Opozycja mówi, że Polski w świecie nie ma. Jak się pan czuje w roli niszczyciela polskiej dyplomacji?
Opozycja oczywiście ma prawo ignorować naszą dyplomację, ale fakty mówią o czymś innym. Odbyłem w zeszłym roku ponad 70 wizyt zagranicznych i miałem rozmowy z najważniejszymi partnerami. Ożywiliśmy Grupę Wyszehradzką i całyregion międzymorza, mamy świetne relacje z Wielką Brytanią, a z Niemcami już dawno nie odbywaliśmy tak intensywnych spotkań. NATO podjęło decyzję o wzmocnieniu naszego bezpieczeństwa. Na jakiej podstawie można zarzucać nam izolację?
To może pan jest zbyt aktywny?
Tu nie chodzi o moją aktywność, tylko o to, że radykalnie zmieniliśmy wektory polskiej polityki zagranicznej. Przez lata polska dyplomacja uznawała, że wystarczy być, bo wejście do NATO i UE realizuje nasze strategiczne cele. W efekcie nasi poprzednicy zlikwidowali ponad 30 placówek dyplomatycznych, tłumacząc to oszczędnościami. Tyle że utrzymanie jednej placówki kosztuje rocznie kilka milionów złotych, a jej istnienie zazwyczaj przekłada się na kilkadziesiąt milionów przychodów z wymiany handlowej. My teraz odtwarzamy te przedstawicielstwa, bo szukamy narzędzi realnych wpływów. Członkostwo w UE i NATO też nie jest celem samym w sobie, tylko narzędziem. Naszym celem jest upodmiotowienie Polski, zdobycie wpływów w tych instytucjach, dzięki którym możemy współdecydować przynajmniej o polityce wschodniej tych instytucji. I to nam się udaje realizować. A że nas krytykują? Niektórzy chcieliby mieć do czynienia z Polską spolegliwą, podporządkowaną, a nie z Polską asertywnie realizującą swoje interesy narodowe.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.