Państwo zwinęło siatkę bezpieczeństwa, a my nie potrafimy sobie bez niej poradzić - przyznaje Thomas Lerner, publicysta dziennika "Dagens Nyheter". Dodaje, że w Szwecji upowszechnia się "syndrom wypalenia". Z badań przeprowadzonych w zeszłym roku przez najpopularniejszą bulwarówkę "Aftonbladet" wynika, że około 35 proc. Szwedów cierpi na tę chorobę. Do "Dagens Nyheter" przychodzą setki listów od zdesperowanych czytelników. "Byłem wiecznie zmęczony. Gdy myślałem o pójściu do pracy, robiło mi się niedobrze. Miałem problemy z pamięcią. Wykonanie nawet najprostszej czynności przekraczało moje siły" - pisał M., lekarz. Na podobne dolegliwości skarżą się przedstawiciele wszystkich zawodów - od urzędniczek po informatyków i bankowców.
Zestresowani ludzie masowo wykorzystują zwolnienia lekarskie (przez ostatnie pięć lat ich liczba wzrosła o 400 proc.) albo sięgają po leki antydepresyjne. Ta tendencja nadal się utrzymuje. Dlaczego tak się dzieje? Z badań przeprowadzonych przez Statistiska Centralbyran (centralne biuro statystyczne) wynika, że 40 proc. Szwedów obawia się utraty pracy albo redukcji pensji. Starsi godzinami przesiadują w biurze, zerkając błagalnie w stronę pracodawców.
Prócz depresji Szwedzi borykają się z jeszcze jednym problemem - samotnością. Spada liczba zawieranych małżeństw (w 1976 r. było ich prawie 45 tys., 25 lat później zaledwie 35 tys.). Ślub bierze się później niż kiedyś, zwykle koło trzydziestki. Coraz mniej osób decyduje się na stałe związki. - Kiedy mamy się poznawać? Chyba w metrze, jadąc do pracy - mówi Christian, robotnik budowlany.
Z analiz stołecznego Handlowego Instytutu Badawczego wynika, że gdyby Szwecja leżała w USA, byłaby najuboższym amerykańskim stanem. Ubruttowione dochody przeciętnej szwedzkiej rodziny są o połowę niższe od dochodów rodziny amerykańskiej.
Agonia szwedzkiego systemu trzeciej drogi zaczęła się na początku lat 80. Eric Brodin, prof. filozofii ekonomii na Uniwersytecie Campbella w Karolinie Północnej, stwierdził, że zły stan gospodarki to wynik olbrzymich podatków (ponad 50 proc.), wysokich wydatków na sektor publiczny i zbyt łagodnych przepisów o ubezpieczeniu zdrowotnym, przyczyniających się do znacznej absencji w pracy. Wszystko to spowodowało dramatyczny wzrost dziury budżetowej.
W latach 90. sytuacja stała się dramatyczna. Z kraju uciekał kapitał zagraniczny, szalała inflacja i bezrobocie, załamał się system bankowy. W przygotowanym przez OECD rankingu najbogatszych państw świata Szwecja spadła na 18. pozycję (w latach 70. była na 4. miejscu). Postanowiono więc zacisnąć pasa. Ograniczono nakłady na opiekę zdrowotną, socjalną i szkolnictwo (uważane za filary państwa dobrobytu). Pod koniec lat 90. sytuacja się ustabilizowała, wypracowano nawet dwuprocentową nadwyżkę budżetową.
Szwedzka gospodarka nadal jednak rozwija się w żółwim tempie, a inwestorzy lokują kapitał w tańszych krajach. Ekonomiści twierdzą, że nie będzie lepiej, jeżeli nie przeprowadzi się drakońskiej kuracji, polegającej na radykalnej redukcji podatków i kosztów pracy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.