Mężczyźni zapewne zdziwiliby się, słysząc, że długość męskiego penisa zajmuje ostatnie miejsce na liście kobiecych priorytetów
Małgorzata Domagalik
Prezydent Lyndon Johnson pytany przez dziennikarzy, dlaczego Amerykanie walczą w Wietnamie, w desperacji rozpiął spodnie, pokazał zgromadzonym - jak należy domniemywać - imponujące przyrodzenie i powiedział: Dlatego. Tym samym "rzucił na stół" argument, który według niego miał potwierdzić uświęcone tradycją przekonanie, że to prawdziwi faceci, czyli - przepraszam za wyrażenie - ci z jajami, rządzą światem. Dla takich jak on jednym z największych komplementów, jaki kobieta może usłyszeć od mężczyzny, jest stwierdzenie, że - przepraszam za wyrażenie - "ma jaja". Gdyby mężczyźni mogli posłuchać tego, co mówią o nich kobiety, gdy są same. Tych dowcipów o męskiej potencji, których jest co najmniej tyle, ile o blondynkach. Gdyby mogli zobaczyć niewiasty śmiejące się z tego, co ich partnerzy uważają za powód do samczej chwały. Zdziwiliby się, słysząc, że ów organ wcale nie stanowi o ich atrakcyjności - długość penisa zajmuje ostatnie miejsce na liście kobiecych priorytetów. Niepotrzebnie więc panowie w Nowej Gwinei zakładają na penisy futerały o długości metra, a współcześni adonisi wdziewają kąpielówki powiększające ich, jak pisał Carlos Fuentes, kłębki seksu. Według Instytutu Seksuologii w Hamburgu, kobiety unikają mężczyzn, którzy wyrośli "na dole" ponad miarę. Ich obaw nie wzbudza norma, czyli dwanaście do siedemnastu centymetrów. David M. Friedman w napisanym ze swadą "Panu Niepokornym. Kulturowej historii penisa" w arcyciekawy sposób zebrał wszystko, co składa się na funkcjonowanie męskich genitaliów w tradycji, polityce i obyczajowości. Od czasów starożytności aż po współczesność. Dramatyczne były to losy. W Atenach genitalia były jeszcze narzędziem kokieterii, ale w średniowieczu uchodziły już za narzędzie szatana. Z ich powodu niejedna oblubienica z kamieniem u szyi spoczęła na dnie rzeki. Św. Augustyn pisał, że penis jest czymś, co nie dość, że się unosi, to czyni to z własnej woli. To utrapienie i prawdziwa pożywka dla grzechu, to prawo członków walczące z prawem umysłu. Wtedy to po raz pierwszy penis został nie tylko zdetronizowany, ale i "zdemonizowany". Stał się narzędziem szatana i śmiertelnym grzechem. Angielscy penitencjariusze żądali dziesięciu lat pokuty dla każdego, kto dopuścił się coitus interruptus, piętnastu - za stosunek analny i pokuty trwającej całe życie - za seks oralny. Do woli natomiast można było kopulować w celach prokreacyjnych. Aby w ogóle można było się dopuścić jakichkolwiek figli, potrzebna była moc. Konstantyn Afrykański, lekarz i mnich, radził w XI wieku: "Weź mózgi trzydziestu samczyków wróbla i mocz je bardzo długo w szklanym naczyniu. Weź taką samą ilość tłuszczu okalającego nerki dopiero co zabitego kozła, rozpuść go na ogniu, dodaj mózgu i miodu, ile potrzeba, wymieszaj w naczyniu i gotuj, aż stwardnieje. Uformuj pigułki i podaj jedną przed stosunkiem". Taka była średniowieczna viagra. Losy penisa toczyły się dalej i wreszcie za czasów Freuda "przeszedł" on od realności do podświadomości, od słoja na okazy do kanapy u psychoanalityka. U freudystów stał się głównym aktorem dramatu, w którym grali mężczyzna i kobieta. Ciekawym wątkiem jest wzajemna zazdrość mężczyzn o genitalia. Czarnoskórzy są lepiej wyposażeni przez naturę niż ich biali bracia, mężczyźni Wschodu niewielkie rozmiary rekompensują jurnością. Mały, ale wariat. W 1908 r. czarnoskóry Jack Johnson, pierwszy mistrz świata wagi ciężkiej, doprowadzał wielu do wściekłości, nie dość, że paradował z białą kochanką, to jeszcze w spodniach, które podkreślały jego i tak już pokaźne krocze. Wiele lat później Robert Mapplethorpe utrwalał na fotografiach ciała nagich panów i doszedł do wniosku, że biały mężczyzna to mózgowiec, a czarny jest zdecydowanie genitalny. To, co w Ameryce do tej pory było fobią, jak nie bez racji zauważył Friedman, Mapplethorpe zamienił w fetysz. Z kolei feministki chciały się dowiedzieć, czy relacje między pochwą a penisem są sprawą prywatną czy też polityczną. Wyszły im z tego wnioski oparte na przesłankach ideologicznych. Andrea Dworkin zamieniła feministyczną ideę penisa w definicję patologiczną - penis to narzędzie gwałtu zadawanego kobiecie. Maria Bonaparte, praprabratanica Napoleona i wybawicielka Freuda z nazistowskich opresji, w swoich naukowych pracach opisywała akt seksualny jako czyn, w którego trakcie kobieta zostaje "pobita przez penis mężczyzny". Przyjemności została przeciwstawiona agresja. Innego zdania był macho amerykańskiej literatury Norman Mailer, który twierdził, że po wynalezieniu pigułki antykoncepcyjnej to mężczyzna doznał upokorzenia. Stał się materiałem nietrwałym, a jego penis czymś nie na miejscu, co można zastąpić lepszą wersją - wibratorem. Jednak mężczyźni, którzy wstydzą się niezbyt okazałych genitaliów, nie mają powodu do obaw. Kobiety pytane o to, co naprawdę je podnieca, prawie nigdy nie wymieniają penisa. Ich właściciele mogliby więc spać spokojnie, gdyby nie fakt, że lista kobiecych życzeń, i to tych "od męskiego pasa w górę", niebezpiecznie się wydłuża.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.