Polski kaczy wirus jest silniejszy i szybszy od azjatyckiego syfu
W mediach nastała moda na pisanie i mówienie o drobiu. Problemy drobiarskie niemalże w całości wypełniają szpalty gazet i cenny czas antenowy. Drób stał się w tym sezonie takim hitem, jakim kilka lat temu były liczne klęski powodzi czy kolejne zimy stulecia. A jeszcze nie tak dawno drobiarstwo jako temat było zajmujące jedynie dla niewielkiej grupki hodowców. Drobiem jako takim (ze szczególnym uwzględnieniem kogutów) interesowały się także niektóre młode gąski z Samoobrony. Wszelkiego rodzaju ptactwem zajmowali się też niegroźni i w sumie sympatyczni zboczeńcy zwani ornitologami. Nigdy jednak sprawami drobiarstwa nie żył cały naród.
Nurzanie się w tematyce drobiarskiej nie jest spowodowane ani rozdrobnieniem polskich gospodarstw rolnych, ani drobnym charakterem pisma Wisławy Szymborskiej. Prawdopodobnym powodem tak gorącego zainteresowania drobiarstwem jest zwycięstwo Kaczorów z PiS i ptasia grypa. Zdaniem obserwatorów życia w kurniku, oba te zjawiska są z sobą powiązane. Byli tacy, którzy mieli nadzieję, że ptasia grypa przyjdzie do nas szybciej i nie pozwoli wygrać braciom Kaczyńskim, infekując im dziobki. Okazało się, że polski kaczy wirus jest silniejszy i szybszy od azjatyckiego syfu. W opinii wielu naukowców zagrożenia związane z kaczyzmem i ptasią zarazą nie są tak wielkie, jak się to wydaje producentom sznurowadeł. Mimo że na oba wirusy można się skutecznie uodpornić, pijąc samogon zmieszany z fragmentami przemówień Donalda Tuska, wielu już uległo panice, rozpoczynając strzelanie z armat do wróbli.
Oto przykłady chaotycznych działań związanych ze spodziewanym nadejściem ptasiej grypy. Z jadłospisów licznych barów i restauracji w Szczecinie znikły smaczne gołąbki. Podczas przeglądu amatorskich grup artystycznych w Kotomierzu wielu wykonawcom podcięto skrzydła. Stołeczny sanepid zapowiedział konfiskatę wiecznych piór niektórym warszawskim literatom. Gwiazdy show-bizu, występując w nędznych programach rozrywkowych, przestały publicznie puszyć swe piórka. Dzieci w szkołach w Wałbrzychu masowo rezygnują z używania piórników. Kilku przewrażliwionych facetów z Łomży wyrzuciło z domów swe żony, twierdząc, że to typowe kury domowe. W Suwałkach bojkotowani są lekarze, którzy wypisując recepty, bazgrzą jak kura pazurem. Podczas kręcenia filmu w Łodzi dwie aktorki zrezygnowały ze scen, w których trzeba było rozebrać się do rosołu. W Krakowie pracownicy pogotowia i policjanci masowo odkręcają koguty z samochodów służbowych. W wielu agencjach towarzyskich Białegostoku zatrudnione tam dziewczyny odmawiają brania do dzioba.
Również kaczy wirus spowodował nieuzasadnioną panikę wśród części mieszkańców naszego kraju. W dzień po zwycięstwie Lecha Kaczyńskiego mnożyły się liczne akty desperacji. W sklepie sportowym w Gdańsku wstrzymano sprzedaż płetw. W Teatrze Muzycznym w Gdyni tancerki odmówiły kręcenia kuperkami. Nadgorliwością wykazał się jeden z dyrektorów telewizji, który zakazał emisji filmu z Flipem i Flapem, gdyż to "mogłoby obrazić nową głowę państwa". W jednym z magazynów księgarskich na Lubelszczyźnie skonfiskowano cały nakład "Kaczki Dziwaczki". Na antenie rozgłośni radiowej w Zawichoście dziennikarze muzyczni uznali, że przechlapane mają też bracia Golcowie i bracia Cugowscy, którzy prawdopodobnie będą musieli zrezygnować z bycia rodzeństwem na estradzie, gdyż jako bracia mogą się teraz nieustannie źle kojarzyć. W regionie podkarpackim, gdzie Lech Kaczyński otrzymał największą liczbę głosów, zakazano dożywotnio wystawiania bajki "Brzydkie Kaczątko" Andersena, a także dodatkowo (nie wiadomo, po jaką cholerę) sprzedaży kaset z bajkami o Bolku i Lolku.
Nową sytuacją polityczną najbardziej przerażony jest aktor Piotr Adamczyk, który wyspecjalizował się w graniu wielkich Polaków. Istnieje bowiem uzasadnione przypuszczenie, że po roli Chopina i papieża może w przyszłości dostać propozycję zagrania Kaczyńskiego w nowej wersji filmu "Kacza zupa" braci Marx.
Nurzanie się w tematyce drobiarskiej nie jest spowodowane ani rozdrobnieniem polskich gospodarstw rolnych, ani drobnym charakterem pisma Wisławy Szymborskiej. Prawdopodobnym powodem tak gorącego zainteresowania drobiarstwem jest zwycięstwo Kaczorów z PiS i ptasia grypa. Zdaniem obserwatorów życia w kurniku, oba te zjawiska są z sobą powiązane. Byli tacy, którzy mieli nadzieję, że ptasia grypa przyjdzie do nas szybciej i nie pozwoli wygrać braciom Kaczyńskim, infekując im dziobki. Okazało się, że polski kaczy wirus jest silniejszy i szybszy od azjatyckiego syfu. W opinii wielu naukowców zagrożenia związane z kaczyzmem i ptasią zarazą nie są tak wielkie, jak się to wydaje producentom sznurowadeł. Mimo że na oba wirusy można się skutecznie uodpornić, pijąc samogon zmieszany z fragmentami przemówień Donalda Tuska, wielu już uległo panice, rozpoczynając strzelanie z armat do wróbli.
Oto przykłady chaotycznych działań związanych ze spodziewanym nadejściem ptasiej grypy. Z jadłospisów licznych barów i restauracji w Szczecinie znikły smaczne gołąbki. Podczas przeglądu amatorskich grup artystycznych w Kotomierzu wielu wykonawcom podcięto skrzydła. Stołeczny sanepid zapowiedział konfiskatę wiecznych piór niektórym warszawskim literatom. Gwiazdy show-bizu, występując w nędznych programach rozrywkowych, przestały publicznie puszyć swe piórka. Dzieci w szkołach w Wałbrzychu masowo rezygnują z używania piórników. Kilku przewrażliwionych facetów z Łomży wyrzuciło z domów swe żony, twierdząc, że to typowe kury domowe. W Suwałkach bojkotowani są lekarze, którzy wypisując recepty, bazgrzą jak kura pazurem. Podczas kręcenia filmu w Łodzi dwie aktorki zrezygnowały ze scen, w których trzeba było rozebrać się do rosołu. W Krakowie pracownicy pogotowia i policjanci masowo odkręcają koguty z samochodów służbowych. W wielu agencjach towarzyskich Białegostoku zatrudnione tam dziewczyny odmawiają brania do dzioba.
Również kaczy wirus spowodował nieuzasadnioną panikę wśród części mieszkańców naszego kraju. W dzień po zwycięstwie Lecha Kaczyńskiego mnożyły się liczne akty desperacji. W sklepie sportowym w Gdańsku wstrzymano sprzedaż płetw. W Teatrze Muzycznym w Gdyni tancerki odmówiły kręcenia kuperkami. Nadgorliwością wykazał się jeden z dyrektorów telewizji, który zakazał emisji filmu z Flipem i Flapem, gdyż to "mogłoby obrazić nową głowę państwa". W jednym z magazynów księgarskich na Lubelszczyźnie skonfiskowano cały nakład "Kaczki Dziwaczki". Na antenie rozgłośni radiowej w Zawichoście dziennikarze muzyczni uznali, że przechlapane mają też bracia Golcowie i bracia Cugowscy, którzy prawdopodobnie będą musieli zrezygnować z bycia rodzeństwem na estradzie, gdyż jako bracia mogą się teraz nieustannie źle kojarzyć. W regionie podkarpackim, gdzie Lech Kaczyński otrzymał największą liczbę głosów, zakazano dożywotnio wystawiania bajki "Brzydkie Kaczątko" Andersena, a także dodatkowo (nie wiadomo, po jaką cholerę) sprzedaży kaset z bajkami o Bolku i Lolku.
Nową sytuacją polityczną najbardziej przerażony jest aktor Piotr Adamczyk, który wyspecjalizował się w graniu wielkich Polaków. Istnieje bowiem uzasadnione przypuszczenie, że po roli Chopina i papieża może w przyszłości dostać propozycję zagrania Kaczyńskiego w nowej wersji filmu "Kacza zupa" braci Marx.
Więcej możesz przeczytać w 44/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.