Pisarzy milionerów jest dziś zaledwie kilkunastu na świecie Kiedy spotykają się bankierzy, rozmawia się o sztuce. Kiedy spotykają się artyści, rozmawia się o pieniądzach" - mawiał Oscar Wilde. W tej mierze nic się nie zmieniło, szczególnie w branży literackiej. Wydawcy walczą o autorów i atrakcyjne tytuły, a pisarze usilnie poszukują wydawców oferujących lepsze kontrakty. Będący obecnie na szczycie Dan Brown zmienia wydawców jak rękawiczki. Stephen King, dotychczas najdroższy żyjący autor, obraził się na swój dom wydawniczy za to, że ten wynegocjował wyższą zaliczkę dla konkurenta - Toma Clancy`ego. Również w Polsce mamy migracje najlepiej się sprzedających pisarzy i walkę wydawców o autorów bestsellerów.
To, co wyróżnia polski rynek książki, to wielu nieuczciwych graczy. - Bardzo często jest to faulowanie, które nie przynosi korzyści ani temu, który jest faulowany, ani temu który fauluje - mówi "Wprost" Tadeusz Zysk, szef oficyny Zysk i S-ka. Najbardziej ekspansywnym przeciwnikiem jest dla polskich wydawców Świat Książki - wydawnictwo międzynarodowego koncernu Bertelsmanna. W wydawniczym światku krążą plotki o tym, jak przedstawiciele tej firmy, pomijając agentów i zachodniego wydawcę, potrafią dzwonić do domu autora, namawiając go na zmianę polskiego wydawcy. Tak miało być z Harlanem Cobenem, autorem bestsellerów, którego na polski rynek wprowadziło i na nim wypromowało wydawnictwo Albatros. - Walka o wypromowanych przez innych autorów jest u nas codziennością. Powód jest prosty: na nich można najłatwiej zarobić - przyznaje Andrzej Kuryłowicz z wydawnictwa Albatros. Dysponuje ono m.in. prawami do powieści Dana Browna. Pod koniec 2002 r. prawa do nie znanego wówczas "Kodu Leonarda da Vinci" oraz "Aniołów i demonów" za małą kwotę kupiło niewielkie katowickie wydawnictwo Sonia Draga. W tym samym czasie Kuryłowicz nabył prawa do dwóch innych książek Amerykanina i postanowił połączyć siły z Sonią Dragą.
Na zachodnich ustabilizowanych rynkach książki zazwyczaj przestrzega się zasady pierwszeństwa wydawcy, który znalazł dobrego autora. - U nas ani ta, ani inne reguły nie są respektowane. Nic dziwnego - mamy zmienny rynek, pełen niecierpliwych autorów, którzy wierzą, że są polskim Brownem, i wydawców, którzy boją się wydawać nowych pisarzy, bo łatwiej kopiować posunięcia kolegów, ograniczając ryzyko - opowiada Zysk. Przyznaje, że zdarzało mu się wypuścić z rąk autora, który później okazał się gwiazdą. Tak było na przykład z Paulo Coelho. Zysk nie chciał zapłacić 1500 dolarów za prawa do jego książki, obstając przy kwocie 1000 dolarów. Zapłaciły za to właścicielki małej oficyny Drzewo Babel.
Nos wydawcy
Zazwyczaj polski wydawca jest zdany na opinię zachodniego agenta, bo większość pojawiających się ofert stanowią książki autorów u nas nie znanych lub debiutujących. Wydawca często czerpie wiedzę o fabule ze szczątkowych informacji od agenta. Po złożeniu przez wydawców ofert dochodzi do licytacji - często za pośrednictwem Internetu. Targi książki są raczej okazją do spotkań w branżowym gronie niż czasem transakcji. Kilka lat temu za debiutancką książkę Nicholasa Evansa "Zaklinacz koni" Zysk zapłacił 20 tys. dolarów. - To była bardzo wysoka zaliczka, tym bardziej że nieznany był zarówno autor, jak i produkt. Mieliśmy pół maszynopisu i mocne przekonanie amerykańskiego agenta, że mamy do czynienia z hitem - wspomina Zysk. Książka okazała się przebojem lat 90.
Celnym strzałem Zyska był "Dziennik Bridget Jones" Helen Fielding. Kiedy kupował prawa do tej powieści, Fielding nie była znana. - W jej wypadku zaliczka była standardowa - około tysiąca dolarów, co z perspektywy ogromnego sukcesu Fielding dziś wydaje się niską kwotą - opowiada Zysk. Sukces książek Brytyjki sprawił, że za ostatnią jej powieść Zysk zapłacił już pięciocyfrową zaliczkę w funtach. Przeciętny polski autor może liczyć na zaliczkę w granicach 3-5 tys. zł. Wyjątkiem są Ryszard Kapuściński czy Norman Davies, których zaliczki liczone są w setkach tysięcy złotych. Wydawcy podkreślają, że wysokie kwoty, jakie rzekomo oferuje swoim autorom Znak są mocno przesadzone. Prezes Znaku Henryk Woźniakowski w rozmowie z "Wprost" nie chciał mówić o honorariach.
Literacki rynek transferowy
Adam Widmański, współwłaściciel wydawnictwa WAB, twierdzi, że w Polsce toczy się nieuczciwa walka o autorów, a ci, zwłaszcza rodzimi, coraz częściej okazują się nielojalni. Najlepsze warunki oferuje dziś Świat Książki. Wydawnictwo pozyskało m.in. Jerzego Pilcha (z krakowskiego Wydawnictwa Literackiego), Janusza Głowackiego (z Czytelnika), a ostatnio Manuelę Gretkowską (z WAB). Wkrótce znane nazwiska mają zasilić świeżo powstałe Wydawnictwo Autorskie. Jego współwłaścicielka Katarzyna Grochola wydawała dotychczas w WAB Janusz L. Wiśniewski, związany z oficyną Prószyński i S-ka, wydał wprawdzie w Wydawnictwie Literackim zbiór felietonów publikowanych w miesięczniku "Pani", ale twierdzi, że to jednorazowy skok w bok. Również Ryszard Kapuściński ma wrócić do Czytelnika, który wyda jego kolejne lapidaria. Wielu autorów wybiera te oficyny, które oferują dobry marketing i promocję. Tym kierowała się na przykład Irena Matuszkiewicz, autorka "Salonowego życia" i trzech innych powieści, z których każda sprzedała się w nakładzie ok. 70 tys. egzemplarzy. Pisarka rozstała się z wydawnictwem Prószyński i S-ka i przeszła do WAB.
Marny żywot pisarza
Przeciętny nakład w Polsce nie przekracza 3 tys. egzemplarzy, a honorarium autorskie to zazwyczaj 10 proc. ceny uzyskiwanej przez wydawcę, co często oznacza 1-2 zł od egzemplarza. Na książce autor zarabia najmniej, więc najpopularniejsi pisarze decydują się na zakładanie własnych wydawnictw. Tak było w wypadku Joanny Chmielewskiej (ponad 5 mln sprzedanych w Polsce książek) i jej oficyny Kobra Media. W jej ślady poszła Grochola. Wizja pławiących się w luksusach pisarzy to mit, który często kreują sami autorzy. Milionerów jest w tej branży zaledwie kilkunastu na świecie. Joanne Rowling w ciągu jednego roku zarobiła 125 mln funtów - dotychczas sprzedała ponad 250 mln książek. Milionerami są Stephen King, który sprzedał ponad 120 mln książek, oraz Dan Brown, którego najgłośniejsza powieść rozeszła się w nakładzie 17 mln egzemplarzy. Warto pamiętać, że na przykład Jane Austen przez całe swoje życie na pisaniu nie zarobiła więcej niż sześćset funtów. Cervantes, którego "Don Kichot" jest po Biblii najlepiej sprzedającą się książką na świecie, za życia cierpiał ubóstwo. Żeby obecnie przyzwoicie zarabiać na pisarstwie, trzeba przede wszystkim zaistnieć na najważniejszym rynku - anglosaskim. Polscy autorzy (Lem, Kapuściński, Stasiuk, Tokarczuk, Pilch) pojawiają się na nim, ale częściej w symbolicznych nakładach. Dlaczego nasza literatura miałaby się lepiej sprzedawać niż na przykład polska elektronika? Tym bardziej że mamy setki samozwańczych kandydatów na gwiazdy, a mało pracowitych rzemieślników.
Na zachodnich ustabilizowanych rynkach książki zazwyczaj przestrzega się zasady pierwszeństwa wydawcy, który znalazł dobrego autora. - U nas ani ta, ani inne reguły nie są respektowane. Nic dziwnego - mamy zmienny rynek, pełen niecierpliwych autorów, którzy wierzą, że są polskim Brownem, i wydawców, którzy boją się wydawać nowych pisarzy, bo łatwiej kopiować posunięcia kolegów, ograniczając ryzyko - opowiada Zysk. Przyznaje, że zdarzało mu się wypuścić z rąk autora, który później okazał się gwiazdą. Tak było na przykład z Paulo Coelho. Zysk nie chciał zapłacić 1500 dolarów za prawa do jego książki, obstając przy kwocie 1000 dolarów. Zapłaciły za to właścicielki małej oficyny Drzewo Babel.
Nos wydawcy
Zazwyczaj polski wydawca jest zdany na opinię zachodniego agenta, bo większość pojawiających się ofert stanowią książki autorów u nas nie znanych lub debiutujących. Wydawca często czerpie wiedzę o fabule ze szczątkowych informacji od agenta. Po złożeniu przez wydawców ofert dochodzi do licytacji - często za pośrednictwem Internetu. Targi książki są raczej okazją do spotkań w branżowym gronie niż czasem transakcji. Kilka lat temu za debiutancką książkę Nicholasa Evansa "Zaklinacz koni" Zysk zapłacił 20 tys. dolarów. - To była bardzo wysoka zaliczka, tym bardziej że nieznany był zarówno autor, jak i produkt. Mieliśmy pół maszynopisu i mocne przekonanie amerykańskiego agenta, że mamy do czynienia z hitem - wspomina Zysk. Książka okazała się przebojem lat 90.
Celnym strzałem Zyska był "Dziennik Bridget Jones" Helen Fielding. Kiedy kupował prawa do tej powieści, Fielding nie była znana. - W jej wypadku zaliczka była standardowa - około tysiąca dolarów, co z perspektywy ogromnego sukcesu Fielding dziś wydaje się niską kwotą - opowiada Zysk. Sukces książek Brytyjki sprawił, że za ostatnią jej powieść Zysk zapłacił już pięciocyfrową zaliczkę w funtach. Przeciętny polski autor może liczyć na zaliczkę w granicach 3-5 tys. zł. Wyjątkiem są Ryszard Kapuściński czy Norman Davies, których zaliczki liczone są w setkach tysięcy złotych. Wydawcy podkreślają, że wysokie kwoty, jakie rzekomo oferuje swoim autorom Znak są mocno przesadzone. Prezes Znaku Henryk Woźniakowski w rozmowie z "Wprost" nie chciał mówić o honorariach.
Literacki rynek transferowy
Adam Widmański, współwłaściciel wydawnictwa WAB, twierdzi, że w Polsce toczy się nieuczciwa walka o autorów, a ci, zwłaszcza rodzimi, coraz częściej okazują się nielojalni. Najlepsze warunki oferuje dziś Świat Książki. Wydawnictwo pozyskało m.in. Jerzego Pilcha (z krakowskiego Wydawnictwa Literackiego), Janusza Głowackiego (z Czytelnika), a ostatnio Manuelę Gretkowską (z WAB). Wkrótce znane nazwiska mają zasilić świeżo powstałe Wydawnictwo Autorskie. Jego współwłaścicielka Katarzyna Grochola wydawała dotychczas w WAB Janusz L. Wiśniewski, związany z oficyną Prószyński i S-ka, wydał wprawdzie w Wydawnictwie Literackim zbiór felietonów publikowanych w miesięczniku "Pani", ale twierdzi, że to jednorazowy skok w bok. Również Ryszard Kapuściński ma wrócić do Czytelnika, który wyda jego kolejne lapidaria. Wielu autorów wybiera te oficyny, które oferują dobry marketing i promocję. Tym kierowała się na przykład Irena Matuszkiewicz, autorka "Salonowego życia" i trzech innych powieści, z których każda sprzedała się w nakładzie ok. 70 tys. egzemplarzy. Pisarka rozstała się z wydawnictwem Prószyński i S-ka i przeszła do WAB.
Marny żywot pisarza
Przeciętny nakład w Polsce nie przekracza 3 tys. egzemplarzy, a honorarium autorskie to zazwyczaj 10 proc. ceny uzyskiwanej przez wydawcę, co często oznacza 1-2 zł od egzemplarza. Na książce autor zarabia najmniej, więc najpopularniejsi pisarze decydują się na zakładanie własnych wydawnictw. Tak było w wypadku Joanny Chmielewskiej (ponad 5 mln sprzedanych w Polsce książek) i jej oficyny Kobra Media. W jej ślady poszła Grochola. Wizja pławiących się w luksusach pisarzy to mit, który często kreują sami autorzy. Milionerów jest w tej branży zaledwie kilkunastu na świecie. Joanne Rowling w ciągu jednego roku zarobiła 125 mln funtów - dotychczas sprzedała ponad 250 mln książek. Milionerami są Stephen King, który sprzedał ponad 120 mln książek, oraz Dan Brown, którego najgłośniejsza powieść rozeszła się w nakładzie 17 mln egzemplarzy. Warto pamiętać, że na przykład Jane Austen przez całe swoje życie na pisaniu nie zarobiła więcej niż sześćset funtów. Cervantes, którego "Don Kichot" jest po Biblii najlepiej sprzedającą się książką na świecie, za życia cierpiał ubóstwo. Żeby obecnie przyzwoicie zarabiać na pisarstwie, trzeba przede wszystkim zaistnieć na najważniejszym rynku - anglosaskim. Polscy autorzy (Lem, Kapuściński, Stasiuk, Tokarczuk, Pilch) pojawiają się na nim, ale częściej w symbolicznych nakładach. Dlaczego nasza literatura miałaby się lepiej sprzedawać niż na przykład polska elektronika? Tym bardziej że mamy setki samozwańczych kandydatów na gwiazdy, a mało pracowitych rzemieślników.
Więcej możesz przeczytać w 20/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.