Dopłaty unijne przeniosą polskie rolnictwo w XIX wiek
W wiejskich sklepikach rozpoczęła się już sprzedaż towarów na kredyt zaciągany pod dopłaty bezpośrednie. Politycy liczą, że owe dopłaty poprawią nastroje wsi, a ich notowania wzrosną. Naiwni sądzą też, że za "pieniądze z Brukseli" unowocześni się rolnictwo. Wszyscy są w błędzie: przeciętny gospodarz za swoje dopłaty dużo nie kupi, notowania polityków się nie polepszą, a rolnictwo polskie, jeżeli skorzysta na akcesji do Unii Europejskiej, to tylko ze względu na możliwości powiększenia eksportu. Dopłaty natomiast spowolnią modernizację rolnictwa i sprawią, że większość chłopów nadal będzie tkwić w XIX wieku. Lepsza mniejszość też ma zresztą szansę tam powrócić.
Utopić pieniądze na wsi
Kiedy w 1957 r. ustanawiano wspólnotę europejską, nie było złudzeń. Uzasadniając zasady CAP, czyli wspólnej polityki rolnej, stwierdzono, że ceny rolne (a zatem i ceny żywności) muszą być w EWG znacznie wyższe niż ceny światowe. Postanowiono, że oprócz dofinansowania pośredniego za pomocą wyższych cen płaconych przez konsumentów (wskutek ochrony rynku za pośrednictwem ceł, kontyngentów, tzw. standardów jakościowych, fitosanitarnych i weterynaryjnych), rolnictwo będzie subwencjonowane także bezpośrednio ze środków publicznych (dotacje do cen, rynku, inwestycji, dochodów, eksportu i infrastruktury wsi).
Unia konsekwentnie się tego trzyma, stale zwiększając ilość topionych w rolnictwie pieniędzy podatników. Mówienie o zmianach CAP bardziej oznacza, że politycy i urzędnicy unijni mówią, niż że unia się zmienia.
Uprawiać nonsens
Każdy, kto choć trochę podróżował po Europie, mógł zobaczyć trzy obrazki. Obrazek pierwszy: polna droga prowadząca przez ukwieconą łąkę na stokach Alp, a na tej drodze tradycyjny chłopski wóz ciągnięty przez perszerony o wypasionych zadach. Nie trzeba nawet zamykać oczu, aby zobaczyć dzielnych pastuszków w skórzanych szortach oraz junge Mädchen z wielkim dekoltem ukazującym jeszcze większy biust. Obrazek drugi: nakryte siatką długie szeregi karłowatych drzew z wybronowanymi do czarna międzyrzędziami albo obory kilometrowej długości, wokół których wcale nie ma pastwisk. I obrazek trzeci: niemal polski brud i bałagan w małych francuskich, greckich czy południowowłoskich gospodarstwach. A poza tymi obrazkami można zobaczyć kilka milionów normalnych gospodarstw prowadzonych przez normalnych ludzi, najlepiej i najnowocześniej jak potrafią. To rolnicy, którzy mimo sztucznego utrzymywania cen na poziomie o 40 proc. przekraczającym ceny, jakie uzyskują rolnicy z Trzeciego Świata, i 45 mld euro dopłat nie osiągają dochodów w wysokości średniej krajowej.
Rolnictwo w Europie jest ekonomicznym nonsensem, a jego podtrzymywanie jest działaniem wpędzającym kraje słabo rozwinięte w nędzę. Trudno jednak wierzyć w to, że wspólna polityka rolna zostanie zarzucona i zastąpiona rozwiązaniami rynkowymi. Bardzo silne lobby rolnicze (do niedawna 6,5 mln gospodarstw, a obecnie 10,5 mln), wspierane przez koncerny spożywcze, na pewno na to nie pozwoli.
Muzeum małorolnych
Rolnictwo w Polsce jest bytem niedefiniowalnym. Mamy, według spisu rolnego, prawie 3 mln gospodarstw (niemal połowa ich liczby w całej UE), w których żyje 7,5 mln osób, z czego milion to gospodarstwa (?) o powierzchni mniejszej niż hektar. Z pozostałych dwóch milionów (niemal dokładnie tyle samo, ile w 1996 r.) gospodarstw o średniej powierzchni 8,3 ha większość także nie zasługuje na to miano. Mniej niż połowa z nich (944 tys.) sprzedaje ponad 50 proc. wytworzonej produkcji, a tylko 30 proc. (609 tys.) osiąga z produkcji rolnej więcej niż połowę swoich dochodów. Jedynie 150 tys. gospodarstw zarabia na sprzedaży produktów rolnych ponad 25 tys. zł rocznie, czyli równowartość średniej pensji krajowej. I są to gospodarstwa w miarę nowoczesne, prowadzące w miarę normalną rachunkowość i umiejące elastycznie reagować na potrzeby rynku. To one zasypały Niemcy polskimi szparagami i one dostarczają większość rolniczej produkcji eksportowej, rosnącej w ostatnich dwóch latach w tempie 15 proc. rocznie.
Skansen można znaleźć także w danych dotyczących wykształcenia ich właścicieli: 9 proc. ma co najmniej średnie wykształcenie rolnicze (1 proc. - wyższe). Z pozostałych 37 proc. ma ukończoną szkołę zawodową lub przynajmniej jakieś kursy, natomiast wiedza rolnicza 55 proc. sprowadza się do zasady "ociec 30 lat temu pokazali, to ja tak bede robił".
CAP destrukcji
Dla Polski byłoby najlepiej, aby żadnej CAP nie było. Wolny rynek doprowadziłby do znacznej redukcji produkcji rolniczej w starych krajach unijnych i stworzył jeszcze większe od obecnych możliwości ekspansji dla dobrych polskich gospodarstw rolniczych. W ciągu kilku lat miałyby one szansę zająć dominującą pozycję na rynku unii.
Nie myśmy jednak CAP wymyślili i nie my będziemy ją zmieniać. Nie za wiele także na niej skorzystamy, a większość z tego, co do nas trafi, pójdzie na petryfikowanie istniejącej struktury rolnictwa, a nie na jego modernizację. Ile dostaniemy? Tak naprawdę to jeszcze tego nie wie nikt, gdyż dopłaty obszarowe nie są wypłacane z góry, a obejmują jedynie refundacje faktycznych wypłat z polskiego budżetu. Wstępnie w budżecie na ten rok przewidziano, że na wszystko (wspólna polityka rolna: podstawowe płatności obszarowe i płatności uzupełniające - fundusze przesunięte z PROW, czyli planu rozwoju obszarów wiejskich, oraz pieniądze z tego planu) otrzymamy z Brukseli prawie 2,85 mld zł.
Czy będzie to tyle, nie wiadomo, bowiem nie wiadomo, ile gospodarstw złoży wnioski o dopłaty. Nie wiadomo zresztą także, ile konkretnie owe dopłaty będą wynosić. A przynajmniej nie wiedział tego w maju minister rolnictwa Wojciech Olejniczak, informując w swoim tekście ("Wsparcie gospodarstw rolnych po akcesji do UE". Warszawa, maj 2004), że "stawkę jednolitej płatności obszarowej na 1 ha gruntów określi Komisja Europejska. Szacuje się, że jej wysokość wyniesie około 44,5 euro, co odpowiada kwocie około 200 zł (w zależności od kursu euro), natomiast stawkę dopłat uzupełniających corocznie będzie określała Rada Ministrów. Wysokość dopłat uzupełniających jest uzależniona od rodzaju upraw. Przewiduje się, że dla upraw polowych (zboża, oleiste, wysokobiałkowe, len i konopie włókniste, wyka, uprawy roślin przeznaczone na nasiona oraz łąki i pastwiska) stawka dopłaty wyniesie powyżej 60 euro/ha, dla chmielu - około 220 euro/ha".
Reanimacja wegetacji
Bez względu na to, ile by to było (a wychodzi, że przy zbożu będzie to niecałe 500 zł za hektar), owe pieniądze zostaną rozdzielone na wsi po równo. Dla gospodarstw dużych i towarowych będzie to kwota ledwie rekompensująca (albo i nie) prawdopodobny spadek cen poniżej obowiązujących poprzednio cen minimalnych. Dla wegetujących gospodarstw chłopskich (rodem z XIX wieku) będzie to zbyt mało, by podjąć wysiłek unowocześnienia, ale wystarczająco dużo, by jakoś trwać i nawet się nie zastanawiać nad szukaniem zajęcia pozarolniczego.
Dlatego następny spis rolny - podobnie jak ostatni z 2002 r. - wykaże, że w polskim rolnictwie nic się nie zmienia. Nadal będziemy mieć milion działek przyzagrodowych i 2 mln gospodarstw o przeciętnej wielkości około 9 ha, prowadzonych przez aktywnych uczestników wszelkich blokad i protestów. Nie trzeba dodawać, że oznacza to, iż nadal będziemy skazani na dużą popularność takich polityków jak Lepper, tłumaczących owym chłopom, że są biedni, bo politycy wszystko rozkradli, i obiecujących, że jak oni dojdą do władzy, to będzie lepiej.
Utopić pieniądze na wsi
Kiedy w 1957 r. ustanawiano wspólnotę europejską, nie było złudzeń. Uzasadniając zasady CAP, czyli wspólnej polityki rolnej, stwierdzono, że ceny rolne (a zatem i ceny żywności) muszą być w EWG znacznie wyższe niż ceny światowe. Postanowiono, że oprócz dofinansowania pośredniego za pomocą wyższych cen płaconych przez konsumentów (wskutek ochrony rynku za pośrednictwem ceł, kontyngentów, tzw. standardów jakościowych, fitosanitarnych i weterynaryjnych), rolnictwo będzie subwencjonowane także bezpośrednio ze środków publicznych (dotacje do cen, rynku, inwestycji, dochodów, eksportu i infrastruktury wsi).
Unia konsekwentnie się tego trzyma, stale zwiększając ilość topionych w rolnictwie pieniędzy podatników. Mówienie o zmianach CAP bardziej oznacza, że politycy i urzędnicy unijni mówią, niż że unia się zmienia.
Uprawiać nonsens
Każdy, kto choć trochę podróżował po Europie, mógł zobaczyć trzy obrazki. Obrazek pierwszy: polna droga prowadząca przez ukwieconą łąkę na stokach Alp, a na tej drodze tradycyjny chłopski wóz ciągnięty przez perszerony o wypasionych zadach. Nie trzeba nawet zamykać oczu, aby zobaczyć dzielnych pastuszków w skórzanych szortach oraz junge Mädchen z wielkim dekoltem ukazującym jeszcze większy biust. Obrazek drugi: nakryte siatką długie szeregi karłowatych drzew z wybronowanymi do czarna międzyrzędziami albo obory kilometrowej długości, wokół których wcale nie ma pastwisk. I obrazek trzeci: niemal polski brud i bałagan w małych francuskich, greckich czy południowowłoskich gospodarstwach. A poza tymi obrazkami można zobaczyć kilka milionów normalnych gospodarstw prowadzonych przez normalnych ludzi, najlepiej i najnowocześniej jak potrafią. To rolnicy, którzy mimo sztucznego utrzymywania cen na poziomie o 40 proc. przekraczającym ceny, jakie uzyskują rolnicy z Trzeciego Świata, i 45 mld euro dopłat nie osiągają dochodów w wysokości średniej krajowej.
Rolnictwo w Europie jest ekonomicznym nonsensem, a jego podtrzymywanie jest działaniem wpędzającym kraje słabo rozwinięte w nędzę. Trudno jednak wierzyć w to, że wspólna polityka rolna zostanie zarzucona i zastąpiona rozwiązaniami rynkowymi. Bardzo silne lobby rolnicze (do niedawna 6,5 mln gospodarstw, a obecnie 10,5 mln), wspierane przez koncerny spożywcze, na pewno na to nie pozwoli.
Muzeum małorolnych
Rolnictwo w Polsce jest bytem niedefiniowalnym. Mamy, według spisu rolnego, prawie 3 mln gospodarstw (niemal połowa ich liczby w całej UE), w których żyje 7,5 mln osób, z czego milion to gospodarstwa (?) o powierzchni mniejszej niż hektar. Z pozostałych dwóch milionów (niemal dokładnie tyle samo, ile w 1996 r.) gospodarstw o średniej powierzchni 8,3 ha większość także nie zasługuje na to miano. Mniej niż połowa z nich (944 tys.) sprzedaje ponad 50 proc. wytworzonej produkcji, a tylko 30 proc. (609 tys.) osiąga z produkcji rolnej więcej niż połowę swoich dochodów. Jedynie 150 tys. gospodarstw zarabia na sprzedaży produktów rolnych ponad 25 tys. zł rocznie, czyli równowartość średniej pensji krajowej. I są to gospodarstwa w miarę nowoczesne, prowadzące w miarę normalną rachunkowość i umiejące elastycznie reagować na potrzeby rynku. To one zasypały Niemcy polskimi szparagami i one dostarczają większość rolniczej produkcji eksportowej, rosnącej w ostatnich dwóch latach w tempie 15 proc. rocznie.
Skansen można znaleźć także w danych dotyczących wykształcenia ich właścicieli: 9 proc. ma co najmniej średnie wykształcenie rolnicze (1 proc. - wyższe). Z pozostałych 37 proc. ma ukończoną szkołę zawodową lub przynajmniej jakieś kursy, natomiast wiedza rolnicza 55 proc. sprowadza się do zasady "ociec 30 lat temu pokazali, to ja tak bede robił".
CAP destrukcji
Dla Polski byłoby najlepiej, aby żadnej CAP nie było. Wolny rynek doprowadziłby do znacznej redukcji produkcji rolniczej w starych krajach unijnych i stworzył jeszcze większe od obecnych możliwości ekspansji dla dobrych polskich gospodarstw rolniczych. W ciągu kilku lat miałyby one szansę zająć dominującą pozycję na rynku unii.
Nie myśmy jednak CAP wymyślili i nie my będziemy ją zmieniać. Nie za wiele także na niej skorzystamy, a większość z tego, co do nas trafi, pójdzie na petryfikowanie istniejącej struktury rolnictwa, a nie na jego modernizację. Ile dostaniemy? Tak naprawdę to jeszcze tego nie wie nikt, gdyż dopłaty obszarowe nie są wypłacane z góry, a obejmują jedynie refundacje faktycznych wypłat z polskiego budżetu. Wstępnie w budżecie na ten rok przewidziano, że na wszystko (wspólna polityka rolna: podstawowe płatności obszarowe i płatności uzupełniające - fundusze przesunięte z PROW, czyli planu rozwoju obszarów wiejskich, oraz pieniądze z tego planu) otrzymamy z Brukseli prawie 2,85 mld zł.
Czy będzie to tyle, nie wiadomo, bowiem nie wiadomo, ile gospodarstw złoży wnioski o dopłaty. Nie wiadomo zresztą także, ile konkretnie owe dopłaty będą wynosić. A przynajmniej nie wiedział tego w maju minister rolnictwa Wojciech Olejniczak, informując w swoim tekście ("Wsparcie gospodarstw rolnych po akcesji do UE". Warszawa, maj 2004), że "stawkę jednolitej płatności obszarowej na 1 ha gruntów określi Komisja Europejska. Szacuje się, że jej wysokość wyniesie około 44,5 euro, co odpowiada kwocie około 200 zł (w zależności od kursu euro), natomiast stawkę dopłat uzupełniających corocznie będzie określała Rada Ministrów. Wysokość dopłat uzupełniających jest uzależniona od rodzaju upraw. Przewiduje się, że dla upraw polowych (zboża, oleiste, wysokobiałkowe, len i konopie włókniste, wyka, uprawy roślin przeznaczone na nasiona oraz łąki i pastwiska) stawka dopłaty wyniesie powyżej 60 euro/ha, dla chmielu - około 220 euro/ha".
Reanimacja wegetacji
Bez względu na to, ile by to było (a wychodzi, że przy zbożu będzie to niecałe 500 zł za hektar), owe pieniądze zostaną rozdzielone na wsi po równo. Dla gospodarstw dużych i towarowych będzie to kwota ledwie rekompensująca (albo i nie) prawdopodobny spadek cen poniżej obowiązujących poprzednio cen minimalnych. Dla wegetujących gospodarstw chłopskich (rodem z XIX wieku) będzie to zbyt mało, by podjąć wysiłek unowocześnienia, ale wystarczająco dużo, by jakoś trwać i nawet się nie zastanawiać nad szukaniem zajęcia pozarolniczego.
Dlatego następny spis rolny - podobnie jak ostatni z 2002 r. - wykaże, że w polskim rolnictwie nic się nie zmienia. Nadal będziemy mieć milion działek przyzagrodowych i 2 mln gospodarstw o przeciętnej wielkości około 9 ha, prowadzonych przez aktywnych uczestników wszelkich blokad i protestów. Nie trzeba dodawać, że oznacza to, iż nadal będziemy skazani na dużą popularność takich polityków jak Lepper, tłumaczących owym chłopom, że są biedni, bo politycy wszystko rozkradli, i obiecujących, że jak oni dojdą do władzy, to będzie lepiej.
Więcej możesz przeczytać w 24/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.