Gdy rozum śpi, budzą się neo-Leppery i neo-Tymińscy
Profesor David Friedman (syn Miltona, nieżyjącego już noblisty) w swojej książce „Ukryty ład" sprowadził skomplikowane zasady ekonomii do przykładu kolejek przed kasami hipermarketu. Kolejkami nikt nie kieruje, a czas oczekiwania na obsługę przy każdej kasie jest mniej więcej jednakowy. To dlatego, że klienci hipermarketu dokonują racjonalnych wyborów: obserwują sprawność kasjerek i zawartość wózków stojących przed kasami. Friedman junior jest przekonany, że tę zasadę da się zastosować w każdej innej dziedzinie życia, a zwłaszcza w polityce. Wyborcy po prostu obserwują, który z polityków jest mniej, a który bardziej sprawny, który sympatyczny, a który nie. Słowem, który daje szansę lepszej „obsługi”. Co potem premiują przy urnach.
Obecną polską rzeczywistość Friedman junior opisałby jako kolejkowy punkt krytyczny. Oto niedawno przed kasą Tuska ustawił się tłum. Kasjer robił co mógł, rozdawał pieniądze – a to lekarzom, a to nauczycielom, a to wojskowym i policjantom, i strażakom. Kazał szybko budować autostrady i sam przyspieszył termin wejścia do strefy euro. Był sympatyczny dla swoich klientów i dla tych, którzy mogą nimi zostać. Niesympatyczny zaś dla tych, których nie udało mu się przekabacić. I dla kasjerów z innych kas. I PR stosował, i marketing. Tylko że posuwanie się jego kolejki ostatnio zahamowały zatory. Zgodnie z zasadą Friedmana, teraz powinno się zacząć przestawianie wózków do kas, w których obsługują sprawniej. A się nie zaczęło. Problem w tym, że inni kasjerzy nie potrafią doprowadzić do kolejkowych alokacji. Na szermowane przez kasjerów SLD argumenty, że oto kończy się krwiożerczy kapitalizm i wraca lewicowe eldorado, mało kto daje się nabrać. Przed kasą PSL też, poza pokrzykiwaniem, że ani KRUS, ani rolniczych dotacji nie oddamy, nic nowego. A PiS? Choć ma szansę na przejęcie Tuskowej klienteli, nie robi prawie nic, aby tego dokonać. Jarosław Kaczyński znów popełnia kardynalne błędy (takie jak bajdurzenie o finansowej hekatombie, która uszczupli portfele emerytów). To takie błędy zepchnęły jego partię do opozycji.
Co robi, poza ostatnim wizerunkowym Tour de Pologne, Lech Kaczyński? Czy usiłuje w małostkowości (vide: przepychanki w związku z europejskim szczytem) prześcignąć kasjera platformowej kolejki? Czy w jego postępowaniu jest jakaś metoda? O co chodzi Tuskowi? Jaką w tym rolę odegrał wicepremier Schetyna? (O tym w tekście okładkowym „Polski odlot").
Efekt jest taki, że polska rzeczywistość polityczna nie chce się w ostatnich tygodniach poddać regule Friedmana (skądinąd David Friedman będzie gościem „Wprost" w przyszłym tygodniu). Polska nie jest jednak wyjątkiem; najpewniej już niebawem i u nas zaczną się kolejkowe przetasowania. Z kolejki Tuska do kolejki Kaczyńskiego, czy też odwrotnie? A może klienci zaczną uciekać z obu kolejek? Oto pod koniec ubiegłego tygodnia okazało się (według TNS OBOP), że aż 53 proc. Polaków źle ocenia rząd Tuska, a 63 proc. – prezydenta Kaczyńskiego. Na Czechach podobne quasi-afery nie robią wrażenia, nie przeszkadza im, że prezydent i rząd okładają się pięściami, że prezydent głosi skandalizujące opinie itp. (o tym w tekście „Czeski marzyciel”). W Polsce prawdopodobnie po brukselskich, podsycanych przez media, przepychankach premierowsko-prezydenckich znajdzie się ktoś, kto zechce zająć miejsce przy nieczynnych kasach. Czy będzie to dobrze wypadający w sondażach prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz? (o tym m.in. w rozmowie z Dutkiewiczem). Byle tylko nie wrócili do nich ci, których, wydaje się, wywiał wiatr historii. Bo gdy rozum śpi, budzą się neo-Leppery i neo-Tymińscy.
Obecną polską rzeczywistość Friedman junior opisałby jako kolejkowy punkt krytyczny. Oto niedawno przed kasą Tuska ustawił się tłum. Kasjer robił co mógł, rozdawał pieniądze – a to lekarzom, a to nauczycielom, a to wojskowym i policjantom, i strażakom. Kazał szybko budować autostrady i sam przyspieszył termin wejścia do strefy euro. Był sympatyczny dla swoich klientów i dla tych, którzy mogą nimi zostać. Niesympatyczny zaś dla tych, których nie udało mu się przekabacić. I dla kasjerów z innych kas. I PR stosował, i marketing. Tylko że posuwanie się jego kolejki ostatnio zahamowały zatory. Zgodnie z zasadą Friedmana, teraz powinno się zacząć przestawianie wózków do kas, w których obsługują sprawniej. A się nie zaczęło. Problem w tym, że inni kasjerzy nie potrafią doprowadzić do kolejkowych alokacji. Na szermowane przez kasjerów SLD argumenty, że oto kończy się krwiożerczy kapitalizm i wraca lewicowe eldorado, mało kto daje się nabrać. Przed kasą PSL też, poza pokrzykiwaniem, że ani KRUS, ani rolniczych dotacji nie oddamy, nic nowego. A PiS? Choć ma szansę na przejęcie Tuskowej klienteli, nie robi prawie nic, aby tego dokonać. Jarosław Kaczyński znów popełnia kardynalne błędy (takie jak bajdurzenie o finansowej hekatombie, która uszczupli portfele emerytów). To takie błędy zepchnęły jego partię do opozycji.
Co robi, poza ostatnim wizerunkowym Tour de Pologne, Lech Kaczyński? Czy usiłuje w małostkowości (vide: przepychanki w związku z europejskim szczytem) prześcignąć kasjera platformowej kolejki? Czy w jego postępowaniu jest jakaś metoda? O co chodzi Tuskowi? Jaką w tym rolę odegrał wicepremier Schetyna? (O tym w tekście okładkowym „Polski odlot").
Efekt jest taki, że polska rzeczywistość polityczna nie chce się w ostatnich tygodniach poddać regule Friedmana (skądinąd David Friedman będzie gościem „Wprost" w przyszłym tygodniu). Polska nie jest jednak wyjątkiem; najpewniej już niebawem i u nas zaczną się kolejkowe przetasowania. Z kolejki Tuska do kolejki Kaczyńskiego, czy też odwrotnie? A może klienci zaczną uciekać z obu kolejek? Oto pod koniec ubiegłego tygodnia okazało się (według TNS OBOP), że aż 53 proc. Polaków źle ocenia rząd Tuska, a 63 proc. – prezydenta Kaczyńskiego. Na Czechach podobne quasi-afery nie robią wrażenia, nie przeszkadza im, że prezydent i rząd okładają się pięściami, że prezydent głosi skandalizujące opinie itp. (o tym w tekście „Czeski marzyciel”). W Polsce prawdopodobnie po brukselskich, podsycanych przez media, przepychankach premierowsko-prezydenckich znajdzie się ktoś, kto zechce zająć miejsce przy nieczynnych kasach. Czy będzie to dobrze wypadający w sondażach prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz? (o tym m.in. w rozmowie z Dutkiewiczem). Byle tylko nie wrócili do nich ci, których, wydaje się, wywiał wiatr historii. Bo gdy rozum śpi, budzą się neo-Leppery i neo-Tymińscy.
Więcej możesz przeczytać w 43/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.