"Polacy, ci Francuzi północy" (Francois Rene de Chateaubriand)
Cenię sobie francuską wrażliwość na dobre wychowanie. Nadsekwańska kultura była zawsze dla Polaków ważnym punktem odniesienia, dotyczyło to nie tylko kultury artystycznej, ale także kultury życia codziennego, czyli - mówiąc po prostu - norm dobrego wychowania. Sądzę, że także do tych norm wywodzących się z nadsekwańskiego wzorca odwoływano się w moim rodzinnym domu, gdy mnie napominano, bym - nawet będąc niegrzecznie zaczepiony - nie odpowiadał pięknym za nadobne. Będę się trzymał rodzicielskiego napomnienia.
Zeszłotygodniowy problem relacji Francji "z resztą świata" nie zamyka się w formach grzecznościowych. Dotyczy on kwestii znacznie głębszych: wizji Europy i jej relacji z Ameryką, a także modelu dochodzenia do wspólnych stanowisk. Niestety, zanim dopracowaliśmy się ściślejszej unijnej wizji wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, wychodzącej poza wishful thinking, stanęliśmy przed poważnymi dylematami i wyzwaniami związanymi z meritum tejże polityki. Wbrew niektórym analitykom sądzę, że brukselsko-paryski incydent może się przyczynić raczej do przyspieszenia niż spowolnienia prac nad mechanizmami WPZiB.
Warto wszakże zwrócić uwagę na dwa, a może nawet trzy aspekty incydentu. Przede wszystkim, wiele sygnałów dochodzących do nas także znad Sekwany świadczy o tym, że stanowisko prezydenta V Republiki, a zwłaszcza forma jego wystąpienia, nie wzbudziły entuzjazmu jego rodaków. Poza jednoznacznymi głosami prasowymi wskazującymi na rosnący dystans wobec wypowiedzi prezydenckiej myślę choćby o przygotowanej przez paryską Fundację Schumana (siostrzaną wobec Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana) publikacji "Pour l'Europe reunie", której celem jest nie tylko wskazanie na moralny i historyczny obowiązek Francuzów wsparcia procesu rozszerzeniowego. Francuscy odbiorcy dowiadują się z niej o "fałszywych obawach", o "pozytywnym bilansie", wreszcie o nazbyt "skomplikowanym procesie", który został wymyślony, by urzeczywistnić tak prostą i oczywistą ideę odzyskania niezbędnego poczucia europejskiej wspólnoty. "Polski" rozdział publikacji pokazuje naszą dramatyczną historię, w której nie zawsze dane nam było zaznać europejskiej (i francuskiej) solidarności, i kończy się przyznaniem, że: "Cała Polska zmobilizowała się w dziele zjednoczenia z Europą (...) Powinniśmy stanąć na wysokości jej nadziei. To obowiązek piętnastki". Czyją więc opinię wyraził prezydent Francji? Zapewne nie całej Francji.
Drugi aspekt dotyczy zlekceważenia przez Francję formuły współpracy weimarskiej. Gdyby trójkąt weimarski działał, o ile łatwiej byłoby uzgodnić stanowiska nie tylko Francji, Niemiec i Polski, ale także 25 lub nawet 27 przyszłych członków UE! Uniknęlibyśmy wielu nieporozumień - wychodząc od idei trójkąta, moglibyśmy sprawniej prowadzić ogólnoeuropejski dialog w kwestiach wewnętrznych rozszerzającej się unii, dotyczących m.in. wspólnego stanowiska wobec współpracy z USA i zagrożeń typu irackiego. Trójkąt wymaga oczywiście partnerskiego traktowania Polski (zgodnie ze sposobem myślenia zaprezentowanym we wspomnianej publikacji Fundacji Schumana) i jest jeszcze do uratowania.
Wreszcie, także sceptycy powinni rozważyć, czy nie lepiej się znaleźć raczej w sytuacji Wielkiej Brytanii lub Hiszpanii (którym prezydent Chirac nie wypomniał wspólnie z nami podpisanego listu) niż w sytuacji Rumunii lub Bułgarii (którym otwarcie zagroził, że skazują się na francuskie "niet"). Podobno członkom rodziny wolno więcej. Nie jest to formuła uprzejma wobec nowo przybyłych, ale wyraża ona pewną obiektywną prawdę o tym, że łatwiej zachować prawdziwą suwerenność wewnątrz klubu niż poza jego granicami.
Na marginesie: może Francuzi częściej powinni czytać swojego
Chateaubrianda?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.