Polska zyska nowego patrona - po Świętym Wojciechu Świętego Karola Benedykt XVI rozpoczął proces beatyfikacyjny naszego papieża. Czy uległ presji placu skandującego "Santo subito"? Chyba nie potrzebował. Był w końcu jednym z najbliższych współpracowników, ba, przyjaciół Jana Pawła II, znał go jak mało kto. Pewnie nie pozostałby u jego boku 24 lata, gdyby sam nie był przekonany, że ma do czynienia ze świętym.
Nie zawsze się z nim zgadzał, zapewne nieraz był zaszokowany postępowaniem wielkiego przełożonego. Na jubileuszowe mea culpa odpowiedział lodowatym dokumentem "Dominus Iesus", na papieską wiarę w cud fatimski - zdegradowaniem go do rangi objawienia prywatnego, na poemat "Tryptyk rzymski" ze zdaniem: "(Boże) jakże dziwne jest twoje milczenie" zareagował jak krytyk literacki - sugestią, że poecie znacznie więcej wolno niż papieżowi.
Święta wartość dodana
Nie mógł jednak mieć wątpliwości: Wojtyła musiał być święty, świadczyło o tym całe jego życie, żarliwa modlitwa nawet pośród wiwatujących tłumów, nawet gdy cierpiał ból, co zdarzało się często od 13 maja 1981 r. - dnia, kiedy został postrzelony przez Turka Alego Agcę. Świadczyła o tym jego śmierć - prawdziwie męczeńska. Mało kto wie, jak bardzo cierpiał Jan Paweł II przed śmiercią 2 kwietnia. Pracownik pomocniczy z kliniki Gemelli powiedział "Wprost", że kiedy 13 marca papież opuszczał poliklinikę i usiłowano wsadzić go do szarego vana, krzyczał z bólu przy każdym dotknięciu. Było to słychać mimo że miał w krtani otwór, przez który oddychał. - Tego krzyku papieża, póki żyję, nie zapomnę. Słyszę go każdej nocy przed zaśnięciem - mówi nasz rozmówca.
O świętości Wojtyły świadczy też to, co zdarzyło się po jego śmierci, w noc przed pogrzebem i w dniu, w którym otwarto kryptę z jego grobem do nawiedzania. "Duch święty nigdy nie był tak namacalny" - powiedział "Wprost" kard. Jos� Saraiva Martins, prefekt Kongregacji do spraw Świętych. Nikt nigdy nie widział kilkuset tysięcy ludzi stojących wiele godzin w zdyscyplinowanej kolejce w całkowitej ciszy. Nie było podziałów, narodów, nie było języków. Nie trzeba było słów, by się porozumiewać. Wszystkich łączyło niezwykłe braterstwo. Wartość dodana do sumy tych nieprzebranych tłumów ludzkich to była właśnie świętość papieża. Świętość, do której wszyscy, którym dane było uczestniczyć w pogrzebie Jana Pawła, do dzisiaj tak żarliwie tęsknią.
Poruszenie skostniałych
Decyzję o ogłoszeniu dyspensy od pięcioletniego okresu oczekiwania na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Benedykt XVI podjął w niecałe cztery tygodnie po śmierci Jana Pawła II - 28 kwietnia. Potem przekazał ją do Kongregacji do spraw Świętych, a jej prefekt kardynał Saraiva Martins podpisał ją 9 maja. - Po tylu latach spędzonych u boku Jana Pawła II nie waham się powiedzieć, że był on już za życia przykładem świętości, żywą Ewangelią - mówi "Wprost". Decyzji nie ogłoszono jednak od razu: Benedykt najwyraźniej chciał poczekać do święta Matki Boskiej Fatimskiej i sprawić wszystkim niespodziankę. I sprawił.
W Watykanie, gdzie nie uchowa się żadna tajemnica, nikt nie miał o niczym pojęcia. Dopiero 12 maja kolumbijski kardynał Castrillon Hoyos "wygadał się", że być może Benedykt XVI ogłosi coś w urodziny Karola Wojtyły (18 maja). I on był więc zaskoczony, kiedy 13 maja, podczas niespodziewanego spotkania z klerem w bazylice św. Jana na Lateranie, papież wypowiedział słowa: "...tak aby proces beatyfikacji i kanonizacji Sługi Bożego Jana Pawła II, Karola Wojtyły, mógł się rozpocząć natychmiast". Nie dokończył. Bazylika wypełniła się oklaskami. Mówiono, że w skostniałym Kościele mało jest spontaniczności, że trzeba świeckich, nastolatków na zlotach młodzieży, by dodać Kościołowi autentycznych reakcji. A tu proszę: monsignorzy, prałaci, niemłodzi już księża, Włosi, Niemcy i Amerykanie, zerwali się z ławek i w obliczu majestatu papieskiego zaczęli jak uczniacy bić brawo.
Nie mógł Benedykt XVI uczynić nic bardziej pożądanego, bardziej oczekiwanego. Mówiono, że transparenty "Santo subito" podczas pogrzebu to był swoisty "zamach stanu" zorganizowany przez ruch Focolarini Chiary Lubich, próba wymuszenia na Watykanie upragnionej decyzji. Papież Ratzinger nie wydaje się człowiekiem, na którym można coś wymusić. W Kościele z początków chrześcijaństwa świętych ogłaszali wierni przez aklamację. Kościół okrzepł od tego czasu, ale i zasklepił się, zbiurokratyzował. Jest jednak tworem wielkiego rewolucjonisty Jezusa Chrystusa i nadal potrafi nas zaskakiwać, choćby omijaniem reguł, które sam sobie nadał. I teraz, kiedy za trzy, cztery lata Jan Paweł II zostanie ogłoszony błogosławionym i za kolejne cztery, pięć - świętym, Polska będzie mieć nowego patrona. Po świętym Wojciechu, świętym Stanisławie będziemy mieć także - no właśnie - świętego Karola czy świętego Jana Pawła?
Święta wartość dodana
Nie mógł jednak mieć wątpliwości: Wojtyła musiał być święty, świadczyło o tym całe jego życie, żarliwa modlitwa nawet pośród wiwatujących tłumów, nawet gdy cierpiał ból, co zdarzało się często od 13 maja 1981 r. - dnia, kiedy został postrzelony przez Turka Alego Agcę. Świadczyła o tym jego śmierć - prawdziwie męczeńska. Mało kto wie, jak bardzo cierpiał Jan Paweł II przed śmiercią 2 kwietnia. Pracownik pomocniczy z kliniki Gemelli powiedział "Wprost", że kiedy 13 marca papież opuszczał poliklinikę i usiłowano wsadzić go do szarego vana, krzyczał z bólu przy każdym dotknięciu. Było to słychać mimo że miał w krtani otwór, przez który oddychał. - Tego krzyku papieża, póki żyję, nie zapomnę. Słyszę go każdej nocy przed zaśnięciem - mówi nasz rozmówca.
O świętości Wojtyły świadczy też to, co zdarzyło się po jego śmierci, w noc przed pogrzebem i w dniu, w którym otwarto kryptę z jego grobem do nawiedzania. "Duch święty nigdy nie był tak namacalny" - powiedział "Wprost" kard. Jos� Saraiva Martins, prefekt Kongregacji do spraw Świętych. Nikt nigdy nie widział kilkuset tysięcy ludzi stojących wiele godzin w zdyscyplinowanej kolejce w całkowitej ciszy. Nie było podziałów, narodów, nie było języków. Nie trzeba było słów, by się porozumiewać. Wszystkich łączyło niezwykłe braterstwo. Wartość dodana do sumy tych nieprzebranych tłumów ludzkich to była właśnie świętość papieża. Świętość, do której wszyscy, którym dane było uczestniczyć w pogrzebie Jana Pawła, do dzisiaj tak żarliwie tęsknią.
Poruszenie skostniałych
Decyzję o ogłoszeniu dyspensy od pięcioletniego okresu oczekiwania na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Benedykt XVI podjął w niecałe cztery tygodnie po śmierci Jana Pawła II - 28 kwietnia. Potem przekazał ją do Kongregacji do spraw Świętych, a jej prefekt kardynał Saraiva Martins podpisał ją 9 maja. - Po tylu latach spędzonych u boku Jana Pawła II nie waham się powiedzieć, że był on już za życia przykładem świętości, żywą Ewangelią - mówi "Wprost". Decyzji nie ogłoszono jednak od razu: Benedykt najwyraźniej chciał poczekać do święta Matki Boskiej Fatimskiej i sprawić wszystkim niespodziankę. I sprawił.
W Watykanie, gdzie nie uchowa się żadna tajemnica, nikt nie miał o niczym pojęcia. Dopiero 12 maja kolumbijski kardynał Castrillon Hoyos "wygadał się", że być może Benedykt XVI ogłosi coś w urodziny Karola Wojtyły (18 maja). I on był więc zaskoczony, kiedy 13 maja, podczas niespodziewanego spotkania z klerem w bazylice św. Jana na Lateranie, papież wypowiedział słowa: "...tak aby proces beatyfikacji i kanonizacji Sługi Bożego Jana Pawła II, Karola Wojtyły, mógł się rozpocząć natychmiast". Nie dokończył. Bazylika wypełniła się oklaskami. Mówiono, że w skostniałym Kościele mało jest spontaniczności, że trzeba świeckich, nastolatków na zlotach młodzieży, by dodać Kościołowi autentycznych reakcji. A tu proszę: monsignorzy, prałaci, niemłodzi już księża, Włosi, Niemcy i Amerykanie, zerwali się z ławek i w obliczu majestatu papieskiego zaczęli jak uczniacy bić brawo.
Nie mógł Benedykt XVI uczynić nic bardziej pożądanego, bardziej oczekiwanego. Mówiono, że transparenty "Santo subito" podczas pogrzebu to był swoisty "zamach stanu" zorganizowany przez ruch Focolarini Chiary Lubich, próba wymuszenia na Watykanie upragnionej decyzji. Papież Ratzinger nie wydaje się człowiekiem, na którym można coś wymusić. W Kościele z początków chrześcijaństwa świętych ogłaszali wierni przez aklamację. Kościół okrzepł od tego czasu, ale i zasklepił się, zbiurokratyzował. Jest jednak tworem wielkiego rewolucjonisty Jezusa Chrystusa i nadal potrafi nas zaskakiwać, choćby omijaniem reguł, które sam sobie nadał. I teraz, kiedy za trzy, cztery lata Jan Paweł II zostanie ogłoszony błogosławionym i za kolejne cztery, pięć - świętym, Polska będzie mieć nowego patrona. Po świętym Wojciechu, świętym Stanisławie będziemy mieć także - no właśnie - świętego Karola czy świętego Jana Pawła?
MARCO POLITI, watykanista |
---|
Decyzja o beatyfikacji Karola Wojtyły oznacza, że Kościół chce w pełni uznać i wykorzystać wielkość tej postaci historycznej, tak ważnej na przełomie tysiącleci. Kardynał Ratzinger został wybrany jako papież przejściowy, ale przejściowy nie oznacza statyczny. Nowy papież skierował posłanie do żydów w sprawie dialogu, a latem w Kolonii pójdzie do synagogi. Papież Niemiec, który idzie do synagogi na ziemi, gdzie nastąpił Szoah. Benedykt XVI zadeklarował też chęć zagojenia otwartej rany w stosunkach z Moskwą. Dał do zrozumienia, że chce nawiązania stosunków dyplomatycznych z Chinami i Wietnamem. Nie chce natomiast starcia cywilizacji. |
Więcej możesz przeczytać w 20/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.