- Obecnie nie byłoby mnie stać na założenie takiej firmy - mówi "Wprost" Adamkiewicz. Wśród 50 majętnych Polaków lokujących się tuż za pierwszą setką naszych najbogatszych rodaków niemal wszyscy to przedsiębiorcy lub inwestorzy kapitałowi, którzy rozpoczynali działalność w prywatnym biznesie pod koniec lat 80. i w pierwszej połowie lat 90. Pokolenie `90, wyrosłe dzięki liberalnej ustawie o działalności gospodarczej Mieczysława Wilczka, ministra przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego, oraz reformom Leszka Balcerowicza, wciąż rozdaje karty w gospodarce. - Przez lata prowadzenia drobnej działalności gospodarczej w PRL prywatnym przedsiębiorcom udało się zgromadzić od kilku do kilkunastu tysięcy dolarów, dzięki czemu mogli rozpocząć prawdziwy biznes w III RP. Wystarczyło tylko dać im taką możliwość - mówi Wilczek.
Niestety, mniej więcej od dekady (zwłaszcza od rządów pierwszej koalicji SLD-PSL) inflacja biurokracji, podatków i różnych parapodatków przybrała w Polsce takie rozmiary, że obecnie wśród najmajętniejszych Polaków trudno znaleźć takich, którym udało się wystartować w biznesie w ostatnich latach. O tym, jak bardzo państwo utrudniało życie przedsiębiorcom, świadczy kariera Ryszarda Pieńkowskiego, właściciela Grupy Wydawniczej Infor, który zdobył fortunę wartą 150 mln zł, wydając dziesiątki przewodników po gąszczu niezrozumiałych przepisów prawa gospodarczego.
Czasy były takie
"Czasy były takie, że każdy brał, ile mógł unieść" - przyznał kiedyś rosyjski krezus Borys Bieriezowski, wspominając spontaniczną prywatyzację sowieckiej gospodarki po 1991 r. (sam "uniósł" sporo, bo majątek wart kilka miliardów dolarów). O ile do czołówki najbogatszych obywateli w państwach Europy Środkowej i Wschodniej niemal bez wyjątku należą ci, którzy pomnażali fortuny dzięki udziałowi w wielkich prywatyzacjach, o tyle wśród pretendujących do listy 100 najbogatszych Polaków większość stanowią przedsiębiorcy z krwi i kości, zarabiający dzięki firmom tworzonym od podstaw. Takim "dzieckiem Wilczka" jest Cezariusz Szlachcic, który w 1989 r. za uzbierane 5 tys. dolarów otworzył w trzypokojowym mieszkaniu na warszawskim Żoliborzu firmę handlującą papierem. - Załatwienie formalności w urzędach zajęło mi wówczas dzień. By otrzymać 2 mln dolarów kredytu, wystarczyło złożyć w banku jednostronicowy wniosek - wspomina Szlachcic. Obecnie jego firma Cezex jest największym dystrybutorem papieru w Polsce (opanowała 20 proc. rynku), a majątek biznesmena wart jest 130 mln zł. Wielu Polaków w początkach III RP nie wahało się zaryzykować, by wziąć udział w fali przedsiębiorczości, na której wyrosło 2,5 mln firm prywatnych.
W 1992 r. gastronomik Mieczysław Ciomek i pracujący wcześniej w branży kuśniersko-futrzarskiej Jacek Sarnowski połączyli swoje nowo założone firmy Atom i Tempo z firmą ARS, należącą do byłego hodowcy kwiatów Romualda Stachowiaka i pływającego wcześniej na statkach handlowych Andrzeja Rauby. W ten sposób stworzyli szczeciński Komfort - obecnie sieć 120 sklepów z dywanami, wykładzinami, panelami, tkaninami dekoracyjnymi. Majątki współtwórców Komfortu warte są dziś po 120 mln zł. "Dałbym tysiąc dolarów, żeby zostać milionerem" - zażartował kiedyś Lewis Timberlake, prezes amerykańskiej firmy doradczej Timberlake & Associates. Dziś w Polsce nawet młodzi absolwenci uczelni ekonomicznych deklarują, że wolą pracować w dużej zagranicznej korporacji, niż ryzykować otworzenie własnej firmy - nawet jeśli tylko to drugie wyjście jest przepustką do grona milionerów. Wielu z naszej listy pretendentów ryzykuje tymczasem od 15 lat, stale rozwijając swój biznes. Sześciu kolegów z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, którzy założyli w 1990 r. Maspex Wadowice (przewodzi im prezes Krzysztof Pawiński), zaczynało od konfekcjonowania m.in. cappuccino, a dziś ich grupa kapitałowa liczy osiem polskich i osiem zagranicznych spółek i sprzedaje kilkaset rodzajów produktów spożywczych w całej Europie Środkowej, mając 1,5 mld zł przychodów rocznie. 48-letni Józef Biegaj, którego majątek wart jest 150 mln zł, miał w 1990 r. prosty pomysł: zaoferować sprzątanie biur powstającym jak grzyby po deszczu przedsiębiorstwom. Obecnie wrocławska Grupa Kapitałowa Impel, której jest współwłaścicielem, oferuje firmom najróżniejsze usługi, bo do sprzątania z czasem doszły ochrona mienia, catering, zarządzanie nieruchomościami - wszystko, co pozwala zleceniodawcy skupić się na właściwej działalności.
Ostatni pociąg do miliona
Cezariusz Szlachcic przez pierwsze lata działalności sam prowadził dokumentację firmy, dziś jednak zatrudnia do tego pięć osób. - Dodatkowo opłacam kancelarię prawniczą, która pomaga nam interpretować wszelkie niejasne przepisy - mówi Szlachcic. Borykającym się z urzędniczą inwencją i fiskalizmem przedsiębiorcom coraz trudniej przebić się do grona najbogatszych Polaków. Dlatego niewiele jest w polskim biznesie spektakularnych, nowych karier. Jednymi z ostatnich przedstawicieli pokolenia `90 są przedsiębiorcy, którym doskonałe pomysły na rynek pozwoliły pokonać inercję państwa. Tacy jak Jerzy Grabowiecki, który w 1994 r. jako 25-letni student warszawskiej SGH zarejestrował firmę JC Auto, zajmującą się importem części do japońskich i koreańskich samochodów. Grabowiecki zauważył, że azjatyckie auta są w Polsce coraz popularniejsze, więc popyt na części zamienne będzie rósł. Początkowo kupował części u europejskich pośredników, ale w 1996 r. nawiązał kontakt z firmą Kayaba, producentem amortyzatorów do połowy japońskich samochodów (od 1998 r. jest także dystrybutorem oryginalnych części do aut Daewoo). Sukcesy Toyoty - jest dziś najchętniej kupowanym u nas autem - Nissana lub Hondy sprawiły, że wartość JC Auto wzrosła do 220 mln zł, a majątku Grabowieckiego - do 155 mln zł. Na pociąg do miliona zdążył też Tomasz Morawski (jego majątek wyceniliśmy na 75 mln zł). Zanim 10 lat temu przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi otworzył pierwszy lokal Sphinx z bliskowschodnią kuchnią, w latach 80. prowadził własną firmę budowlaną, był współudziałowcem firmy zajmującej się m.in. handlem pieczarkami. Majątek zbił jednak, oferując to, czego wielu Polaków oczekiwało: obiad w cenie fast foodu w lokalu o wysokim standardzie. Sphinx ma już 64 lokale w Polsce i wyprzedził amerykańskie sieci Pizza Hut i KFC, a Morawski zapewne niedługo trafi do pierwszej setki najbogatszych Polaków. - Ostatnią restaurację w Warszawie otworzyliśmy dokładnie naprzeciwko McDonalda. Niech klienci sami decydują, gdzie chcą jeść - mówi Piotr Mikołajczyk, prezes Sphinxa, któremu do pokonania na naszym rynku pozostał już tylko ten potentat branży fast food.
Pomysł, głupcze!
Janusz Urzędowski, właściciel firmy Janusz Urzędowski Stolarstwo (wartość jego majątku to 100 mln zł), w 1989 r. rzucił posadę w państwowej firmie budowlanej i za pożyczone od teścia 3 tys. dolarów otworzył firmę, która jako jedna z pierwszych w Europie wymyśliła tzw. okna bezzawiasowe, czyli takie, w których po zamontowaniu we framudze nie widać zawiasów. Okazały się hitem, zwłaszcza w Niemczech (jak twierdzi Urzędowski, z powodu niemieckiej manii perfekcjonizmu). Obecnie Urzędowski sprzedaje wyroby za 95 mln zł rocznie. - Pieniędzy do wzięcia wciąż jest na rynku mnóstwo, brakuje tylko pomysłów - przekonuje Tomasz Kurzewski, który wraz z żoną Dorotą jest głównym udziałowcem ATM Grupa SA z Wrocławia, największego prywatnego producenta telewizyjnego w Polsce (dziełem ATM jest m.in. popularny serial "Świat według Kiepskich"). W początkach III RP Kurzewski jako student mechanizacji rolnictwa nosił kable i sprzęt za operatorem wrocławskiej Telewizji Echo. W 1992 r. pożyczył 40 tys. zł na zakup kamery i założył ATM - uznał, że sam może wyprodukować dobre programy telewizyjne i z zyskiem sprzedawać je stacjom. Kiedy jego program "Wrocławscy gliniarze" chciał kupić wrocławski oddział TVP, Kurzewski zażądał 60 tys. zł za cztery cotygodniowe audycje.
- Po ciężkich negocjacjach przedstawiciele TVP przystali na warunki, a następnie co tydzień przesyłali nam 60 tys. zł, bo byli przekonani, że wynegocjowana cena dotyczyła tylko jednego programu - wspomina Kurzewski. Większość przedsiębiorców z naszej listy pretendentów łączy jedno: to ludzie wyznający sformułowaną przez Ludwiga von Misesa zasadę, że "wolny rynek to demokracja konsumentów, którzy głosują poprzez kupno lub powstrzymanie się od zakupu". Miliony nowych "wyborców" nie są dla nich zagrożeniem, lecz motywacją do pracy, która pozwoli im się znaleźć wśród 100 najbogatszych Polaków.
Lista 50 pretendujących do pierwszej setki najbogatszych Polaków
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.