Patent na ziemniaki
Autor artykułu "Patent na ziemniaki" (nr 48) napisał, że "pracownicy Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach zabawili się w sponsorów i ofiarowali sprzęt komputerowy gminie Wilków, a w wyniku interwencji NIK aparatura ta wróciła do instytutu.
Otóż w ramach programu badawczego na temat metod uprawy chmielu ograniczających skażenie środowiska instytut zakupił sygnalizator AVI-201 wraz z deszczomierzem i przyłączem komputerowym. Sprzęt ten o łącznej wartości 2400 zł został przekazany w użytkowanie gminie Wilków. Służy tamtejszym plantatorom chmielu do wykrywania chorób grzybowych. Wykorzystanie tej aparatury przynosi znaczące, wymierne efekty ekonomiczne i ekologiczne związane z ograniczeniem zużycia środków chemicznych o prawie 50 proc. Zintegrowana technologia uprawy chmielu z wykorzystaniem tej aparatury sygnalizacyjnej została wdrożona na obszarze 100 ha przez Nadwiślański Związek Plantatorów Chmielu, który ma swoją siedzibę w gminie Wilków. Czyż nie jest to przykładem badań naukowych wykorzystywanych w praktyce?
Nasz instytut od lat efektywnie współpracuje z plantatorami chmielu z gminy Wilków, w której jest największa w Polsce koncentracja upraw tej rośliny. Ani wójt, ani Urząd Gminy w Wilkowie nie wykorzystali bezpośrednio komputera podarowanego przez IUNG. Przekazany sprzęt miał służyć i służy rolnikom.
prof. dr hab. SEWERYN KUKUŁA
dyrektor IUNG
Puławy
Odpowiedź autora:
Informacja o tym, że IUNG w Puławach bezzasadnie przekazał aparaturę badawczą wójtowi gminy Wilków pochodziła z raportu Najwyższej Iz-by Kontroli (KNO/ENK-41008/201). W tym samym dokumencie można jeszcze natrafić na stwierdzenie, iż instytut wydał prawie 40 tys. zł na zakup sprzętu komputerowego niezgodnie z postanowieniami trzech umów zawartych z KBN. Jednocześnie pragnę sprecyzować, iż informacja o przeznaczaniu przez KBN na projekty badawcze kwot od 200 tys. zł do 4 mln zł dotyczyła wyłącznie programów celowych zamawianych przez organy administracji rządowej i samorządowej. Wyjaśniam także powstałą nieścisłość - trzy na dziesięć tysięcy wynalazków opatentowanych w Europie pochodzi z Polski.
Sławomir Sieradzki
Tanio, czyli drogo
Od piętnastu lat pracuję w branży budowlanej i jestem skazany na zdobywanie robót w przetargach publicznych. Chcę rozwijać i budować porządną i solidną firmę, nie cierpię prowizorek, bylejakości, bałaganu i tandety. Niestety, krótkowzroczność naszych ustawodawców źle wróży przedsiębiorcom myślącym tak jak ja. Angażowanie wykonawców usług - na przykład budowlanych - w zgodzie z ustawą o zamówieniach publicznych doprowadziło do tego, że niemal standardem stało się rozstrzyganie przetargu według kryterium najniższej ceny. Do czego to prowadzi? Wszystkie tanio wykonane inwestycje za nasze wspólne budżetowe pieniądze kosztują w sumie drożej, niż gdyby wykonały to firmy droższe i lepsze.
Przyszłość nie napawa optymizmem, nie ma warunków do rozwoju firm rzetelnych, do inwestowania w pracowników, do tworzenia nowych miejsc pracy, do rozwoju, a nie dewaluacji rzetelności kupieckiej. Za złe warunki BHP, brak ubrań roboczych czy zatrudnianie na czarno odpowiada tylko wykonawca, jeśli go oczywiście złapią. Więc jeden ryzykuje i jest tańszy, drugi nie - i jest droższy.
A co z inwestorem? Dlaczego jemu nie stawia się wymagań? Czemu nie ponosi odpowiedzialności za to, że "idąc na najniższą cenę", przymyka oczy na oczywiste nieprawidłowości u wykonawcy?
Inwestor nie sprawdza rzetelności oświadczeń wykonawcy i przedkładanych przez niego dokumentów, bo za oszustwa taniego wykonawcy inwestorowi nie grożą żadne konsekwencje. Tymczasem inwestor powinien odpowiadać razem z wykonawcą za cały proces inwestycyjny. Podobnie jak w wypadku złodzieja i pasera, kiedy jeden
i drugi jest karany, tak też inwestor powinien być karany za "paserstwo" kupowania oszustwa. Takie podejście zmuszające inwestora do wprowadzenia dodatkowych obwarowań dla firm startujących w przetargach i ich egzekwowania eliminowałoby
z rynku hochsztaplerów i oszustów, promując firmy z przyszłością, silne kadrowo i technologicznie.
ZBIGNIEW LASKOWSKI
Kurierzy białej śmierci
To prawda, że w Tajlandii przemyt narkotyków jest traktowany jak jedna z najpoważniejszych zbrodni ("Kurierzy białej śmierci", nr 45). Przestępców sądzi się zgodnie z prawem tajlandzkim. Oprócz stosowania kar Tajlandia stara się również innymi sposobami zlikwidować przemyt narkotyków, na przykład w 1998 r. powstał ogólnokrajowy program "Społeczeństwo wolne od narkotyków". Kara śmierci jest w Tajlandii zasądzana, ale wyroki zawsze wykonuje się w sposób humanitarny i zgodny z międzynarodowym prawem. Na karę śmierci nigdy nie skazuje się osób chorych psychicznie, kobiet ciężarnych ani oskarżonych w wieku poniżej 18. roku życia. Media nigdy na żywo nie transmitują egzekucji. Co więcej, tajlandzki parlament rozważa obecnie zmiany w kodeksie karnym - toczą się dyskusje na temat zaprzestania wykonywania egzekucji przez rozstrzelanie i zastąpienia jej zastrzykiem.
WUTHIYA SARAITHONG
ambasada Tajlandii w Warszawie
Powrót dorosłych
W skądinąd słusznym felietonie Tomasza Raczka "Powrót dorosłych" (nr 48) uderzyła mnie jedna rzecz. Otóż ludzie 35+ przedstawieni są w tekście jako intelektualiści, którzy słuchają dobrej muzyki, którzy chcą się dobrze ubierać, jeździć dobrym samochodem i jadać w dobrych knajpkach. Nie wiem, jakie były intencje autora, ale odniosłam wrażenie, że te osoby Tomasz Raczek stawia dużo wyżej niż grupę, do której dotychczas adresowane były programy. Ja mam co prawda zaledwie 17 lat, ale wydaje mi się, że jeśli mówimy o inteligencji czy gustach, to wiek tak naprawdę nie gra roli. Autor pisze między innymi o muzyce dla słuchaczy nieco bardziej wybrednych, którzy nie trawią hip hopu. Świetnie. Ale tak naprawdę mało kto wie, że młodzi fanatycy hip hopu (prawdziwi "znawcy", a nie ulegające bezmyślnie modzie dzieciaki) często sięgają na przykład do jazzu czy bluesa jako do korzeni ich muzyki. Podobnie ma się rzecz ze wspomnianą w felietonie MTV Classic. Choćby program Zbigniewa Hołdysa... Warto oglądać, bo można obcować z "prawdziwą" muzyką. I nie jest ważne, czy to rock, jazz, norweski metal symfoniczny czy hip hop.
W moim liceum 20-25 proc. osób wcale nie ma hamburgera zamiast mózgu i puszki coli zamiast serca; nie są konsumentami kultury obrazkowej. Ci ludzie czytają, słuchają ambitnej muzyki, chcą coś zdziałać w życiu. To oni za 10--15 lat będą stanowić tę elitę intelektualną, o której pisał Tomasz Raczek. Właściwie
10 czy 15 lat temu obecni trzydziestokilkulatkowie to też była "rozbrykana młódź", na której zapewne wszyscy wieszali psy. Prawdopodobnie nieco przesadzam, ale uważam, że nie należy sprowadzać ludzi, którzy mają po "naście" lat, do roli bezwolnych konsumentów reklam, którzy nie mają własnego zdania, ambicji, poczucia smaku, i warto o nas napisać czasem kilka cieplejszych słów.
MARTA KARAŚ
Autor artykułu "Patent na ziemniaki" (nr 48) napisał, że "pracownicy Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach zabawili się w sponsorów i ofiarowali sprzęt komputerowy gminie Wilków, a w wyniku interwencji NIK aparatura ta wróciła do instytutu.
Otóż w ramach programu badawczego na temat metod uprawy chmielu ograniczających skażenie środowiska instytut zakupił sygnalizator AVI-201 wraz z deszczomierzem i przyłączem komputerowym. Sprzęt ten o łącznej wartości 2400 zł został przekazany w użytkowanie gminie Wilków. Służy tamtejszym plantatorom chmielu do wykrywania chorób grzybowych. Wykorzystanie tej aparatury przynosi znaczące, wymierne efekty ekonomiczne i ekologiczne związane z ograniczeniem zużycia środków chemicznych o prawie 50 proc. Zintegrowana technologia uprawy chmielu z wykorzystaniem tej aparatury sygnalizacyjnej została wdrożona na obszarze 100 ha przez Nadwiślański Związek Plantatorów Chmielu, który ma swoją siedzibę w gminie Wilków. Czyż nie jest to przykładem badań naukowych wykorzystywanych w praktyce?
Nasz instytut od lat efektywnie współpracuje z plantatorami chmielu z gminy Wilków, w której jest największa w Polsce koncentracja upraw tej rośliny. Ani wójt, ani Urząd Gminy w Wilkowie nie wykorzystali bezpośrednio komputera podarowanego przez IUNG. Przekazany sprzęt miał służyć i służy rolnikom.
prof. dr hab. SEWERYN KUKUŁA
dyrektor IUNG
Puławy
Odpowiedź autora:
Informacja o tym, że IUNG w Puławach bezzasadnie przekazał aparaturę badawczą wójtowi gminy Wilków pochodziła z raportu Najwyższej Iz-by Kontroli (KNO/ENK-41008/201). W tym samym dokumencie można jeszcze natrafić na stwierdzenie, iż instytut wydał prawie 40 tys. zł na zakup sprzętu komputerowego niezgodnie z postanowieniami trzech umów zawartych z KBN. Jednocześnie pragnę sprecyzować, iż informacja o przeznaczaniu przez KBN na projekty badawcze kwot od 200 tys. zł do 4 mln zł dotyczyła wyłącznie programów celowych zamawianych przez organy administracji rządowej i samorządowej. Wyjaśniam także powstałą nieścisłość - trzy na dziesięć tysięcy wynalazków opatentowanych w Europie pochodzi z Polski.
Sławomir Sieradzki
Tanio, czyli drogo
Od piętnastu lat pracuję w branży budowlanej i jestem skazany na zdobywanie robót w przetargach publicznych. Chcę rozwijać i budować porządną i solidną firmę, nie cierpię prowizorek, bylejakości, bałaganu i tandety. Niestety, krótkowzroczność naszych ustawodawców źle wróży przedsiębiorcom myślącym tak jak ja. Angażowanie wykonawców usług - na przykład budowlanych - w zgodzie z ustawą o zamówieniach publicznych doprowadziło do tego, że niemal standardem stało się rozstrzyganie przetargu według kryterium najniższej ceny. Do czego to prowadzi? Wszystkie tanio wykonane inwestycje za nasze wspólne budżetowe pieniądze kosztują w sumie drożej, niż gdyby wykonały to firmy droższe i lepsze.
Przyszłość nie napawa optymizmem, nie ma warunków do rozwoju firm rzetelnych, do inwestowania w pracowników, do tworzenia nowych miejsc pracy, do rozwoju, a nie dewaluacji rzetelności kupieckiej. Za złe warunki BHP, brak ubrań roboczych czy zatrudnianie na czarno odpowiada tylko wykonawca, jeśli go oczywiście złapią. Więc jeden ryzykuje i jest tańszy, drugi nie - i jest droższy.
A co z inwestorem? Dlaczego jemu nie stawia się wymagań? Czemu nie ponosi odpowiedzialności za to, że "idąc na najniższą cenę", przymyka oczy na oczywiste nieprawidłowości u wykonawcy?
Inwestor nie sprawdza rzetelności oświadczeń wykonawcy i przedkładanych przez niego dokumentów, bo za oszustwa taniego wykonawcy inwestorowi nie grożą żadne konsekwencje. Tymczasem inwestor powinien odpowiadać razem z wykonawcą za cały proces inwestycyjny. Podobnie jak w wypadku złodzieja i pasera, kiedy jeden
i drugi jest karany, tak też inwestor powinien być karany za "paserstwo" kupowania oszustwa. Takie podejście zmuszające inwestora do wprowadzenia dodatkowych obwarowań dla firm startujących w przetargach i ich egzekwowania eliminowałoby
z rynku hochsztaplerów i oszustów, promując firmy z przyszłością, silne kadrowo i technologicznie.
ZBIGNIEW LASKOWSKI
Kurierzy białej śmierci
To prawda, że w Tajlandii przemyt narkotyków jest traktowany jak jedna z najpoważniejszych zbrodni ("Kurierzy białej śmierci", nr 45). Przestępców sądzi się zgodnie z prawem tajlandzkim. Oprócz stosowania kar Tajlandia stara się również innymi sposobami zlikwidować przemyt narkotyków, na przykład w 1998 r. powstał ogólnokrajowy program "Społeczeństwo wolne od narkotyków". Kara śmierci jest w Tajlandii zasądzana, ale wyroki zawsze wykonuje się w sposób humanitarny i zgodny z międzynarodowym prawem. Na karę śmierci nigdy nie skazuje się osób chorych psychicznie, kobiet ciężarnych ani oskarżonych w wieku poniżej 18. roku życia. Media nigdy na żywo nie transmitują egzekucji. Co więcej, tajlandzki parlament rozważa obecnie zmiany w kodeksie karnym - toczą się dyskusje na temat zaprzestania wykonywania egzekucji przez rozstrzelanie i zastąpienia jej zastrzykiem.
WUTHIYA SARAITHONG
ambasada Tajlandii w Warszawie
Powrót dorosłych
W skądinąd słusznym felietonie Tomasza Raczka "Powrót dorosłych" (nr 48) uderzyła mnie jedna rzecz. Otóż ludzie 35+ przedstawieni są w tekście jako intelektualiści, którzy słuchają dobrej muzyki, którzy chcą się dobrze ubierać, jeździć dobrym samochodem i jadać w dobrych knajpkach. Nie wiem, jakie były intencje autora, ale odniosłam wrażenie, że te osoby Tomasz Raczek stawia dużo wyżej niż grupę, do której dotychczas adresowane były programy. Ja mam co prawda zaledwie 17 lat, ale wydaje mi się, że jeśli mówimy o inteligencji czy gustach, to wiek tak naprawdę nie gra roli. Autor pisze między innymi o muzyce dla słuchaczy nieco bardziej wybrednych, którzy nie trawią hip hopu. Świetnie. Ale tak naprawdę mało kto wie, że młodzi fanatycy hip hopu (prawdziwi "znawcy", a nie ulegające bezmyślnie modzie dzieciaki) często sięgają na przykład do jazzu czy bluesa jako do korzeni ich muzyki. Podobnie ma się rzecz ze wspomnianą w felietonie MTV Classic. Choćby program Zbigniewa Hołdysa... Warto oglądać, bo można obcować z "prawdziwą" muzyką. I nie jest ważne, czy to rock, jazz, norweski metal symfoniczny czy hip hop.
W moim liceum 20-25 proc. osób wcale nie ma hamburgera zamiast mózgu i puszki coli zamiast serca; nie są konsumentami kultury obrazkowej. Ci ludzie czytają, słuchają ambitnej muzyki, chcą coś zdziałać w życiu. To oni za 10--15 lat będą stanowić tę elitę intelektualną, o której pisał Tomasz Raczek. Właściwie
10 czy 15 lat temu obecni trzydziestokilkulatkowie to też była "rozbrykana młódź", na której zapewne wszyscy wieszali psy. Prawdopodobnie nieco przesadzam, ale uważam, że nie należy sprowadzać ludzi, którzy mają po "naście" lat, do roli bezwolnych konsumentów reklam, którzy nie mają własnego zdania, ambicji, poczucia smaku, i warto o nas napisać czasem kilka cieplejszych słów.
MARTA KARAŚ
Więcej możesz przeczytać w 50/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.