Al-Kaida stała się narzędziem w walce o saudyjski tron
Po pierwsze, zabijać Amerykanów i Żydów. W dalszej kolejności: Brytyjczyków, Hiszpanów, Australijczyków, Kanadyjczyków i Włochów" - to fragment dyrektywy Abdulaziza al-Moqrina, przywódcy Al-Kaidy w Arabii Saudyjskiej, jaką 27 maja opublikowały arabskie portale. Odzew przyszedł już dwa dni później - w saudyjskim mieście Chobar zamordowano 22 osoby, w tym 19 cudzoziemców pracujących dla koncernów naftowych.
Wprawdzie walka z "wielkim szatanem", czyli Ameryką, jest priorytetem terrorystów, ale zamach w Chobarze, podobnie jak atak zorganizowany na początku maja na saudyjski kompleks petrochemiczny w porcie Janbu nad Morzem Czerwonym, miał mniej odległy cel - podważyć wiarygodność Arabii Saudyjskiej jako największego na świecie eksportera ropy. Nikt już chyba nie wierzy, że ataki nie będą miały wpływu na wydobycie tego surowca, a to ma wpływ na i tak rekordowo wysokie ceny ropy. Zamachy pogłębiają też chaos na niestabilnej scenie politycznej królestwa.
Rządzącą Arabią rodzinę Saudów, głównego sojusznika USA na Bliskim Wschodzie, od dawna oskarżano o cichy sojusz z Al-Kaidą, a ostatnie ataki są interpretowane jako dowód na to, że ta umowa właśnie wygasła. Według części ekspertów, bardziej prawdopodobna jest jednak teoria, że Al-Kaida stała się skutecznym narzędziem w walce o saudyjski tron.
Al-Saudowie?
Najostrzejsze oskarżenia o układy między rodziną królewską a bin Ladenem postawił Gerald Posner, amerykański prawnik i pisarz. W książce "Why America Slept: The Failure to Prevent 9/11" zasugerował, że książę Ahmed, szef saudyjskiego imperium medialnego i jeden z głównych rozgrywających w Rijadzie wiedział o planowanym ataku na USA. Posner, powołując się na zeznania, jakie pod wpływem tzw. serum prawdy złożył Abu Zubajda, najwyższy rangą spośród schwytanych dotychczas współpracowników Osamy bin Ladena, starał się dowieść, że Saudowie sponsorowali Al-Kaidę, a Baza w zamian trzymała się z dala od ich królestwa. Powiązane z terrorystami osoby z rodziny królewskiej, wymieniane przez Zubajdę, zginęły w lipcu 2003 r., zaraz po tym, jak ich nazwiska przekazano saudyjskiemu wywiadowi. Na zawał serca zmarł 43-letni książę Ahmed, jego kuzyn zginął w wypadku , a kolejny - jak podano oficjalnie - "z pragnienia".
Posner twierdzi, że zeznania Zubajdy ujawniły mu dwa źródła rządowe. Waszyngton nie komentuje książki, mimo że od jej publikacji minął prawie rok. Z kolei władze Arabii Saudyjskiej stanowczo wszystkiemu zaprzeczyły.
Bez względu na rewelacje Posnera nie ulega wątpliwości, że Rijad bardziej deklaruje prowadzenie wojny z terroryzmem, niż rzeczywiście zwalcza Al-Kaidę. Zgodnie z tym, co wyrokował Jusuf al-Ayyiri, zabity w ubiegłym roku szef propagandy Al-Kaidy w książce "Przyszłość Iraku i Półwyspu Arabskiego po upadku Bagdadu", walka o sukcesję po królu Fahdzie stwarza wyjątkowo korzystną sytuację dla tej organizacji. Ewentualna umowa między służbami bezpieczeństwa a Al-Kaidą zaczęła być w Rijadzie tematem spekulacji. "Jak inaczej tłumaczyć to, że banda terrorystów przeprowadziła zamach na obiekty niemal tak dobrze chronione jak królewskie pałace?" - zastanawia się izraelski tygodnik "Debka".
Doktryna Najefa
Osobą zdolną do zawarcia umowy z Al-Kaidą jest książę Najef, który kieruje aparatem bezpieczeństwa i przewodzi radykalnej frakcji wewnątrz rodziny. Nie akceptuje on tego, że następcą tronu jest jego starszy brat przyrodni, liberał książę Abdullah, de facto rządzący królestwem. "Konflikt między nimi doprowadził do tego, że Abdullah na scenie międzynarodowej deklaruje tępienie Al-Kaidy, a Najef prowadzi podwójną grę. Będąc szefem saudyjskiego MSW, bez przekonania zwalcza terroryzm, bo nie chce się narazić radykalnemu klerowi, często popierającemu Al-Kaidę" - uważa John R. Bradley, redaktor "Arab News" i autor głośnej "Saudi Arabia Exposed: Princes, Paupers & Puritans in the Wahhabi Kingdom".
Frakcja popierająca Najefa to sunniccy ortodoksi, którzy za wrogów uważają nie tylko chrześcijan i żydów, ale również szyitów. Mimo że Najef nie cieszy się opinią osoby pobożnej, to niewątpliwie jest zwolennikiem doktryny tawhidu (w polityce zagranicznej oznacza ona poparcie palestyńskiej intifady), a na froncie domowym jest nieoficjalnym szefem Komisji na rzecz Popierania Cnót i Tępienia Występku, czyli policji religijnej.
Najlepiej o poglądach księcia Najefa świadczy to, że do niedawna utrzymywał, iż za zamachami z 11 września najpewniej stoi Izrael. - Takie poglądy podtrzymywały paranoidalną teorię spisku, a przede wszystkim były wiadomością dla tajnej policji, że od Al-Kaidy ma się trzymać z daleka - twierdzi Michael Scott Doran, ekspert ds. Bliskiego Wschodu, publikujący w "Foreign Affairs". Najef od 2001 r. odmawiał aresztowania radykalnego imama Alego bin al-Khudayra, który po zamachach na USA wydał fatwę zalecającą wyrażanie radości z ataków na "największego z wrogów w historii islamu". Al-Khudayr trafił na krótko za kratki, dopiero gdy zaczął w swych kazaniach krytykować również Najefa. "Wcześniej duchowny był narzędziem w rękach księcia służącym do zastraszana zwolenników zmian. Ich cicha współpraca to dowód, że związki między Al-Kaidą a saudyjską rodziną królewską są bardziej złożone, niż wiele osób chciałoby sądzić" - uważa Doran.
Wojna braterska
To, jak napięte stosunki panują między Najefem a księciem Abdullahem, zwolennikiem reform, obrazuje awantura między nimi po pierwszomajowym ataku w Janbu. Oczywiste było, że za śmierć dwóch Amerykanów, dwóch Brytyjczyków i Australijczyka jest odpowiedzialna Al-Kaida. Książę Abdullah, doprowadzony do furii nieskutecznością działań brata, użył najbardziej obraźliwego określenia - oświadczył, że ci, którzy nie byli w stanie zapobiec atakowi, nie są lepsi od "syjonistycznych kolaborantów". Brat nie pozostał mu dłużny. W oświadczeniu saudyjskiego MSW podano, że zamach przeprowadził Mustafa al-Ansari oraz trzech jego krewnych, którzy mieli zginąć na miejscu. W komunikacie wyjątkowo skrupulatnie podkreślono, że gdy al-Ansari wyjechał w 1994 r. do Londynu, wstąpił tam do reformatorskiego Komitetu na rzecz Obrony Słusznych Praw. W Arabii Saudyjskiej nie jest już tajemnicą, że Abdullah w 1996 r. zawarł tajne porozumienie, w którym za przyrzeczenie reform dostał od komitetu obietnicę, że ten nie będzie zwalczać monarchii. Akt trzeci tej awantury to informacja z otoczenia Abdullaha, że al-Ansari żyje...
W "Al-Battar" - podręczniku Al-Kaidy - znalazły się instrukcje, jak bez kontaktu z dowództwem przeprowadzić zamach, załadować uzi, a także zestawy ćwiczeń fizycznych i psychicznych. Jednocześnie Abdulaziz al-Moqrin, którego komunikaty zamieszczają saudyjskie portale, wezwał do prowadzenia wojny z niewiernymi w miastach przy użyciu broni maszynowej, a nie bomb, bo "wymaga to mniejszej pomocy dowództwa, jest tańsze, a do organizacji takich ataków wystarczą grupy najwyżej czteroosobowe". Jednocześnie, co podkreślił Al-Moqrin, aktywiści muszą być obywatelami miasta, w którym chcą przeprowadzić zamach.
Obraz, jaki wyłania się z publikacji terrorystów - komentuje "Financial Times" - wskazuje, że grupa przywódców nie jest wprawdzie duża, ale zdołała zbudować potężną maszynę rekrutacji członków i szkolenia, dzięki czemu może tworzyć autonomiczne komórki w Arabii Saudyjskiej.
Wprawdzie walka z "wielkim szatanem", czyli Ameryką, jest priorytetem terrorystów, ale zamach w Chobarze, podobnie jak atak zorganizowany na początku maja na saudyjski kompleks petrochemiczny w porcie Janbu nad Morzem Czerwonym, miał mniej odległy cel - podważyć wiarygodność Arabii Saudyjskiej jako największego na świecie eksportera ropy. Nikt już chyba nie wierzy, że ataki nie będą miały wpływu na wydobycie tego surowca, a to ma wpływ na i tak rekordowo wysokie ceny ropy. Zamachy pogłębiają też chaos na niestabilnej scenie politycznej królestwa.
Rządzącą Arabią rodzinę Saudów, głównego sojusznika USA na Bliskim Wschodzie, od dawna oskarżano o cichy sojusz z Al-Kaidą, a ostatnie ataki są interpretowane jako dowód na to, że ta umowa właśnie wygasła. Według części ekspertów, bardziej prawdopodobna jest jednak teoria, że Al-Kaida stała się skutecznym narzędziem w walce o saudyjski tron.
Al-Saudowie?
Najostrzejsze oskarżenia o układy między rodziną królewską a bin Ladenem postawił Gerald Posner, amerykański prawnik i pisarz. W książce "Why America Slept: The Failure to Prevent 9/11" zasugerował, że książę Ahmed, szef saudyjskiego imperium medialnego i jeden z głównych rozgrywających w Rijadzie wiedział o planowanym ataku na USA. Posner, powołując się na zeznania, jakie pod wpływem tzw. serum prawdy złożył Abu Zubajda, najwyższy rangą spośród schwytanych dotychczas współpracowników Osamy bin Ladena, starał się dowieść, że Saudowie sponsorowali Al-Kaidę, a Baza w zamian trzymała się z dala od ich królestwa. Powiązane z terrorystami osoby z rodziny królewskiej, wymieniane przez Zubajdę, zginęły w lipcu 2003 r., zaraz po tym, jak ich nazwiska przekazano saudyjskiemu wywiadowi. Na zawał serca zmarł 43-letni książę Ahmed, jego kuzyn zginął w wypadku , a kolejny - jak podano oficjalnie - "z pragnienia".
Posner twierdzi, że zeznania Zubajdy ujawniły mu dwa źródła rządowe. Waszyngton nie komentuje książki, mimo że od jej publikacji minął prawie rok. Z kolei władze Arabii Saudyjskiej stanowczo wszystkiemu zaprzeczyły.
Bez względu na rewelacje Posnera nie ulega wątpliwości, że Rijad bardziej deklaruje prowadzenie wojny z terroryzmem, niż rzeczywiście zwalcza Al-Kaidę. Zgodnie z tym, co wyrokował Jusuf al-Ayyiri, zabity w ubiegłym roku szef propagandy Al-Kaidy w książce "Przyszłość Iraku i Półwyspu Arabskiego po upadku Bagdadu", walka o sukcesję po królu Fahdzie stwarza wyjątkowo korzystną sytuację dla tej organizacji. Ewentualna umowa między służbami bezpieczeństwa a Al-Kaidą zaczęła być w Rijadzie tematem spekulacji. "Jak inaczej tłumaczyć to, że banda terrorystów przeprowadziła zamach na obiekty niemal tak dobrze chronione jak królewskie pałace?" - zastanawia się izraelski tygodnik "Debka".
Doktryna Najefa
Osobą zdolną do zawarcia umowy z Al-Kaidą jest książę Najef, który kieruje aparatem bezpieczeństwa i przewodzi radykalnej frakcji wewnątrz rodziny. Nie akceptuje on tego, że następcą tronu jest jego starszy brat przyrodni, liberał książę Abdullah, de facto rządzący królestwem. "Konflikt między nimi doprowadził do tego, że Abdullah na scenie międzynarodowej deklaruje tępienie Al-Kaidy, a Najef prowadzi podwójną grę. Będąc szefem saudyjskiego MSW, bez przekonania zwalcza terroryzm, bo nie chce się narazić radykalnemu klerowi, często popierającemu Al-Kaidę" - uważa John R. Bradley, redaktor "Arab News" i autor głośnej "Saudi Arabia Exposed: Princes, Paupers & Puritans in the Wahhabi Kingdom".
Frakcja popierająca Najefa to sunniccy ortodoksi, którzy za wrogów uważają nie tylko chrześcijan i żydów, ale również szyitów. Mimo że Najef nie cieszy się opinią osoby pobożnej, to niewątpliwie jest zwolennikiem doktryny tawhidu (w polityce zagranicznej oznacza ona poparcie palestyńskiej intifady), a na froncie domowym jest nieoficjalnym szefem Komisji na rzecz Popierania Cnót i Tępienia Występku, czyli policji religijnej.
Najlepiej o poglądach księcia Najefa świadczy to, że do niedawna utrzymywał, iż za zamachami z 11 września najpewniej stoi Izrael. - Takie poglądy podtrzymywały paranoidalną teorię spisku, a przede wszystkim były wiadomością dla tajnej policji, że od Al-Kaidy ma się trzymać z daleka - twierdzi Michael Scott Doran, ekspert ds. Bliskiego Wschodu, publikujący w "Foreign Affairs". Najef od 2001 r. odmawiał aresztowania radykalnego imama Alego bin al-Khudayra, który po zamachach na USA wydał fatwę zalecającą wyrażanie radości z ataków na "największego z wrogów w historii islamu". Al-Khudayr trafił na krótko za kratki, dopiero gdy zaczął w swych kazaniach krytykować również Najefa. "Wcześniej duchowny był narzędziem w rękach księcia służącym do zastraszana zwolenników zmian. Ich cicha współpraca to dowód, że związki między Al-Kaidą a saudyjską rodziną królewską są bardziej złożone, niż wiele osób chciałoby sądzić" - uważa Doran.
Wojna braterska
To, jak napięte stosunki panują między Najefem a księciem Abdullahem, zwolennikiem reform, obrazuje awantura między nimi po pierwszomajowym ataku w Janbu. Oczywiste było, że za śmierć dwóch Amerykanów, dwóch Brytyjczyków i Australijczyka jest odpowiedzialna Al-Kaida. Książę Abdullah, doprowadzony do furii nieskutecznością działań brata, użył najbardziej obraźliwego określenia - oświadczył, że ci, którzy nie byli w stanie zapobiec atakowi, nie są lepsi od "syjonistycznych kolaborantów". Brat nie pozostał mu dłużny. W oświadczeniu saudyjskiego MSW podano, że zamach przeprowadził Mustafa al-Ansari oraz trzech jego krewnych, którzy mieli zginąć na miejscu. W komunikacie wyjątkowo skrupulatnie podkreślono, że gdy al-Ansari wyjechał w 1994 r. do Londynu, wstąpił tam do reformatorskiego Komitetu na rzecz Obrony Słusznych Praw. W Arabii Saudyjskiej nie jest już tajemnicą, że Abdullah w 1996 r. zawarł tajne porozumienie, w którym za przyrzeczenie reform dostał od komitetu obietnicę, że ten nie będzie zwalczać monarchii. Akt trzeci tej awantury to informacja z otoczenia Abdullaha, że al-Ansari żyje...
W "Al-Battar" - podręczniku Al-Kaidy - znalazły się instrukcje, jak bez kontaktu z dowództwem przeprowadzić zamach, załadować uzi, a także zestawy ćwiczeń fizycznych i psychicznych. Jednocześnie Abdulaziz al-Moqrin, którego komunikaty zamieszczają saudyjskie portale, wezwał do prowadzenia wojny z niewiernymi w miastach przy użyciu broni maszynowej, a nie bomb, bo "wymaga to mniejszej pomocy dowództwa, jest tańsze, a do organizacji takich ataków wystarczą grupy najwyżej czteroosobowe". Jednocześnie, co podkreślił Al-Moqrin, aktywiści muszą być obywatelami miasta, w którym chcą przeprowadzić zamach.
Obraz, jaki wyłania się z publikacji terrorystów - komentuje "Financial Times" - wskazuje, że grupa przywódców nie jest wprawdzie duża, ale zdołała zbudować potężną maszynę rekrutacji członków i szkolenia, dzięki czemu może tworzyć autonomiczne komórki w Arabii Saudyjskiej.
Więcej możesz przeczytać w 24/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.