Rozrost państwa w XX wieku przyniósł - zależnie od skali - negatywne lub wątpliwe skutki. Dlaczego więc do niego doszło? Ekspansja państwa miała różne przyczyny, niekiedy wzajemnie powiązane. Największy zamach na wolność gospodarczą, czyli nakazowo-rozdzielczy socjalizm, nie zostałby najprawdopodobniej wprowadzony w Rosji (a potem w wielu innych krajach), gdyby marksizm, który ową wolność uznał za główną blokadę rozwoju, nie odniósł wcześniej propagandowego sukcesu. Marksizm pozostałby jednak opium dla intelektualistów, gdyby nie było Lenina oraz wydarzeń, które dały jemu i bolszewikom władzę w Rosji. Państwo zostało przekształcone w narzędzie masowego terroru, uzupełnianego, a potem stopniowo zastępowanego przez masową propagandę. Przyczyniło się do tego wielu zachodnich intelektualistów.
Dwie drogi
Antyrynkowe dyktatury w Trzecim Świecie rozpowszechniły się pod ideologicznym i ekonomicznym wpływem ZSRR. Wkład w ten proces wniosły także etatystyczne, "postępowe" prądy w zachodniej ekonomii, które głosiły, że wolny rynek nie jest w stanie wyrwać biednych społeczeństw z zacofania, potrzebne jest więc interwencjonistyczne państwo. Doprowadziło to - jak podkreśla noblista Theodore W. Shultz - do tragicznych błędów, których ślady są widoczne do dziś. Rozrost państwa tłumiący gospodarczą wolność nie okazał się receptą na biedę, lecz przeciwnie - sposobem na jej utrwalenie.
Na Zachodzie - wbrew proroctwom Marksa - kapitalizm nie został obalony, ale jeszcze do przełomu lat 70. i 80. XX wieku narastały tam ograniczenia wolności gospodarczej w formie rozmaitych restrykcyjnych regulacji oraz rosnących podatków, z których finansowano powiększające się wydatki socjalne. Jak wytłumaczyć owo historyczne zjawisko? Ujmując rzecz bardzo generalnie, można się odwołać do splotu trzech sił: oddziaływań intelektualnych, masowych emocji i postaw oraz grupowych interesów.
Etatystyczne prądy w naukach społecznych Zachodu odnosiły się także do krajów rozwiniętych. W ekonomii dominujący do niedawna paradygmat skupiał się na wykrywaniu kolejnych niedoskonałości wolnego rynku, traktowanych jako przesłanka dla korygujących interwencji państwa. Głoszono na przykład, że państwo może tak sterować koniunkturą, że zapewni w kraju stałe, pełne zatrudnienie i złagodzi lub wręcz usunie cykl koniunkturalny. Zakończyło się to narastającą inflacją, z której kraje Zachodu wyszły - dużym wysiłkiem - w latach 80. i 90. ubiegłego wieku. Ułomność rynków finansowych miała uzasadniać wprowadzanie państwowego systemu zabezpieczeń socjalnych. Badania nad wzrostem gospodarczym skupiły się na czynnikach ujmowanych w oficjalnych statystykach, takich jak inwestycje, wydatki na oświatę, zatrudnienie. W ten sposób spychano na daleki plan głębokie uwarunkowania ludzkich zachowań, instytucji i ustrojów, określających zakres i ochronę indywidualnej wolności oraz bodźce do rozmaitych działań. Analizując postępowanie ludzi, zakładano, że kierują się oni własnym interesem, ale nie przyjmowano tego założenia przy formułowaniu postulatów dotyczących polityki państwa.
Reakcja za wszelką cenę
Etatystyczne prądy musiały wpływać na masowe emocje i postawy, w których i tak nie brakowało interwencjonistycznych oczekiwań. W obliczu nagłośnionych problemów, na przykład wzrostu bezrobocia czy upadku banku, wiele osób widzi potrzebę szybkich interwencji państwa, nie zastanawiając się nad tym, czy owe kłopoty nie są czasami wynikiem poprzednich interwencji albo czy interwencje nie pogorszą sytuacji. Aktywność jest przez nich wyżej ceniona niż brak reakcji. Wielu ludzi wyolbrzymia efekty rozmaitych interwencji, a ich kosztów nie dostrzega. Stosunki handlowe z zagranicą są często traktowane na podobieństwo wojennych - jeden wygrywa, drugi przegrywa. Stąd m.in. bierze się skłonność do protekcjonizmu. Nie jest powszechnie i intuicyjnie rozumiana jedna z prawd klasycznej ekonomii, głosząca, że na wolnym handlu zyskują wszyscy, a nawet jednostronne zniesienie barier handlowych daje korzyści.
Podłożem interwencjonizmu są wreszcie nie tylko emocje i nieporozumienia, ale także interesy określonych grup. Ograniczanie cudzej wolności za pośrednictwem państwa może się opłacać, a jednocześnie antyliberalne naciski nie zawsze spotykają się z dostatecznym oporem ze strony poszkodowanych.
Ludzie pracy kontra ludzie bez pracy
Aby zrozumieć problem antywolnościowych presji, warto rozróżnić insiderów i outsiderów. Insiderem jest działający przedsiębiorca (lub szerzej, wykonawca określonego zawodu), lokator, który wynajmuje mieszkanie, pracownik mający zatrudnienie. Outsiderami są: potencjalny przedsiębiorca (lub osoba, która chce wykonywać określony zawód), przyszły lokator, który będzie szukać mieszkania na wynajem, absolwent szkoły lub bezrobotny poszukujący pracy. Otóż w krótkookresowym ekonomicznym interesie insiderów leżą ograniczenia wolności gospodarczej, które szkodzą outsiderom i generalnie rozwojowi całej gospodarki. Działający przedsiębiorcy są zainteresowani ograniczaniem konkurencji, w tym blokowaniem podejmowania określonej działalności. Jest to jednak sprzeczne z interesami nowych przedsiębiorców, a także konsumentów. Pracownicy na przykład chcieliby zwykle jak największej ochrony przed zwolnieniem. Takie restrykcje ograniczają jednak skłonność firm do zwiększania zatrudnienia, a więc przyczyniają się do bezrobocia i naruszają interesy osób, które nie mają pracy. To, co służy "ludziom pracy", szkodzi ludziom bez pracy.
Ty liberale!
Relatywna siła insiderów i outsiderów bywa różna, zależy od okresu i kraju. Trudno więc generalnie przesądzić, kiedy antywolnościowe naciski okażą się skuteczne. Wiele zależy od wiedzy i charakteru polityków. Te cechy rozstrzygają o tym, po której stronie się opowiedzą.
Nietrudno zrozumieć, że wspieranie interwencjonistycznych nacisków może dawać łatwą popularność, podczas gdy obrona wolności gospodarczej jest o wiele trudniejsza i naraża na niewybredne ataki. Przecież "liberalizm" czy "neoliberalizm" stały się wyzwiskami! Ponadto uprawianie interwencjonistycznej polityki zawsze polega na selektywnym rozdzielnictwie, a to dla wielu jest istotą władzy i pozwala na tworzenie oraz utrzymywanie klienteli. Obrona wolności gospodarczej, choć trudniejsza niż płynięcie na fali interwencjonizmu, nie jest jednak skazana na niepowodzenie. Świadczą o tym liberalne reformy podejmowane w ostatnich 20 latach we wszystkich właściwie krajach Zachodu. To jest już jednak odrębny temat.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.