8 maja w Monachium, 60 lat po wojnie, rzeczywistość znowu przegoniła sztukę, a polityka wygrała z estetyką Film dokumentalny powinien być odzwierciedleniem historii świata i Europy - tej wcześniejszej i teraźniejszej". Tak mówił Christian Ude, burmistrz Monachium, podczas otwarcia 20. Międzynarodowego Festiwalu Filmów Dokumentalnych. Ale obrazów odzwierciedlających to, co stało się 60 lat temu, było na festiwalu niewiele. Zainaugurował go film o życiu Horsta Buchholza, popularnego w Niemczech aktora, znanego z tego, że całe życie zdradzał żonę - włoską aktorkę żydowskiego pochodzenia, której rodzina była ofiarą Holocaustu. O Buchholzu, jego alkoholizmie i biseksualizmie było 85 minut filmu, o jego żonie - 5 minut. To typowe dla filmów na monachijskim festiwalu.
Nieobecność nie usprawiedliwiona
Do konkursu dopuszczono między innymi historię orkiestry z Madagaskaru, opowieść o pedofilach w USA i opis życia wietnamskiego kucharza odnoszącego sukcesy w Paryżu. Nieobecny był na festiwalu dokument filmowy z Polski i Rosji. Także na ubiegłorocznej imprezie w Oberhausen nie było ani jednego polskiego filmu. W tym roku w Monachium pokazano jedynie 15-minutową polską część filmu "Poza granicami", gdzie obok Pawła Łozińskiego swoje nowelki zaprezentowali twórcy z Czech, Słowacji, Węgier, Słowenii i Rumunii.
Łoziński nakręcił historię mieszkańców Dolnego Śląska, którzy zostali po wojnie przesiedleni z kresów i teraz tkwią w szarzyźnie codzienności. Ten prawdziwy, niestety, obraz fragmentu polskiej rzeczywistości niemieckiej publiczności bardzo się podobał.
W Monachium nie pokazano znakomitego filmu Grzegorza Linkowskiego "Marsz żywych" - o spotkaniu w Auschwitz syna chrzestnego Adolfa Hitlera Martina Bormanna juniora z polskim księdzem Jakubem Romualdem Wekslerem-Waszkinelem, uratowanym przez Polkę żydowskim dzieckiem. W ubiegłym roku film ten zaliczono na New York Film Festival do najlepszych produkcji dokumentalnych na świecie. Nie pokazano też dwóch filmów o Irenie Sendlerowej, która uratowała z warszawskiego getta 2500 żydowskich dzieci. Zarówno "Lista Sendlerowej" Michała Dudziewicza (2003), jak i "Łyżeczka życia" Michała Nekandy-Trepki (2005) zostały nagrodzone w Sztokholmie na Międzynarodowym Festiwalu Filmu Dokumentalnego.
Nie można było w tym roku obejrzeć w Monachium świetnego filmu "Fotoamator" Iriny Gedrowicz z Moskwy zrealizowanego na podstawie odnalezionego dziennika niemieckiego żołnierza z frontu rosyjskiego. Film Gedrowicz otrzymał w marcu tego roku w Sztokholmie Grand Prix. Nieobecny w Monachium był też niemiecki dokument Caya Wesnigka "Parada Hitlera", który zostanie pokazany pod koniec maja na festiwalu w Krakowie.
Monachium - 60 lat później
Trzy godziny przed demonstracją na Marienplatz wjechało 50 policyjnych wozów, zamknięto najbliższe stacje metra. Godzinę przed demonstracją zebrało się kilka tysięcy osób, w tym grupa lewicującej młodzieży - z czerwonymi sztandarami z sierpem i młotem. Mało było natomiast obcokrajowców i imigrantów.
Na środku placu umieszczono napis: "Chwała? Dachau, Auschwitz, Buchenwald, Papenburg, Bergen-Belsen, Flossenburg, Neuengamme, Sachsenhausen, Mauthausen, Ravensbroeck, Gross-Rosen, Treblinka, Theresienstadt, Stutthof, Sobibor, Chelmno". Rosyjska Żydówka trzymała malutką flagę Izraela zawieszoną na parasolu. Godzinę przed demonstracją policjanci włożyli kaski, podjechały karetki pogotowia. Specjalnym korytarzem wyznaczonym przez policję weszli neonaziści mający "konstytucyjne prawo do demonstracji". Policja broniła ich przed wielotysięcznym tłumem. Przywódcę neonazistów widziałem w jakimś polskim filmie dokumentalnym o neofaszystach we Wrocławiu. Tłum gwizdał, krzyczał "Naziści won!", "To nie z nami!", "Świnie, świnie!". Po godzinie stania w milczeniu neonaziści rozwinęli czarno-żółte sztandary i ogromny plakat z napisem: "8 maja zwyciężeni i okupowani - my nie świętujemy". Jakaś starsza kobieta zaczęła płakać. "Czego dożyłam, do czego doszliśmy?"- pytała przez łzy. Grupka żydowskiej młodzieży próbowała śpiewać po hebrajsku. Po dwóch godzinach emocje tłumu opadły. Stu policjantów nakłoniło neonazistów do przejścia do samochodów. Zwinęli sztandar i wyszli. Wróciłem do kina. Zaraz miał być pokazany film o problemach połowu ryb w Chorwacji, a potem opowieść o tym, jak fiński koncern Nokia wykorzystuje chińskie kobiety. 8 maja w Monachium, 60 lat po wojnie, rzeczywistość znowu przegoniła sztukę, a polityka wygrała z estetyką.
Do konkursu dopuszczono między innymi historię orkiestry z Madagaskaru, opowieść o pedofilach w USA i opis życia wietnamskiego kucharza odnoszącego sukcesy w Paryżu. Nieobecny był na festiwalu dokument filmowy z Polski i Rosji. Także na ubiegłorocznej imprezie w Oberhausen nie było ani jednego polskiego filmu. W tym roku w Monachium pokazano jedynie 15-minutową polską część filmu "Poza granicami", gdzie obok Pawła Łozińskiego swoje nowelki zaprezentowali twórcy z Czech, Słowacji, Węgier, Słowenii i Rumunii.
Łoziński nakręcił historię mieszkańców Dolnego Śląska, którzy zostali po wojnie przesiedleni z kresów i teraz tkwią w szarzyźnie codzienności. Ten prawdziwy, niestety, obraz fragmentu polskiej rzeczywistości niemieckiej publiczności bardzo się podobał.
W Monachium nie pokazano znakomitego filmu Grzegorza Linkowskiego "Marsz żywych" - o spotkaniu w Auschwitz syna chrzestnego Adolfa Hitlera Martina Bormanna juniora z polskim księdzem Jakubem Romualdem Wekslerem-Waszkinelem, uratowanym przez Polkę żydowskim dzieckiem. W ubiegłym roku film ten zaliczono na New York Film Festival do najlepszych produkcji dokumentalnych na świecie. Nie pokazano też dwóch filmów o Irenie Sendlerowej, która uratowała z warszawskiego getta 2500 żydowskich dzieci. Zarówno "Lista Sendlerowej" Michała Dudziewicza (2003), jak i "Łyżeczka życia" Michała Nekandy-Trepki (2005) zostały nagrodzone w Sztokholmie na Międzynarodowym Festiwalu Filmu Dokumentalnego.
Nie można było w tym roku obejrzeć w Monachium świetnego filmu "Fotoamator" Iriny Gedrowicz z Moskwy zrealizowanego na podstawie odnalezionego dziennika niemieckiego żołnierza z frontu rosyjskiego. Film Gedrowicz otrzymał w marcu tego roku w Sztokholmie Grand Prix. Nieobecny w Monachium był też niemiecki dokument Caya Wesnigka "Parada Hitlera", który zostanie pokazany pod koniec maja na festiwalu w Krakowie.
Monachium - 60 lat później
Trzy godziny przed demonstracją na Marienplatz wjechało 50 policyjnych wozów, zamknięto najbliższe stacje metra. Godzinę przed demonstracją zebrało się kilka tysięcy osób, w tym grupa lewicującej młodzieży - z czerwonymi sztandarami z sierpem i młotem. Mało było natomiast obcokrajowców i imigrantów.
Na środku placu umieszczono napis: "Chwała? Dachau, Auschwitz, Buchenwald, Papenburg, Bergen-Belsen, Flossenburg, Neuengamme, Sachsenhausen, Mauthausen, Ravensbroeck, Gross-Rosen, Treblinka, Theresienstadt, Stutthof, Sobibor, Chelmno". Rosyjska Żydówka trzymała malutką flagę Izraela zawieszoną na parasolu. Godzinę przed demonstracją policjanci włożyli kaski, podjechały karetki pogotowia. Specjalnym korytarzem wyznaczonym przez policję weszli neonaziści mający "konstytucyjne prawo do demonstracji". Policja broniła ich przed wielotysięcznym tłumem. Przywódcę neonazistów widziałem w jakimś polskim filmie dokumentalnym o neofaszystach we Wrocławiu. Tłum gwizdał, krzyczał "Naziści won!", "To nie z nami!", "Świnie, świnie!". Po godzinie stania w milczeniu neonaziści rozwinęli czarno-żółte sztandary i ogromny plakat z napisem: "8 maja zwyciężeni i okupowani - my nie świętujemy". Jakaś starsza kobieta zaczęła płakać. "Czego dożyłam, do czego doszliśmy?"- pytała przez łzy. Grupka żydowskiej młodzieży próbowała śpiewać po hebrajsku. Po dwóch godzinach emocje tłumu opadły. Stu policjantów nakłoniło neonazistów do przejścia do samochodów. Zwinęli sztandar i wyszli. Wróciłem do kina. Zaraz miał być pokazany film o problemach połowu ryb w Chorwacji, a potem opowieść o tym, jak fiński koncern Nokia wykorzystuje chińskie kobiety. 8 maja w Monachium, 60 lat po wojnie, rzeczywistość znowu przegoniła sztukę, a polityka wygrała z estetyką.
Więcej możesz przeczytać w 20/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.