Państwo policyjne to takie, w którym policjant zarabia więcej niż nauczyciel". To słynne twierdzenie zasłużonego niemieckiego szpiega Włodzimierza Iljicza, pseudonim organizacyjny Lenin. Co ciekawe, germański szpion (a w wolnych chwilach przywódca proletariatu i wódz bolszewickiej rewolucji) wypowiedział wiele mądrych myśli, mimo że nie jarał marihuany.
W poprzednim "Wprost" ukazał się artykuł, z którego wynika, że w Polsce władza więcej wydaje rocznie na służbowe limuzyny niż na naukę. Oznacza to, że jesteśmy krajem, w którym będą się rozwijać rządowe limuzyny i dywany do tych limuzyn, a nauka niekoniecznie. Unowocześniona teza Lenina powinna więc brzmieć tak: państwo motoryzacyjne to takie, w którym byle cwaniak na urzędzie jeździ limuzyną, a nauczyciel do końca życia zapierdziela tramwajem, beczkowozem lub hulajnogą.
Kilka lat temu prasa ujawniła mrożące krew w żyłach dane statystyczne z putinowskiej Rusi. Jak się okazało, budżet przeznaczony tylko na zakładanie podsłuchów jest w tym kraju większy niż budżet przeznaczony na edukację. Przy takim podziale kasy w rolę rosyjskiej "Siłaczki" mógłby się wcielić jedynie Schwarzenegger.
Zostawmy nauczycieli. Ich problemy są nudniejsze niż laureaci "Idola". Restauratorzy! To jest dopiero szekspirowski temat! W gorącym okresie urodzaju afer jedynie restauratorzy mają powody do zadowolenia. A wszystko to dzięki bezpłatnej reklamie w mediach. Czarzasty w Delfinie, Rywin w Bristolu, Dębski w Casa Nostra. Dzięki ważnym rozmowom toczonym w knajpach dowiedziała się o tych lokalach cała Polska. Jak teraz do Warszawki przyjedzie szkolna wycieczka z Bździn Dolnych, to ci z uczniów, którzy chcą poznać najnowszą historię Polski, powinni obowiązkowo zwiedzić stolik w Bristolu, przy którym Wanda Rapaczyńska piła kawę z Lwem Rywinem, albo miejsce, w którym Czarzasty z panem Mielimionką z RMF mielili w Delfinie swe poglądy.
Komu tam teraz by się chciało zwiedzać Zamek Królewski, Wilanów czy inne starocie. Wśród przewodników turystycznych już wyodrębniła się spontanicznie grupa, która za opłatę oprowadza wycieczki po najsłynniejszych stolikach Warszawy. Oprowadzanie wycieczek po stolikach nie dziwi, wszak właśnie dzięki stołom można opisać najnowsze dzieje III RP, które toczą się niczym moneta rzucona po śliskim blacie, czyli od "okrągłego stołu" do stolika w Delfinie czy Bristolu. Każda partia ma swój wymarzony stolik, na przykład stolikiem marzeń Samoobrony jest słynny bajkowy stoliczek "nakryj się!". Dzięki słynnym korupcyjnym stolikom określenie "stolica" wreszcie stanie się dla wszystkich jasne i czytelne. Stolica to - jak sama nazwa wskazuje - miejsce, gdzie jest dużo ważnych stolików.
Dawniej, i owszem, zdarzało się, że jacyś wybitni literaci mieli swoje stoliki w znanych knajpach. Mieli je poeci Młodej Polski, stolika dorobili się Słonimski, Tuwim i Gombrowicz. Przed pierwszą wojną światową liczyły się stoliki w krakowskiej Jamie Michalika, przed drugą wojną światową - stoliki w warszawskiej Ziemiańskiej. Przed trzecią wojną najsłynniejszym stolikiem będzie chyba stolik Wandy, co nie chciała Lwa. Obecne towarzystwo stolikowe jest może nieco mniej literackie niż dawniej, ale za to bardziej filmowe i fotogeniczne (bo z cygarami).
Stolik - podobnie jak premier - ma to do siebie, że wiele rzeczy można robić pod nim. Robienie czegoś pod premierem może się wiązać z robieniem czegoś pod stołem. Pod stołem można dawać, i to nie tylko kasę. Każdy chłopiec i dziewczynka wie, że pod stołem można robić ciekawsze rzeczy niż na stole. Dlatego też zwiedzanie stolików powinno uwzględniać także zaglądanie zwiedzających pod stoliki. A nuż któryś ze słynnych dyskutantów przykleił tam zużytą gumę do żucia, zasuszoną babę z nosa lub tajny szyfrogram dla kapitana Klossa. n
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.