Czy Antoni Macierewicz wycofa się z życia publicznego? Jest chyba jedyną osobą, która zablokowała druk tekstu Adama Michnika, redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej". Gdy w 1976 r. powstawał podziemny organ Komitetu Obrony Robotników "Głos", pismo miało dwóch redaktorów naczelnych: Adama Michnika i Antoniego Macierewicza. Kiedy w pierwszym numerze Macierewicz nie pozwolił Michnikowi wydrukować artykułu, ich współpraca się skończyła. Później Michnik miał pretensje, że Macierewicz podpisuje swoje teksty inicjałami AM. "Wszyscy myślą, że to Adam Mickiewicz" - ironizował Michnik. Dziś obaj oceniają ten konflikt zupełnie inaczej. Macierewicz opowiada, że Michnik reprezentował wtedy koncepcję polityczną, w której nie było miejsca na rzeczywistą suwerenność Polski. Z kolei Michnik stwierdził (w książce "Między panem a plebanem"): "Antek jest po prostu człowiekiem o usposobieniu zawistnego warchoła". Podczas przesłuchań przed komisją śledczą ds. Orlenu Antoni Macierewicz prezentuje się jako polityk spokojny, zrównoważony, dociekliwy i ironiczny. I zawsze taki był, choć miał opinię enfant terrible polskiego życia publicznego.
Partyzant miejski
W swoich wspomnieniach Jacek Kuroń ujawnił, że młody Macierewicz fascynował się Che Guevarą i lewicową partyzantką w Ameryce Łacińskiej. Jan Lityński, kolega Macierewicza z KOR, opowiada, jak w 1972 r., tuż przed przyjazdem Richarda Nixona do Polski, Antoni zbierał podpisy pod oświadczeniem, że amerykański prezydent jest katem wietnamskiego narodu. Lityński mówi, że gwałtowny zwrot na prawo nastąpił u Macierewicza w latach 1977--1978. Bogdan Borusewicz, również działacz KOR, uważa, że fascynacja Ameryką Południową trwała u Macierewicza długo po 1978 r. - Jeszcze w latach 80. próbował przenosić na polski grunt niektóre rozwiązania wykorzystywane przez południowoamerykańską partyzantkę miejską - wspomina Borusewicz. Pamięta on propozycję, z jaką Macierewicz przyjechał do niego w 1983 r. - Ukrywałem się wtedy, więc byłem przekonany, że będziemy rozmawiać o konspiracji. Tymczasem Antoni roztoczył przede mną wizję sojuszu trzech sił: wojska, Kościoła i "Solidarności". To było naprawdę szokujące - mówi Borusewicz.
Konflikt w podziemiu ze środowiskiem Adama Michnika i Jacka Kuronia, a potem odmowa wzięcia udziału w obradach "okrągłego stołu" spowodowały, że Macierewicz znalazł się na uboczu. Trwało to do grudnia 1991 r., kiedy to Jan Olszewski powołał go na stanowisko ministra spraw wewnętrznych w swoim rządzie.
Zrehabilitowana lista Macierewicza?
Opinii publicznej i wielu politykom Macierewicz kojarzy się przede wszystkim z tzw. nocą teczek sprzed 13 lat. 4 czerwca 1992 r. przekazał on szefom klubów parlamentarnych koperty z listami 64 osób - członków rządu i parlamentarzystów, którzy figurowali w aktach MSW jako tajni współpracownicy SB lub kandydaci na współpracowników. Ujawnienie tej listy doprowadziło do upadku rządu Jana Olszewskiego i odsunięcia na lata idei lustracji i dekomunizacji. Gdy po latach powstał sąd lustracyjny, tzw. listę Macierewicza niespodziewanie wzięli w obronę pracownicy urzędu rzecznika interesu publicznego. Ich zdaniem, Macierewicz działał w znacznie trudniejszych warunkach niż obecnie sąd lustracyjny: nie było procedur lustracyjnych ani wykładni Trybunału Konstytucyjnego, zgodnie z którą określenie warunków współpracy i zarejestrowanie tajnego współpracownika nie może być utożsamiane z pełnieniem funkcji informatora organów bezpieczeństwa państwa. - Uwzględniając to wszystko, trzeba przyznać, że Macierewicz przekazał Sejmowi wartościowy materiał, chociaż pośpiech pociągnął za sobą pewne błędy - ocenia Krzysztof Kauba, były zastępca rzecznika interesu publicznego.
Mówienie o "pewnych błędach" oburza Stefana Niesiołowskiego, który na początku lat 90. był bliskim współpracownikiem Macierewicza w Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym. Niesiołowski pamięta, jak przed głosowaniem nad uchwałą lustracyjną w 1992 r. długo rozmawiał z Macierewiczem. - Antek, czy jesteś w stanie w ciągu kilku tygodni dać nam wiarygodną listę? Czy na pewno nikogo nie skrzywdzisz?
- pytał Niesiołowski. - Tak, mam stuprocentową pewność. Tak naprawdę wszystko jest już dokładnie opracowane, czekamy tylko na sygnał ze strony Sejmu, żeby to przekazać posłom - odpowiedział wtedy Macierewicz. Gdy okazało się, że nie było stuprocentowej pewności, drogi obu polityków się rozeszły.
Antoni Macierewicz swoją rolę w aferze teczkowej widzi inaczej. - Bez realizacji w 1992 r. uchwały lustracyjnej dziś nie byłoby ani IPN, ani urzędu rzecznika interesu publicznego, a szantaż archiwami trwałby bezkarnie - przekonuje. Twierdzi, że przyjęta przez niego procedura była precyzyjna: szef MSW nie orzekał o niczyjej winie, a akta przekazał Konwentowi Seniorów (jako tajne). Każdy człowiek odnotowany jako agent mógł obejrzeć całe swoje archiwa, a prezes Sądu Najwyższego zobowiązał się powołać komisję odwoławczą.
- Antoni mówi, że procedura przewidywała komisję odwoławczą, ale nie dodaje, że takie ciało nigdy nie powstało! - oburza się Stefan Niesiołowski.
Macierewicz - reaktywacja
Trzy lata temu Antoni Macierewicz, kandydując z list Ligi Polskich Rodzin, dostał się do Sejmu. I choć w Warszawie dostał 25 tys. głosów, czyli prawie dwa razy więcej niż Jan Olszewski, Aleksander Małachowski czy Andrzej Celiński, w klubie LPR szybko został zmarginalizowany, głównie przez Romana Giertycha. Założył wtedy własne koło o nazwie Ruch Katolicko-Narodowy i... stał się jednym z najbardziej wpływowych polityków tego Sejmu. Bo choć szersza publiczność zobaczyła aktywność Macierewicza dopiero w orlenowskiej komisji śledczej, poseł RKN już wcześniej dał o sobie znać. To on stał za dwiema najg-łośniejszymi uchwałami Sejmu tej kadencji. Był autorem i wnioskodawcą przyjętej niemal jednogłośnie uchwały Sejmu z marca ubiegłego roku, w której parlament stwierdził, że kwestia przejęcia przez Polskę majątków na ziemiach odzyskanych jest ostatecznie zamknięta i nie podlega rozpoznaniu przez trybunały międzynarodowe. Także Macierewicz zainicjował wrześniową deklarację w sprawie "praw Polski do niemieckich reparacji wojennych oraz w sprawie bezprawnych roszczeń wobec Polski wysuwanych w Niemczech".
- Wbrew opiniom sceptyków obie te uchwały odniosły bardzo pozytywny skutek na arenie międzynarodowej. Usztywnienie polskiego stanowiska wobec lawiny nieuzasadnionych roszczeń niemieckich zaowocowało tym, że ta lawina po prostu się zatrzymała - ocenia Marcin Libicki, eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości. Także prof. Gesine Schwan, rektor Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie nad Odrą przyznaje, że dzięki inicjatywie Macierewicza w Niemczech wyraźnie spadło poparcie dla działań Powiernictwa Pruskiego. - Przyjęcie przez Sejm tych dwóch uchwał uważam za dokonanie znacznie ważniejsze niż wszelkie sukcesy w komisji śledczej - ocenia sam Macierewicz.
Ale to aktywność w komisji śledczej spowodowała, że wielu polityków zaczęło przychylnie patrzeć na Antoniego Macierewicza. Gdy w lipcu ubiegłego roku 223 posłów głosowało za powołaniem go do komisji, wielu z nich bało się, że przesłuchania przerodzą się w pojedynek radykalizmu toczony między nim a Romanem Giertychem. I tu pełne zaskoczenie: Macierewicz jako członek komisji jest przez większość polityków oceniany pozytywnie. - Przyzwyczajeni do jego wizerunku fundamentalisty uciekającego w skrajną retorykę mogliśmy się spodziewać, że będzie nachalnie lansował swoje przekonania. Tymczasem w komisji zaskoczył rzeczowością, kompetencją i przewidywalnością - ocenia Zbigniew Ziobro, poseł PiS. - Porównanie Giertycha i Macierewicza w kontekście pracy w komisji śledczej wypada zdecydowanie korzystniej dla tego drugiego - dodaje Zbigniew Wassermann (PiS).
Polityk kontra historyk
Czy dobre oceny pracy Macierewicza w orlenowskiej komisji śledczej zmienią jego postrzeganie i sprawią, że będzie zaliczany do pierwszej ligi? Sam zainteresowany zapewnia, że mu na tym nie zależy. - Nawet jeśli po wyborach powstanie rząd centroprawicowy, boję się, że i tak radykalnego przełomu w Polsce nie będzie. Bo żeby w Polsce dokonać prawdziwej zmiany, trzeba by dysponować 70 proc. głosów w Sejmie. Byłoby to możliwe pod warunkiem wspólnej centroprawicowej listy wyborczej. A na to PO i PiS nie chcą się zgodzić - mówi Macierewicz. Dlatego coraz częściej myśli, że uczestnictwo w polskiej polityce jest stratą czasu. Zastanawia się, czy po upływie tej kadencji nie powinien się zająć pisaniem podręczników o najnowszych dziejach Polski (podobnie jak Adam Michnik jest z wykształcenia historykiem), które - jego zdaniem - są wyjątkowo zakłamane.
Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej, przyznaje, że w wielu sprawach diagnozy Macierewicza z początku lat 90. okazały się trafniejsze od jego własnych. - Wydawało mi się, że aby zmienić Polskę, wystarczy wprowadzić procedury demokratyczne. W przeciwieństwie do Macierewicza nie doceniałem zagrożeń płynących z tajnych układów PRL - mówi Tusk. Zaznacza jednak, że nie oznacza to pełnej rehabilitacji Macierewicza, bo od polityka wymaga się całościowej wizji politycznej, a nie tylko diagnozy jednego wycinka rzeczywistości. A podręczników historii autorstwa Macierewicza na wszelki wypadek Tusk swoim dzieciom by nie polecił.
W swoich wspomnieniach Jacek Kuroń ujawnił, że młody Macierewicz fascynował się Che Guevarą i lewicową partyzantką w Ameryce Łacińskiej. Jan Lityński, kolega Macierewicza z KOR, opowiada, jak w 1972 r., tuż przed przyjazdem Richarda Nixona do Polski, Antoni zbierał podpisy pod oświadczeniem, że amerykański prezydent jest katem wietnamskiego narodu. Lityński mówi, że gwałtowny zwrot na prawo nastąpił u Macierewicza w latach 1977--1978. Bogdan Borusewicz, również działacz KOR, uważa, że fascynacja Ameryką Południową trwała u Macierewicza długo po 1978 r. - Jeszcze w latach 80. próbował przenosić na polski grunt niektóre rozwiązania wykorzystywane przez południowoamerykańską partyzantkę miejską - wspomina Borusewicz. Pamięta on propozycję, z jaką Macierewicz przyjechał do niego w 1983 r. - Ukrywałem się wtedy, więc byłem przekonany, że będziemy rozmawiać o konspiracji. Tymczasem Antoni roztoczył przede mną wizję sojuszu trzech sił: wojska, Kościoła i "Solidarności". To było naprawdę szokujące - mówi Borusewicz.
Konflikt w podziemiu ze środowiskiem Adama Michnika i Jacka Kuronia, a potem odmowa wzięcia udziału w obradach "okrągłego stołu" spowodowały, że Macierewicz znalazł się na uboczu. Trwało to do grudnia 1991 r., kiedy to Jan Olszewski powołał go na stanowisko ministra spraw wewnętrznych w swoim rządzie.
Zrehabilitowana lista Macierewicza?
Opinii publicznej i wielu politykom Macierewicz kojarzy się przede wszystkim z tzw. nocą teczek sprzed 13 lat. 4 czerwca 1992 r. przekazał on szefom klubów parlamentarnych koperty z listami 64 osób - członków rządu i parlamentarzystów, którzy figurowali w aktach MSW jako tajni współpracownicy SB lub kandydaci na współpracowników. Ujawnienie tej listy doprowadziło do upadku rządu Jana Olszewskiego i odsunięcia na lata idei lustracji i dekomunizacji. Gdy po latach powstał sąd lustracyjny, tzw. listę Macierewicza niespodziewanie wzięli w obronę pracownicy urzędu rzecznika interesu publicznego. Ich zdaniem, Macierewicz działał w znacznie trudniejszych warunkach niż obecnie sąd lustracyjny: nie było procedur lustracyjnych ani wykładni Trybunału Konstytucyjnego, zgodnie z którą określenie warunków współpracy i zarejestrowanie tajnego współpracownika nie może być utożsamiane z pełnieniem funkcji informatora organów bezpieczeństwa państwa. - Uwzględniając to wszystko, trzeba przyznać, że Macierewicz przekazał Sejmowi wartościowy materiał, chociaż pośpiech pociągnął za sobą pewne błędy - ocenia Krzysztof Kauba, były zastępca rzecznika interesu publicznego.
Mówienie o "pewnych błędach" oburza Stefana Niesiołowskiego, który na początku lat 90. był bliskim współpracownikiem Macierewicza w Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym. Niesiołowski pamięta, jak przed głosowaniem nad uchwałą lustracyjną w 1992 r. długo rozmawiał z Macierewiczem. - Antek, czy jesteś w stanie w ciągu kilku tygodni dać nam wiarygodną listę? Czy na pewno nikogo nie skrzywdzisz?
- pytał Niesiołowski. - Tak, mam stuprocentową pewność. Tak naprawdę wszystko jest już dokładnie opracowane, czekamy tylko na sygnał ze strony Sejmu, żeby to przekazać posłom - odpowiedział wtedy Macierewicz. Gdy okazało się, że nie było stuprocentowej pewności, drogi obu polityków się rozeszły.
Antoni Macierewicz swoją rolę w aferze teczkowej widzi inaczej. - Bez realizacji w 1992 r. uchwały lustracyjnej dziś nie byłoby ani IPN, ani urzędu rzecznika interesu publicznego, a szantaż archiwami trwałby bezkarnie - przekonuje. Twierdzi, że przyjęta przez niego procedura była precyzyjna: szef MSW nie orzekał o niczyjej winie, a akta przekazał Konwentowi Seniorów (jako tajne). Każdy człowiek odnotowany jako agent mógł obejrzeć całe swoje archiwa, a prezes Sądu Najwyższego zobowiązał się powołać komisję odwoławczą.
- Antoni mówi, że procedura przewidywała komisję odwoławczą, ale nie dodaje, że takie ciało nigdy nie powstało! - oburza się Stefan Niesiołowski.
Macierewicz - reaktywacja
Trzy lata temu Antoni Macierewicz, kandydując z list Ligi Polskich Rodzin, dostał się do Sejmu. I choć w Warszawie dostał 25 tys. głosów, czyli prawie dwa razy więcej niż Jan Olszewski, Aleksander Małachowski czy Andrzej Celiński, w klubie LPR szybko został zmarginalizowany, głównie przez Romana Giertycha. Założył wtedy własne koło o nazwie Ruch Katolicko-Narodowy i... stał się jednym z najbardziej wpływowych polityków tego Sejmu. Bo choć szersza publiczność zobaczyła aktywność Macierewicza dopiero w orlenowskiej komisji śledczej, poseł RKN już wcześniej dał o sobie znać. To on stał za dwiema najg-łośniejszymi uchwałami Sejmu tej kadencji. Był autorem i wnioskodawcą przyjętej niemal jednogłośnie uchwały Sejmu z marca ubiegłego roku, w której parlament stwierdził, że kwestia przejęcia przez Polskę majątków na ziemiach odzyskanych jest ostatecznie zamknięta i nie podlega rozpoznaniu przez trybunały międzynarodowe. Także Macierewicz zainicjował wrześniową deklarację w sprawie "praw Polski do niemieckich reparacji wojennych oraz w sprawie bezprawnych roszczeń wobec Polski wysuwanych w Niemczech".
- Wbrew opiniom sceptyków obie te uchwały odniosły bardzo pozytywny skutek na arenie międzynarodowej. Usztywnienie polskiego stanowiska wobec lawiny nieuzasadnionych roszczeń niemieckich zaowocowało tym, że ta lawina po prostu się zatrzymała - ocenia Marcin Libicki, eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości. Także prof. Gesine Schwan, rektor Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie nad Odrą przyznaje, że dzięki inicjatywie Macierewicza w Niemczech wyraźnie spadło poparcie dla działań Powiernictwa Pruskiego. - Przyjęcie przez Sejm tych dwóch uchwał uważam za dokonanie znacznie ważniejsze niż wszelkie sukcesy w komisji śledczej - ocenia sam Macierewicz.
Ale to aktywność w komisji śledczej spowodowała, że wielu polityków zaczęło przychylnie patrzeć na Antoniego Macierewicza. Gdy w lipcu ubiegłego roku 223 posłów głosowało za powołaniem go do komisji, wielu z nich bało się, że przesłuchania przerodzą się w pojedynek radykalizmu toczony między nim a Romanem Giertychem. I tu pełne zaskoczenie: Macierewicz jako członek komisji jest przez większość polityków oceniany pozytywnie. - Przyzwyczajeni do jego wizerunku fundamentalisty uciekającego w skrajną retorykę mogliśmy się spodziewać, że będzie nachalnie lansował swoje przekonania. Tymczasem w komisji zaskoczył rzeczowością, kompetencją i przewidywalnością - ocenia Zbigniew Ziobro, poseł PiS. - Porównanie Giertycha i Macierewicza w kontekście pracy w komisji śledczej wypada zdecydowanie korzystniej dla tego drugiego - dodaje Zbigniew Wassermann (PiS).
Polityk kontra historyk
Czy dobre oceny pracy Macierewicza w orlenowskiej komisji śledczej zmienią jego postrzeganie i sprawią, że będzie zaliczany do pierwszej ligi? Sam zainteresowany zapewnia, że mu na tym nie zależy. - Nawet jeśli po wyborach powstanie rząd centroprawicowy, boję się, że i tak radykalnego przełomu w Polsce nie będzie. Bo żeby w Polsce dokonać prawdziwej zmiany, trzeba by dysponować 70 proc. głosów w Sejmie. Byłoby to możliwe pod warunkiem wspólnej centroprawicowej listy wyborczej. A na to PO i PiS nie chcą się zgodzić - mówi Macierewicz. Dlatego coraz częściej myśli, że uczestnictwo w polskiej polityce jest stratą czasu. Zastanawia się, czy po upływie tej kadencji nie powinien się zająć pisaniem podręczników o najnowszych dziejach Polski (podobnie jak Adam Michnik jest z wykształcenia historykiem), które - jego zdaniem - są wyjątkowo zakłamane.
Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej, przyznaje, że w wielu sprawach diagnozy Macierewicza z początku lat 90. okazały się trafniejsze od jego własnych. - Wydawało mi się, że aby zmienić Polskę, wystarczy wprowadzić procedury demokratyczne. W przeciwieństwie do Macierewicza nie doceniałem zagrożeń płynących z tajnych układów PRL - mówi Tusk. Zaznacza jednak, że nie oznacza to pełnej rehabilitacji Macierewicza, bo od polityka wymaga się całościowej wizji politycznej, a nie tylko diagnozy jednego wycinka rzeczywistości. A podręczników historii autorstwa Macierewicza na wszelki wypadek Tusk swoim dzieciom by nie polecił.
Więcej możesz przeczytać w 6/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.