7 grudnia minęła kolejna rocznica japońskiego ataku na Pearl Harbor. Dziś wiadomo, że był on wynikiem misternego planu prezydenta Roosevelta. Prowokując uderzenie na Hawaje, udało się zdusić w amerykańskim społeczeństwie izolacjonistyczne nastroje. Rozumiem Sowietów, gdy protestowali przeciwko zachodniemu arsenałowi jądrowemu i tragedią Hiroszimy mydlili oczy światowej opinii publicznej. To był ich interes - sami po cichu szykowali własną bombę. A przecież ofiara Hiroszimy nie poszła na marne. Spowodowała szybkie zakończenie wojny. Pamięć o niej nie pozwoliła Stalinowi i jego następcom na zaatakowanie Zachodu środkami konwencjonalnymi. O tym jednak nie chce pamiętać tzw. postępowa młodzież wolnego świata. Kiedyś protestowała przeciw zachodnim zbrojeniom, nie pisnąwszy słowa o milionach ofiar sowieckiego gułagu. Dziś nie reaguje na faktyczną eksterminację narodu czeczeńskiego, ale z pianą na ustach protestuje przeciw prewencyjnemu atakowi na Saddama Husajna. Marszałek Piłsudski poważnie liczył się z możliwością prewencyjnego uderzenia na hitlerowskie Niemcy - ze wschodu i z zachodu. Niestety, Francja nie poparła tego pomysłu (nie zamierzała umierać za Gdańsk), a brytyjski premier Chamberlain wolał "przywieźć pokój" z Monachium. To, że wojna, która wybuchła niebawem, zakończyła się tak, jak się zakończyła, możemy zawdzięczać również obrońcom Pearl Harbor. W zeszłym roku nakręcono o nich w USA film. A właściwie dwa filmy. Pierwszą wersję mieliśmy okazję oglądać w naszych kinach, druga została przeznaczona do rozpowszechnienia w Azji. Złagodzono w niej stosunek Amerykanów do Japończyków (na przykład określenie "parszywe żółtki" zastąpiono "niedobrymi Japończykami"). W tej sytuacji zrozumiałe jest, że w Polsce mają powstać dwie filmowe wersje "Krzyżaków", każda nakręcona z punktu widzenia jednej ze stron konfliktu. Sądzę nawet, że przydałaby się jeszcze trzecia wersja, prezentująca rację Litwy i słynnych pułków smoleńskich. Tu stosowna anegdotka. Do ZBoWid-u przychodzi gość z prośbą o wpisanie go w poczet członków. "Gdzie i kiedy pan walczył?" - pyta urzędnik. "W 1410 r. pod Grunwaldem" - pada odpowiedź. "A ma pan jakieś dokumenty?" - "Dokumenty?" - wzrusza ramionami petent. - "Panie! Ile to czasu upłynęło... Zabory, wojny, powstania... Spaliło się wszystko. Zaginęło!" - "Ciekawe" - cedzi urzędnik ZBoWid-u. - "A Krzyżacy przychodzą i wszystkie papiery mają w porządku!".
Więcej możesz przeczytać w 50/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.