Bliżej Iraku jest stąd już tylko New York
Hello, Sir. Dzin dobry. Did you bring kaszanka? ("Czy przywiózł pan kaszankę?") - pyta mnie z szerokim uśmiechem oficer przy wjeździe do prowizorycznej bazy Virginia, założonej przez amerykańskich żołnierzy na kuwejckiej pustyni, kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Irakiem. - Nie? Nic nie szkodzi. Welcome! Jest mi bardzo miło przywitać w naszej bazie reportera z Polski. Dziękujemy wam za wasze poparcie dla Ameryki. Jesteście porządnym sojusznikiem - mówi.
Pośrodku niczego
Bliżej Iraku jest już tylko New York. Nazwy nadane przez Amerykanów ich pustynnym bazom, w których gromadzą wojska przed ewentualnym atakiem na reżim Husajna, nieodparcie kojarzą się z zamachami terrorystycznymi na Nowy Jork i Waszyngton. Waszyngtońska siedziba Pentagonu, w której 11 września zginęło 200 osób, mieści się w stanie Wirginia. Benjamin Gardner, młody kapitan dowodzący batalionem inżynieryjnym ("Możemy zbudować wszystko: drogi, mosty"), tłumaczy, że chodzi raczej o pamięć niż zemstę. Nawet nazwy baz mają wątpiącym dawać jasno do zrozumienia, że operacja przeciwko Irakowi to część wojny z terrorem. - Jesteśmy dokładnie tu, gdzie powinniśmy być. We właściwym miejscu i czasie - twierdzi Gardner.
Jeszcze kilka tygodni temu w miejscu, o którym Amerykanie mówią "in the middle of nowhere" ("pośrodku niczego"), było tylko kilkuset żołnierzy. Teraz w Virginii przebywa ich ponad 3 tys., a na początku marca ta liczba powinna się podwoić. Gdyby nie betonowe schrony, masa wojskowych pojazdów i satelitarne talerze wycelowane w niebo, obóz sprawiałby wrażenie sporego namiotowego miasteczka. Większość żołnierzy przyjechała tu z jednostek stacjonujących w Niemczech i Stanach Zjednoczonych. W sumie w Kuwejcie jest już stutysięczna amerykańska armia. Widać gołym okiem, że zgromadzenie w takim tempie tak licznych wojsk wymagało nie lada wysiłku nawet od światowego hipermocarstwa. Większość żołnierzy nie ma nawet mundurów do walki w warunkach pustynnych - wyraźnie dominują zielono-brązowe panterki. Część pojazdów ma wymalowane napisy "KFOR", znak, że przywieziono je tu wprost z misji w Kosowie.
W Virginii nigdy nie będzie tak jak w regularnej bazie - to tylko tymczasowy obóz, z którego jednostki mają się podczas operacji przemieszczać dalej. Warunki są spartańskie. Żołnierze nocują w nie ogrzewanych namiotach. - W dzień jest jak w Kalifornii, ale w nocy temperatura zbliża się do takiej, jaką mieliśmy w Niemczech, tyle że nie ma śniegu - żartuje porucznik Chad Elliot, łącznościowiec, w obozie od trzech tygodni. Żołnierze kapitana Gardnera narzekają, że codziennie trzeba dokładnie czyścić sprzęt - pustynny piasek wdziera się wszędzie i może łatwo unieruchomić pojazdy i urządzenia. Po tym jak miejscowy ekstremista zastrzelił w styczniu Amerykanina, skończyły się wyprawy żołnierzy na zakupy do miasta, organizowane czasem przez tzw. departament moralnej odnowy i rozrywki. Do obozowego sklepiku na naczepie ciężarówki, w którym można kupić słodycze czy przybory do golenia, trzeba stać w długiej kolejce nawet dwie godziny. Dopiero ostatnio uruchomiono pralnię, a wczoraj dużą kuchnię, ale na lunch żołnierze nadal dostają szczelnie zapakowane indywidualne porcje, które można podgrzać, wywołując reakcję chemiczną, jaka zachodzi po dolaniu wody. W jednostce łączności pałaszujemy je na masce jeepa. Baza US Army to chyba jedyne miejsce w Kuwejcie, gdzie można zjeść wieprzowinę, nie akceptowaną przez miejscowych ze względów religijnych. Polową ucztę przerywa spotkanie braci, którzy nie widzieli się od dwóch lat. Jeden stacjonował w Niemczech, drugi w USA. Proszą, żeby zrobić im wspólne zdjęcie. Żartujemy, że dla nich wojna z Irakiem też będzie "family business", podobnie jak dla prezydenta George'a W. Busha, któremu przyjdzie dokończyć dzieło ojca.
Nie jesteśmy zabijakami
Mimo surowych warunków nie ma mowy o chaosie ani bałaganie. Trwają intensywne przygotowania do udziału w operacji. Rozkaz może paść w każdej chwili. Właśnie odbywają się ćwiczenia, podczas których żołnierze oswajają się z kombinezonami chroniącymi przed atakiem chemicznym i biologicznym. Łącznościowcy testują swoje urządzenia. Nikt nie rozstaje się ani na chwilę z bronią i maską przeciwgazową. - Jesteśmy w miejscu idealnym do przygotowań, żołnierze są pełni energii i entuzjazmu. Wszystko gra i nie mam tu nic do roboty. Mogę spokojnie popijać dietetyczną pepsi - unosi puszkę w dłoni pułkownik Moore, dowódca łącznościowców.
- Jesteśmy w tej chwili najlepiej wytrenowanym batalionem artylerii na świecie. Pokaż mi drugą jednostkę, która od pięciu miesięcy jest na pustyni w warunkach pełnej gotowości i przećwiczyła już wszelkie możliwe warianty działań - zapewnia buńczucznie Kenneth D. Gantt, dowódca 1. Batalionu w 9. Regimencie Artylerii Polowej 3. Zmechanizowanej Dywizji Piechoty. - Nie jesteśmy jednak żadnymi zabijakami - tłumaczy potężny Gantt. - Wstąpiłem do armii, której zadaniem jest odstraszanie potencjalnych wrogów dzięki sile i gotowości, a nie napadanie na innych. Mam nadzieję, że nasza obecność wywrze wystarczającą presję na Saddama, by się rozbroił. Jeżeli nie, to gdy rozkaże prezydent Bush, użyjemy siły.
Najgroźniejsze pierwsze dwie doby
"Dobrzy chłopcy" - jak mówi o swoich ludziach Gantt - nie lekceważą jednak sił irackich. Po drugiej stronie granicy jest w końcu 600 tys. żołnierzy przeciwnika. Jednostka medyczna kapitan Pameli Roof spodziewa się przede wszystkim napływu rannych i poszkodowanych Irakijczyków. Dla Amerykanów największym zagrożeniem mają być środki chemiczne i biologiczne. Rozmowę w namiocie szpitalnym przerywa nadejście majora, który przyszedł się zaszczepić przeciw wąglikowi.
Szczepienia są również prowadzone w ambasadzie USA na przedmieściach Kuwejtu, która wygląda na warowny obóz, schowany za wysokim murem, z betonowymi zaporami i licznymi wieżyczkami wartowników. Podczas mojego spotkania z amerykańskim dyplomatą we wnętrzu gmachu nagle rozlega się próbny alarm, sygnalizujący zagrożenie chemiczne lub biologiczne. Dyplomata mówi, że w takiej sytuacji powinien się położyć pod biurkiem i założyć maskę przeciwgazową. Po spotkaniu ma wyznaczone szczepienie przeciwko ospie, a jego rodzina - podobnie jak krewni innych dyplomatów - została ewakuowana do kraju. - To najlepszy dowód na to, jak poważnie traktujemy zagrożenie ze strony reżimu Husajna. Gdy dojdzie do wojny, najtrudniejsze będą pierwsze dwie doby. Zanim nasze lotnictwo i rakiety zrobią swoje, zagrożenie ze strony irackich pocisków średniego zasięgu oraz artylerii będzie bardzo realne - mówi amerykański dyplomata. - Zwłaszcza jeśli Husajn zdecyduje się na użycie broni masowego rażenia. Niektórzy europejscy sojusznicy USA nie podzielają naszych obaw i czasami zachowują się tak, jakby niczego nie zrozumieli po 11 września. Czy naprawdę coś podobnego musi się zdarzyć w Europie, żeby się obudzili?
Juliusz Urbanowicz
Cienie z Formozy Nasi komandosi mogą ugodzić Saddama pierwsi Polscy komandosi z elitarnej jednostki Marynarki Wojennej Formoza niebawem mogą się znaleźć na pierwszej linii frontu wojny z irackim reżimem. W ubiegłym tygodniu brytyjski dziennik "The Independent" ujawnił, że po Oceanie Indyjskim pływają trzy olbrzymie frachtowce, na których Saddam Husajn mógł ukryć broń masowego rażenia. Obserwowane przez amerykański i brytyjski wywiad statki nie odpowiadają na apele radiowe, nie utrzymują z nikim łączności i wbrew prawu morskiemu nie podają informacji o swoim porcie przeznaczenia i ładunku. "The Independent" pisze, że Waszyngton i Londyn czekają na odpowiedni moment, aby zająć frachtowce i pokazać światu dowody na "rażące łamanie" przez Irak rezolucji rozbrojeniowych ONZ. "To właśnie może być ta dymiąca spluwa, która przekona Radę Bezpieczeństwa do przyjęcia rezolucji sankcjonującej atak na Irak" - pisze dziennik. W ewentualnej operacji przejęcia statków wezmą zapewne udział polscy komandosi. Formoza to grupa płetwonurków wyszkolonych do tego typu zadań. W kwietniu ubiegłego roku Ministerstwo Obrony poinformowało, że około 20 komandosów wysłano w rejon Zatoki Perskiej. Nieoficjalnie mówiono wówczas, że żołnierze Formozy przebywają w amerykańskiej bazie Doha w Kuwejcie. Dziś mówi się, że komandosi znajdują się na polskim okręcie wsparcia logistycznego "Kontradmirał Xawery Czernicki" i tam przygotowują się do operacji przejęcia irackich statków widm. Agata Jabłońska |
Więcej możesz przeczytać w 9/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.