POPiSali się. Jeśli cokolwiek można porównać do wyczynów kwartetu Kaczyński, Dorn, Tusk, Rokita, to tylko masowe samobójstwa wielorybów. Ale, szanowni panowie, was, w przeciwieństwie do waleni, nikt nie będzie żałował.
Koalicję pogrzebano w dniu, w którym eksperci ogłosili, że prawie już dogadali się w sprawie programu rządu. Poszło więc o jednego Bronka i jednego Ludwika. Komuno, wróć!
Marszałkiem Sejmu został Marek Jurek, człowiek walczący wyłącznie o dobre imię, bo nazwiska i tak jest pozbawiony. Obecny marszałek Sejmu do końca życia będzie nam się kojarzył z pewną scenką z 1993 r., kiedy to w warszawskim Domu Rzemiosła naradzali się politycy prawicy. Jeden z nich - o dziwo, na trzeźwo - ujrzawszy Marka Jurka, zawołał: "Panie Jurku, prosimy do nas! Panie Jurku, panie Jureczku!".
Donald Tusk ogłosił, że nie widzi sensu w rozmowach koalicyjnych. Antka nie wybrali na przewodniczącego klasy, to się rozpłakał, zabrał zabawki i poszedł do domu, a na pożegnanie opluł kolegów z piaskownicy.
PiS nie widzi z kolei możliwości na oddanie Janowi Rokicie MSW, mogą mu dać co najwyżej iA, czyli administrację. A dlaczego nie resztę? Bo, jak przekonywała nas w kuluarach jedna z posłanek PiS, "nam się to należy od dziecka". Pani poseł, była już taka partia, której też władza należała się od dziecka. Nazywała się Unia Wolności. Może jej pani właśnie w Zaduszki świeczkę zapalić, a już wkrótce my zapalimy znicz PiS-owi.
Ciekawe rzeczy dzieją się z Rokitą. Jan Maria Władysław najpierw promieniał na wieczorze wyborczym Tuska, czym się odpłacał kolegom za chichoty z jego klęski w wyborach do Sejmu. Potem zażądał od PiS ustępstw, bo przegranym należy się więcej, następnie oznajmił, że Ziobro i spółka będą ludzi aresztować o piątej rano, a na końcu napadł w TVN 24 na Bogdana Rymanowskiego i o mało go nie udusił. Miał być premier z Krakowa, potem wicepremier z Krakowa, a teraz nie może się zdecydować, czy bardziej furiat czy jednak arogant z Krakowa.
Senat strawił cały dzień nad dywagowaniem, czy Stefan Niesiołowski (PO, liczne sanatoria) powinien zostać jego wicemarszałkiem. Jeśli jakiekolwiek ciało zajmuje się tą postacią, to ostateczny dowód na to, że nie jest do niczego potrzebne.
Stefana z rozbieganymi oczkami nie wybrano, za to wicemarszałkiem, tyle że Sejmu, został Andrzej Lepper. I tu już PiS nie miał oporów estetycznych, ciekawe. Z tej całej maksymalnie skompromitowanej zgrai (PiS mamy na myśli) wybronił się tylko sejmowy debiutant Krzysztof Mikuła, który jako jedyny ze swej partii nie głosował na Leppera. Panie Krzysztofie, proszę nas zaczepić w Sejmie, jesteśmy panu winni duuuuużą whisky.
Na co czeka Jan Maria etc. Rokita? Że Jarosław Kaczyński "powie publicznie: >>pomyliłem się, próbując robić koalicję z Lepperem, wycofuję się z tego, ostatni tydzień to były same moje błędy<<". Na pewno tak się stanie. To równie prawdopodobne jak to, że Adam Michnik wstąpi do LPR. I jak to, że do błędów przyzna się Rokita.
Właśnie dowiedzieliśmy się, że nowym szefem klubu PiS, jeśli Dorn pójdzie w ministry, zostanie Przemysław Gosiewski, najbardziej prorodzinny poseł PiS, który w Sejmie umieścił swą byłą żonę Małgorzatę (pseudonim klubowy "Gosia Gosia"), a aktualną też zresztą uczynił działaczką PiS. Nas jednak Gosiewski uwiódł swym pięknym drugim imieniem. Bo to jednak cudnie brzmi Przemysław Edgar...
I tenże Przemysław Edgar postanowił zaistnieć w mediach. W apogeum rozmów koalicyjnych przechadzał się po Sejmie jako jedyny rozpoznawalny poseł PiS. Rozrywany przez dziennikarzy plótł, co mu ślina na język przyniosła, bo nikt go w tajniki negocjacji nie wprowadził. Dziś oczywiście nie ma to już żadnego znaczenia, ale chcemy, by i potomni zapamiętali ów wielki dzień Przemysława Edgara.
Jan Rokita rzekł: "Mam prośbę do Kazimierza Marcinkiewicza, do PiS, do opinii publicznej: >>nie róbmy z siebie durniów<<". Za późno, panowie, za późno.
Koalicję pogrzebano w dniu, w którym eksperci ogłosili, że prawie już dogadali się w sprawie programu rządu. Poszło więc o jednego Bronka i jednego Ludwika. Komuno, wróć!
Marszałkiem Sejmu został Marek Jurek, człowiek walczący wyłącznie o dobre imię, bo nazwiska i tak jest pozbawiony. Obecny marszałek Sejmu do końca życia będzie nam się kojarzył z pewną scenką z 1993 r., kiedy to w warszawskim Domu Rzemiosła naradzali się politycy prawicy. Jeden z nich - o dziwo, na trzeźwo - ujrzawszy Marka Jurka, zawołał: "Panie Jurku, prosimy do nas! Panie Jurku, panie Jureczku!".
Donald Tusk ogłosił, że nie widzi sensu w rozmowach koalicyjnych. Antka nie wybrali na przewodniczącego klasy, to się rozpłakał, zabrał zabawki i poszedł do domu, a na pożegnanie opluł kolegów z piaskownicy.
PiS nie widzi z kolei możliwości na oddanie Janowi Rokicie MSW, mogą mu dać co najwyżej iA, czyli administrację. A dlaczego nie resztę? Bo, jak przekonywała nas w kuluarach jedna z posłanek PiS, "nam się to należy od dziecka". Pani poseł, była już taka partia, której też władza należała się od dziecka. Nazywała się Unia Wolności. Może jej pani właśnie w Zaduszki świeczkę zapalić, a już wkrótce my zapalimy znicz PiS-owi.
Ciekawe rzeczy dzieją się z Rokitą. Jan Maria Władysław najpierw promieniał na wieczorze wyborczym Tuska, czym się odpłacał kolegom za chichoty z jego klęski w wyborach do Sejmu. Potem zażądał od PiS ustępstw, bo przegranym należy się więcej, następnie oznajmił, że Ziobro i spółka będą ludzi aresztować o piątej rano, a na końcu napadł w TVN 24 na Bogdana Rymanowskiego i o mało go nie udusił. Miał być premier z Krakowa, potem wicepremier z Krakowa, a teraz nie może się zdecydować, czy bardziej furiat czy jednak arogant z Krakowa.
Senat strawił cały dzień nad dywagowaniem, czy Stefan Niesiołowski (PO, liczne sanatoria) powinien zostać jego wicemarszałkiem. Jeśli jakiekolwiek ciało zajmuje się tą postacią, to ostateczny dowód na to, że nie jest do niczego potrzebne.
Stefana z rozbieganymi oczkami nie wybrano, za to wicemarszałkiem, tyle że Sejmu, został Andrzej Lepper. I tu już PiS nie miał oporów estetycznych, ciekawe. Z tej całej maksymalnie skompromitowanej zgrai (PiS mamy na myśli) wybronił się tylko sejmowy debiutant Krzysztof Mikuła, który jako jedyny ze swej partii nie głosował na Leppera. Panie Krzysztofie, proszę nas zaczepić w Sejmie, jesteśmy panu winni duuuuużą whisky.
Na co czeka Jan Maria etc. Rokita? Że Jarosław Kaczyński "powie publicznie: >>pomyliłem się, próbując robić koalicję z Lepperem, wycofuję się z tego, ostatni tydzień to były same moje błędy<<". Na pewno tak się stanie. To równie prawdopodobne jak to, że Adam Michnik wstąpi do LPR. I jak to, że do błędów przyzna się Rokita.
Właśnie dowiedzieliśmy się, że nowym szefem klubu PiS, jeśli Dorn pójdzie w ministry, zostanie Przemysław Gosiewski, najbardziej prorodzinny poseł PiS, który w Sejmie umieścił swą byłą żonę Małgorzatę (pseudonim klubowy "Gosia Gosia"), a aktualną też zresztą uczynił działaczką PiS. Nas jednak Gosiewski uwiódł swym pięknym drugim imieniem. Bo to jednak cudnie brzmi Przemysław Edgar...
I tenże Przemysław Edgar postanowił zaistnieć w mediach. W apogeum rozmów koalicyjnych przechadzał się po Sejmie jako jedyny rozpoznawalny poseł PiS. Rozrywany przez dziennikarzy plótł, co mu ślina na język przyniosła, bo nikt go w tajniki negocjacji nie wprowadził. Dziś oczywiście nie ma to już żadnego znaczenia, ale chcemy, by i potomni zapamiętali ów wielki dzień Przemysława Edgara.
Jan Rokita rzekł: "Mam prośbę do Kazimierza Marcinkiewicza, do PiS, do opinii publicznej: >>nie róbmy z siebie durniów<<". Za późno, panowie, za późno.
Więcej możesz przeczytać w 44/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.