Demon partyjności nawiedza i dawnych członków PZPR, i ich śmiertelnych wrogów
Starsi widzieli to na własne oczy. Młodsi dowiadują się o tym już tylko z książek. Niezależnie od źródła wszyscy zdają sobie sprawę, że partia w systemie autorytarnym, takim jak PRL, przypominała żarłocznego smoka. Nie tylko całkowicie podporządkowała sobie państwo, ale też krępowała obywateli wieloma rygorami. Robiła wszystko, by wpływać na ich życie od urodzenia aż do śmierci. W obliczu takich wymagań w kąt szły wszelkie inne normy.
Wydawało się, że wraz z upadkiem komunizmu owa wszechogarniająca i zaborcza wizja partyjności zostanie złożona do grobu. Wszystkie, powstające jak grzyby po deszczu ugrupowania deklarowały przywiązanie do nowoczesnych form życia politycznego.
Z biegiem lat okazało się, że ukatrupiony w 1989 r. demon wszechobecnej partyjności wyłazi z krypty i domaga się kolejnych ofiar. Nawiedza nie tylko dawnych członków PZPR, ale także ich śmiertelnych wrogów. Nie ma przecież bardziej antypeerelowskiego ugrupowania niż Liga Polskich Rodzin. A właśnie lidze coraz częściej przytrafiają się historie, których nie sposób objaśnić inaczej, jak mrocznymi pocałunkami autorytarnej partyjności. Chyba w taki sposób należy tłumaczyć zamieszanie wywołane próbą odwołania przez LPR jej reprezentanta w sejmowej komisji śledczej. Odwoływany poseł Bohdan Kopczyński skarży się, że klubowi koledzy postanowili wycofać go z komisji, bo nie chce realizować partyjnych dyrektyw. Podobno domagano się od niego bezlitosnego atakowania Adama Michnika. Kopczyńskiemu zarzucano również, że nie wykorzystuje komisji do popularyzowania LPR. Właśnie dlatego chce się go zastąpić posłem Romanem Giertychem, który w reklamowaniu LPR jest niedoścignionym mistrzem.
Jeśli przytoczone zarzuty nie są plotką, to trudno o bardziej wyrazisty ślad ukąszenia przez autorytarnego upiora. W demokratycznym państwie prawa jest przecież oczywiste, że członek komisji śledczej kieruje się wyłącznie dążeniem do ustalenia prawdy. Tu wręcz cnotą, a nie wadą - jak twierdzą posłowie LPR - jest opieranie się partyjnym dyrektywom. Sytuacje, w których prowadzenie śledztwa ustalane byłoby nakazami władz partyjnych, nie tylko kłócą się z regułami demokratycznego państwa prawa, ale i kojarzą jak najgorzej.
Cała ta historia prowadzi do wniosku, że upiór wynaturzonego upartyjnienia musiał poczynić ogromne spustoszenia, skoro liga nie czuje żadnych zahamowań przed piętnowaniem kolegi przeciwstawiającego się ślepemu podporządkowaniu "woli partii".
Miejmy nadzieję, że w owym konflikcie Sejm stanie po stronie broniącego się przed partyjnymi naciskami posła, a nie po stronie dyscyplinujących jego sumienie kolegów. Gdyby parlament wybrał to drugie rozwiązanie, wtłoczyłby komisję śledczą w koleiny rozpasanej partyjności, która i tak daje się zauważyć w niejednym zachowaniu poselskim.
Więcej możesz przeczytać w 9/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.