Rozmawiał Artur Zaborski
„Na mlecznej drodze” to kolejny film w pańskim dorobku, który dotyka tematu wojny. Młodzi serbscy reżyserzy mocno się przeciwko temu tematowi buntują, mówią, że są nim zmęczeni. Pan nie?
Oczywiście, że jestem. Marzy mi się świat, w którym nie mógłbym opowiadać o wojnie, ale nie dlatego, że ktoś mi zabronił, tylko dlatego, że to temat nieaktualny. Tymczasem gdzie się nie obejrzę, tam albo trwa wojna, albo rozprzestrzenia się niepokój związany z jej ryzykiem, albo goją się rany po wojnie, jak na Bałkanach. Scenariusz „Na mlecznej drodze” jest inspirowany wydarzeniami z rzeczywistości. Każda z pokazanych w nim historii ma swoją genezę w życiu.
Konwencja pana dzieła jest mocno nierealistyczna – aż trudno uwierzyć, że wydarzenia w filmie mogły mieć miejsce naprawdę.
Jedna z historii rozegrała się w Afganistanie za czasów radzieckiej okupacji i opowiada o mężczyźnie uratowanym przez… węża. Druga, rozgrywająca się podczas wojny na Ukrainie, to biografia kobiety uciekającej przed angielskim generałem, którego miała poślubić, ale zeznała przeciwko niemu w sądzie wojskowym. Scenariusz filmu nie był tak dobry, jak chciałem, by dobry był film. „Na mlecznej drodze” powstawało trzy lata. To była żmudna robota, wiele po drodze zmienialiśmy. Miałem wrażenie bardziej, jakbym pisał książkę, niż kręcił film.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.