Karl Gröpler ogromnie lubił nazistów. Od czasu, gdy w 1933 r. przejęli władzę w Niemczech, jego pensja państwowego kata została podniesiona do 1500 marek rocznie plus 50 marek za każdą przeprowadzoną egzekucję. A że III Rzesza była bardzo skrupulatna w likwidowaniu swoich wrogów, to i zarobek był większy niż w czasach Republiki Weimarskiej. Gröpler sobie ten stan rzeczy cenił i zanim chwycił w ręce katowski topór, żeby nim odcinać głowy skazańcom, zawsze wyrzucał prawe ramię w przód w tradycyjnym hitlerowskim pozdrowieniu. 18 lutego 1935 r. pan Gröpler miał zarobić aż 100 marek. W miejsce komunistów i seryjnych morderców tego dnia kandydatkami do ścięcia były dwie panie o smukłych szyjach arystokratek. Jedna z nich nazywała się Renate von Natzmer i pracowała jako urzędniczka w ministerstwie wojny Rzeszy. Druga, Benita von Falkenhayn, była spowinowacona ze słynnym marszałkiem Erichem von Falkenhaynem oraz nie mniej słynnym asem niemieckiego lotnictwa, baronem Manfredem von Richthofenem. Obie panie nie kładły jednak tego dnia głowy pod katowski topór z powodu szlachetnego urodzenia, tylko z powodu romansu, jaki łączył je z Georgiem von Nałęcz Sosnowskim. Przystojny berliński playboy okazał się agentem polskiego wywiadu, z upodobaniem werbującym każdą dobrze ustosunkowaną Niemkę, którą udało mu się zaciągnąć do łóżka.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.