Jedynym osiągnięciem większości polskich bohaterów bulwarówek jest to, że się w nich obnażają
Jeśli nie istniejesz w tabloidach, to tak jakbyś nie żył. To zasada współczesnego show-biznesu. Trzeba się w tabloidach pojawić choćby na chwilę, bo jak mawiał w 1968 r. Andy Warhol: "W przyszłości sława będzie trwała najwyżej 15 minut". Zabiegi o to, by istnieć w towarzyskim obiegu, są stare jak cywilizacja. Nie byli od tego wolni tacy starożytni mężowie, jak Sokrates, Tukidydes czy Cycero. Inne były jedynie środki, dzięki którym można było zaistnieć w masowej wyobraźni. Stanisław Wokulski, bohater "Lalki" Bolesława Prusa, by istnieć w tzw. dobrym towarzystwie, musiał bywać na wyścigach, uczestniczyć w rautach czy udzielać się charytatywnie. Nie wystarczyło, że odniósł sukces biznesowy. Z kolei Izabela Łęcka, arystokratka z podupadłej rodziny, musiała bywać na salonach, by zaprzeczyć plotkom, że jej familia zbankrutowała. Zresztą o obu plotkowała też ówczesna prasa. Julian Sorel z powieści Stendhala "Czerwone i czarne" miał tylko jedną drogę do sukcesu - przez salony i towarzystwo dam na nich bywających.
Z pojawianiem się w tabloidach jest jak z tak zwanymi dopalaczami. Najpierw nas nakręcają, tak że funkcjonujemy na wysokich obrotach i dyskontujemy tę nadaktywność. Potem przychodzi faza uodpornienia i znużenia, co powoduje zwiększanie dawki bądź zażywanie mocniejszych środków (w tabloidach odpowiadają temu skandale). Na końcu mamy zaś uzależnienie: nałogowiec jest mniej efektywny, więc zażywa wszystko, co wpadnie mu w ręce, próbuje każdego środka. W wypadku tabloidów odpowiada to narzucaniu się, wymyślaniu kolejnych skandali i podsuwaniu ich gazetom, byleby tylko ktoś się zainteresował. Można odnieść wrażenie, że w polskim show-biznesie największą grupę stanowią nałogowcy. To oni wydzwaniają do brukowców, podsuwając kolejne tematy. To oni aranżują romanse, które "przypadkowo" zostają obfotografowane. Zabawne, że bohaterami niektórych z tych ognistych damsko-męskich romansów są osoby o homoseksualnej orientacji.
Dyktat bulwarówek
- Dziś trudno budować karierę, nie pojawiając się w tabloidach, jak było chociażby w wypadku Rowana Atkinsona, czyli Jasia Fasoli, który z niechęci do kolorowych magazynów uczynił swój znak rozpoznawczy. Obowiązuje zasada: częsta obecność w tabloidach umożliwia szybkie dotarcie na showbiznesowy szczyt - tłumaczy dla "Wprost" Chris Horrie, brytyjski ekspert w dziedzinie tabloidów.
Z tego, że bywanie w tzw. plotkarskich pismach pomaga publicznie funkcjonować, zdają sobie sprawę nawet światowi przywódcy. Tony Blair wiedział, że bez przychylnego stosunku "The Sun" wygranie wyborów byłoby trudne. W niemieckiej polityce od dawna podobną funkcję pełni "Bild". I wydawca "Bilda" - Springer - podobnie ustawia polską scenę polityczną, gdzie alter ego "Bilda" jest "Fakt". Gdy ktoś chce się z tego wyłamać, jest karany ujawnieniem kompromitujących faktów. W USA to tabloidy niechętne Bushowi, który ich nie lubi, wyciągnęły prezydentowi, że jego córki palą marihuanę i ostro imprezują. W Polsce podobny los spotkał na przykład Józefa Oleksego czy Waldemara Pawlaka. Jest jednak charakterystyczne, że polskie tabloidy nie zadzierają z silnymi politykami, tylko kopią tych, którzy niewiele już znaczą.
Teatr im. Dody i Mandaryny
Występ Doroty Rabczewskiej i Marty Wiśniewskiej na ostatnim festiwalu w Sopocie bulwarówki okrzyknęły "pojedynkiem stulecia". I rzeczywiście, czytelnicy mogli odnieść wrażenie, że tak było: triumf Dody i łzy Mandaryny nie schodziły z łamów. Potem strony gazet zapełniały kryzys małżeński Wiśniewskich i zawirowania miłosne w życiu Przemysława Salety. Rabczewska, Marta i Michał Wiśniewscy oraz Saleta to królowie polskiej prasy brukowej. Nieprzypadkowo, bo to oni najlepiej wyczuli, że z pomocą tabloidów można stymulować karierę. Doda najprawdopodobniej nie wygrałaby nagrody publiczności sopockiego festiwalu, gdyby nie podsycała w tabloidach zainteresowania swoją osobą. Płyty jej zespołu Virgin sprzedawały się słabo, więc Doda opowiadała o swym intymnym pożyciu z bramkarzem Radosławem Majdanem. Aż wreszcie tysiące Polaków chciało się przekonać, czy Doda rzeczywiście potrafi śpiewać. A że potrafi, publiczność ją doceniła, a przy okazji zaspokoiła ciekawość.
Rabczewska, z racji związku z Majdanem, często bywa porównywana do Victorii Beckham, ale w rzeczywistości bliżej jej do Madonny. Królowa popu też kiedyś słynęła z umiejętnie kreowanych skandali i podobnie wykorzystywała tabloidy. W wypadku Madonny i Dody wszystko to kreacje. Podobnie jest pewnie z Mandaryną i Michałem Wiśniewskim. Lider Ich Troje w gierkach z tabloidami ma wielkie doświadczenie. Gdy jego popularność słabła, wystąpił w reality show "Jestem, jaki jestem". A dodatkowo przez wiele tygodni godził się z matką za pośrednictwem kolorowej prasy.
Po Wiśniewskich czy Salecie widać, że dużo czasu spędzili na Zachodzie i wiedzą, jak sobie zapewnić zainteresowanie dziennikarzy. Perypetie miłosne boksera z żoną i kochanką dziwnym trafem tabloidy opisały na kilka tygodni przed planowaną rzekomo walką Salety z Andrzejem Gołotą. W czasie przygotowań do pojedynku więcej mówiło się o nowej sympatii Salety, Katarzynie Kraszewskiej, niż o pięściarzach. Brała ona udział w każdej konferencji prasowej a informacjom, które promotor Don King rozsyłał o pojedynku, towarzyszyły rozbierane zdjęcia Kraszewskiej. Gdy okazało się, że nie przeszła pomyślnie próbnej sesji w amerykańskiej edycji "Playboya", pomysł walki upadł - oficjalnie z powodu kontuzji Gołoty. Na osłodę Kraszewskiej pozostała okładka w polskim "Playboyu". Dzięki sprytnemu posunięciu Salety nie tylko on podtrzymał zainteresowanie swoją osobą, ale też Kraszewska została wylansowana na celebrity.
Mistrzowie autopromocji
W bulwarowych pismach próżno szukać nazwisk takich gwiazd, jak Janusz Gajos czy Marek Kondrat. Niemal codziennie za to bywalcami tabloidowych salonów są Kaja Paschalska, Katarzyna Cichopek, Katarzyna Bujakiewicz i Anna Powierza znane z seriali "Klan", "M jak miłość" i "Magda M.". Na ich przykładzie widać, jak wyraźne jest sprzężenie zwrotne między popularnością w kolorowych czasopismach a kontraktami reklamowymi oraz wszelkiego rodzaju fuchami. Cichopek jej pięć minut największej sławy zaowocowało kontraktem reklamowym z producentem perfum Creation Lamis i propozycją prowadzenia w Dwójce programu "Dobrana para". Anna Mucha i Paschalska potrafiły zainteresować dziennikarzy prasy kolorowej nie tylko kolejnymi narzeczonymi (w tym celowała zwłaszcza Paschalska), ale też problemami z wagą czy egzaminami na prawo jazdy. Częste bywanie na bankietach i w tabloidach było powodem, dla którego producent plastrów antykoncepcyjnych wybrał na swoje ambasadorki m.in. właśnie Paschalską i Muchę.
Obecność Muchy na salonach - wsparta obfitymi wynurzeniami o jej związku z Kubą Wojewódzkim oraz przyjaźni obojga z Michałem Figurskim i Odetą Moro, kolejnymi bohaterami tabloidów - pomogła jej niegdyś zawrzeć kontrakt na prowadzącą telewizyjny program kulturalny "Ale jazda". Tabloidowa kariera opłaca się całej czwórce: honorarium Figurskiego i Wojewódzkiego za reklamę telefonii Era wyniosło tyle, że Figurski mógł sobie kupić dom na warszawskim Żoliborzu. Ile zarobił Wojewódzki? Raczej więcej niż pół miliona, bo gdy w zeszłym roku oferowano mu tyle za udział w reklamie, odmówił.
Stąd do śmieszności
Zbytnie uzależnienie od pojawiania się w tabloidach prowadzi często do śmieszności. Przekonała się o tym piosenkarka Justyna Steczkowska, której zwierzenia o zmarłym ojcu ozdobiono sesją zdjęciową na cmentarzu. Granicę śmieszności przekroczyła Katarzyna Dowbor. Gdy przestała się często pojawiać w telewizyjnej Dwójce, zaczęła na łamach tabloidów niekończący się serial o swojej córce. Gdy to zaczęło być nudne, opowiadała o swoim domu, a ostatnio o synu Macieju i jego perypetiach z aktorką Joanną Koroniewską. Granice śmieszności dawno przekroczyła aktorka Anna Samusionek, której opowieści o toksycznym związku z byłym mężem nie schodzą z łamów. Niektóre celebrities przepraszają się z tabloidami, bo jeśli te nie pokazują uzgodnionej wersji wydarzeń z ich życia, bardzo cierpi na tym ich pozycja. Najlepszym tego przykładem jest piosenkarka Edyta Górniak. Rok temu bulwarówki obrzucała obelgami. Dziś te same gazety na bieżąco są informowane o szczegółach jej życia, na przykład przygotowaniach do ślubu. W robieniu kariery za pomocą tabloidów nie ma nic złego. Wręcz przeciwnie, dobrze to świadczy o determinacji takich osób. Problemem jest to, że na świecie tabloidy wspierają prawdziwe celebrities, podczas gdy w Polsce jedynym osiągnięciem większości bohaterów tabloidów jest to, że się w nich obnażają.
Z pojawianiem się w tabloidach jest jak z tak zwanymi dopalaczami. Najpierw nas nakręcają, tak że funkcjonujemy na wysokich obrotach i dyskontujemy tę nadaktywność. Potem przychodzi faza uodpornienia i znużenia, co powoduje zwiększanie dawki bądź zażywanie mocniejszych środków (w tabloidach odpowiadają temu skandale). Na końcu mamy zaś uzależnienie: nałogowiec jest mniej efektywny, więc zażywa wszystko, co wpadnie mu w ręce, próbuje każdego środka. W wypadku tabloidów odpowiada to narzucaniu się, wymyślaniu kolejnych skandali i podsuwaniu ich gazetom, byleby tylko ktoś się zainteresował. Można odnieść wrażenie, że w polskim show-biznesie największą grupę stanowią nałogowcy. To oni wydzwaniają do brukowców, podsuwając kolejne tematy. To oni aranżują romanse, które "przypadkowo" zostają obfotografowane. Zabawne, że bohaterami niektórych z tych ognistych damsko-męskich romansów są osoby o homoseksualnej orientacji.
Dyktat bulwarówek
- Dziś trudno budować karierę, nie pojawiając się w tabloidach, jak było chociażby w wypadku Rowana Atkinsona, czyli Jasia Fasoli, który z niechęci do kolorowych magazynów uczynił swój znak rozpoznawczy. Obowiązuje zasada: częsta obecność w tabloidach umożliwia szybkie dotarcie na showbiznesowy szczyt - tłumaczy dla "Wprost" Chris Horrie, brytyjski ekspert w dziedzinie tabloidów.
Z tego, że bywanie w tzw. plotkarskich pismach pomaga publicznie funkcjonować, zdają sobie sprawę nawet światowi przywódcy. Tony Blair wiedział, że bez przychylnego stosunku "The Sun" wygranie wyborów byłoby trudne. W niemieckiej polityce od dawna podobną funkcję pełni "Bild". I wydawca "Bilda" - Springer - podobnie ustawia polską scenę polityczną, gdzie alter ego "Bilda" jest "Fakt". Gdy ktoś chce się z tego wyłamać, jest karany ujawnieniem kompromitujących faktów. W USA to tabloidy niechętne Bushowi, który ich nie lubi, wyciągnęły prezydentowi, że jego córki palą marihuanę i ostro imprezują. W Polsce podobny los spotkał na przykład Józefa Oleksego czy Waldemara Pawlaka. Jest jednak charakterystyczne, że polskie tabloidy nie zadzierają z silnymi politykami, tylko kopią tych, którzy niewiele już znaczą.
Teatr im. Dody i Mandaryny
Występ Doroty Rabczewskiej i Marty Wiśniewskiej na ostatnim festiwalu w Sopocie bulwarówki okrzyknęły "pojedynkiem stulecia". I rzeczywiście, czytelnicy mogli odnieść wrażenie, że tak było: triumf Dody i łzy Mandaryny nie schodziły z łamów. Potem strony gazet zapełniały kryzys małżeński Wiśniewskich i zawirowania miłosne w życiu Przemysława Salety. Rabczewska, Marta i Michał Wiśniewscy oraz Saleta to królowie polskiej prasy brukowej. Nieprzypadkowo, bo to oni najlepiej wyczuli, że z pomocą tabloidów można stymulować karierę. Doda najprawdopodobniej nie wygrałaby nagrody publiczności sopockiego festiwalu, gdyby nie podsycała w tabloidach zainteresowania swoją osobą. Płyty jej zespołu Virgin sprzedawały się słabo, więc Doda opowiadała o swym intymnym pożyciu z bramkarzem Radosławem Majdanem. Aż wreszcie tysiące Polaków chciało się przekonać, czy Doda rzeczywiście potrafi śpiewać. A że potrafi, publiczność ją doceniła, a przy okazji zaspokoiła ciekawość.
Rabczewska, z racji związku z Majdanem, często bywa porównywana do Victorii Beckham, ale w rzeczywistości bliżej jej do Madonny. Królowa popu też kiedyś słynęła z umiejętnie kreowanych skandali i podobnie wykorzystywała tabloidy. W wypadku Madonny i Dody wszystko to kreacje. Podobnie jest pewnie z Mandaryną i Michałem Wiśniewskim. Lider Ich Troje w gierkach z tabloidami ma wielkie doświadczenie. Gdy jego popularność słabła, wystąpił w reality show "Jestem, jaki jestem". A dodatkowo przez wiele tygodni godził się z matką za pośrednictwem kolorowej prasy.
Po Wiśniewskich czy Salecie widać, że dużo czasu spędzili na Zachodzie i wiedzą, jak sobie zapewnić zainteresowanie dziennikarzy. Perypetie miłosne boksera z żoną i kochanką dziwnym trafem tabloidy opisały na kilka tygodni przed planowaną rzekomo walką Salety z Andrzejem Gołotą. W czasie przygotowań do pojedynku więcej mówiło się o nowej sympatii Salety, Katarzynie Kraszewskiej, niż o pięściarzach. Brała ona udział w każdej konferencji prasowej a informacjom, które promotor Don King rozsyłał o pojedynku, towarzyszyły rozbierane zdjęcia Kraszewskiej. Gdy okazało się, że nie przeszła pomyślnie próbnej sesji w amerykańskiej edycji "Playboya", pomysł walki upadł - oficjalnie z powodu kontuzji Gołoty. Na osłodę Kraszewskiej pozostała okładka w polskim "Playboyu". Dzięki sprytnemu posunięciu Salety nie tylko on podtrzymał zainteresowanie swoją osobą, ale też Kraszewska została wylansowana na celebrity.
Mistrzowie autopromocji
W bulwarowych pismach próżno szukać nazwisk takich gwiazd, jak Janusz Gajos czy Marek Kondrat. Niemal codziennie za to bywalcami tabloidowych salonów są Kaja Paschalska, Katarzyna Cichopek, Katarzyna Bujakiewicz i Anna Powierza znane z seriali "Klan", "M jak miłość" i "Magda M.". Na ich przykładzie widać, jak wyraźne jest sprzężenie zwrotne między popularnością w kolorowych czasopismach a kontraktami reklamowymi oraz wszelkiego rodzaju fuchami. Cichopek jej pięć minut największej sławy zaowocowało kontraktem reklamowym z producentem perfum Creation Lamis i propozycją prowadzenia w Dwójce programu "Dobrana para". Anna Mucha i Paschalska potrafiły zainteresować dziennikarzy prasy kolorowej nie tylko kolejnymi narzeczonymi (w tym celowała zwłaszcza Paschalska), ale też problemami z wagą czy egzaminami na prawo jazdy. Częste bywanie na bankietach i w tabloidach było powodem, dla którego producent plastrów antykoncepcyjnych wybrał na swoje ambasadorki m.in. właśnie Paschalską i Muchę.
Obecność Muchy na salonach - wsparta obfitymi wynurzeniami o jej związku z Kubą Wojewódzkim oraz przyjaźni obojga z Michałem Figurskim i Odetą Moro, kolejnymi bohaterami tabloidów - pomogła jej niegdyś zawrzeć kontrakt na prowadzącą telewizyjny program kulturalny "Ale jazda". Tabloidowa kariera opłaca się całej czwórce: honorarium Figurskiego i Wojewódzkiego za reklamę telefonii Era wyniosło tyle, że Figurski mógł sobie kupić dom na warszawskim Żoliborzu. Ile zarobił Wojewódzki? Raczej więcej niż pół miliona, bo gdy w zeszłym roku oferowano mu tyle za udział w reklamie, odmówił.
Stąd do śmieszności
Zbytnie uzależnienie od pojawiania się w tabloidach prowadzi często do śmieszności. Przekonała się o tym piosenkarka Justyna Steczkowska, której zwierzenia o zmarłym ojcu ozdobiono sesją zdjęciową na cmentarzu. Granicę śmieszności przekroczyła Katarzyna Dowbor. Gdy przestała się często pojawiać w telewizyjnej Dwójce, zaczęła na łamach tabloidów niekończący się serial o swojej córce. Gdy to zaczęło być nudne, opowiadała o swoim domu, a ostatnio o synu Macieju i jego perypetiach z aktorką Joanną Koroniewską. Granice śmieszności dawno przekroczyła aktorka Anna Samusionek, której opowieści o toksycznym związku z byłym mężem nie schodzą z łamów. Niektóre celebrities przepraszają się z tabloidami, bo jeśli te nie pokazują uzgodnionej wersji wydarzeń z ich życia, bardzo cierpi na tym ich pozycja. Najlepszym tego przykładem jest piosenkarka Edyta Górniak. Rok temu bulwarówki obrzucała obelgami. Dziś te same gazety na bieżąco są informowane o szczegółach jej życia, na przykład przygotowaniach do ślubu. W robieniu kariery za pomocą tabloidów nie ma nic złego. Wręcz przeciwnie, dobrze to świadczy o determinacji takich osób. Problemem jest to, że na świecie tabloidy wspierają prawdziwe celebrities, podczas gdy w Polsce jedynym osiągnięciem większości bohaterów tabloidów jest to, że się w nich obnażają.
Sława ponad wszystko |
---|
Max Clifford, brytyjski menedżer współpracujący z celebrities Wszyscy moi klienci pożądali sławy, byli lub są od niej uzależnieni: Jimi Hendrix, Muhammad Ali, Frank Sinatra, Jeffrey Archer, David Copperfield. Gdy osiągną sławę, nie chcą niczego więcej, staje się ona ważniejsza niż pieniądze, dom, rodzina, znajomi. Działa jak narkotyk. Marlon Brando był święcie przekonany, że może mieć wszystko, czego zapragnie, w każdym momencie - tylko dlatego, że wszyscy go znają i podziwiają. Można oczywiście nagrać świetną płytę, nakręcić świetny film i odnieść sukces. Ci, którym nie starcza talentu, próbują zaistnieć na bankietach, romansując, wymyślając różne dziwne rzeczy, i w ten sposób przebić się do tabloidów. Między prasą kolorową i celebrities istnieje symbioza: obie strony nie mogą bez siebie żyć. Dziennikarze muszą o czymś pisać, gwiazdy chcą, żeby pisali właśnie o nich. W ten sposób nakręca się koniunkturę. W Wielkiej Brytanii, gdzie kult celebrities jest rozwinięty najsilniej, coraz więcej ludzi desperacko próbuje się przebić do tego kręgu, są gotowi zrobić wszystko, by mieć swoje pięć minut. Bo taka właśnie jest siła sławy. |
Więcej możesz przeczytać w 44/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.