W latach dwudziestych minionego wieku Władysław Kowalski stworzył na Dalekim Wschodzie małą Rzeczpospolitą
W 1898 r. władze carskie rozpoczęły budowę kolei wschodniochińskiej - ostatniego odcinka drogi żelaznej biegnącej przez całą Syberię. Ze względów technicznych linia kolejowa przebiegała przez eksterytorialny korytarz położony w należącej do Chin Mandżurii. Wśród tysięcy mieszkańców imperium rosyjskiego, którzy znaleźli pracę przy budowie kolei wschodniochińskiej, był pochodzący z Podola Władysław Kowalski. Dwadzieścia lat później nazwano go "polskim królem Mandżurii", a powierzchnia lasów, które jego firma dzierżawiła od chińskich władz, była równa połowie obszaru dzisiejszego województwa śląskiego.
Człowiek z drewna
W końcu XIX wieku Polacy trafiali na Daleki Wschód nie tylko jako polityczni zesłańcy. Próbując zachęcić ludzi do pracy w ekstremalnie trudnych warunkach, władze carskie oferowały spore pensje i możliwość otrzymania ziemi na własność. Kowalski, który przed przyjazdem do Mandżurii pracował przy budowie kolei ussuryjskiej (łączącej Władywostok z Chabarowskiem), szybko się zorientował, że najwięcej zarabiają dostawcy drewna. Dlatego zaangażował się w wycinkę mandżurskiego lasu. Zdobyte w ten sposób pieniądze zainwestował w rozwój własnej firmy. Z czasem zarejestrował swoje prawa w urzędzie chińskim i otrzymał pierwszą oficjalną koncesję. Szybko też stał się jednym z głównych dostawców drewna nie tylko dla rozwijającej się prężnie magistrali, ale i dla przedsiębiorców budowlanych.
Firma Kowalskiego rozwijała się w latach I wojny światowej, nie zaszkodziły jej też dwie rosyjskie rewolucje. W 1920 r. rząd chiński, wykorzystując słabość reżimu bolszewickiego, zniósł eksterytorialność korytarza kolei wschodniochińskiej. Wprawdzie w 1924 r. Moskwa doprowadziła do ustanowienia wspólnego chińsko-sowieckiego zarządu magistrali, ale kolej nadal potrzebowała drewna, a Kowalski oferował najlepszy towar za najniższą cenę. Było to możliwe dzięki perfekcyjnej organizacji, jaką wprowadził w dzierżawionych majątkach leśnych o powierzchni ponad 6 tys. km2. Jej podstawę stanowiła dobrze rozwinięta wewnętrzna sieć transportowa. Miejsca wyrębu oraz tartaki połączono zbudowanymi przez Kowalskiego liniami kolejowymi o długości prawie 200 km (w tym 7 km kolei linowej) oraz 250 km dróg gruntowych.
Dalekowschodnia Rzeczpospolita
Do 1923 r. przedsiębiorstwo Kowalskiego zainwestowało w Mandżurii ponad 10 mln dolarów, gigantyczną jak na lokalne warunki sumę. Zbudowano za to nie tylko nowoczesne tartaki i infrastrukturę komunikacyjną, ale także warsztaty, elektrownie oraz liczne budynki biurowe i mieszkalne. Na sześciu obszarach koncesyjnych powstało małe państewko, w którym w czasach największego rozwoju pracowało ponad 8 tys. osób, wśród nich wielu Polaków. Stolicą królestwa Kowalskiego została osada o swojskiej nazwie Jabłoń, gdzie działały szpital, szkoła, a nawet biblioteka, do której trafiały prasa i książki z odległej ojczyzny, a także wydawnictwa mandżurskiej Polonii, prężnie działającej w Harbinie, głównym ośrodku na obszarze dawnego korytarza kolei wschodniochińskiej. W tym mieście Kowalski założył w 1925 r. nowoczesną wytwórnię sklejki. Przez lata był to jedyny tego typu zakład przemysłowy w Chinach. Forniry od Kowalskiego "we wszystkich gatunkach i rozmiarach" były sprzedawane nie tylko na rynku chińskim. Eksportowano je do Japonii, Australii, a nawet do Kanady oraz Ameryki Południowej.
Kiedy w 1907 r. w Harbinie powstało stowarzyszenie Gospoda Polska, Kowalski został jego sponsorem. Wspierał też działalność dwóch polskich parafii katolickich, a kościół należący do powołanej w 1924 r. parafii św. Jozafata wybudowano z drewna pochodzącego z jego tartaków.
Przez wiele lat Kowalski doskonale sobie radził z chińską biurokracją oraz lokalnymi gangami. Konstanty Symonolewicz, polski konsul w Harbinie, wspominał, że Kowalski płacił "oprócz cła od każdego zrąbanego drzewa stały haracz wojsku za obronę od chunchuzów [rozbójników], chunchuzom, żeby nie palili materiału, głównemu zarządowi policji za to, że koncesje znajdują się w obrębie jego obwodu, każdemu komisarzowi na linii i każdemu naczelnikowi powiatu, do którego należą koncesje, za to samo". Zdarzało się, że już po wniesieniu do chińskiego biura leśnego opłat za grunty koncesyjne zjawiali się ich rzekomi wcześniejsi właściciele i żądali powtórnych opłat.
Przymusowi wspólnicy
Coraz większa korupcja oraz wybuch w 1929 r. wielkiego kryzysu, który osłabił finansowo przedsiębiorstwo, skłoniły Kowalskiego do desperackiego kroku. Dopuścił do spółki kilku chińskich urzędników i scedował na nich połowę majątku koncesyjnego, licząc na to, że zapewnią mu bezpieczeństwo. Szybko jednak okazało się, że zachłanność i rabunkowa polityka nowych wspólników tylko pogorszyły sytuację firmy, która w 1930 r. znalazła się na skraju bankructwa. Kowalski szukał sposobów na ratowanie dzieła swego życia, ale jego wysiłki przekreśliły dramatyczne wydarzenia polityczne. We wrześniu 1931 r. do Mandżurii wkroczyły wojska japońskie. Region, a wraz z nim podupadłe królestwo Kowalskiego, został oderwany od Chin. W marcu 1932 r. proklamowano powstanie wasalnego względem Japonii państewka Mandżukuo.
W tym czasie James Douglas, Polak o szkockich korzeniach, współpracownik Józefa Piłsudskiego z czasów działalności w PPS, konsul RP w Harbinie, pisał w jednym z raportów, że interesy Władysława Kowalskiego "do niedawna były w tak opłakanym stanie, że chwilami faktycznie nie miał na obiad". Przejściowa poprawa nastąpiła dzięki nowemu wspólnikowi, japońskiemu przedsiębiorcy Sigeziemu Kondo, z którym Kowalski związał się we wrześniu 1932 r. Miał on dzierżawić od Polaka jego największą koncesję w Jabłoni, a w zamian zobowiązał się wypłacać odpowiednią tenutę (rodzaj prowizji). Kondo początkowo wywiązywał się z umowy, a Kowalski, licząc na odbudowę firmy, zaczął wypłacać robotnikom zaległe należności. Zachęcony współpracą z Kondo postanowił też wydzierżawić innym obywatelom japońskim kolejną koncesję. Wspierający go konsul Douglas liczył na to, że takie posunięcia przywrócą dawną pozycję polskiego przedsiębiorcy na mandżurskim rynku. Okazało się to złudzeniem, gdyż Kondo szybko przestał wypłacać Kowalskiemu należne pieniądze.
Kres imperium
Katastrofa nastąpiła w 1936 r., kiedy koncesje Kowalskiego zostały unieważnione. Ambasada RP w Tokio próbowała skłonić władze japońskie do cofnięcia decyzji, ale niczego nie osiągnięto. Drewno stanowiło dla Japonii zbyt cenny surowiec, aby kupować je od cudzoziemców. Kowalski jeszcze przez kilka lat walczył o swoje prawa, domagając się zaległych pieniędzy. Kondo ignorował wierzyciela, wykorzystując uprzywilejowaną pozycję, jaką w Mandżukuo cieszyli się Japończycy. Po ataku na Polskę w 1939 r. oświadczył, że zwróci pieniądze dopiero po zakończeniu wojny.
Zrujnowany Kowalski, doprowadzony do stanu skrajnego wyczerpania nerwowego, zmarł w 1940 r. w Harbinie na zawał serca. Pozostawił żonę oraz dwie córki, które wyemigrowały do USA. Jedna z nich, Ariadna Kowalska, żyje w Arizonie. Sigezi Kondo korzystał z resztek imperium Kowalskiego jeszcze przez kilka lat. Dobrze urządzone przedsiębiorstwo w Jabłoni, zasilane rządowymi zamówieniami, znów przynosiło zyski. Fortuna przepadła w sierpniu 1945 r. po wkroczeniu do Mandżurii Armii Czerwonej.
Jarosław Neja
Na końcu świata Polacy, którzy przybyli na przełomie XIX i XX wieku do Mandżurii, stworzyli tam zwartą społeczność. Ich stolicą był Harbin, gdzie działały dwie polskie parafie katolickie (założone w 1909 r. i 1924 r.), stowarzyszenie świeckie Gospoda Polska (działające od 1907 r.) i koedukacyjne gimnazjum (od 1915 r.). W okresie największego rozwoju wychodźstwa w latach 1917-1920 w samym Harbinie mieszkało około 10 tys. Polaków. Do wybuchu rewolucji należeli oni do najzamożniejszych mieszkańców regionu. W okresie międzywojennym, kiedy Mandżuria przestała się rozwijać gospodarczo, Polacy zaczęli wracać do kraju. W 1938 r. pozostało ich tam zaledwie 1,5 tys. W akcji repatriacyjnej zorganizowanej w 1949 r. przez polskie władze wróciło do ojczyzny 784 mandżuraków. Pozostali przybyli do Polski w kilku następnych latach bądź wyemigrowali do innych krajów. |
Więcej możesz przeczytać w 9/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.