Dla homorodziców dziecko jest rodzajem gadżetu, a czasem ubezpieczeniem od samotności W komedii "Klatka dla ptaków" z Robinem Williamsem konserwatywny polityk zachwyca się stadłem gejów. Jeden z nich jest właścicielem nocnego klubu, drugi - drug queen. Zachwycony polityk oddaje rękę swojej córki synowi jednego z gejów. I dzięki temu zyskuje punkty w sondażach poparcia. W filmie rozbrzmiewa radosna piosenka "We are family", co znaczy "jesteśmy rodziną". Twórcy filmu chcą przekonać widzów, że homoseksualny związek jest równie dobry jak tradycyjna rodzina, a może nawet lepszy.
Podobnie twierdzą hurrapostępowcy oraz organizacje gejów i lesbijek. Uważają oni, że tradycyjna rodzina to tylko jeden z istniejących stylów życia, równie dobry jak dwóch tatusiów plus dziecko. Gudrun Schyman, jedna z liderek szwedzkiej Partii Lewicowej, powiedziała wprost, że jej celem jest walka z ograniczającym wolność, obowiązującym modelem tradycyjnej rodziny. Już samo nazwanie tradycyjnej rodziny normalną jest uznawane nie tylko za przejaw homofobii, ale wręcz za zbrodnię przeciw wolności. Ma ona bowiem być nie tyle normalna, co opresyjna.
Homoseksualna antyrodzina
Wprawdzie żadne poważne badania nie potwierdzają tezy, że homoseksualiści wychowują kolejnych homoseksualistów i że dzieci wychowywane w takich związkach mają kłopoty z seksualną tożsamością, nie ma też jednak dowodów, że tak nie jest. Choćby dlatego, że podstawa badań jest niewielka, bo homorodzice to nowość. Nie oznacza to, że nie ma mocnych argumentów przeciw adoptowaniu dzieci przez homoseksulane pary. Przede wszystkim tradycyjna rodzina jest w chrześcijańskiej kulturze Zachodu nie jednym z wielu stylów życia, lecz trwałą podstawą zachodniej cywilizacji. - Tylko tradycyjna rodzina obroni się przed państwem i zapobiegnie demograficznej katastrofie, bo jest znacznie od państwa efektywniejsza na rynku - twierdzi prof. Gary Becker, laureat Nagrody Nobla z ekonomii. Becker wyliczył, że w tradycyjnej rodzinie powstaje najwięcej bogactwa - kapitał ludzki. Wykazał, że aż 80 proc. zasobów bogatych krajów stanowi kapitał ludzki, na resztę składają się zasoby materialne, bogactwa naturalne i urządzenia. W "Traktacie o rodzinie" Becker twierdzi, że tylko w tradycyjnej rodzinie kształtują się cechy decydujące o żywotności i funkcjonalności społeczeństwa: solidarność, współpraca, poszanowanie dla drugiego człowieka, zdolność do poświęceń, zamiłowanie do porządku czy punktualność.
Przeciw prawu do adopcji dla par homoseksualnych przemawia też znikoma liczba związków osób tej samej płci, które zawierają quasi-małżeństwa. A to oznacza, że mało jest trwałych związków homoseksualnych. Gdyby nawet przyjąć bardzo postępowe założenie, że homoseksualiści mają prawo adoptować dzieci, byłyby one narażone na skutki rozstań czy konfliktów homorodziców.
Gdy cztery lata temu głosami koalicji SPD i Zielonych zalegalizowano jednopłciowe związki w Niemczech, najbardziej wpływowa organizacja walcząca o prawa tej mniejszości - Niemiecki Związek Gejów i Lesbijek, twierdziła, że 80 proc. członków szacowanej na cztery miliony społeczności jest zainteresowanych tym rozwiązaniem. Tymczasem okazało się, że rocznie w takie związki wstępuje tylko 4-5 tys. osób, czyli około 0,1 proc. Z danych zebranych przez prof. Heinza Kotza wynika, że w krajach, gdzie małżeństwa homoseksualne zalegalizowano, zainteresowanie nimi jest marginalne. W Danii, która była pionierem w tej dziedzinie, przez 10 lat od wprowadzenia nowych przepisów zawarto takich związków niewiele ponad 2 tys. W Holandii liczba jednopłciowych małżeństw nie przekracza tysiąca. Wynika to z faktu, że ponad 70 proc. osób o homoseksualnej orientacji jest dotkniętych promiskuityzmem, czyli odczuwa potrzebę częstej zmiany partnerów i wielu kontaktów seksualnych. Długoletnie związki wśród homoseksualistów to zatem kilkuprocentowy margines.
Taktyka długiego marszu
Robert Biedroń, prezes Kampanii przeciwko Homofobii, twierdzi, że tylko 5 proc. homoseksualistów w naszym kraju chciałoby mieć prawo do adopcji, więc nie ma problemu. Tymczasem problem jest, bo przekonując o braku zainteresowania adopcją, homoseksualiści zapewniają tylko, że na razie nie są tym zainteresowani. Biedroń oraz bohaterowie filmu "Homorodzina" w reżyserii Marcina Solarza otwarcie mówią, że społeczeństwo powinno się najpierw przyzwyczaić do małżeństw homoseksualnych, a potem do homoseksualnych rodziców. Oznacza to przyjęcie strategii długiego marszu, żeby nie zniechęcić do takich pomysłów opinii publicznej. - Nie chciałbym adoptować dziecka, ale chciałbym mieć do tego prawo - mówi Jerzy Jońca, emerytowany major lotnictwa, którego wraz z partnerem Mariuszem obserwujemy w dokumencie "Homorodzina".
Małżeństwa osób tej samej płci nigdzie na świecie nie są normą. Wprawdzie tolerancja dla odmienności jest pożądana, jednak małżeństwo w naszej tradycji to uświęcony związek kobiety i mężczyzny. I nic nie wskazuje na to, by Polacy mieli zmienić w tej kwestii zdanie. W badaniu CBOS przeciw legalizacji małżeństw homoseksualnych wypowiedziało się 76 proc. ankietowanych.
Dziecko gadżet
Pary homoseksualne, zarówno w Polsce, jak i na Zachodzie, de facto wychowują dzieci, mimo nieistnienia odpowiednich uregulowań prawnych. Korzystają z tego, że nikt nie może zabronić lesbijkom zachodzenia w ciążę. Najczęściej tworzą one fikcyjne związki z gejami, szukają dawców nasienia na forach internetowych lub wyjeżdżają za granicę, by tam poddać się zapłodnieniu in vitro (w Polsce może to zrobić tylko kobieta mająca męża). W Wielkiej Brytanii kilka klinik przeprowadzających zapłodnienie in vitro specjalizuje się nawet w usługach dla lesbijek.
Jakie są skutki wychowywania dzieci przez homorodziców? Najczęściej dzieci te są napiętnowane przez rówieśników, muszą ukrywać prawdę o swojej rodzinie, co nie wpływa dobrze na rozwój i socjalizację. Według licznych badań, w wypadku homoseksualnych adopcji następuje silna stygmatyzacja (napiętnowanie) dzieci, co prowadzi do autyzmu, rodzi kompleksy albo wywołuje agresję wobec rówieśników. Środowiska gejowskie i hurrapostępowe mówią wtedy o zaszczuciu takich dzieci przez nietolerancyjne otoczenie. Problemem jest to, że mylą przyczynę ze skutkiem.
Istnieje zasadnicza różnica między dziećmi adoptowanymi przez normalne rodziny i homoseksualne pary. Posiadanie potomstwa to podstawowy cel zawierania małżeństwa, bo potomstwo nie tylko przedłuża życie naszych genów, ale przede wszystkim dziedziczy tradycję (tę indywidualną i tę zbiorową). Dla homorodziców dziecko jest rodzajem gadżetu, a czasem ubezpieczeniem od samotności. Tyle że podkopywanie pozycji tradycyjnej rodziny uderza we wszystkich, także w homoseksualistów, bo tylko taka rodzina gwarantuje nam przyszłość.
Homoseksualna antyrodzina
Wprawdzie żadne poważne badania nie potwierdzają tezy, że homoseksualiści wychowują kolejnych homoseksualistów i że dzieci wychowywane w takich związkach mają kłopoty z seksualną tożsamością, nie ma też jednak dowodów, że tak nie jest. Choćby dlatego, że podstawa badań jest niewielka, bo homorodzice to nowość. Nie oznacza to, że nie ma mocnych argumentów przeciw adoptowaniu dzieci przez homoseksulane pary. Przede wszystkim tradycyjna rodzina jest w chrześcijańskiej kulturze Zachodu nie jednym z wielu stylów życia, lecz trwałą podstawą zachodniej cywilizacji. - Tylko tradycyjna rodzina obroni się przed państwem i zapobiegnie demograficznej katastrofie, bo jest znacznie od państwa efektywniejsza na rynku - twierdzi prof. Gary Becker, laureat Nagrody Nobla z ekonomii. Becker wyliczył, że w tradycyjnej rodzinie powstaje najwięcej bogactwa - kapitał ludzki. Wykazał, że aż 80 proc. zasobów bogatych krajów stanowi kapitał ludzki, na resztę składają się zasoby materialne, bogactwa naturalne i urządzenia. W "Traktacie o rodzinie" Becker twierdzi, że tylko w tradycyjnej rodzinie kształtują się cechy decydujące o żywotności i funkcjonalności społeczeństwa: solidarność, współpraca, poszanowanie dla drugiego człowieka, zdolność do poświęceń, zamiłowanie do porządku czy punktualność.
Przeciw prawu do adopcji dla par homoseksualnych przemawia też znikoma liczba związków osób tej samej płci, które zawierają quasi-małżeństwa. A to oznacza, że mało jest trwałych związków homoseksualnych. Gdyby nawet przyjąć bardzo postępowe założenie, że homoseksualiści mają prawo adoptować dzieci, byłyby one narażone na skutki rozstań czy konfliktów homorodziców.
Gdy cztery lata temu głosami koalicji SPD i Zielonych zalegalizowano jednopłciowe związki w Niemczech, najbardziej wpływowa organizacja walcząca o prawa tej mniejszości - Niemiecki Związek Gejów i Lesbijek, twierdziła, że 80 proc. członków szacowanej na cztery miliony społeczności jest zainteresowanych tym rozwiązaniem. Tymczasem okazało się, że rocznie w takie związki wstępuje tylko 4-5 tys. osób, czyli około 0,1 proc. Z danych zebranych przez prof. Heinza Kotza wynika, że w krajach, gdzie małżeństwa homoseksualne zalegalizowano, zainteresowanie nimi jest marginalne. W Danii, która była pionierem w tej dziedzinie, przez 10 lat od wprowadzenia nowych przepisów zawarto takich związków niewiele ponad 2 tys. W Holandii liczba jednopłciowych małżeństw nie przekracza tysiąca. Wynika to z faktu, że ponad 70 proc. osób o homoseksualnej orientacji jest dotkniętych promiskuityzmem, czyli odczuwa potrzebę częstej zmiany partnerów i wielu kontaktów seksualnych. Długoletnie związki wśród homoseksualistów to zatem kilkuprocentowy margines.
Taktyka długiego marszu
Robert Biedroń, prezes Kampanii przeciwko Homofobii, twierdzi, że tylko 5 proc. homoseksualistów w naszym kraju chciałoby mieć prawo do adopcji, więc nie ma problemu. Tymczasem problem jest, bo przekonując o braku zainteresowania adopcją, homoseksualiści zapewniają tylko, że na razie nie są tym zainteresowani. Biedroń oraz bohaterowie filmu "Homorodzina" w reżyserii Marcina Solarza otwarcie mówią, że społeczeństwo powinno się najpierw przyzwyczaić do małżeństw homoseksualnych, a potem do homoseksualnych rodziców. Oznacza to przyjęcie strategii długiego marszu, żeby nie zniechęcić do takich pomysłów opinii publicznej. - Nie chciałbym adoptować dziecka, ale chciałbym mieć do tego prawo - mówi Jerzy Jońca, emerytowany major lotnictwa, którego wraz z partnerem Mariuszem obserwujemy w dokumencie "Homorodzina".
Małżeństwa osób tej samej płci nigdzie na świecie nie są normą. Wprawdzie tolerancja dla odmienności jest pożądana, jednak małżeństwo w naszej tradycji to uświęcony związek kobiety i mężczyzny. I nic nie wskazuje na to, by Polacy mieli zmienić w tej kwestii zdanie. W badaniu CBOS przeciw legalizacji małżeństw homoseksualnych wypowiedziało się 76 proc. ankietowanych.
Dziecko gadżet
Pary homoseksualne, zarówno w Polsce, jak i na Zachodzie, de facto wychowują dzieci, mimo nieistnienia odpowiednich uregulowań prawnych. Korzystają z tego, że nikt nie może zabronić lesbijkom zachodzenia w ciążę. Najczęściej tworzą one fikcyjne związki z gejami, szukają dawców nasienia na forach internetowych lub wyjeżdżają za granicę, by tam poddać się zapłodnieniu in vitro (w Polsce może to zrobić tylko kobieta mająca męża). W Wielkiej Brytanii kilka klinik przeprowadzających zapłodnienie in vitro specjalizuje się nawet w usługach dla lesbijek.
Jakie są skutki wychowywania dzieci przez homorodziców? Najczęściej dzieci te są napiętnowane przez rówieśników, muszą ukrywać prawdę o swojej rodzinie, co nie wpływa dobrze na rozwój i socjalizację. Według licznych badań, w wypadku homoseksualnych adopcji następuje silna stygmatyzacja (napiętnowanie) dzieci, co prowadzi do autyzmu, rodzi kompleksy albo wywołuje agresję wobec rówieśników. Środowiska gejowskie i hurrapostępowe mówią wtedy o zaszczuciu takich dzieci przez nietolerancyjne otoczenie. Problemem jest to, że mylą przyczynę ze skutkiem.
Istnieje zasadnicza różnica między dziećmi adoptowanymi przez normalne rodziny i homoseksualne pary. Posiadanie potomstwa to podstawowy cel zawierania małżeństwa, bo potomstwo nie tylko przedłuża życie naszych genów, ale przede wszystkim dziedziczy tradycję (tę indywidualną i tę zbiorową). Dla homorodziców dziecko jest rodzajem gadżetu, a czasem ubezpieczeniem od samotności. Tyle że podkopywanie pozycji tradycyjnej rodziny uderza we wszystkich, także w homoseksualistów, bo tylko taka rodzina gwarantuje nam przyszłość.
Więcej możesz przeczytać w 20/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.