Rząd Belki chce sprzedać giełdowym ciułaczom udziały... w aferze paliwowej Wskutek niezrozumiałego przeoczenia w nazwie sejmowej komisji śledczej do spraw PKN Orlen zabrakło drugiego członu. Komisja śledcza powinna się bowiem zająć także koncernem paliwowym Grupa Lotos. W jeszcze większym stopniu niż Orlen uzależnił się on od dostaw rosyjskiej ropy za pośrednictwem cypryjskiej J&S Service & Investment Ltd. Obecnie spółka Sławomira Smołokowskiego i Grzegorza Jankilewicza dostarcza niemal 100 proc. ropy do rafinerii w Gdańsku - głównego podmiotu Grupy Lotos. Gdański koncern zasługuje na uwagę także z tego powodu, że jest jedną z kluczowych firm w aferze paliwowej. Małe rafinerie południowe w Jaśle, Gorlicach i Czechowicach, należące do Grupy Lotos, państwo sztucznie utrzymuje przy życiu, przyznając im ulgi w podatku akcyzowym od wytwarzanych paliw. Owe ulgi stały się jedną z przyczyn powstania tzw. mafii paliwowej, bo tworzące ją firmy (na przykład Pollex) zaopatrywały się w paliwa m.in. w południowych rafineriach. Tymczasem rząd Marka Belki chce sprzedać akcje Grupy Lotos (państwo kontroluje 85 proc. jej akcji, reszta należy do pracowników) Polakom inwestującym na giełdzie.
Lotosowa składanka
Już od 16 maja inwestorzy indywidualni mogą się zapisywać na akcje Grupy Lotos, która dostarcza na rynek 20 proc. sprzedawanych w Polsce paliw. Premier Belka i minister skarbu Jacek Socha nie zrobili nic, by przed prywatyzacją poprzez giełdę zapewnić przejrzystość finansów i struktury firmy. Sam ekonomiczny sens istnienia Grupy Lotos - najmniejszego koncernu paliwowego w Europie Środkowej - budzi wątpliwości. Socha, realizując pomysł byłego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka, do nieźle prosperującej Rafinerii Gdańskiej po prostu dorzucił deficytowe rafinerie południowe oraz spółkę wydobywczą Petrobaltic.
Wcześniej nie zrobiono wiele, by sprzedać Rafinerię Gdańską poważnemu inwestorowi. Od 1998 r. była ona przedmiotem targów (angażowali się w nie m.in. Jan Kulczyk, Marek Dochnal), bo w grę wchodziła nie tylko sprawa zakupu rafinerii, ale też zlikwidowania bądź nie przez potencjalnego inwestora pajęczyny pośredników w handlu ropą i paliwami oraz politycznych interesów, jakimi obrosła Rafineria Gdańska. Teraz mniejszościowy, wart 1,1 mld zł, pakiet udziałów w "kwiatkach" Lotosu kupić mają prywatni inwestorzy. Coś się zmieni, żeby wszystko pozostało po staremu.
Wolna Rafineria Gdańsk
"Wolna Rafineria Gdańsk" - jak żartobliwie nazywano projekt utworzenia Grupy Lotos, to produkt szyty na miarę jej prezesa Pawła Olechnowicza, którego szefem zrobił w 2002 r. Wiesław Kaczmarek, ówczesny minister skarbu. Olechnowicz to dobry znajomy nie tylko Kaczmarka, ale też wpływowej posłanki SLD Małgorzaty Ostrowskiej, byłej wiceminister skarbu. Menedżerskich kwalifikacji Olechnowicza wcześniej nie docenił natomiast koncern ABB, w którego centrali w Szwajcarii Olechnowicz pracował. Jak twierdzą nasi informatorzy, w 1998 r. Szwajcarzy skarżyli się przedstawicielom Polsko-Szwajcarskiej Izby Przemysłu i Handlu, że Olechnowicz naraził ich firmę na straty. - Po trzech latach pracy w centrali ABB na stanowisku wiceprezesa ds. sektora energetycznego otrzymałem propozycję prowadzenia ważnych dla korporacji operacji w Brukseli lub w Paryżu. Jestem anglojęzyczny i perspektywa pracy w otoczeniu, w którym używa się języka francuskiego, nie wydawała mi się atrakcyjna. Poza tym ze względów rodzinnych ciągnęło mnie do kraju - tak tłumaczy "Wprost" przyczyny swojego rozstania z ABB Paweł Olechnowicz.
Kaczmarek i jego koledzy (m.in. Maciej Gierej, były szef Nafty Polskiej) stworzyli koncepcję budowy koncernu Lotos wokół Rafinerii Gdańskiej, by był on przeciwwagą i konkurencją dla Orlenu. Była to bzdura, bo obie spółki od lat prowadzą niemal identyczną politykę cenową. Stworzono zaś podmiot, który jest zbyt słaby, by oprzeć się wchłonięciu przez potentata, na przykład Orlen lub rosyjski Łukoil. Dlatego od razu Lotos stał się przedmiotem rozgrywek. Swój udział w tych grach mieli m.in. były szef UOP gen. Gromosław Czempiński (był doradcą brytyjskiego Rotch Energy przy przetargu prywatyzacyjnym RG). O tej sprawie rozmawiali też Jan Kulczyk i Władimir Ałganow podczas spotkania w Wiedniu.
Polityczne gospodarstwo
Należące do Grupy Lotos rafinerie Czechowice, Jasło i Glimar (Lotos ma w nich 80-92 proc. udziałów; resztę posiada państwowa Nafta Polska) nie są w stanie produkować paliw zgodnych z wymogami Unii Europejskiej. Żyły wyłącznie dzięki ulgom w akcyzie. Na przykład po dojściu SLD do władzy w 2001 r. Ministerstwo Gospodarki udzieliło im zezwolenia na obrót wysokozasiarczonym olejem napędowym. Służby skarbowe miały kontrolować, czy rafinerie nie sprzedają tego produktu jako normalnego diesla i czy odprowadzają z tego tytułu należną akcyzę. W sierpniu 2002 r. ówczesna wiceminister finansów Irena Ożóg zwróciła się do wiceministra finansów Wiesława Ciesielskiego [SLD], zwierzchnika służb skarbowych, z wnioskiem o wszczęcie kontroli w południowych rafineriach. Ciesielski ów wniosek zignorował. Powstał kanał wprowadzania do obrotu paliw, od których płacono zaniżoną akcyzę albo w ogóle jej nie płacono, co naraziło skarb państwa na stratę milionów złotych.
W rafinerii Glimar w Gorlicach wdrożono kosztowny (wydano na niego ponad 500 mln zł) projekt budowy tzw. hydrokompleksu - nowoczesnej instalacji do przerobu zasiarczonej ropy. Projektu do dziś nie zrealizowano, za to Glimar zadłużył się na ponad miliard złotych i jest w stanie upadłości.
Ale nie wszyscy tracili na istnieniu południowych rafinerii. Zarabiały na nich firmy związane z politykami, na przykład z szefem SLD Józefem Oleksym. Żona Oleksego była m.in. członkiem rady nadzorczej płockiego przedsiębiorstwa Pollex, które handlowało paliwami. Oszukało ono rafinerię Glimar (przy udziale jej pracowników) na ponad
42 mln zł. Pollex w poprzedniej kadencji Sejmu miał nawet "użyczać" Oleksemu volkswagena passata z kierowcą. - Nie przypominam sobie - mówi Oleksy. Dokumenty poświadczające obecność Marii Oleksy we władzach Polleksu zniknęły z sądu rejestrowego, podobnie jak te potwierdzające obecność w radzie nadzorczej tej spółki żony gen. Mirosława Gawora, byłego szefa BOR.
Wszyscy przyjaciele J&S
Jedno udało się Grupie Lotos - skryła się w cieniu orlenowskiej afery, choć występują w niej te same patologie. Dział zakupów ropy gdańskiego koncernu także od dawna odsyłał z kwitkiem dostawców ropy, którzy nie nazywali się J&S lub nie byli powiązani z tą cypryjską spółką (zignorował m.in. oferty bezpośrednich dostaw składane przez rosyjski Tatnieft). Z naszych informacji wynika, iż pełnomocnictwo dla J&S, wystawione 12 sierpnia 1998 r. przez Adama Dyląga, ówczesnego członka zarządu Petrochemii Płockiej, które czyniło z J&S swoistego "wyłącznego przedstawiciela handlowego" polskich rafinerii w Rosji, miało załączniki. Ich postanowienia obejmowały właśnie dostawy ropy do gdańskiej rafinerii.
Zarówno Grupa Lotos, jak i PKN Orlen używają też tych samych formuł cenowych w tzw. kontraktach spotowych (doraźnych) na dostawy ropy. W obu występuje m.in. tajemniczy współczynnik "T", którego wysokość określają działy zakupów tych spółek, a który wpływa na cenę za dostarczoną ropę, jaką godzą się zapłacić rafinerie. Zwykle wynosi on tyle, ile w danej chwili potrzeba, by zniechęcić do kontaktów z Lotosem i Orlenem potencjalnych konkurentów J&S.
Na pytanie, kto i ile ropy dostarcza obecnie Grupie Lotos, otrzymaliśmy informację dotyczącą roku ubiegłego. Głównymi dostawcami ropy do Gdańska były wówczas J&S Service Investment Ltd i Petroval SA. Tyle że ta druga spółka w styczniu 2005 r. wstrzymała dostawy - po tym, jak Kreml doprowadził do bankructwa rosyjski Jukos, właściciela Petrovalu. Lukę w zaopatrzeniu wypełniły dostawy od J&S, który w ten sposób odzyskał pozycję monopolisty (miał już taką, nim w 2002 r. podpisano kontrakt z Petrovalem). Co więcej, Grupa Lotos poinformowała nas, że w 2004 r. kupiona od J&S ropa stanowiła 44,4 proc. wartości wszystkich zakupów Lotosu, czyli wliczając także spinacze lub papier do drukarek (ujawnienie udziału J&S tylko w zakupach ropy było najpewniej niewygodne).
Trójkąt Sochy
Kupując dziś akcje Lotosu, prywatni inwestorzy mają de facto zapłacić za udziały w gąszczu interesów polityków i tajnych służb. Państwo i tak zachowa na razie co najmniej 51 proc. akcji Grupy Lotos, więc w zarządzaniu spółką nic się nie zmieni. Jak twierdzą nasi informatorzy, wejście tej spółki na giełdę to wstęp do stworzenia powiązań kapitałowych trzech spółek: PKN Orlen, Grupy Lotos oraz Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (ta ostatnia ma wejść na giełdę pod koniec czerwca 2005 r.). Wzajemnie wymieniłyby się one pakietami akcji. Adam Sęk, prezes Nafty Polskiej, już zapowiedział, że po zakończeniu publicznej oferty Grupy Lotos rozpocznie się poszukiwanie inwestora branżowego, który odkupi od Nafty i skarbu państwa pozostałe akcje grupy. Może być nim PKN Orlen, którego akcjonariuszem może zostać z kolei PGNiG. Po tych przetasowaniach powstanie swoisty trójkąt Sochy, a wyłoniony jesienią nowy rząd będzie musiał tolerować powołane przez rząd Belki władze strategicznych spółek. Będą one już przecież giełdowe, "prywatne".
Już od 16 maja inwestorzy indywidualni mogą się zapisywać na akcje Grupy Lotos, która dostarcza na rynek 20 proc. sprzedawanych w Polsce paliw. Premier Belka i minister skarbu Jacek Socha nie zrobili nic, by przed prywatyzacją poprzez giełdę zapewnić przejrzystość finansów i struktury firmy. Sam ekonomiczny sens istnienia Grupy Lotos - najmniejszego koncernu paliwowego w Europie Środkowej - budzi wątpliwości. Socha, realizując pomysł byłego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka, do nieźle prosperującej Rafinerii Gdańskiej po prostu dorzucił deficytowe rafinerie południowe oraz spółkę wydobywczą Petrobaltic.
Wcześniej nie zrobiono wiele, by sprzedać Rafinerię Gdańską poważnemu inwestorowi. Od 1998 r. była ona przedmiotem targów (angażowali się w nie m.in. Jan Kulczyk, Marek Dochnal), bo w grę wchodziła nie tylko sprawa zakupu rafinerii, ale też zlikwidowania bądź nie przez potencjalnego inwestora pajęczyny pośredników w handlu ropą i paliwami oraz politycznych interesów, jakimi obrosła Rafineria Gdańska. Teraz mniejszościowy, wart 1,1 mld zł, pakiet udziałów w "kwiatkach" Lotosu kupić mają prywatni inwestorzy. Coś się zmieni, żeby wszystko pozostało po staremu.
Wolna Rafineria Gdańsk
"Wolna Rafineria Gdańsk" - jak żartobliwie nazywano projekt utworzenia Grupy Lotos, to produkt szyty na miarę jej prezesa Pawła Olechnowicza, którego szefem zrobił w 2002 r. Wiesław Kaczmarek, ówczesny minister skarbu. Olechnowicz to dobry znajomy nie tylko Kaczmarka, ale też wpływowej posłanki SLD Małgorzaty Ostrowskiej, byłej wiceminister skarbu. Menedżerskich kwalifikacji Olechnowicza wcześniej nie docenił natomiast koncern ABB, w którego centrali w Szwajcarii Olechnowicz pracował. Jak twierdzą nasi informatorzy, w 1998 r. Szwajcarzy skarżyli się przedstawicielom Polsko-Szwajcarskiej Izby Przemysłu i Handlu, że Olechnowicz naraził ich firmę na straty. - Po trzech latach pracy w centrali ABB na stanowisku wiceprezesa ds. sektora energetycznego otrzymałem propozycję prowadzenia ważnych dla korporacji operacji w Brukseli lub w Paryżu. Jestem anglojęzyczny i perspektywa pracy w otoczeniu, w którym używa się języka francuskiego, nie wydawała mi się atrakcyjna. Poza tym ze względów rodzinnych ciągnęło mnie do kraju - tak tłumaczy "Wprost" przyczyny swojego rozstania z ABB Paweł Olechnowicz.
Kaczmarek i jego koledzy (m.in. Maciej Gierej, były szef Nafty Polskiej) stworzyli koncepcję budowy koncernu Lotos wokół Rafinerii Gdańskiej, by był on przeciwwagą i konkurencją dla Orlenu. Była to bzdura, bo obie spółki od lat prowadzą niemal identyczną politykę cenową. Stworzono zaś podmiot, który jest zbyt słaby, by oprzeć się wchłonięciu przez potentata, na przykład Orlen lub rosyjski Łukoil. Dlatego od razu Lotos stał się przedmiotem rozgrywek. Swój udział w tych grach mieli m.in. były szef UOP gen. Gromosław Czempiński (był doradcą brytyjskiego Rotch Energy przy przetargu prywatyzacyjnym RG). O tej sprawie rozmawiali też Jan Kulczyk i Władimir Ałganow podczas spotkania w Wiedniu.
Polityczne gospodarstwo
Należące do Grupy Lotos rafinerie Czechowice, Jasło i Glimar (Lotos ma w nich 80-92 proc. udziałów; resztę posiada państwowa Nafta Polska) nie są w stanie produkować paliw zgodnych z wymogami Unii Europejskiej. Żyły wyłącznie dzięki ulgom w akcyzie. Na przykład po dojściu SLD do władzy w 2001 r. Ministerstwo Gospodarki udzieliło im zezwolenia na obrót wysokozasiarczonym olejem napędowym. Służby skarbowe miały kontrolować, czy rafinerie nie sprzedają tego produktu jako normalnego diesla i czy odprowadzają z tego tytułu należną akcyzę. W sierpniu 2002 r. ówczesna wiceminister finansów Irena Ożóg zwróciła się do wiceministra finansów Wiesława Ciesielskiego [SLD], zwierzchnika służb skarbowych, z wnioskiem o wszczęcie kontroli w południowych rafineriach. Ciesielski ów wniosek zignorował. Powstał kanał wprowadzania do obrotu paliw, od których płacono zaniżoną akcyzę albo w ogóle jej nie płacono, co naraziło skarb państwa na stratę milionów złotych.
W rafinerii Glimar w Gorlicach wdrożono kosztowny (wydano na niego ponad 500 mln zł) projekt budowy tzw. hydrokompleksu - nowoczesnej instalacji do przerobu zasiarczonej ropy. Projektu do dziś nie zrealizowano, za to Glimar zadłużył się na ponad miliard złotych i jest w stanie upadłości.
Ale nie wszyscy tracili na istnieniu południowych rafinerii. Zarabiały na nich firmy związane z politykami, na przykład z szefem SLD Józefem Oleksym. Żona Oleksego była m.in. członkiem rady nadzorczej płockiego przedsiębiorstwa Pollex, które handlowało paliwami. Oszukało ono rafinerię Glimar (przy udziale jej pracowników) na ponad
42 mln zł. Pollex w poprzedniej kadencji Sejmu miał nawet "użyczać" Oleksemu volkswagena passata z kierowcą. - Nie przypominam sobie - mówi Oleksy. Dokumenty poświadczające obecność Marii Oleksy we władzach Polleksu zniknęły z sądu rejestrowego, podobnie jak te potwierdzające obecność w radzie nadzorczej tej spółki żony gen. Mirosława Gawora, byłego szefa BOR.
Wszyscy przyjaciele J&S
Jedno udało się Grupie Lotos - skryła się w cieniu orlenowskiej afery, choć występują w niej te same patologie. Dział zakupów ropy gdańskiego koncernu także od dawna odsyłał z kwitkiem dostawców ropy, którzy nie nazywali się J&S lub nie byli powiązani z tą cypryjską spółką (zignorował m.in. oferty bezpośrednich dostaw składane przez rosyjski Tatnieft). Z naszych informacji wynika, iż pełnomocnictwo dla J&S, wystawione 12 sierpnia 1998 r. przez Adama Dyląga, ówczesnego członka zarządu Petrochemii Płockiej, które czyniło z J&S swoistego "wyłącznego przedstawiciela handlowego" polskich rafinerii w Rosji, miało załączniki. Ich postanowienia obejmowały właśnie dostawy ropy do gdańskiej rafinerii.
Zarówno Grupa Lotos, jak i PKN Orlen używają też tych samych formuł cenowych w tzw. kontraktach spotowych (doraźnych) na dostawy ropy. W obu występuje m.in. tajemniczy współczynnik "T", którego wysokość określają działy zakupów tych spółek, a który wpływa na cenę za dostarczoną ropę, jaką godzą się zapłacić rafinerie. Zwykle wynosi on tyle, ile w danej chwili potrzeba, by zniechęcić do kontaktów z Lotosem i Orlenem potencjalnych konkurentów J&S.
Na pytanie, kto i ile ropy dostarcza obecnie Grupie Lotos, otrzymaliśmy informację dotyczącą roku ubiegłego. Głównymi dostawcami ropy do Gdańska były wówczas J&S Service Investment Ltd i Petroval SA. Tyle że ta druga spółka w styczniu 2005 r. wstrzymała dostawy - po tym, jak Kreml doprowadził do bankructwa rosyjski Jukos, właściciela Petrovalu. Lukę w zaopatrzeniu wypełniły dostawy od J&S, który w ten sposób odzyskał pozycję monopolisty (miał już taką, nim w 2002 r. podpisano kontrakt z Petrovalem). Co więcej, Grupa Lotos poinformowała nas, że w 2004 r. kupiona od J&S ropa stanowiła 44,4 proc. wartości wszystkich zakupów Lotosu, czyli wliczając także spinacze lub papier do drukarek (ujawnienie udziału J&S tylko w zakupach ropy było najpewniej niewygodne).
Trójkąt Sochy
Kupując dziś akcje Lotosu, prywatni inwestorzy mają de facto zapłacić za udziały w gąszczu interesów polityków i tajnych służb. Państwo i tak zachowa na razie co najmniej 51 proc. akcji Grupy Lotos, więc w zarządzaniu spółką nic się nie zmieni. Jak twierdzą nasi informatorzy, wejście tej spółki na giełdę to wstęp do stworzenia powiązań kapitałowych trzech spółek: PKN Orlen, Grupy Lotos oraz Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (ta ostatnia ma wejść na giełdę pod koniec czerwca 2005 r.). Wzajemnie wymieniłyby się one pakietami akcji. Adam Sęk, prezes Nafty Polskiej, już zapowiedział, że po zakończeniu publicznej oferty Grupy Lotos rozpocznie się poszukiwanie inwestora branżowego, który odkupi od Nafty i skarbu państwa pozostałe akcje grupy. Może być nim PKN Orlen, którego akcjonariuszem może zostać z kolei PGNiG. Po tych przetasowaniach powstanie swoisty trójkąt Sochy, a wyłoniony jesienią nowy rząd będzie musiał tolerować powołane przez rząd Belki władze strategicznych spółek. Będą one już przecież giełdowe, "prywatne".
Więcej możesz przeczytać w 20/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.