Jak obalić lokalnego tyrana - poradnik konspiratora.
Przepisy najlepszej nawet ustawy nie gwarantują demokracji. Bywa, że lokalną społeczność poddają swojej władzy lokalni tyrani, dyktatorzy lub kliki. Oglądaliśmy to na filmach z Dzikiego Zachodu, możemy tego doświadczyć w wielu współczesnych społecznościach lokalnych. Nie tylko zresztą u nas.
Zwalczyć tych lokalnych tyranów lub lokalną klikę, panoszącą się w gminie czy miasteczku, wcale nie jest łatwiej, niż obalić tyranów czy klikę rządzącą państwem. W skali kraju zawiązuje się konspiracja, rozwija się, bo idea demokracji jest bardzo zaraźliwa, zdobywa coraz więcej zwolenników, wymyka się najlepszej bezpiece, a z zagranicy przenika do umysłów całego kraju prawda. I prędzej czy później bierze górę, nawet po latach. Idea demokracji lokalnej jest młoda i na pół nie znana, a w skali społeczności lokalnej nie można czekać latami. Co najwyżej opuszcza się ją, wyjeżdża, co ułatwia panowanie jakiemuś lokalnemu tyranowi czy klice, w rodzaju starachowickiej.
Rządy kliki
Lokalny Stokłosa (w odróżnieniu od przemiłego ogólnopolskiego Stokłosy - muzyka) nie jest groźny samą swoją pychą i tupetem. Groźny jest tym, że wszystkim rządzi - miejscową policją, która w jego obecności zapomina języka w gębie, lokalnymi władzami, których skład czasami sam ustala, no i swoimi ochroniarzami - bezkarnymi, jak oglądaliśmy, nawet w stosunku do dziennikarzy telewizji publicznej. Tak samo klika lokalna, czyli sitwa, ze swymi powiązaniami, jawnymi i niejawnymi, siecią znajomości, interesów i wzajemnych usług. Przy czym klika zwykle żyje dobrze i z miejscowymi przestępcami, i z sądem, który w razie potrzeby skaże, powiedzmy - nieostrożnego dziennikarza, w niejawnym postępowaniu nawet na więzienie. Dobrze, jeśli tacy sędziowie czy prokuratorzy nie balują z gangsterami.
Nie można liczyć na stałą uwagę ogólnopolskich mediów, a nawet regionalnych. Mają one atrakcyjniejszych tematów, nieszczęść, zbrodni, romansów aż za dużo i miejscowi bojownicy po wyjeździe dziennikarzy zostają sam na sam z lokalną siłą Stokłosów czy klik. Nawet na księży proboszczów nie zawsze można liczyć, bo jednemu bogaty sobiepan funduje właśnie dach na kościele, innego udało się komuś z kliki wciągnąć w stosunki towarzyskie, a jeszcze inny sam buduje swoją partię, która nie lubi Ameryki, swojego biskupa lub inteligencji. Innymi słowy, zaprowadzić demokrację lokalną wcale nie jest łatwo. Zwłaszcza że spora część mieszkańców może ją mieć w pięcie i ograniczać się do pokątnego narzekania. Do narzekania, co zrozumiałe, na wszystkich innych.
Rady starego praktyka
Zaczynać trzeba, jak w skali kraju - od konspiracji. Nie macie za sobą stałej pilnej uwagi zagranicznych mediów ani nawet mediów stołecznych, co by trochę odstraszało prześladowców. Oczywiście, gdyby we władzach waszej gminy, miasteczka czy powiatu było kilku ludzi zdolnych bez lęku mówić głośno prawdę, budzić wyobraźnię pozostałych współobywateli, by razem odsunąć od władzy oczajduszów, łobuzów i miglanców, wybrać innych posłów, senatorów czy radnych, niechby ci odważni zaczęli mówić. Ale gdyby tacy byli, już by się pewnie sami obudzili. Problem zwalczania tyranów i klik polega na tym, że tych odważnych nie ma, bo dali się już kupić albo wyjechali, albo w nic już nie wierzą.
Zacząć trzeba od kilku ufających sobie wzajem osób, nieskłonnych do gadulstwa, które łączy wspólny w tej sprawie pogląd - jeśli różnią się nawet we wszystkich innych sprawach. Byłoby dobrze, gdyby wśród tych kilku osób znalazła się choć jedna z dostępem do Internetu oraz jedna z drukarką - możliwie mało znaną otoczeniu. W ciągu dwóch, trzech miesięcy trzeba dobrać kolejnych zwolenników - po uważnej obserwacji. Trzymając języki za zębami. Co ważne: spotykać należy się jak najrzadziej, w możliwie małych grupach, a rozdzielać między siebie zadania i uzgadniać wszystko na zasadach zabawy w głuchy telefon. Telefony zaś powinny pozostać głuche. Nigdy nie wiadomo, czy policja w swej uprzejmości wobec tyrana czy kliki nie zainstaluje komuś podsłuchu - tylko dlatego, że ktoś z was już wcześniej wygadał się, że mu się coś nie podoba. Można się ewentualnie porozumiewać przez Internet, własnym kodem o tematyce abstrakcyjnej dla sprawy. Byle nie z postaciami literackimi, bo jeśli będzie to Kubuś Puchatek i jego przyjaciele, zagrożeni szybko rozszyfrują, kim jest Kłapouchy, a kim Sowa Przemądrzała. Wtedy Kłapouchy okaże się wściekłym osłem, a Sowa Przemądrzała - złośliwą, nader wścibską policjantką.
Najgroźniejsza prawda
Przez pierwsze dwa miesiące trzeba się skupić na zbieraniu informacji - o faktach i powiązaniach. Informacje muszą być prawdziwe. Żeby nigdy, przenigdy nie podawać informacji fałszywych. Błąd, kłamstwo bądź brednia, nawet z największym zapałem przekazana, psuje cały efekt. Odbiera całemu programowi skuteczność. I pamiętajcie: jak najmniej słusznych przymiotników. Zdradzają waszą słuszną odrazę, ale nie pozwalają uwierzyć w słuszność prawd najoczywistszych.
Teraz to, co najważniejsze: rozpowszechnianie prawdy. Co najmniej raz na dwa tygodnie emitujcie swoje komunikaty (gazetki, informatory itp.) - z prawdą o tym, co robi tyran lub jak działa klika. Anonimowe teksty, drukowane w miarę możliwości na drukarce, o której nikt w danej społeczności nie wie, albo po prostu poza obrębem waszej społeczności. Wtedy z innej miejscowości można - za pośrednictwem znajomych - rozsyłać owe teksty pocztą. Samemu zaś pojedyncze wydruki (nigdy żadnych pakietów ani stosików, które łatwo zgarnąć za jednym zamachem) zostawiać niewidocznie w widocznych publicznych miejscach. I niech ktoś spoza waszej społeczności otworzy stronę w Internecie z tymi tekstami.
Kiedyś ruch podziemny "Solidarność" mógł posługiwać się przeciwko władzom stanu wojennego PRL mikronadajnikami, które produkował mój przyjaciel - znakomity fizyk. Umieszczone w nieoczekiwanych miejscach, transmitowały wiadomości prawdziwe. Dziś można wyprodukować takie mikronadajniki, ale to zbyt wielki koszt. Prawda musi być tańsza, za to wszędzie, gdzie się tylko da. W małych porcjach, ale dużo jej.
Pozyskajcie kogoś przyzwoitego w jakiejś gazecie regionalnej czy innym medium o takim zasięgu (najlepiej w rozgłośni radiowej). I niech do niego dzwonią bądź piszą - anonimowo - ludzie, którzy chcą wam przekazać jakieś informacje bądź tylko słowa poparcia. To też ważne. Zorientujecie się, czy wasza społeczność budzi się do demokracji.
Nie ma takich twardzieli między tyranami ani klikami, którzy by nie zrozumieli, że na dłuższą metę nie da się tego zwalczyć. Stracą nieco wigoru nawet skorumpowani sędziowie, z natury najpewniejsi siebie, bo wydają się nietykalni. Oczywiście, podejmą - choćby na podstawie tej publikacji - różne akcje zapobiegawcze, włącznie z fałszywkami, ale na to jest jedna podstawowa broń: wyłącznie prawda. I szybka reakcja na fałszywki. Może długo potrwać, nim wasza społeczność postawi swoje pierwsze kroki na drodze ku demokracji. Ale, jak mówiłem, same przepisy jej nie gwarantują.
Uderzenie we właściwym momencie
Właściwym momentem są przede wszystkim wybory. Do władz miejscowych, regionalnych lub ogólnopolskich. Trzeba rozpropagować sprawdzanie list wyborczych. I uważać, kto wejdzie do komisji wyborczych, by nie doszło do cudów nad urną, zawsze możliwych w społeczności lokalnej. Trzeba włożyć cały wysiłek w to, by zapewnić kontrolę tajności wyborów. Żeby wyborcom chciało się iść za kotarę.
Wasze karteczki muszą podać wyborcom, na kogo głosować, a na kogo nie i dlaczego. Żeby każdy mógł pójść za kotarę ze ściągą. Jeśli dany lokalny dyktator zapewnił sobie uprzednio wybór takimi czy innymi prezentami dla wyborców, musicie opisać to wcześniej. I zarazem uświadomić wyborcom, że bez szerokiego udziału w wyborach nic się nie zmieni. Do manifestacji musieliby wyjść wszyscy, a nie wszyscy są tak odważni.
Kartka wyborcza jest najskuteczniejszą bronią w demokracji. Nawet w demokracji wykoślawionej przez lokalnych tyranów i kliki. Bez autentycznej tajności głosowania 4 czerwca 1989 r. nie padłby w Polsce miniony reżim.
Czyja policja?
Jeśli wasza policja jest na pasku dyktatora lub kliki, informacje o jej zachowaniach lub zaniechaniach podawane w waszych komunikatach dotrą do jej władz zwierzchnich. Te władze zwierzchnie - jak każda biurokracja - nie będą się może paliły do interwencji, ale po pewnym czasie informacje dotrą do władz jeszcze wyższych i do mediów. Wprawdzie z Komendy Głównej usunięto kogoś takiego jak Adam Rapacki, twórcę Centralnego Biura Śledczego, ale są tam jeszcze ludzie, którzy chcą policję zrobić godną tego imienia, groźną dla nieprawości wszelkiego rodzaju. Jeśli zaś macie przyzwoitych policjantów u siebie, pamiętajcie, że najskuteczniej działa policja, którą wspomagają sami obywatele. Stójcie za nimi, gdyby ktoś chciał ich przestraszyć.
Gdyby zdarzył się w waszej okolicy prokurator czy sędzia, któremu zależy na przyzwoitej Polsce, nie na samej posadzie i stosunkach, trzymajcie z nim także. To inny skarb demokracji. Wasz skarb: 80 proc. sędziów to ludzie przyzwoici. Na złą opinię sądownictwa pracuje te pozostałe 20 proc.
Program reedukacji tyranów
Program reedukacji tyranów i klik (lub ich obalenia) inaczej można układać, jeśli macie w waszej społeczności choć jednego dzielnego niepodległego proboszcza (byle nie czuł się pierwszym sekretarzem partii nowej słuszności). Kościół, Dom Boży, jest u takiego proboszcza otwarty dla wszystkich, którzy chcą zrobić razem coś pożytecznego i służącego innym. Wiem, co piszę - sam nieraz korzystałem z takiej gościny bożej.
Proboszcz może na początek zaprosić do siebie najmądrzejszych spośród przyzwoitych ludzi waszej społeczności, żeby z nimi porozmawiać - na razie dyskretnie - o tym, co zrobić. A potem - zróbcie to, co wspólnie ustaliliście. Odważnie, ale ze zdrowym rozsądkiem. Z ryzykiem na miarę potrzeb. Nie obrażając nikogo ponad konieczność. Bo może komuś zaświta, że przyzwoitość popłaca i stanie po jej stronie.
Nie znaczy to, że bez udziału proboszcza mielibyście mniej zważać na zdrowy rozsądek. Konspiracja wymaga zdrowego rozsądku grubo więcej. Pamiętajcie: rozsądek to korona konspiracji.
Po co demokracja?
To pytanie warto sobie zadać na samym początku: po co wam demokracja? Bo może tylko po to, byście to wy zostali lokalnymi Stokłosami lub miejscową kliką? Dlatego warto mądrych ludzi waszej społeczności (zwłaszcza fachowców) z góry poprosić, by zastanowili się, co warto zrobić, kiedy już będzie można. Żebyście nie wyszli z całej kampanii jak nasze partie - są wprawdzie zawsze gotowe do objęcia władzy, ale z reguły nie wiedzą po co. Wnikliwie rozpamiętują różne ideolo, analizują polityczne priorytety, wytykają, z kim nie chcą i kogo nie lubią. Dotychczas jednak wyborcy nie dowiadywali się od nich, co trzeba z czym zrobić, a po wyborach one same nie starały się tego dowiedzieć. Aż doczekały się takiej swojej karykatury jak Lepper.
Stefan Bratkowski
Zwalczyć tych lokalnych tyranów lub lokalną klikę, panoszącą się w gminie czy miasteczku, wcale nie jest łatwiej, niż obalić tyranów czy klikę rządzącą państwem. W skali kraju zawiązuje się konspiracja, rozwija się, bo idea demokracji jest bardzo zaraźliwa, zdobywa coraz więcej zwolenników, wymyka się najlepszej bezpiece, a z zagranicy przenika do umysłów całego kraju prawda. I prędzej czy później bierze górę, nawet po latach. Idea demokracji lokalnej jest młoda i na pół nie znana, a w skali społeczności lokalnej nie można czekać latami. Co najwyżej opuszcza się ją, wyjeżdża, co ułatwia panowanie jakiemuś lokalnemu tyranowi czy klice, w rodzaju starachowickiej.
Rządy kliki
Lokalny Stokłosa (w odróżnieniu od przemiłego ogólnopolskiego Stokłosy - muzyka) nie jest groźny samą swoją pychą i tupetem. Groźny jest tym, że wszystkim rządzi - miejscową policją, która w jego obecności zapomina języka w gębie, lokalnymi władzami, których skład czasami sam ustala, no i swoimi ochroniarzami - bezkarnymi, jak oglądaliśmy, nawet w stosunku do dziennikarzy telewizji publicznej. Tak samo klika lokalna, czyli sitwa, ze swymi powiązaniami, jawnymi i niejawnymi, siecią znajomości, interesów i wzajemnych usług. Przy czym klika zwykle żyje dobrze i z miejscowymi przestępcami, i z sądem, który w razie potrzeby skaże, powiedzmy - nieostrożnego dziennikarza, w niejawnym postępowaniu nawet na więzienie. Dobrze, jeśli tacy sędziowie czy prokuratorzy nie balują z gangsterami.
Nie można liczyć na stałą uwagę ogólnopolskich mediów, a nawet regionalnych. Mają one atrakcyjniejszych tematów, nieszczęść, zbrodni, romansów aż za dużo i miejscowi bojownicy po wyjeździe dziennikarzy zostają sam na sam z lokalną siłą Stokłosów czy klik. Nawet na księży proboszczów nie zawsze można liczyć, bo jednemu bogaty sobiepan funduje właśnie dach na kościele, innego udało się komuś z kliki wciągnąć w stosunki towarzyskie, a jeszcze inny sam buduje swoją partię, która nie lubi Ameryki, swojego biskupa lub inteligencji. Innymi słowy, zaprowadzić demokrację lokalną wcale nie jest łatwo. Zwłaszcza że spora część mieszkańców może ją mieć w pięcie i ograniczać się do pokątnego narzekania. Do narzekania, co zrozumiałe, na wszystkich innych.
Rady starego praktyka
Zaczynać trzeba, jak w skali kraju - od konspiracji. Nie macie za sobą stałej pilnej uwagi zagranicznych mediów ani nawet mediów stołecznych, co by trochę odstraszało prześladowców. Oczywiście, gdyby we władzach waszej gminy, miasteczka czy powiatu było kilku ludzi zdolnych bez lęku mówić głośno prawdę, budzić wyobraźnię pozostałych współobywateli, by razem odsunąć od władzy oczajduszów, łobuzów i miglanców, wybrać innych posłów, senatorów czy radnych, niechby ci odważni zaczęli mówić. Ale gdyby tacy byli, już by się pewnie sami obudzili. Problem zwalczania tyranów i klik polega na tym, że tych odważnych nie ma, bo dali się już kupić albo wyjechali, albo w nic już nie wierzą.
Zacząć trzeba od kilku ufających sobie wzajem osób, nieskłonnych do gadulstwa, które łączy wspólny w tej sprawie pogląd - jeśli różnią się nawet we wszystkich innych sprawach. Byłoby dobrze, gdyby wśród tych kilku osób znalazła się choć jedna z dostępem do Internetu oraz jedna z drukarką - możliwie mało znaną otoczeniu. W ciągu dwóch, trzech miesięcy trzeba dobrać kolejnych zwolenników - po uważnej obserwacji. Trzymając języki za zębami. Co ważne: spotykać należy się jak najrzadziej, w możliwie małych grupach, a rozdzielać między siebie zadania i uzgadniać wszystko na zasadach zabawy w głuchy telefon. Telefony zaś powinny pozostać głuche. Nigdy nie wiadomo, czy policja w swej uprzejmości wobec tyrana czy kliki nie zainstaluje komuś podsłuchu - tylko dlatego, że ktoś z was już wcześniej wygadał się, że mu się coś nie podoba. Można się ewentualnie porozumiewać przez Internet, własnym kodem o tematyce abstrakcyjnej dla sprawy. Byle nie z postaciami literackimi, bo jeśli będzie to Kubuś Puchatek i jego przyjaciele, zagrożeni szybko rozszyfrują, kim jest Kłapouchy, a kim Sowa Przemądrzała. Wtedy Kłapouchy okaże się wściekłym osłem, a Sowa Przemądrzała - złośliwą, nader wścibską policjantką.
Najgroźniejsza prawda
Przez pierwsze dwa miesiące trzeba się skupić na zbieraniu informacji - o faktach i powiązaniach. Informacje muszą być prawdziwe. Żeby nigdy, przenigdy nie podawać informacji fałszywych. Błąd, kłamstwo bądź brednia, nawet z największym zapałem przekazana, psuje cały efekt. Odbiera całemu programowi skuteczność. I pamiętajcie: jak najmniej słusznych przymiotników. Zdradzają waszą słuszną odrazę, ale nie pozwalają uwierzyć w słuszność prawd najoczywistszych.
Teraz to, co najważniejsze: rozpowszechnianie prawdy. Co najmniej raz na dwa tygodnie emitujcie swoje komunikaty (gazetki, informatory itp.) - z prawdą o tym, co robi tyran lub jak działa klika. Anonimowe teksty, drukowane w miarę możliwości na drukarce, o której nikt w danej społeczności nie wie, albo po prostu poza obrębem waszej społeczności. Wtedy z innej miejscowości można - za pośrednictwem znajomych - rozsyłać owe teksty pocztą. Samemu zaś pojedyncze wydruki (nigdy żadnych pakietów ani stosików, które łatwo zgarnąć za jednym zamachem) zostawiać niewidocznie w widocznych publicznych miejscach. I niech ktoś spoza waszej społeczności otworzy stronę w Internecie z tymi tekstami.
Kiedyś ruch podziemny "Solidarność" mógł posługiwać się przeciwko władzom stanu wojennego PRL mikronadajnikami, które produkował mój przyjaciel - znakomity fizyk. Umieszczone w nieoczekiwanych miejscach, transmitowały wiadomości prawdziwe. Dziś można wyprodukować takie mikronadajniki, ale to zbyt wielki koszt. Prawda musi być tańsza, za to wszędzie, gdzie się tylko da. W małych porcjach, ale dużo jej.
Pozyskajcie kogoś przyzwoitego w jakiejś gazecie regionalnej czy innym medium o takim zasięgu (najlepiej w rozgłośni radiowej). I niech do niego dzwonią bądź piszą - anonimowo - ludzie, którzy chcą wam przekazać jakieś informacje bądź tylko słowa poparcia. To też ważne. Zorientujecie się, czy wasza społeczność budzi się do demokracji.
Nie ma takich twardzieli między tyranami ani klikami, którzy by nie zrozumieli, że na dłuższą metę nie da się tego zwalczyć. Stracą nieco wigoru nawet skorumpowani sędziowie, z natury najpewniejsi siebie, bo wydają się nietykalni. Oczywiście, podejmą - choćby na podstawie tej publikacji - różne akcje zapobiegawcze, włącznie z fałszywkami, ale na to jest jedna podstawowa broń: wyłącznie prawda. I szybka reakcja na fałszywki. Może długo potrwać, nim wasza społeczność postawi swoje pierwsze kroki na drodze ku demokracji. Ale, jak mówiłem, same przepisy jej nie gwarantują.
Uderzenie we właściwym momencie
Właściwym momentem są przede wszystkim wybory. Do władz miejscowych, regionalnych lub ogólnopolskich. Trzeba rozpropagować sprawdzanie list wyborczych. I uważać, kto wejdzie do komisji wyborczych, by nie doszło do cudów nad urną, zawsze możliwych w społeczności lokalnej. Trzeba włożyć cały wysiłek w to, by zapewnić kontrolę tajności wyborów. Żeby wyborcom chciało się iść za kotarę.
Wasze karteczki muszą podać wyborcom, na kogo głosować, a na kogo nie i dlaczego. Żeby każdy mógł pójść za kotarę ze ściągą. Jeśli dany lokalny dyktator zapewnił sobie uprzednio wybór takimi czy innymi prezentami dla wyborców, musicie opisać to wcześniej. I zarazem uświadomić wyborcom, że bez szerokiego udziału w wyborach nic się nie zmieni. Do manifestacji musieliby wyjść wszyscy, a nie wszyscy są tak odważni.
Kartka wyborcza jest najskuteczniejszą bronią w demokracji. Nawet w demokracji wykoślawionej przez lokalnych tyranów i kliki. Bez autentycznej tajności głosowania 4 czerwca 1989 r. nie padłby w Polsce miniony reżim.
Czyja policja?
Jeśli wasza policja jest na pasku dyktatora lub kliki, informacje o jej zachowaniach lub zaniechaniach podawane w waszych komunikatach dotrą do jej władz zwierzchnich. Te władze zwierzchnie - jak każda biurokracja - nie będą się może paliły do interwencji, ale po pewnym czasie informacje dotrą do władz jeszcze wyższych i do mediów. Wprawdzie z Komendy Głównej usunięto kogoś takiego jak Adam Rapacki, twórcę Centralnego Biura Śledczego, ale są tam jeszcze ludzie, którzy chcą policję zrobić godną tego imienia, groźną dla nieprawości wszelkiego rodzaju. Jeśli zaś macie przyzwoitych policjantów u siebie, pamiętajcie, że najskuteczniej działa policja, którą wspomagają sami obywatele. Stójcie za nimi, gdyby ktoś chciał ich przestraszyć.
Gdyby zdarzył się w waszej okolicy prokurator czy sędzia, któremu zależy na przyzwoitej Polsce, nie na samej posadzie i stosunkach, trzymajcie z nim także. To inny skarb demokracji. Wasz skarb: 80 proc. sędziów to ludzie przyzwoici. Na złą opinię sądownictwa pracuje te pozostałe 20 proc.
Program reedukacji tyranów
Program reedukacji tyranów i klik (lub ich obalenia) inaczej można układać, jeśli macie w waszej społeczności choć jednego dzielnego niepodległego proboszcza (byle nie czuł się pierwszym sekretarzem partii nowej słuszności). Kościół, Dom Boży, jest u takiego proboszcza otwarty dla wszystkich, którzy chcą zrobić razem coś pożytecznego i służącego innym. Wiem, co piszę - sam nieraz korzystałem z takiej gościny bożej.
Proboszcz może na początek zaprosić do siebie najmądrzejszych spośród przyzwoitych ludzi waszej społeczności, żeby z nimi porozmawiać - na razie dyskretnie - o tym, co zrobić. A potem - zróbcie to, co wspólnie ustaliliście. Odważnie, ale ze zdrowym rozsądkiem. Z ryzykiem na miarę potrzeb. Nie obrażając nikogo ponad konieczność. Bo może komuś zaświta, że przyzwoitość popłaca i stanie po jej stronie.
Nie znaczy to, że bez udziału proboszcza mielibyście mniej zważać na zdrowy rozsądek. Konspiracja wymaga zdrowego rozsądku grubo więcej. Pamiętajcie: rozsądek to korona konspiracji.
Po co demokracja?
To pytanie warto sobie zadać na samym początku: po co wam demokracja? Bo może tylko po to, byście to wy zostali lokalnymi Stokłosami lub miejscową kliką? Dlatego warto mądrych ludzi waszej społeczności (zwłaszcza fachowców) z góry poprosić, by zastanowili się, co warto zrobić, kiedy już będzie można. Żebyście nie wyszli z całej kampanii jak nasze partie - są wprawdzie zawsze gotowe do objęcia władzy, ale z reguły nie wiedzą po co. Wnikliwie rozpamiętują różne ideolo, analizują polityczne priorytety, wytykają, z kim nie chcą i kogo nie lubią. Dotychczas jednak wyborcy nie dowiadywali się od nich, co trzeba z czym zrobić, a po wyborach one same nie starały się tego dowiedzieć. Aż doczekały się takiej swojej karykatury jak Lepper.
Stefan Bratkowski
Sitwokracja |
---|
Starachowice Kilka dni temu w kieleckim sądzie rozpoczął się proces posłów Andrzeja Jagiełły, Henryka Długosza i Zbigniewa Sobotki (wszyscy z SLD). Prokuratura zarzuca im, że utrudniali śledztwo w sprawie starachowickiego gangu, z którym powiązani byli miejscowi działacze partii. Wcześniej o współpracę z gangiem zostali oskarżeni starosta starachowicki Mieczysław Sławek i Marek Basiak, wiceprzewodniczący miejscowej rady. Pierwszy był przewodniczącym rady miejskiej SLD, drugi - sekretarzem. Obaj utrzymywali ścisłe kontakty ze znanym starachowickim gangsterem Leszkiem S., ps. Lefek. W ubiegłym roku jeden z zaprzyjaźnionych z Leszkiem S. samorządowców po telefonie od Jagiełły ostrzegł Lefka przed grożącym mu aresztowaniem. Kłodzko Budowę domów dla powodzian władze miasta powierzyły bez przetargu kieleckiej firmie Energobud. Współwłaścicielem Energobudu był Leszek Bogdański, były wiceprezes Horteksu. Rekomendację wystawił mu Ryszard Jastrzębski, były poseł PSL, ówczesny wiceburmistrz Kłodzka. Dziwnym zbiegiem okoliczności Ryszard Kwiecień, były szef komisji rewizyjnej i wiceprzewodniczący rady miejskiej, został potem dyrektorem kłodzkiego oddziału Energobudu. Z kolei Małgorzata Kwiatkowska, była burmistrz miasta, została dyrektorem Przedsiębiorstwa Budowy Maszyn i Konstrukcji w Ostrowcu Świętokrzyskim, którego współwłaścicielem był Bogdański. Kędzierzyn i Tarnów W Kędzierzynie aż 26 urzędników administracji miejskiej i starostwa powiatowego było krewnymi radnych. W Tarnowie starosta redukował przerosty zatrudnienia, ale jednocześnie stworzył etaty dla córek byłego prezydenta miasta Józefa Rojka - jedna została specjalistą ds. zamówień publicznych, druga otrzymała pracę w Zarządzie Dróg Miejskich. Opole Centralne Biuro Śledcze od kilku miesięcy zajmuje się tzw. aferą ratuszową w Opolu. Piątka byłych włodarzy miasta z SLD już została aresztowana. Siedzą byli prezydenci: Leszek P. (późniejszy wojewoda opolski) oraz Piotr S., a także były zastępca obu samorządowców Piotr K., były przewodniczący rady miasta Stanisław D. i były naczelnik wydziału przetargów urzędu miasta w Opolu Remigiusz P. Na wolności jest była wiceprezydent i późniejsza marszałek Opolszczyzny Ewa O. Nieoficjalnie mówi się, że niektórzy z nich zawarli nieformalne porozumienie dotyczące zysków z łapówek. Liczba podejrzanych w sprawie nieprawidłowości w pracach opolskiego ratusza przekroczyła 20 osób - zarzuty postawiono zarówno przedstawicielom byłych władz miasta, jak i biznesmenom, którzy wykonywali prace zlecone przez ratusz. Prokuratura bada m.in. kwestie rozstrzygania przetargów na prace zlecane przez miasto, sprzedaży gruntów pod hipermarket i udziału miasta w spółce budującej jedno z osiedli mieszkaniowych. |
Więcej możesz przeczytać w 24/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.