20 tysięcy złotych miesięcznie może dorobić policjant sprzedający informacje agencjom detektywistycznym
Pięć tysięcy złotych za wskazanie, gdzie znajduje się skradziona kolekcja obrazów czy monet. Dwa tysiące złotych za wskazanie, gdzie przechowywany jest skradziony samochód. Pięćset złotych za podanie adresu, pod jakim przebywa dziecko, które uciekło z domu. Tyle otrzymują niektórzy policjanci. Nie dostają tych pieniędzy jako premii od swoich przełożonych. Za informacje płacą im agencje detektywistyczne i agencje ochrony. W policji funkcjonariusze mają etaty, ubezpieczenie, dodatki, przywileje emerytalne, potrzebną w zdobywaniu informacji agenturę oraz sprzęt. Prawdziwe pieniądze zarabiają, handlując informacjami. Policjant, który zajmuje się kradzieżami samochodów, może w ten sposób zarobić nawet 20 tys. zł miesięcznie.
Detektyw z policyjnym zapleczem
Czy spektakularne sukcesy agencji detektywistycznych byłyby możliwe bez korzystania z policyjnych informacji? Jerzy Dziewulski, poseł SLD i były policjant, twierdzi, że prywatni detektywi prawie wyłącznie opierają się na policyjnych informacjach. Najczęściej korzystają z nich, kiedy działają na zlecenie wierzycieli i usiłują ustalić adres dłużnika. A także wówczas, gdy zlecenie polega na przykład na sprawdzeniu, czy ewentualni kontrahenci lub partnerzy w interesach byli karani. Od znajomego policjanta potrzebne dane można kupić już za 100-200 zł. - Sam kiedyś dostałem takie informacje, łącznie z wydrukami - twierdzi Dziewulski.
Obecnie trwa śledztwo mające ustalić, czy Krzysztofowi Rutkowskiemu przekazano policyjne informacje o ukrywającym się w Czechach zabójcy notariuszki z Oświęcimia. Detektyw zatrzymał go i przewiózł nielegalnie do Polski kilka dni po tym, jak policja ustaliła, gdzie się ukrywa. W dziupli przy ul. Bieżuńskiej w Warszawie ludzie Rutkow skiego odnaleźli 11 skradzionych aut, w tym 3 ciężarówki i 2 autobusy. Wcześniej o tym miejscu wiedział policyjny informator (ulokowany w samochodowej szajce).
Policjant, który zgłosi w swojej jednostce, że odnalazł skradziony samochód, najczęściej może liczyć na słowne podziękowanie. Gdy takich sukcesów ma kilka, otrzymuje kilkaset złotych nagrody. Jeśli informację przekaże agencji detektywistycznej, może otrzymać nawet kilka tysięcy złotych.
Jak policjant z policjantem
Tylko w ostatnich kilku miesiącach do pracy w firmach ochroniarskich i detektywistycznych przeszło ponad stu funkcjonariuszy, którzy sprawowali funkcje szefów i zastępców komend oraz wydziałów. Detektywem w agencji Krzysztofa Rutkowskiego jest Dariusz Janas, były rzecznik stołecznej policji. Konrad Radomiński, były komendant z warszawskiej Pragi-Południe, pracuje w firmie ochroniarskiej BDH-Serwis. Byli oficerowie stołecznej policji są szefami własnych agencji: Andrzej Olczak (Grot), Jan Kocot (PD Security). Jan Naparty, były komendant wojewódzki policji w Poznaniu, pracuje w agencji Impel. Inny oficer poznańskiej policji, Wiesław Amanowicz, kieruje agencją Komandos - Grupa Wielkopolska. W Szczecinie agencję Gustaw Security prowadzi Gustaw Wiliński, były oficer tamtejszej komendy. Własną firmę detektywistyczną założył także Marek Zapędzki, były naczelnik wydziału technik operacyjnych bydgoskiej policji. - Chętnie zatrudniam byłych policjantów, bo potrzebuję ludzi z doświadczeniem, wiedzą i umiejętnościami - twierdzi Rutkowski. Detektyw nie mówi, że największym atutem policjantów przechodzących do agencji są ich kontakty w komendach.
Często agencje detektywistyczne i ochroniarskie prowadzą krewni policjantów. Łódzką firmą Ring kieruje Sławomir Pisarek. Jego brat Zbigniew Pisarek jest zastępcą komendanta oddziałów prewencji Komendy Wojewódzkiej w Łodzi. Wrocławskim Konsalnetem kieruje Dorota Anioła, była policjantka i żona byłego komendanta policji w tym mieście.
Wymiana czy kupowanie informacji?
Większość właścicieli agencji detektywistycznych i ochroniarskich nie widzi nic złego w korzystaniu z policyjnych źródeł. Wzajemne relacje przedstawiają jako wymianę informacji, a nie ich kupowanie. - Jeśli prywatne biuro i policja pracują nad tą samą sprawą, to warto się wymieniać informacjami, by nie tracić czasu. Zresztą to policja częściej jest zainteresowana korzystaniem z mojej wiedzy, a nie odwrotnie - przekonuje Rutkowski. Nadkomisarz Zbigniew Matwiej z Komendy Głównej Policji nie ma złudzeń, że część policjantów sprzedaje poufne informacje. - Tacy funkcjonariusze to zdrajcy, którzy działają na szkodę swoich kolegów, całej policji, a także podatników - mówi Matwiej. Zajmuje się nimi Biuro Spraw Wewnętrznych, czyli policja w policji. Ale zajmuje się teoretycznie, bo dotychczas wdrożono tylko jedno postępowanie wyjaśniające. Dotyczyło współpracy funkcjonariuszy z agencją Marka Zapędzkiego, byłego oficera bydgoskiej policji. Do Komendy Głównej dotarło zawiadomienie, że bydgoscy policjanci, byli podwładni Zapędzkiego, w czasie pracy śledzili i podsłuchiwali interesujące go osoby. Dochodzenie niczego nie potwierdziło.
Policjanci twierdzą, że dotychczas nie mieli możliwości ścigania kolegów handlujących informacjami. - Nie mogliśmy stosować prowokacji, bo przepisy nie pozwalały. Teraz wprowadzono odpowiednie uregulowania prawne. Gdy tylko otrzymamy sygnał, takie metody będą stosowane - mówi podkomisarz Jacek Krawczyk z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
Agencja kontra agencja
- W wielu agencjach ochroniarskich i detektywistycznych pracują byli policjanci, którzy "pielęgnują" stare znajomości. Płacenie za informacje byłym kolegom to w większości wypadków norma - mówi Waldemar Siemiński, prezes spółki Ascopol z Wrocławia, jednej z największych polskich firm ochroniarskich. Dobre kontakty z policją nie tylko zapewniają informacje, ale też pomagają walczyć z konkurencją. Firmy ochroniarskie są zobowiązane dostarczać całą dokumentację (w tym umowy z klientami) wydziałom postępowań administracyjnych w komendach wojewódzkich. Policjanci więc wiedzą, kto, przez kogo, w jaki sposób oraz za ile jest chroniony. Jeśli taka informacja trafia do konkurencji, może ona zaoferować swoje usługi za niższą cenę.
- Nie może być tak, aby kontrolujący agencje policjanci byli już z założenia stronniczy. Protestując przeciwko takiej patologii, spotkałem się z kuriozalnym odwetem urzędników państwowych, których interesy naruszyłem - mówi Waldemar Siemiński. Jego firmę kontrolowali niedawno funkcjonariusze, którzy kilka lat wcześniej pracowali w policji razem z ludźmi kierującymi dziś konkurencyjnymi firmami. Jest o co walczyć, bo obroty na rynku usług ochroniarskich i detektywistycznych przekraczają 10 mld zł rocznie.
LICENCJA na ochronę Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji wydało dotychczas około 1800 zezwoleń na prowadzenie usług detektywistycznych. Wedle szacunków MSWiA, w Polsce istnieje około 600 firm detektywistycznych (niektóre nie podjęły działalności), które zatrudniają mniej więcej 4 tys. osób. Koncesje na prowadzenie agencji ochrony osób i mienia MSWiA wydało dotychczas 3764 podmiotom. Szacuje się, że w polskich firmach ochroniarskich pracuje 200 tys. osób. |
Więcej możesz przeczytać w 50/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.