamentu Europejskiego. |
Więcej możesz przeczytać w 24/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.