Telefoniczni giganci zabiegają o względy klientów już zdobytych, a powinni zawalczyć o serca ludzi złotego wieku
Telefony komórkowe to obok szamponów do włosów i detergentów dla gospodyń domowych jeden z najczęściej ostatnio reklamowanych produktów. Telefony pozwalające nie tylko rozmawiać, ale i korespondować za pomocą wiadomości tekstowych (SMS), dokonywać operacji na kontach bankowych, korzystać z Internetu, a nawet robić i przesyłać zdjęcia. Na reklamach zwykle oglądamy młodych ludzi, którzy używają komórek przede wszystkim do zabawy. Czasem jeszcze widzimy biznesmenów, gdy z zaaferowanymi, ale pełnymi optymizmu minami załatwiają dzięki nim interesy. Prawie nigdy komórek nie prezentuje się w zestawieniu z ludźmi starszymi. Jakby były nie dla nich. Starsi chętnie to potwierdzają. Komórka? Nigdy! Nie wiem, jak to działa ani jak się z tym obchodzić - każdy z nas przynajmniej raz słyszał coś takiego z ust seniorów rodziny. I każdy z nas próbował przekonywać: babciu, przecież to wcale nie jest takie skomplikowane
Problem w tym, że jest! Za sprawą producentów, którzy faszerują swoje wyroby nowymi wynalazkami technicznymi (powiedzmy sobie szczerze - niepotrzebnymi), aparaty stają się coraz bardziej skomplikowane, a do ich poprawnego obsługiwania rzeczywiście potrzeba sprawnych, młodych dłoni z precyzyjnie poruszającymi się po miniaturowych klawiaturach palcami, doskonale ruchomymi stawami i sprężystymi ścięgnami. A u starszych z tym akurat jest kłopot.
Tymczasem uważam, że to właśnie seniorzy są prawdziwą szansą dla poszukujących nowych klientów producentów telefonów komórkowych, bo ci dawno już pozyskali ludzi w średnim wieku (teraz namawiają ich, by wymieniali ciągle sprawne komórki na nowe, wyposażone dodatkowo na przykład w aparaty fotograficzne). Mają w kieszeni młodzież, dla której każdy komórkowy gadżet albo choćby oryginalny dzwonek jest okazją do zaszpanowania na imprezie. Ostatnio zdobyli także dzieci, bo udało się przekonać dorosłych, czyli rodziców, że wręczając swoim maluchom komórki wraz z drugim śniadaniem do szkoły, uzyskają nad nimi kontrolę, a przynajmniej zawsze będą się mogli dowiedzieć, gdzie są i co się z nimi dzieje. Telefoniczni giganci prześcigają się teraz w zabieganiu o względy klientów już zdobytych, podczas gdy tak naprawdę powinni zawalczyć o serca ludzi złotego wieku i zaproponować im złote komórki.
Właśnie tak - specjalne telefony dla ludzi starszych: większe, z solidniejszymi obudowami, z mniejszą liczbą funkcji, z dobrze słyszalnymi zwykłymi dzwonkami (a nie melodyjkami, które u starszych zwykle wywołują panikę lub obrzydzenie), z przejrzystym menu, bez gadżetów i podwójnych funkcji przyporządkowanych klawiszom (chodzi o sytuacje, gdy naciśnięcie tego samego klawisza wywołuje inną reakcję w zależności od tego, czy jest to tylko krótkie przyciśnięcie, czy długie, z przytrzymaniem). Zauważyłem, że starsi zawsze naciskają klawisze mocno i przytrzymują, a potem z przerażeniem patrzą, jak telefon wykonuje niechcący uruchomione zadanie. Na argument, że komórki są za drogie dla liczących każdy grosz emerytów, odpowiem, że powinny one trafiać w ręce mam i ojców, babć i dziadków przede wszystkim jako prezenty od nas. Bo to my, młodsi, powinniśmy zadbać o kontakt z naszymi starszymi w każdych okolicznościach, tak jak my, starsi, dbamy już o kontakt z młodszymi (dziećmi), gdy wychodzą z domu do szkoły. Seniorzy nie chodzą do szkoły, ale chodzą po zakupy, do banku, na spacer, do lekarza i apteki. W każdej chwili na ulicy może im się przydarzyć coś nieprzewidzianego: zakręci się w głowie, śliski chodnik, nieoczekiwana duszność. Wtedy panika i szukanie pomocy. Taka złota komórka z wbitymi na stałe do jej pamięci numerami telefonów bliskich, radio taxi czy pogotowia może się okazać skuteczniejszą ochroną niż polisa ubezpieczeniowa.
Telefony komórkowe, zapewniające stałą łączność ze starszymi ludźmi, którzy z mniejszą pewnością siebie wychodzą z domu i mniej pewnie poruszają się po ulicach, to może być kolejna wielka cywilizacyjna misja nowoczesnej technologii. Aby tak się stało, muszą one być zaakceptowane przez ich przyszłych, starszych klientów. Czy to naprawdę niemożliwe? Z mojego doświadczenia wynika, że nie taki diabeł straszny, jak się go maluje. Moi najbliżsi seniorzy mają komórki i posługują się nimi tak, że aż serce rośnie (i bije spokojniej!). Czasem tylko narzekają, że klawisze takie malutkie, sygnały cichutkie, a na rozświetlającym się nagle ekranie pojawiają się niczym diabeł z pudełka nieoczekiwane napisy. Wtedy dzwonią do mnie i pytają, co trzeba robić, a ja nauczyłem się już instrukcji obsługi kilku komórkowych modeli i wciąż nie przestaję marzyć o prostych, złotych komórkach, które mógłbym im położyć pod choinkę.
[email protected]
Problem w tym, że jest! Za sprawą producentów, którzy faszerują swoje wyroby nowymi wynalazkami technicznymi (powiedzmy sobie szczerze - niepotrzebnymi), aparaty stają się coraz bardziej skomplikowane, a do ich poprawnego obsługiwania rzeczywiście potrzeba sprawnych, młodych dłoni z precyzyjnie poruszającymi się po miniaturowych klawiaturach palcami, doskonale ruchomymi stawami i sprężystymi ścięgnami. A u starszych z tym akurat jest kłopot.
Tymczasem uważam, że to właśnie seniorzy są prawdziwą szansą dla poszukujących nowych klientów producentów telefonów komórkowych, bo ci dawno już pozyskali ludzi w średnim wieku (teraz namawiają ich, by wymieniali ciągle sprawne komórki na nowe, wyposażone dodatkowo na przykład w aparaty fotograficzne). Mają w kieszeni młodzież, dla której każdy komórkowy gadżet albo choćby oryginalny dzwonek jest okazją do zaszpanowania na imprezie. Ostatnio zdobyli także dzieci, bo udało się przekonać dorosłych, czyli rodziców, że wręczając swoim maluchom komórki wraz z drugim śniadaniem do szkoły, uzyskają nad nimi kontrolę, a przynajmniej zawsze będą się mogli dowiedzieć, gdzie są i co się z nimi dzieje. Telefoniczni giganci prześcigają się teraz w zabieganiu o względy klientów już zdobytych, podczas gdy tak naprawdę powinni zawalczyć o serca ludzi złotego wieku i zaproponować im złote komórki.
Właśnie tak - specjalne telefony dla ludzi starszych: większe, z solidniejszymi obudowami, z mniejszą liczbą funkcji, z dobrze słyszalnymi zwykłymi dzwonkami (a nie melodyjkami, które u starszych zwykle wywołują panikę lub obrzydzenie), z przejrzystym menu, bez gadżetów i podwójnych funkcji przyporządkowanych klawiszom (chodzi o sytuacje, gdy naciśnięcie tego samego klawisza wywołuje inną reakcję w zależności od tego, czy jest to tylko krótkie przyciśnięcie, czy długie, z przytrzymaniem). Zauważyłem, że starsi zawsze naciskają klawisze mocno i przytrzymują, a potem z przerażeniem patrzą, jak telefon wykonuje niechcący uruchomione zadanie. Na argument, że komórki są za drogie dla liczących każdy grosz emerytów, odpowiem, że powinny one trafiać w ręce mam i ojców, babć i dziadków przede wszystkim jako prezenty od nas. Bo to my, młodsi, powinniśmy zadbać o kontakt z naszymi starszymi w każdych okolicznościach, tak jak my, starsi, dbamy już o kontakt z młodszymi (dziećmi), gdy wychodzą z domu do szkoły. Seniorzy nie chodzą do szkoły, ale chodzą po zakupy, do banku, na spacer, do lekarza i apteki. W każdej chwili na ulicy może im się przydarzyć coś nieprzewidzianego: zakręci się w głowie, śliski chodnik, nieoczekiwana duszność. Wtedy panika i szukanie pomocy. Taka złota komórka z wbitymi na stałe do jej pamięci numerami telefonów bliskich, radio taxi czy pogotowia może się okazać skuteczniejszą ochroną niż polisa ubezpieczeniowa.
Telefony komórkowe, zapewniające stałą łączność ze starszymi ludźmi, którzy z mniejszą pewnością siebie wychodzą z domu i mniej pewnie poruszają się po ulicach, to może być kolejna wielka cywilizacyjna misja nowoczesnej technologii. Aby tak się stało, muszą one być zaakceptowane przez ich przyszłych, starszych klientów. Czy to naprawdę niemożliwe? Z mojego doświadczenia wynika, że nie taki diabeł straszny, jak się go maluje. Moi najbliżsi seniorzy mają komórki i posługują się nimi tak, że aż serce rośnie (i bije spokojniej!). Czasem tylko narzekają, że klawisze takie malutkie, sygnały cichutkie, a na rozświetlającym się nagle ekranie pojawiają się niczym diabeł z pudełka nieoczekiwane napisy. Wtedy dzwonią do mnie i pytają, co trzeba robić, a ja nauczyłem się już instrukcji obsługi kilku komórkowych modeli i wciąż nie przestaję marzyć o prostych, złotych komórkach, które mógłbym im położyć pod choinkę.
[email protected]
Więcej możesz przeczytać w 50/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.