Dostają cynk i jadą. Przy drodze stoi metalowa budka, w środku bankomat. To tam zamknęli się przestępcy, aby ukraść pieniądze z maszyny. 12 antyterrorystów w szyku bojowym przygotowuje się do szturmu. Pierwszy trzyma tarczę kuloodporną. Wszyscy mają kamizelki kuloodporne, są uzbrojeni. Zanim jednak rozpoczną akcję, jeden z bandytów otwiera ogień i ostrzeliwuje oddział szturmowy z broni automatycznej AK-47, czyli z kałasznikowa. Ginie 40-letni policjant, trzech jest poważnie rannych. Ginie też 42-letni bandyta, który strzelał. Błędu nie było. To nie jest scenariusz gangsterskiego filmu. Do tragedii doszło kilka dni temu, w nocy z soboty na niedzielę w Wiszni Małej, miejscowości na Dolnym Śląsku. – Łączymy się w bólu z bliskimi naszego kolegi. Udzielimy każdego możliwego wsparcia, które będzie potrzebne rodzinie – powiedział podczas niedzielnej konferencji prasowej komendant główny policji Jarosław Szymczyk. Zdradził też, kim był napastnik. To mieszkaniec województwa wielkopolskiego, wielokrotnie notowany w naszych systemach w związku z przestępstwami przeciwko mieniu, kradzieżami pojazdów, włamaniami, a także z udziałem w zorganizowanej grupie przestępczej. Komendant zapewnia, że podczas akcji policja nie popełniła żadnego błędu. Potwierdza to minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak. – Oni zrobili, co trzeba. Bandyta był bezwzględny. Cała grupa realizacyjna zachowała się właściwie, jak należy – tłumaczył. Nie wszyscy są o tym przekonani. Czy do tej tragedii musiało dojść? Na ten temat zaczynają się spekulacje. – Miał być spektakularny sukces, a mamy porażkę: dwóch zabitych i trzech rannych – mówi Piotr Niemczyk, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa, były funkcjonariusz Urzędu Ochrony Państwa. Wylicza błędy popełnione podczas operacji, ale winą obarcza nie policję, tylko rząd. – To upadek analizy kryminalnej i operacyjnego rozpoznania. Nie da się prowadzić pracy bez osobowego rozpoznania, zwłaszcza że w tym przypadku gangsterzy byli na radarze policji. Są narzędzia, sposoby, techniki, aby skutecznie rozpoznać sytuację. Mogli odczekać i ująć sprawców z zaskoczenia, na przykład już w samochodzie, po skończonym rabunku – ocenia. Jego zdaniem ryba psuje się od głowy. – Jest ciśnienie, aby odbudować wizerunek policji po sprawie Igora Stachowiaka [25-latek zmarł w maju 2016 r. na komisariacie we Wrocławiu po brutalnej interwencji policji – red]. Policja działa tak, aby przypodobać się zwierzchnikom, ministrowi. To nie dowódcy ustalają plan, przykaz idzie z góry. A rząd wywiera presję na dowódcach. Zresztą jeśli się masowo zwalnia doświadczonych policjantów ze względów politycznych, jako złogi PRL, to potem nie ma się kogo poradzić, np. jak zastawić skuteczną pułapkę – punktuje.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.