Ranking polityków: Rywin szkodzi Millerowi i Kwaśniewskiemu
Polska scena polityczna od dawna przypomina operę, w której protagoniści śpiewają na wiele głosów: "Robimy coś, robimy coś". Śpiewają to, stojąc w miejscu. Śpiewają też: "Walczymy z korupcją, walczymy z korupcją". I na śpiewaniu się kończy. Przeciętny wyborca ma już tego dość. Na razie najwięcej traci na tym SLD, bo jest partią rządzącą. Kiedy
80 proc. społeczeństwa jest przekonane, że polscy politycy są skorumpowani (upewniają ich w tym transmisje z przesłuchań przed komisją śledczą), ich złość uderza przede wszystkim w rządzących. Im dłużej będą trwały przesłuchania, tym bardziej prawdopodobna staje się w Sejmie koalicja wszystkich przeciwko SLD. Powstanie takiej koalicji oznacza jednak przyspieszone wybory parlamentarne.
Porażeni Rywinem
Doświadczenia III RP pokazują, że nowe wybory według proporcjonalnej ordynacji niczego w Polsce nie poprawią. Szok, jakim było ujawnienie skali korupcji aparatu państwowego we Włoszech, zaowocował wprowadzeniem tam ordynacji większościowej. Słusznie uznano, że jest to podstawowy warunek oczyszczenia klasy politycznej z mafijnych i korupcyjnych powiązań. W Polsce zmiana ordynacji będzie znacznie trudniejsza, bo przewidujący politycy zapis o proporcjonalnej ordynacji wyborczej wprowadzili do konstytucji. Skutkiem tego jest z jednej strony gnicie demokracji, a z drugiej - tuczenie się polityków mogących bez przeszkód uprawiać polityczny kapitalizm. Politycy musieliby więc wystąpić przeciwko samym sobie. Na szczęście, mogą zostać do tego zmuszeni: albo wskutek siły rażenia afery Rywina, albo w odruchu samozachowawczym.
Na razie mamy kilkuprocentowe przepływy elektoratu między partiami, co nie jest żadnym przeoraniem sceny politycznej. Nie byłaby nim nawet całkowita utrata poparcia przez partię rządzącą, prowadząca do jej rozpadu, tak jak to się stało z AWS. Trzynaście lat III RP przyzwyczaiło nas nie tylko do bezruchu politycznej opery, lecz także do obrotowej sceny politycznej. Wprawdzie zmieniają się na niej partie i część aktorów, ale nie zmienia się podział zajęć pomiędzy aktualną opozycją a aktualną władzą. Politycy opozycyjni demonstracyjnie solidaryzują się z biednymi, słabymi i pokrzywdzonymi czy raczej - ze wszystkimi, którzy się za takich uważają. Politycy rządzący tłumaczą natomiast, że na razie stan budżetu nie pozwala na spełnienie wyborczych obietnic. Zmiana miejsca na scenie politycznej pociąga za sobą tylko zmianę retoryki. Ten mechanizm zniechęca większość Polaków do udziału w wyborach. I zapewne dlatego na pytanie, czy w związku z aferą Rywina należy rozwiązać parlament, 52,2 proc. respondentów odpowiada przecząco (według badań Pentora na zlecenie "Wprost"). Jeśli jednak obywatele zrozumieją, o ile większą władzę i kontrolę nad politykami daje im ordynacja większościowa, mogą naciskać na jak najszybsze wybory i zmianę ordynacji. Dawno zrozumieli to Amerykanie i Brytyjczycy, a sześć lat temu Włosi.
Straty prezydenta i premiera
Afera Rywina na razie najbardziej szkodzi premierowi i prezydentowi, ale także SLD. A przecież to dopiero początek sprawy i wielu wyborców skłonnych jest jeszcze wierzyć w to, że Rywin to mitoman i wariat, który wyrwał się z propozycją łapówki wyłącznie z własnej inicjatywy. Każdy dzień przesłuchań przed sejmową komisją dowodzi jednak, że wersja ta staje się trudna do obrony. Polacy coraz mniej wierzą w to, że afera Rywina to pojedynczy wybryk, a coraz bardziej są przekonani, że to powszechny styl uprawiania polityki: przy pomocy przekupstwa, kłamstwa, kolesiostwa i załatwiactwa. Wreszcie Polacy dostrzegli też, że w podobnym stylu uprawia politykę Samoobrona. To jedyna oprócz SLD partia, której notowania spadły - ludzie mają po prostu dosyć hipokrytów, którzy krzyczą "łap złodzieja", a sami mają nieczyste sumienie. Paradoksalnie, afera Rywina może się skończyć klęską Samoobrony, chociaż jej członkowie są daleko od tzw. towarzystwa, w którym obracał się Rywin. Samoobrona nie jest żadnym głosem ludu. Nie reprezentuje też elektoratu antyeuropejskiego, bo w sprawach integracji zachowuje się co najmniej dwuznacznie (co może być przyczyną dużego spadku poparcia dla samego Andrzeja Leppera). Dlatego radykałowie wolą już popierać Ligę Polskich Rodzin. Trwające właśnie blokady dróg ani nie poprawiły sytuacji Samoobrony, ani nie zaszkodziły PSL. Po prostu stały się politycznie obojętne.
Gdy premier i prezydent tracą na aferze Rywina, zyskują ci politycy SLD, którzy nie są w ogóle identyfikowani z aparatem tej partii czy z bieżącymi rozgrywkami: Jerzy Hausner, Włodzimierz Cimoszewicz, Marek Borowski. Nie oznacza to jednak wcale, że będą to nowi liderzy SLD. Po prostu zyskują na zasadzie kontrastu.
Sukces braci Kaczyńskich
Afera Rywina z politycznego niebytu wyciągnęła Jana Marię Rokitę (PO), a do pierwszej politycznej ligi awansowała Zbigniewa Ziobrę (PiS). Prawdziwymi beneficjantami afery są jednak Lech i Jarosław Kaczyńscy. Prezydentura w Warszawie nie odebrała popularności Lechowi Kaczyńskiemu, a prezesura PiS pomogła Jarosławowi Kaczyńskiemu. Taśmy Michnika i publiczne przesłuchania są wręcz wymarzonym prezentem dla braci Kaczyńskich - polityków, który już ponad 10 lat temu osią swojej strategii uczynili przekonywanie wyborców, że Polską rządzi zza pleców partyjnych liderów układ rodem z PRL, posługujący się współpracownikami byłych służb specjalnych, głównie WSI. Afera Rywina jest szczególnie na rękę Lechowi Kaczyńskiemu: pokazuje trafność jego strategii walki z korupcją i przestępczością, co niektórzy odbierali wcześniej jako swego rodzaju obsesję. Choć Lech Kaczyński jest obecnie nie zagrożonym liderem prawicy, to jako przywódca ma zbyt małe zaplecze (18 proc. poparcia dla PiS nie wystarczy). Na razie ani PiS, ani pozostałe partie prawicy nie są gotowe do stworzenia silnej przeciwwagi dla SLD, chociaż byłoby to łatwiejsze niż kiedykolwiek. Prawica traci więc okazję pełnego zdyskontowania spadku zaufania do SLD.
Polska włoska choroba
Ranking prezydencki potwierdza, że afera Rywina może przeorać polską scenę polityczną. Ogromny skok notowań Jolanty Kwaśniewskiej dowodzi zmęczenia wszystkimi politykami. Tyle że to tylko demonstracja. Kiedy dojdzie do kampanii wyborczej, bardzo szybko się okaże, że Kwaśniewska nie jest i nie będzie politykiem. A w kampanii wyborczej nie można mówić wyłącznie o rodzinie, zwierzętach, pomocy charytatywnej czy miłości. Polacy nie są aż tak politycznie naiwni, żeby sobie fundować prezydenta maskotkę. Najważniejszy wniosek z analizy prezydenckiego rankingu płynie dla Leszka Millera. Praktycznie nie ma on szans w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego. Okazuje się też, co jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia, że lewicy brakuje przywódców. Stosunkowo wysokie notowania pozbawionego charyzmy Borowskiego to raczej przejaw zagubienia lewicowego wyborcy niż wskazanie polityka zdolnego nawiązać walkę z niemal pewnym już kandydatem prawicy, Lechem Kaczyńskim. Nie należy jednak z tego wyciągać zbyt daleko idących wniosków co do szans lewicy na kolejną kadencję w pałacu przy Krakowskim Przedmieściu. SLD wciąż nie zdecydował się na wytypowanie kandydata, wokół którego może zacząć konsolidować swój elektorat. A ma na to coraz mniej czasu.
Można by sądzić, że trzynaście lat to za mało, żeby polska scena polityczna była postrzegana jako równie zdegenerowana jak włoska po latach pięćdziesięciu, co doprowadziło nie tylko do zmiany ordynacji, ale też wymiany elit, i to aż w 90 proc. Jednak polska scena polityczna była chora już w momencie powstania. Była więźniem historycznych kompromisów i parytetów, a także politycznej naiwności PRL-owskich opozycjonistów. W gruncie rzeczy nie różnimy się zbytnio od Włoch z roku 1996. Im szybciej zaordynujemy sobie kurację, a właściwie deratyzację, tym lepiej.
Więcej możesz przeczytać w 9/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.