Rozmowa z Bogdanem Borusewiczem, marszałkiem Senatu
"WPROST": Podoba się panu gra prowadzona przez PiS z PO?
Bogdan Borusewicz: Mówiąc wprost - nie podoba mi się. Czuję żal. Wielki żal.
- Czy to nie zdrada wyborców?
- Wyborcy głosowali na Platformę Obywatelską oraz na Prawo i Sprawiedliwość, licząc na koalicję tych partii. Więcej - oni byli pewni tej koalicji, bo obie partie od dawna ją zapowiadały. Teraz mają prawo czuć się oszukani i na pewno zadają sobie pytanie, czy dobrze wybrali, czy nie zmarnowali swych głosów?
- Ale co mają myśleć, gdy PiS wycina nawet wicemarszałka z PO w Senacie?
- Bardzo źle się stało. PiS zaproponowało poszerzenie składu prezydium Senatu właśnie po to, żeby było w nim miejsce dla kandydata PO. Potem jednak bardzo źle zareagowało na kandydaturę Stefana Niesiołowskiego. On sam, jak na tę sytuację, uzyskał bardzo dobry wynik. Niestety, zbyt słaby, by zasiąść w prezydium Senatu.
- W wyborach do Senatu był pan wspólnym kandydatem PiS i PO. Ma pan jakiś wpływ na to, co teraz robią obie partie?
- Niewielki. W Senacie próbowałem doprowadzić do porozumienia. Sam zresztą głosowałem na Niesiołowskiego. Ale wiele nie wskórałem. Emocje po obu stronach okazały się zbyt rozbuchane. Racjonalna argumentacja do nikogo nie docierała. Szczerze mówiąc, byłem bezradny.
- Skąd się biorą te złe emocje?
- Platforma Obywatelska jest wciąż w szoku. Ma taką pourazową traumę wynikającą z podwójnej klęski wyborczej. Najpierw minimalnie przegrała wybory do Sejmu, a potem już wyraźnie te prezydenckie. Szok jest tym większy, że za każdym razem sondaże dawały PO przewagę. Teraz partia Donalda Tuska i on sam są w trudnej sytuacji psychologicznej. Muszą się pogodzić z rzeczywistością. Z tym, że są słabsi, niż się spodziewali.
- A PiS nie cierpi na triumfalizm?
- W PiS rzeczywiście pojawił się pewien rodzaj triumfalizmu. On też zakłóca kontakt z rzeczywistością. Politycy PiS ulegają złudzeniu, że są tak mocni, iż nikt nie jest im potrzebny do współpracy, że sami sobie ze wszystkim poradzą. To bardzo niebezpieczna euforia.
- Czyli nie będzie koalicji PO-PiS?
- Ta koalicja jeszcze może się narodzić, ale nie teraz. Po obu stronach jest za wiele urazów i emocji. W najbliższym czasie powstanie mniejszościowy rząd Kazimierza Marcinkiewicza. Potem, gdy sytuacja się uspokoi, być może dojdzie do rekonstrukcji tego gabinetu i PO wejdzie do rządu. Ale to kwestia przyszłości.
- Obecna sytuacja jednoznacznie przywodzi na myśl wojny na prawicy w latach 90. Nie ma pan wrażenia deja vu?
- Niestety, mam. To smutna powtórka z przeszłości, której nikt chyba nie chciałby przeżywać jeszcze raz.
- I znowu wygra ten trzeci?
- Obawiam się, że obie partie będą tracić. Przeciętny wyborca nie będzie dzielił włosa na czworo, głowiąc się, kto w tym galimatiasie ma rację, a kto jest za niego odpowiedzialny. I PiS, i PO solidarnie wypiją piwo, którego nawarzyły. A jeśli dojdzie do przyspieszonych wyborów, to wygrają je Sojusz Lewicy Demokratycznej i Samoobrona.
Bogdan Borusewicz: Mówiąc wprost - nie podoba mi się. Czuję żal. Wielki żal.
- Czy to nie zdrada wyborców?
- Wyborcy głosowali na Platformę Obywatelską oraz na Prawo i Sprawiedliwość, licząc na koalicję tych partii. Więcej - oni byli pewni tej koalicji, bo obie partie od dawna ją zapowiadały. Teraz mają prawo czuć się oszukani i na pewno zadają sobie pytanie, czy dobrze wybrali, czy nie zmarnowali swych głosów?
- Ale co mają myśleć, gdy PiS wycina nawet wicemarszałka z PO w Senacie?
- Bardzo źle się stało. PiS zaproponowało poszerzenie składu prezydium Senatu właśnie po to, żeby było w nim miejsce dla kandydata PO. Potem jednak bardzo źle zareagowało na kandydaturę Stefana Niesiołowskiego. On sam, jak na tę sytuację, uzyskał bardzo dobry wynik. Niestety, zbyt słaby, by zasiąść w prezydium Senatu.
- W wyborach do Senatu był pan wspólnym kandydatem PiS i PO. Ma pan jakiś wpływ na to, co teraz robią obie partie?
- Niewielki. W Senacie próbowałem doprowadzić do porozumienia. Sam zresztą głosowałem na Niesiołowskiego. Ale wiele nie wskórałem. Emocje po obu stronach okazały się zbyt rozbuchane. Racjonalna argumentacja do nikogo nie docierała. Szczerze mówiąc, byłem bezradny.
- Skąd się biorą te złe emocje?
- Platforma Obywatelska jest wciąż w szoku. Ma taką pourazową traumę wynikającą z podwójnej klęski wyborczej. Najpierw minimalnie przegrała wybory do Sejmu, a potem już wyraźnie te prezydenckie. Szok jest tym większy, że za każdym razem sondaże dawały PO przewagę. Teraz partia Donalda Tuska i on sam są w trudnej sytuacji psychologicznej. Muszą się pogodzić z rzeczywistością. Z tym, że są słabsi, niż się spodziewali.
- A PiS nie cierpi na triumfalizm?
- W PiS rzeczywiście pojawił się pewien rodzaj triumfalizmu. On też zakłóca kontakt z rzeczywistością. Politycy PiS ulegają złudzeniu, że są tak mocni, iż nikt nie jest im potrzebny do współpracy, że sami sobie ze wszystkim poradzą. To bardzo niebezpieczna euforia.
- Czyli nie będzie koalicji PO-PiS?
- Ta koalicja jeszcze może się narodzić, ale nie teraz. Po obu stronach jest za wiele urazów i emocji. W najbliższym czasie powstanie mniejszościowy rząd Kazimierza Marcinkiewicza. Potem, gdy sytuacja się uspokoi, być może dojdzie do rekonstrukcji tego gabinetu i PO wejdzie do rządu. Ale to kwestia przyszłości.
- Obecna sytuacja jednoznacznie przywodzi na myśl wojny na prawicy w latach 90. Nie ma pan wrażenia deja vu?
- Niestety, mam. To smutna powtórka z przeszłości, której nikt chyba nie chciałby przeżywać jeszcze raz.
- I znowu wygra ten trzeci?
- Obawiam się, że obie partie będą tracić. Przeciętny wyborca nie będzie dzielił włosa na czworo, głowiąc się, kto w tym galimatiasie ma rację, a kto jest za niego odpowiedzialny. I PiS, i PO solidarnie wypiją piwo, którego nawarzyły. A jeśli dojdzie do przyspieszonych wyborów, to wygrają je Sojusz Lewicy Demokratycznej i Samoobrona.
Koalicja zawiedzionych nadziei |
---|
prof. Edmund Wnuk-Lipiński socjolog Do czasu głosowania nad marszałkiem Sejmu byłbym zdziwiony, gdyby mi powiedziano, że koalicja nie powstanie. Po głosowaniach nad marszałkiem Sejmu oraz wicemarszałkami Sejmu i Senatu byłbym zdziwiony, gdyby koalicja powstała. Partie rozczarowały, szczególnie PiS. Jest biblijna maksyma: "po owocach ich poznacie". Nie liczą się słowa, lecz czyny, a te w wypadku PiS przypominają praktyki z PRL, gdy partia komunistyczna decydowała, kto ma zostać biskupem. Tak teraz PiS chce decydować, kto z PO może kandydować. Groźne jest poczucie mocy w szeregach PiS. Podobna była reakcja Leszka Millera, który po wygraniu poprzednich wyborów mówił, że gdy SLD zechce, to na wierzbie wyrosną gruszki. PiS wygrywał wybory pod hasłem uczciwości w życiu publicznym. Ta teza została podważona przez fakt głosowania przeciw Bronisławowi Komorowskiemu - osobie podobnej do bohaterów Sienkiewicza - i poparciu Andrzeja Leppera - bohatera rodem z Dołęgi-Mostowicza. To znak zaprzeczenia hasłom odnowy moralnej. abp Alfons Nossol ordynariusz diecezji opolskiej Właśnie wróciłem z Niemiec i nie znam wszystkich szczegółów konfliktu między PO i PiS. Ale i tak mogę powiedzieć, że nie podoba mi się to. Przecież miało być inaczej. Ludzie zaufali obu partiom, wierząc w zmiany. Tymczasem mamy kłótnie, które nie wróżą nic dobrego. Krzysztof Cugowski senator PiS, muzyk Zdecydowałem się kandydować po to, by wziąć udział w naprawie kraju. Jest ona niewątpliwie konieczna. Wyobrażałem sobie, tak jak wielu, że pierwsze skrzypce zagrają dwie partie. Teraz, kiedy koalicja stanęła pod znakiem zapytania lub wręcz stała się nierealna, a na horyzoncie pojawiła się ewentualna koalicja PiS z Samoobroną, poczułem się zawiedziony. Nie chcę gdybać, ale gdyby doszło do egzotycznej koalicji, podjąłbym zdecydowane kroki. Przechodzenie do innego klubu parlamentarnego nie wchodzi jednak w grę - nie jestem zawodowym politykiem i nie będę się uciekał do takich zagrywek. prof. Ryszard Legutko wicemarszaŁek Senatu Na wydarzenia ostatnich dni w niewielkim stopniu wpływały względy polityczne. Kluczową rolę odgrywały czynniki psychologiczne, a gros decyzji powodowana była emocjami. W efekcie mieliśmy do czynienia z czymś w rodzaju psychomachii. Okazało się, że jedna ze stron była kompletnie nieprzygotowana na podwójną porażkę wyborczą. Do rzeczowych rozmów nie doszło z powodów pozapolitycznych. prof. Ireneusz Krzemiński socjolog Kooperacja PO i PiS w czasie kampanii była silnie akcentowana przez Lecha Kaczyńskiego. Mówił o dzielących ich różnicach, ale podkreślał, że porozumienie dla dobra publicznego jest konieczne. Tymczasem po wyborach PiS podjęło próbę narzucenia PO swojej woli i rozwiązań. Na miejscu polityków platformy nie mógł- bym zaakceptować takiej koalicji. I tak PO zachowuje się bardzo wstrzemięźliwie, choć jej politycy są obrażani i poniżani w oczach wyborców, o czym świadczy atak na Bronisława Komorowskiego czy wykorzystanie poparcia Andrzeja Leppera. Rozmowy o podziale resortów to kpina z negocjacji. PiS chce oddać odpowiedzialność za te dziedziny życia, w których odniesienie szybkiego sukcesu jest niemal niemożliwe, na przykład za służbę zdrowia. Dodatkowo oferuje platformie takie resorty jak MON i MSZ, których polityka w dużej mierze leży w gestii prezydenta. To próba ubezwłasnowolnienia PO. Smutne to, bo PiS szło do wyborów pod hasłem odnowy i utrwalenia nowych obyczajów. bp Tadeusz Pieronek Jestem zbulwersowany spektaklem, jakim się stały rozmowy koalicyjne. Ci ludzie otrzymali mandat społeczny, a zachowują się tak, jakby zostali wybrani do żłobu, a nie do rządzenia. Pacta sunt servanda - ta zasada starożytnego Rzymu winna obowiązywać w polityce zarówno zagranicznej, jak i wewnętrznej. Ludzie, którzy się do niej nie stosują, nie są godni funkcji publicznych. Moim zdaniem, jedna i druga partia popełniły błędy. |
Więcej możesz przeczytać w 44/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.