Myślałem, że po 15 latach demokracji wycieranie sobie gęby Polską nie jest już w modzie
Jak skutecznie zniechęcić się do Polski? Jak szybko i sprawnie obrzydzić sobie nasz kraj? Co zrobić, by na sam dźwięk słowa "Polska" wiać gdzie pieprz rośnie? Wystarczy obejrzeć programy wyborcze niektórych partii, którymi katuje nas teraz telewizja.
Telewizja katuje, bo musi. Partie, które startują w wyborach i zarejestrowały swoje komitety, mają prawo do darmowego czasu na antenie. Czas dany partiom jest za darmo, ale widzom, którzy oglądają te reklamówki, powinno się słono płacić. Zdecydowanie najcięższego kalibru są programy firmowane przez OKO, LPR czy Samoobronę. Stężenie narodowych frazesów, demagogii i topornego patriotyzmu jest tam tak wielkie, że jeśli ktoś uważał się za patriotę, to po obejrzeniu tych koszmarnych produktów wyborczych szybko przestanie nim być.
Podstawowym chwytem tych potworków telewizyjnych jest budowanie atmosfery zagrożenia. Jak w bajkach dla dzieci, roi się tam od złych duchów, fałszywych wróżek czy wygłodzonych wilków, które chcą zrobić grzecznym bobaskom krzywdę. Schemat bajkowy jest tu zastosowany świadomie, gdyż politycy tych ugrupowań traktują swych wyborców jak smarkaczy, których trzeba odpowiednio nastraszyć, by ich potem zmotywować do głosowania na siebie. W bajkach wyborczych, które oglądamy, rolę Grzecznego Bobaska odgrywa "umęczony naród polski", a w role złych duchów czy okropnej Baby-Jagi tradycyjnie wcielają się "zdrajcy narodu", "obce siły" i megastar Leszek Balcerowicz, który z urzędu od lat pełni funkcję etatowego upiora.
Miałem nadzieję, że po piętnastu latach demokracji partie wyleczyły się z żonglowania Polską jak piłką w cyrku, z tego obrzydliwego, tandetnego włóczenia Polski przed kamerę, z zaciągania naszej ojczyzny do studia wyborczego i dupczenia jej w celu nabicia sobie popularności. Myślałem, że wycieranie sobie gęby Polską, tak jakby to był tani hamburger, nie jest już w modzie. A jednak znaleźli się tacy, którzy po raz kolejny sprzedają na ekranie rekwizyty z magazynu narodowych symboli. Biały orzeł, husaria, Piłsudski, papież migoczą w ich klipach wyborczych niczym numery telefonów w konkursach audiotele. Wykorzystywanie wizerunków znanych Polaków, podpieranie się ojczyzną niczym poduchą, która ma ułatwić miękkie lądowanie, zapychanie sobie gęby Polską nikomu już nie przynosi splendoru. Nachalny patriotyzm jest protezą poglądów. Byle dureń, który nie ma nic sensownego do powiedzenia, zawsze może sobie pokrzyczeć "Polska! Polska! Polska!". To niewiele kosztuje, a brzmi bojowo. Zamiast wymachiwania narodową flagą lepiej byłoby powymachiwać trochę inteligencją. Ale to już nie jest takie łatwe.
Autorzy wyborczych reklamówek sami przedstawiają się jako ultrapatrioci, ale innym odmawiają nie tylko patriotyzmu, ale nawet polskości. W reklamówce Ligi Polskich Rodzin jakiś młody bęcwał mówi, że zagłosuje na LPR, bo to "jedyna polska partia". To znaczy, że pozostałe partie startujące w wyborach są hiszpańskie lub portugalskie? Taka postawa zasługuje na poważną reprymendę (na przykład w postaci wylania kubka gorącej kawy na służbowy laptop czy wysmarowania telefonu komórkowego odchodami nosorożca).
Być może autorzy tych pokracznych filmowych arcydzieł nie zdają sobie z tego sprawy, ale ich czołgowy hurrapatriotyzm odstrasza i zniechęca do Polski. Piętrowe nagromadzenie narodowych mitów i symboli w tych programach może powodować (i powoduje) najzwyczajniej odruch wymiotny. Takie działania stwarzają klimat, w którym każdy normalny człowiek zaczyna mieć dość Polski i Polaków. W kontekście ułomnych, słoniowatych filmików wyborczych stworów, takich jak OKO czy LPR, szczerym, patriotycznym odruchem jest okrzyk "Precz z Polską!". Precz z tym świętym, wiecznie zagrożonym, wiecznie cierpiącym, krwawiącym, utyskującym koszmarem przez duże "Ka", kryjącym się pod hasłem "Polska"! Precz z tym workiem pełnym kompleksów! Precz z tym dziwadłem zanurzonym w morzu fobii i nienawiści!
W polskim kodeksie karnym są paragrafy, które chronią nasze symbole narodowe przed bezeceństwami. Nie ma, niestety, żadnych sankcji za torturowanie polskości na ołtarzu nudy i obłudy. A szkoda, bo wówczas być może twórcom niektórych patriotycznych frankensteinów zadrżałaby na moment ręka, noga lub język. Na koniec ludowe przysłowie: kto Polską wywija, z tego niezła żmija, kto Polską handluje, ten jest zwykłym... zbójem.
Telewizja katuje, bo musi. Partie, które startują w wyborach i zarejestrowały swoje komitety, mają prawo do darmowego czasu na antenie. Czas dany partiom jest za darmo, ale widzom, którzy oglądają te reklamówki, powinno się słono płacić. Zdecydowanie najcięższego kalibru są programy firmowane przez OKO, LPR czy Samoobronę. Stężenie narodowych frazesów, demagogii i topornego patriotyzmu jest tam tak wielkie, że jeśli ktoś uważał się za patriotę, to po obejrzeniu tych koszmarnych produktów wyborczych szybko przestanie nim być.
Podstawowym chwytem tych potworków telewizyjnych jest budowanie atmosfery zagrożenia. Jak w bajkach dla dzieci, roi się tam od złych duchów, fałszywych wróżek czy wygłodzonych wilków, które chcą zrobić grzecznym bobaskom krzywdę. Schemat bajkowy jest tu zastosowany świadomie, gdyż politycy tych ugrupowań traktują swych wyborców jak smarkaczy, których trzeba odpowiednio nastraszyć, by ich potem zmotywować do głosowania na siebie. W bajkach wyborczych, które oglądamy, rolę Grzecznego Bobaska odgrywa "umęczony naród polski", a w role złych duchów czy okropnej Baby-Jagi tradycyjnie wcielają się "zdrajcy narodu", "obce siły" i megastar Leszek Balcerowicz, który z urzędu od lat pełni funkcję etatowego upiora.
Miałem nadzieję, że po piętnastu latach demokracji partie wyleczyły się z żonglowania Polską jak piłką w cyrku, z tego obrzydliwego, tandetnego włóczenia Polski przed kamerę, z zaciągania naszej ojczyzny do studia wyborczego i dupczenia jej w celu nabicia sobie popularności. Myślałem, że wycieranie sobie gęby Polską, tak jakby to był tani hamburger, nie jest już w modzie. A jednak znaleźli się tacy, którzy po raz kolejny sprzedają na ekranie rekwizyty z magazynu narodowych symboli. Biały orzeł, husaria, Piłsudski, papież migoczą w ich klipach wyborczych niczym numery telefonów w konkursach audiotele. Wykorzystywanie wizerunków znanych Polaków, podpieranie się ojczyzną niczym poduchą, która ma ułatwić miękkie lądowanie, zapychanie sobie gęby Polską nikomu już nie przynosi splendoru. Nachalny patriotyzm jest protezą poglądów. Byle dureń, który nie ma nic sensownego do powiedzenia, zawsze może sobie pokrzyczeć "Polska! Polska! Polska!". To niewiele kosztuje, a brzmi bojowo. Zamiast wymachiwania narodową flagą lepiej byłoby powymachiwać trochę inteligencją. Ale to już nie jest takie łatwe.
Autorzy wyborczych reklamówek sami przedstawiają się jako ultrapatrioci, ale innym odmawiają nie tylko patriotyzmu, ale nawet polskości. W reklamówce Ligi Polskich Rodzin jakiś młody bęcwał mówi, że zagłosuje na LPR, bo to "jedyna polska partia". To znaczy, że pozostałe partie startujące w wyborach są hiszpańskie lub portugalskie? Taka postawa zasługuje na poważną reprymendę (na przykład w postaci wylania kubka gorącej kawy na służbowy laptop czy wysmarowania telefonu komórkowego odchodami nosorożca).
Być może autorzy tych pokracznych filmowych arcydzieł nie zdają sobie z tego sprawy, ale ich czołgowy hurrapatriotyzm odstrasza i zniechęca do Polski. Piętrowe nagromadzenie narodowych mitów i symboli w tych programach może powodować (i powoduje) najzwyczajniej odruch wymiotny. Takie działania stwarzają klimat, w którym każdy normalny człowiek zaczyna mieć dość Polski i Polaków. W kontekście ułomnych, słoniowatych filmików wyborczych stworów, takich jak OKO czy LPR, szczerym, patriotycznym odruchem jest okrzyk "Precz z Polską!". Precz z tym świętym, wiecznie zagrożonym, wiecznie cierpiącym, krwawiącym, utyskującym koszmarem przez duże "Ka", kryjącym się pod hasłem "Polska"! Precz z tym workiem pełnym kompleksów! Precz z tym dziwadłem zanurzonym w morzu fobii i nienawiści!
W polskim kodeksie karnym są paragrafy, które chronią nasze symbole narodowe przed bezeceństwami. Nie ma, niestety, żadnych sankcji za torturowanie polskości na ołtarzu nudy i obłudy. A szkoda, bo wówczas być może twórcom niektórych patriotycznych frankensteinów zadrżałaby na moment ręka, noga lub język. Na koniec ludowe przysłowie: kto Polską wywija, z tego niezła żmija, kto Polską handluje, ten jest zwykłym... zbójem.
Więcej możesz przeczytać w 24/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.