Nie wolno się wam staczać na pozycje LPR, a nadto musicie się upodobnić do Unii Wolności - apelują do prawicy krakowscy intelektualiści List grupy krakowskich intelektualistów przeczytałem, niestety, bez przyjemności. Piszę "niestety", ponieważ wielu z sygnatariuszy znam i cenię. Dziwię się, że zgodzili się sygnować swoim nazwiskiem tekst tak lichy myślowo i tak nieudolnie napisany. Zły SLD, bardzo zła prawica Hasłem naczelnym listu jest protest przeciw radykalizmowi, a na całość wypowiedzi składają się trzy wątki. Najpierw autorzy stwierdzają, że SLD - z powodu skorumpowania i wewnętrznego rozbicia - nie ma "moralnego mandatu dla odgrywania roli obrońcy demokratycznego ładu III RP". Następnie poddają krytyce partie prawicowe, takie jak PiS i PO. Zarzucają im, że upodabniając się w swym radykalizmie do LPR, "nie kryją pogardy dla reguł demokracji i zasad państwa prawa". Trzecim wątkiem jest deklaracja, że sygnatariusze są "gotowi udzielić swojego poparcia jedynie takim siłom politycznym", które będą reprezentowały "silne centrum", staną na stanowisku "umiaru, tolerancji i państwa prawa", powstrzymają się od "deprecjonowania dotychczasowego dorobku III RP", będą dążyć do "zmniejszenia bezrobocia, poprawy warunków życia i opieki zdrowotnej, eliminacji korupcji", zaakceptują gospodarkę rynkową, zadbają o trwałe miejsce Polski w UE, a także o respektowanie praw mniejszości i dobre stosunki z sąsiadami.
Łatwo zaobserwować, iż wątek pierwszy, dotyczący SLD, jest w tym wszystkim najmniej ważny. To prawda, że partia ta "nie ma moralnego mandatu" do odgrywania roli obrońcy demokratycznego ładu w Polsce, ale o tym wszystkim wiedzieliśmy już dawno. Nie przypominam sobie wszelako, by sygnatariusze owego listu wypowiadali się w przeszłości w podobnym duchu i by podejmowali jakieś działania dla zdezawuowania moralnego mandatu postkomunistów. Ów zarzut jest zresztą wielce mglisty i nie SLD stanowi podstawowy przedmiot troski autorów. List jest wszak skierowany przeciw radykalizmowi, a wobec postkomunistów zarzutu tego autorzy nie podnoszą. Głównym bohaterem negatywnym, inspiracją do sprzeciwu i źródłem niepokoju są partie prawicowe. To przeciw nim kierują się największe działa.
Bardzo czarne charaktery
Co w czarnym charakterze, czyli prawicy, jest takiego czarnego? Odpowiedź jest prosta: PiS i PO staczają się na pozycję LPR. Ten sposób myślenia wcale nie zaskakuje. Dla pewnej części polskiej inteligencji istnieją niezmienniki politycznego zła, które sytuują się zawsze po prawej stronie; będą to Radio Maryja, Młodzież Wszechpolska, LPR i co tam jeszcze. Jeśli więc jakaś partia upodabnia się do LPR, jest to faktycznie najgorsza inwektywa, jaką w pewnym środowisku można sobie wyobrazić. Zresztą zgodnie z tym sposobem myślenia prawica z natury rzeczy zawsze się stacza i choćby nie wiem co zrobiła, to w każdej chwili zza jej pleców wyjrzeć może paskudna gęba faszysty, księdza Rydzyka, Polaka katolika, klanu Giertychów czy kogoś równie okropnego.
Już w przeszłości mieliśmy liczne wypadki popadania w histerię: zagrożenia dyktaturą ze strony Wałęsy, teokracją ze strony Kościoła i ZChN, oszołomstwem i manią spiskową ze strony braci Kaczyńskich, by nie wspomnieć o tuzinach listów za tolerancją i przeciw ksenofobii oraz o podobnych eksplozjach dzisiejszej świętoszkowatości. Lista tych moralnych oburzeń jest świadectwem absolutnie jałowego marnotrawienia energii oraz przygnębiającym dowodem myślenia obsesyjnego.
Wina przez skojarzenie
Na czym polega dzisiejsze zarażenie prawicy radykalizmem LPR, tego - niestety - z listu nie można się dowiedzieć. Autorzy piszą o pogardzie dla reguł demokracji i państwa prawa, ale co konkretnie mają na myśli, zostało przed czytelnikami ukryte. W rezultacie trudno poglądy wyrażone w liście potraktować poważnie. W czasach ogólnego spadku zaufania do klasy politycznej tacy prawicowi politycy, jak Jarosław i Lech Kaczyńscy, Jan Rokita, Donald Tusk, Ludwik Dorn, Bogusław Sonik, Bronisław Komorowski i wielu innych, wydają się cieszyć znaczącym szacunkiem, a ich działania w ciągu ostatnich kilkunastu lat pokazały, że są inteligentnymi politykami. Z wieloma ich poglądami i decyzjami można się nie zgadzać; można uważać, że są lepsi od nich i głosować na inne partie; można im wytykać błędy; można mieć własnych politycznych faworytów, ale nie można twierdzić, iż owa grupa to rozszalała partia radykałów, którzy podważają same zasady ustroju politycznego i gospodarczego Polski, gnębią mniejszości, narażają nas na konflikty z sąsiadami i osłabiają pozycję w UE. A jeśli na dodatek takie monstrualne sugestie nie są poparte żadnym konkretem i wpisują się w schemat winy przez skojarzenie oraz własne polityczne obsesje, to cała oskarżycielska wypowiedź sprawia wrażenie dość pocieszne.
Święta Unia Wolności
Oprócz szwarc charakteru list ma również bohatera pozytywnego. Tym bohaterem jest nie nazwana partia środka, umiaru, tolerancji, rynku, bezpieczeństwa socjalnego, europejskości etc. Co to za partia? Unia Wolności - chciałoby się powiedzieć, zważywszy, że spora część sygnatariuszy jest z Unią Wolności organizacyjnie związana. Z tego punktu widzenia można cały list traktować jako działanie promocyjne na rzecz Unii Wolności. Kłopot z unią jest taki, że znajduje się ona blisko politycznego niebytu, a jedną z niebłahych przyczyn upadku jest właśnie taka postawa histeryczno-megalomańska, jaka emanuje z listu. Być może więc zwolennicy Unii Wolności zrobiliby lepiej, gdyby odmienili jej społeczny wizerunek, a nie zrażali do niej wyborców jako do organizmu nie rokującego nadziei na wyleczenie.
Jednak może nie chodzi wcale o Unię Wolności, lecz o zupełnie inną partię. Jaką? Ano taką, której jeszcze nie ma, lecz powinna być. Może zatem krakowscy sygnatariusze przypominają nam o tym, jak powinna w dzisiejszej Polsce wyglądać modelowa partia. Zamysł to godny pochwały, wszelako wątpliwości budzi to, iż ów czysty model zbyt przypomina Unię Wolności jej zadufaniem zbudowanym na moralistycznym gadulstwie, by traktować go jako bezinteresowny twór czystego umysłu i by rokował jakikolwiek realny sukces. W rezultacie cały sens przywołania pozytywnego bohatera sprowadza się do takiego oto ostrzeżenia pod adresem bohatera negatywnego, czyli partii prawicowych: nie tylko nie wolno się wam staczać na pozycje LPR, ale nadto musicie się upodobnić do Unii Wolności, a w każdym razie "jasno opowiedzieć" wobec wskazanych przez nas wartości i postulatów. Jeśli zaś tego nie zrobicie, nie będziemy gotowi udzielić wam swego poparcia. Szczególnie intrygujące jest to "my". Czy sygnatariusze grożą, że nie będą głosować na PiS i PO?
W systemie demokratycznym wagę ma każdy głos, a więc tylko polityk niemożebnie pyszny lekceważyłby głosy choćby niewielkiej części krakowskiej inteligencji. Mnie jednak interesuje coś innego. W polityce liczą się albo dobre argumenty zjednujące poparcie, albo siła. Pod względem argumentacyjnym list jest mizerny, a swoją pustą retoryką raczej odpycha, niż przyciąga. Czy zatem sygnatariusze liczą na swoją siłę i w ten sposób chcą wpłynąć na kształt polskiej sceny politycznej?
Bardzo czarne charaktery
Co w czarnym charakterze, czyli prawicy, jest takiego czarnego? Odpowiedź jest prosta: PiS i PO staczają się na pozycję LPR. Ten sposób myślenia wcale nie zaskakuje. Dla pewnej części polskiej inteligencji istnieją niezmienniki politycznego zła, które sytuują się zawsze po prawej stronie; będą to Radio Maryja, Młodzież Wszechpolska, LPR i co tam jeszcze. Jeśli więc jakaś partia upodabnia się do LPR, jest to faktycznie najgorsza inwektywa, jaką w pewnym środowisku można sobie wyobrazić. Zresztą zgodnie z tym sposobem myślenia prawica z natury rzeczy zawsze się stacza i choćby nie wiem co zrobiła, to w każdej chwili zza jej pleców wyjrzeć może paskudna gęba faszysty, księdza Rydzyka, Polaka katolika, klanu Giertychów czy kogoś równie okropnego.
Już w przeszłości mieliśmy liczne wypadki popadania w histerię: zagrożenia dyktaturą ze strony Wałęsy, teokracją ze strony Kościoła i ZChN, oszołomstwem i manią spiskową ze strony braci Kaczyńskich, by nie wspomnieć o tuzinach listów za tolerancją i przeciw ksenofobii oraz o podobnych eksplozjach dzisiejszej świętoszkowatości. Lista tych moralnych oburzeń jest świadectwem absolutnie jałowego marnotrawienia energii oraz przygnębiającym dowodem myślenia obsesyjnego.
Wina przez skojarzenie
Na czym polega dzisiejsze zarażenie prawicy radykalizmem LPR, tego - niestety - z listu nie można się dowiedzieć. Autorzy piszą o pogardzie dla reguł demokracji i państwa prawa, ale co konkretnie mają na myśli, zostało przed czytelnikami ukryte. W rezultacie trudno poglądy wyrażone w liście potraktować poważnie. W czasach ogólnego spadku zaufania do klasy politycznej tacy prawicowi politycy, jak Jarosław i Lech Kaczyńscy, Jan Rokita, Donald Tusk, Ludwik Dorn, Bogusław Sonik, Bronisław Komorowski i wielu innych, wydają się cieszyć znaczącym szacunkiem, a ich działania w ciągu ostatnich kilkunastu lat pokazały, że są inteligentnymi politykami. Z wieloma ich poglądami i decyzjami można się nie zgadzać; można uważać, że są lepsi od nich i głosować na inne partie; można im wytykać błędy; można mieć własnych politycznych faworytów, ale nie można twierdzić, iż owa grupa to rozszalała partia radykałów, którzy podważają same zasady ustroju politycznego i gospodarczego Polski, gnębią mniejszości, narażają nas na konflikty z sąsiadami i osłabiają pozycję w UE. A jeśli na dodatek takie monstrualne sugestie nie są poparte żadnym konkretem i wpisują się w schemat winy przez skojarzenie oraz własne polityczne obsesje, to cała oskarżycielska wypowiedź sprawia wrażenie dość pocieszne.
Święta Unia Wolności
Oprócz szwarc charakteru list ma również bohatera pozytywnego. Tym bohaterem jest nie nazwana partia środka, umiaru, tolerancji, rynku, bezpieczeństwa socjalnego, europejskości etc. Co to za partia? Unia Wolności - chciałoby się powiedzieć, zważywszy, że spora część sygnatariuszy jest z Unią Wolności organizacyjnie związana. Z tego punktu widzenia można cały list traktować jako działanie promocyjne na rzecz Unii Wolności. Kłopot z unią jest taki, że znajduje się ona blisko politycznego niebytu, a jedną z niebłahych przyczyn upadku jest właśnie taka postawa histeryczno-megalomańska, jaka emanuje z listu. Być może więc zwolennicy Unii Wolności zrobiliby lepiej, gdyby odmienili jej społeczny wizerunek, a nie zrażali do niej wyborców jako do organizmu nie rokującego nadziei na wyleczenie.
Jednak może nie chodzi wcale o Unię Wolności, lecz o zupełnie inną partię. Jaką? Ano taką, której jeszcze nie ma, lecz powinna być. Może zatem krakowscy sygnatariusze przypominają nam o tym, jak powinna w dzisiejszej Polsce wyglądać modelowa partia. Zamysł to godny pochwały, wszelako wątpliwości budzi to, iż ów czysty model zbyt przypomina Unię Wolności jej zadufaniem zbudowanym na moralistycznym gadulstwie, by traktować go jako bezinteresowny twór czystego umysłu i by rokował jakikolwiek realny sukces. W rezultacie cały sens przywołania pozytywnego bohatera sprowadza się do takiego oto ostrzeżenia pod adresem bohatera negatywnego, czyli partii prawicowych: nie tylko nie wolno się wam staczać na pozycje LPR, ale nadto musicie się upodobnić do Unii Wolności, a w każdym razie "jasno opowiedzieć" wobec wskazanych przez nas wartości i postulatów. Jeśli zaś tego nie zrobicie, nie będziemy gotowi udzielić wam swego poparcia. Szczególnie intrygujące jest to "my". Czy sygnatariusze grożą, że nie będą głosować na PiS i PO?
W systemie demokratycznym wagę ma każdy głos, a więc tylko polityk niemożebnie pyszny lekceważyłby głosy choćby niewielkiej części krakowskiej inteligencji. Mnie jednak interesuje coś innego. W polityce liczą się albo dobre argumenty zjednujące poparcie, albo siła. Pod względem argumentacyjnym list jest mizerny, a swoją pustą retoryką raczej odpycha, niż przyciąga. Czy zatem sygnatariusze liczą na swoją siłę i w ten sposób chcą wpłynąć na kształt polskiej sceny politycznej?
Więcej możesz przeczytać w 6/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.