Pink Floyd jest najbardziej inspirującym kolejne rockowe pokolenia brytyjskim zespołem po The Beatles
Czy można być megagwiazdą muzyki w nagraniach i na koncertach, opowiadając o wyobcowaniu, obłędzie, wojennym szaleństwie i śmierci? W długich dziejach rocka wielu było wykonawców, którzy roztaczali katastroficzne wizje, ale tylko grupa Pink Floyd osiągnęła status megagwiazdy. 73 mln sprzedanych płyt sytuują ją na siódmym miejscu w rankingu najbardziej dochodowych muzyków wszech czasów. Co jednak bardziej intrygujące, w odczuciu publiczności utwory z albumów "The Dark Side Of The Moon", "Animals", "The Wall" czy "The Final Cut - A Requiem For The Post War Dream" na tyle się uaktualniły w coraz bardziej niebezpiecznym świecie po atakach terrorystycznych 11 września 2001 r., że z podwójną mocą ujawniła się tęsknota za powrotem Pink Floyd na scenę.
Waters kontra Gilmour
Jeśli dzisiejsi The Rolling Stones mogliby być zespołem rodem z filmu "Gnijąca panna młoda Tima Burtona", zespół pod wodzą Rogera Watersa wróciłby zapewne w glorii proroków nowej - ponowojorskiej, pomadryckiej i polondyńskiej - apokalipsy. Tyle tylko, że najpierw Waters, główny autor repertuaru Pink Floyd, musiałby zakończyć swoją prywatną, trwającą ćwierć wieku wojnę z gitarzystą Davidem Gilmourem. A na to raczej się nie zanosi.
Pierwszy wspólny występ Pink Floyd od czasów trasy promocyjnej albumu "The Wall" stał się kulminacyjnym punktem koncertu Live 8 w londyńskim Hyde Parku i praktycznie usunął w cień faktycznych adresatów tego koncertu: głodujące dzieci w Afryce. Był to jednak tylko krótki moment zawieszenia broni. Do zakopania wojennego topora nie skłoniła obu muzyków nawet hojna oferta amerykańskiego promotora, który za trasę koncertową po USA obiecał zapłacić 100 mln dolarów.
Jak narastał konflikt Watersa z Gilmourem i co się działo za kulisami jednego z największych sukcesów w dziejach rocka, z wielką szczerością opowiada książka perkusisty Pink Floyd, Nicka Masona "Moje wspomnienia". Nie trzeba jednak książki, by zrozumieć, jak wiele obu muzyków różni. Dość przyjrzeć się temu, co dziś firmują obaj antagoniści. Lubujący się w wielkich formach Waters napisał operę "Ca Ira" rozgrywającą się w czasach rewolucji francuskiej. Gilmour, który zawsze uważał, że rozbuchana widowiskowość koncertów Pink Floyd oddala ich od publiczności, wydał DVD z zapisem ubiegłorocznego, solowego koncertu w Royal Albert Hall - z kameralnymi, akustycznymi wersjami wielu utworów z repertuaru Pink Floyd.
Ciemna strona sukcesu
Roger Waters jako najbardziej płodny kompozytor objął kierownictwo nad Pink Floyd po odejściu w 1968 r. Syda Barretta. Barrett nadał zespołowi założonemu przez trzech studentów architektury w Londynie undergroundową, psychodeliczną tożsamość. Nadmierna konsumpcja LSD sprawiła jednak, że zaczął tracić kontakt z rzeczywistością i musiał się poddać leczeniu psychiatrycznemu. Nowym członkiem zespołu został Gilmour, ale to talent i osobowość Watersa decydowały o kierunku ewolucji Pink Floyd. Ta zaś polegała na coraz śmielszym wprowadzaniu do rocka elementów muzyki klasycznej i XX-wiecznej, elementów jazzu i odgłosów otoczenia oraz korzystaniu przy nagraniach z najnowszych osiągnięć elektroniki.
Za panowania Watersa wizja Pink Floyd stawała się jednak coraz bardziej ponura, w czym niemały udział miała jego obsesja na tle śmierci ojca podczas desantu aliantów w Anzio we Włoszech w 1944 r. Kulminacją znaczonego albumami "Atom Heart Mother" i "Meddle" okresu był nasycony pesymizmem, układający się w suitę o ludzkiej chciwości i hipokryzji cykl utworów zatytułowany "The Dark Side Of The Moon" (1973). Ze sprzedażą w wysokości 15 mln egzemplarzy było to najbardziej efektowne wyjście z podziemia na rockowy olimp.
Sukces "The Dark Side of the Moon" i wydanego po nim "Wish You Were Here" (który był po części hołdem dla Barretta) ściągnął na Pink Floyd gniew punkrockowego pokolenia. Niezrażony wściekłymi atakami młodych obrazoburców, i mimo narastającego konfliktu z Gilmourem (ale też i Wrightem), Waters dalej szedł raz obraną drogą. Wraz z "Animals" (1976) - nie-jako suplementem do "The Dark Side Of The Moon" - stał się praktycznie wyłącznym kompozytorem repertuaru zespołu. Złej atmosfery nie poprawiał fakt, że Waters nie przepuszczał żadnej okazji, by podkreślać, że to nie jego dyktatorskie zapędy, lecz zanikająca kreatywność pozostałych członków zespołu są przyczyną tego stanu rzeczy. Jednak racja była po stronie lidera Pink Floyd. Gdy w 1979 r. ukazało się dwupłytowe opus "The Wall" (rzecz autobiograficzna, traktująca o postępującej alienacji rockowej gwiazdy), rekordowa sprzedaż 23 mln egzemplarzy zagwarantowała albumowi trzecie miejsce na liście bestsellerów wszech czasów - po "The Eagles: Their Greatest Hits 1971-1975" i "Thrillerze" Michaela Jacksona. "The Wall" stał się wkrótce librettem kultowego filmu Alana Parkera.
W bardziej prywatnym wymiarze sukces "The Wall" uratował Pink Floyd przed bankructwem, w obliczu którego zespół stanął po poniesieniu milionowych strat spowodowanych nietrafionymi inwestycjami finansowymi. Jak głęboki był kryzys w stosunkach między muzykami, świadczy to, że zanim doszło do wydania albumu, Waters - zdając sobie sprawę z komercyjnego potencjału nagranego materiału - uzależnił swoją zgodę na jego publikację od dymisji Wrighta. Ta została przez klawiszowca złożona, ale od tej chwili dni dawnego Pink Floyd były już policzone.
Spod "Ściany" do wieczności
Oparty na "The Wall" wielki koncert na placu Poczdamskim w Berlinie stał się centralnym punktem uroczystości uświetniającej upadek muru berlińskiego. Wtedy już jednak Pink Floyd odcinał kupony od dawnych sukcesów, nagrywając i koncertując wprawdzie znowu z Wrightem, ale już bez Watersa. Ten bowiem, po przygotowaniu antywojennego requiem "The Final Cut", poświęconego pamięci ojca, w 1985 r. ostatecznie zdecydował się rozstać z zespołem. By przekonać się, jak ogromną siłę rażenia miała muzyka Pink Floyd, wystarczy posłuchać dziesiątków przesyconych egzystencjalnym smutkiem i poczuciem wyobcowania albumów - od "Disintegration" The Cure po "OK Computer" Radiohead i "A Rush of Blood to the Head" Coldplay. Wraz z powrotem do łask w ciągu ostatnich lat progresywnego rocka czyni to Pink Floyd najbardziej wpływowym brytyjskim wykonawcą po The Beatles.
Waters kontra Gilmour
Jeśli dzisiejsi The Rolling Stones mogliby być zespołem rodem z filmu "Gnijąca panna młoda Tima Burtona", zespół pod wodzą Rogera Watersa wróciłby zapewne w glorii proroków nowej - ponowojorskiej, pomadryckiej i polondyńskiej - apokalipsy. Tyle tylko, że najpierw Waters, główny autor repertuaru Pink Floyd, musiałby zakończyć swoją prywatną, trwającą ćwierć wieku wojnę z gitarzystą Davidem Gilmourem. A na to raczej się nie zanosi.
Pierwszy wspólny występ Pink Floyd od czasów trasy promocyjnej albumu "The Wall" stał się kulminacyjnym punktem koncertu Live 8 w londyńskim Hyde Parku i praktycznie usunął w cień faktycznych adresatów tego koncertu: głodujące dzieci w Afryce. Był to jednak tylko krótki moment zawieszenia broni. Do zakopania wojennego topora nie skłoniła obu muzyków nawet hojna oferta amerykańskiego promotora, który za trasę koncertową po USA obiecał zapłacić 100 mln dolarów.
Jak narastał konflikt Watersa z Gilmourem i co się działo za kulisami jednego z największych sukcesów w dziejach rocka, z wielką szczerością opowiada książka perkusisty Pink Floyd, Nicka Masona "Moje wspomnienia". Nie trzeba jednak książki, by zrozumieć, jak wiele obu muzyków różni. Dość przyjrzeć się temu, co dziś firmują obaj antagoniści. Lubujący się w wielkich formach Waters napisał operę "Ca Ira" rozgrywającą się w czasach rewolucji francuskiej. Gilmour, który zawsze uważał, że rozbuchana widowiskowość koncertów Pink Floyd oddala ich od publiczności, wydał DVD z zapisem ubiegłorocznego, solowego koncertu w Royal Albert Hall - z kameralnymi, akustycznymi wersjami wielu utworów z repertuaru Pink Floyd.
Ciemna strona sukcesu
Roger Waters jako najbardziej płodny kompozytor objął kierownictwo nad Pink Floyd po odejściu w 1968 r. Syda Barretta. Barrett nadał zespołowi założonemu przez trzech studentów architektury w Londynie undergroundową, psychodeliczną tożsamość. Nadmierna konsumpcja LSD sprawiła jednak, że zaczął tracić kontakt z rzeczywistością i musiał się poddać leczeniu psychiatrycznemu. Nowym członkiem zespołu został Gilmour, ale to talent i osobowość Watersa decydowały o kierunku ewolucji Pink Floyd. Ta zaś polegała na coraz śmielszym wprowadzaniu do rocka elementów muzyki klasycznej i XX-wiecznej, elementów jazzu i odgłosów otoczenia oraz korzystaniu przy nagraniach z najnowszych osiągnięć elektroniki.
Za panowania Watersa wizja Pink Floyd stawała się jednak coraz bardziej ponura, w czym niemały udział miała jego obsesja na tle śmierci ojca podczas desantu aliantów w Anzio we Włoszech w 1944 r. Kulminacją znaczonego albumami "Atom Heart Mother" i "Meddle" okresu był nasycony pesymizmem, układający się w suitę o ludzkiej chciwości i hipokryzji cykl utworów zatytułowany "The Dark Side Of The Moon" (1973). Ze sprzedażą w wysokości 15 mln egzemplarzy było to najbardziej efektowne wyjście z podziemia na rockowy olimp.
Sukces "The Dark Side of the Moon" i wydanego po nim "Wish You Were Here" (który był po części hołdem dla Barretta) ściągnął na Pink Floyd gniew punkrockowego pokolenia. Niezrażony wściekłymi atakami młodych obrazoburców, i mimo narastającego konfliktu z Gilmourem (ale też i Wrightem), Waters dalej szedł raz obraną drogą. Wraz z "Animals" (1976) - nie-jako suplementem do "The Dark Side Of The Moon" - stał się praktycznie wyłącznym kompozytorem repertuaru zespołu. Złej atmosfery nie poprawiał fakt, że Waters nie przepuszczał żadnej okazji, by podkreślać, że to nie jego dyktatorskie zapędy, lecz zanikająca kreatywność pozostałych członków zespołu są przyczyną tego stanu rzeczy. Jednak racja była po stronie lidera Pink Floyd. Gdy w 1979 r. ukazało się dwupłytowe opus "The Wall" (rzecz autobiograficzna, traktująca o postępującej alienacji rockowej gwiazdy), rekordowa sprzedaż 23 mln egzemplarzy zagwarantowała albumowi trzecie miejsce na liście bestsellerów wszech czasów - po "The Eagles: Their Greatest Hits 1971-1975" i "Thrillerze" Michaela Jacksona. "The Wall" stał się wkrótce librettem kultowego filmu Alana Parkera.
W bardziej prywatnym wymiarze sukces "The Wall" uratował Pink Floyd przed bankructwem, w obliczu którego zespół stanął po poniesieniu milionowych strat spowodowanych nietrafionymi inwestycjami finansowymi. Jak głęboki był kryzys w stosunkach między muzykami, świadczy to, że zanim doszło do wydania albumu, Waters - zdając sobie sprawę z komercyjnego potencjału nagranego materiału - uzależnił swoją zgodę na jego publikację od dymisji Wrighta. Ta została przez klawiszowca złożona, ale od tej chwili dni dawnego Pink Floyd były już policzone.
Spod "Ściany" do wieczności
Oparty na "The Wall" wielki koncert na placu Poczdamskim w Berlinie stał się centralnym punktem uroczystości uświetniającej upadek muru berlińskiego. Wtedy już jednak Pink Floyd odcinał kupony od dawnych sukcesów, nagrywając i koncertując wprawdzie znowu z Wrightem, ale już bez Watersa. Ten bowiem, po przygotowaniu antywojennego requiem "The Final Cut", poświęconego pamięci ojca, w 1985 r. ostatecznie zdecydował się rozstać z zespołem. By przekonać się, jak ogromną siłę rażenia miała muzyka Pink Floyd, wystarczy posłuchać dziesiątków przesyconych egzystencjalnym smutkiem i poczuciem wyobcowania albumów - od "Disintegration" The Cure po "OK Computer" Radiohead i "A Rush of Blood to the Head" Coldplay. Wraz z powrotem do łask w ciągu ostatnich lat progresywnego rocka czyni to Pink Floyd najbardziej wpływowym brytyjskim wykonawcą po The Beatles.
Więcej możesz przeczytać w 44/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.