Dwie trzecie młodych Europejczyków pasożytuje na rodzicach. W Polsce 45 proc. ludzi przed 30 mieszka z rodzicami.
Dwie trzecie młodych Europejczyków pasożytuje na rodzicach
Włoski sąd niedawno nakazał Giuseppe Andreoliemu, by płacił 700 USD miesięcznie na swego syna, który mieszka z matką. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że syn - Marco Andreoli - ma 30 lat, dyplom prawnika, dysponuje funduszem powierniczym w wysokości 250 tys. USD i odrzuca kolejne propozycje pracy jako "nie odpowiadające jego umiejętnościom, przyzwyczajeniom i zainteresowaniom". Marco Andreoli to jeden z tzw. mammoni (maminsynkowie), czyli mężczyzn w wieku 30-35 lat wciąż mieszkających w rodzinnym domu. We Włoszech aż siedmiu na dziesięciu z nich żyje w taki właśnie sposób. W Japonii osoby takie są nazywane parasite singles, czyli pasożytnicze jednostki. W Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii określa się ich jako kidults (dzieciodorośli) bądź boomerangers (bumerangowcy). Polscy maminsynkowie są młodsi niż ich odpowiednicy we Włoszech, Francji czy Hiszpanii - mają po 26-30 lat, lecz są równie liczni. Aż 45 proc. Polaków w tym wieku mieszka razem z rodzicami.
Niedawno wielkim przebojem we Francji była komedia "Tanguy". Scenariusz oparto na autentycznej historii 28--letniego Roberta. Przez dwa lata jego rodzice robili wszystko, by obrzydzić mu życie pod wspólnym dachem. Chcieli zmusić go w ten sposób do wyprowadzenia się z domu i rozpoczęcia życia na własny rachunek. Gdy w końcu wyrzucili syna z domu, ten wytoczył im sprawę. Sąd nakazał przyjęcie Roberta z powrotem. W ubiegłym roku we Włoszech do sądów wniesiono 900 takich spraw. Z danych sądu rodzinnego w Warszawie wynika, że w Polsce również rośnie liczba spraw o przyznanie alimentów dorosłym dzieciom. Obecnie stanowią one 15 proc. wszystkich spraw alimentacyjnych (dwa lata temu było ich 3 proc.). - Coraz więcej studentów zamierza się domagać alimentów od rodziców - mówi Aneta Frań z Uniwersyteckiej Poradni Prawnej przy Uniwersytecie Jagiellońskim.
Rodzina Piotrusia Pana
Prototypem mammoni jest Piotruś Pan. W przyszłym roku mija setna rocznica wydania powieści "Przygody Piotrusia Pana" Jamesa Matthew Barriego. Piotruś Pan to wieczny chłopiec, któremu nie spieszno do kariery zawodowej, małżeństwa i ojcostwa. Najwięcej takich mężczyzn żyje w południowej Europie: we Włoszech, Hiszpanii, Portugalii, Grecji. Podczas gdy w Danii czy Finlandii z domu rodzinnego wyprowadza się połowa mężczyzn przed 22. rokiem życia, a 90 proc. przed 26. rokiem życia, w krajach południowej Europy z rodzicami mieszka 70 proc. 30-latków. "W Europie tworzy się społeczeństwo półdorosłych" - twierdzi Gail Sheehy, amerykańska socjolog, autorka książki "Nowe przejścia". Tylko w Stanach Zjednoczonych liczba maminsynków jest wciąż niewielka. W latach 70. w USA z rodzicami mieszkało niecałe 6 proc. dorosłych dzieci (w wieku 25-34 lata). W 2002 r. ten odsetek wzrósł do 11 proc., lecz i tak w Stanach Zjednoczonych jest siedmiokrotnie mniej mammoni niż w Europie Zachodniej. Młodzi Amerykanie są znacznie bardziej samodzielni niż Europejczycy (m.in. dzięki systemowi edukacji) i bardziej odpowiedzialni.
- Mam 33 lata i dopiero teraz próbuję rozpocząć dorosłe życie. Mobilizuje mnie tylko to, że moja przyszła żona oczekuje dziecka. Ale bardzo boję się przyszłości - wyznaje Jacek Skirucha, współzałożyciel grupy Closterkeller, obecnie pracujący jako masażysta. 37-letni Paweł Konjo Konnak, rockman i happener (z grupy Big Cyc), liczy na to, że rodzice nigdy nie wyrzucą go z rodzinnego domu. - Udaję dziecko lepiej, niż moi rówieśnicy udają dorosłych. Takich jak ja będą niebawem legiony - mówi Konnak. 31-letni Paweł Kamiński, informatyk z Warszawy, pięć lata temu wyprowadził się od rodziców i wspólnie ze znajomym wynajął trzypokojowe mieszkanie. Kiedy jednak współlokator kupił własny dom, Paweł wrócił do rodziców. Nie zamieszkał z dziewczyną, bo nie chce się jeszcze ustabilizować. Nie zamierza zmieniać trybu życia, bo uważa, że nie stać go na to, by jednocześnie wyjeżdżać na wakacje, kupować płyty i spłacać kredyt mieszkaniowy.
Jak się zostaje maminsynkiem?
Dominic Standish, autor opracowania "The Mamma's Boys", twierdzi, że o wzroście liczby mammoni decydują takie czynniki, jak moda na zawieranie małżeństw po trzydziestce, niechęć do brania odpowiedzialności za własne życie, wysokie ceny mieszkań, odchodzenie od tradycyjnych ról pracującego męża i zajmującej się domem żony, wydłużenie się procesu edukacji oraz niedojrzałość młodych ludzi, nie umiejących się wyzwolić spod dominacji rodziców, a jednocześnie nie umiejących znaleźć oparcia w partnerce. Maria Iacovou, autorka pracy "Leaving Home in the European Union", uważa, że mammoni to głównie ofiary nadopiekuńczych matek. Nieprzypadkowo liczba maminsynków jest znacznie wyższa na południu Europy niż na północy, bo tam wpływ matek na wychowanie synów jest ogromny. Według danych berlińskiego Instytutu Psychoanalizy, ten wpływ sprawia, że dorośli mężczyźni nie potrafią sami podejmować decyzji lub podejmują je zgodnie z życzeniami matek. We Włoszech czy Hiszpanii matki są powodem aż 42 proc. rozstań ich synów z partnerkami, w Niemczech czy Francji - 16 proc., zaś w Skandynawii - tylko 4 proc.
Polscy mammoni twierdzą, że mieszkają z rodzicami głównie z powodu wysokich cen mieszkań. To wykręt! Ze wspomnianych już badań berlińskiego Instytutu Psychoanalizy wynika, że 45 proc. Polaków w wieku 20-29 lat nie ma zamiaru opuścić rodzinnego domu z wygody. W ten sposób praktycznie całe swoje dochody mogą przeznaczyć na własne wydatki, głównie na odzież, sprzęt RTV i fotograficzny, kosmetyki, płyty, restauracje. Współczesny polski Piotruś Pan nie przecina pępowiny łączącej go z matką, bo obawia się, że dziewczyna jej nie zastąpi - nie będzie chciała za niego sprzątać, prać i wyręczać w podejmowaniu ważnych decyzji. - Wieczni chłopcy dorabiają ideologię do swojej filozofii wygodnictwa. Mówią, że świetnie się rozumieją z rodzicami (często są to osoby z pokolenia dzieci-kwiatów, które nie mają nic przeciwko temu, by dziewczyna zostawała u syna na noc). W ten sposób przedłużają swoją aspołeczną fazę życia. Nie mówiąc o tym, że zachowują się wobec rodziców nie fair - podkreśla Javier Elzo, hiszpański socjolog.
Ekonomia polityczna maminsynków
Duża liczba mammoni ma wpływ na gospodarkę. To oni przyczyniają się do pogłębiania niżu demograficznego, bo nie mają dzieci. To powoduje, że coraz bardziej niekorzystny jest stosunek liczby pracujących do emerytów (obecnie 1,5:1). Obniżają także popyt na dobra trwałego użytku, na przykład meble czy nieruchomości. Mammoni przejadają pieniądze swoich rodziców, którzy więcej wydają na bieżące potrzeby, a mniej inwestują w fundusze emerytalne czy dodatkowe ubezpieczenia. Zarabiają natomiast na maminsynkach producenci odzieży i biżuterii, restauratorzy, operatorzy telefonii komórkowej czy firmy turystyczne. W Japonii wieczni chłopcy są też głównymi klientami hoteli na godziny, gdzie spotykają się ze swoimi przyjaciółkami.
Aż dwie trzecie mammoni nie angażuje się w sprawy publiczne - wynika z badań Jennie Bristow, autorki "An Anti-independence Culture". W 1972 r. w wyborach brało udział 62 proc. osób w wieku 25-34 lata, zaś w 2000 r. odsetek ten zmniejszył się do 28 proc. Dzieje się tak dlatego, że ludzie niesamodzielni nie czują potrzeby uczestniczenia w życiu publicznym. - Przedłużone dzieciństwo jest formą kontestacji. Od dziecka nikt nie oczekuje, by zabierało głos w ważnych sprawach. Ja tego nie chcę robić, bo nie zamierzam brać odpowiedzialności za cały świat - mówi Paweł Konnak.
Biolog ewolucyjny Stephen Jay Gould zwraca uwagę, że zjawisko mammoni jest sprzeczne z ewolucją człowieka. Przecież po to u młodych osobników gatunku homo sapiens kilkanaście lat trwa dojrzewanie, by w wieku 18 lat były one w pełni gotowe do odgrywania ról dorosłych. Przesuwanie tej granicy do 35 lat jest ewidentną patologią. Wśród zwierząt takie osobniki byłyby po prostu eliminowane.
Włoski sąd niedawno nakazał Giuseppe Andreoliemu, by płacił 700 USD miesięcznie na swego syna, który mieszka z matką. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że syn - Marco Andreoli - ma 30 lat, dyplom prawnika, dysponuje funduszem powierniczym w wysokości 250 tys. USD i odrzuca kolejne propozycje pracy jako "nie odpowiadające jego umiejętnościom, przyzwyczajeniom i zainteresowaniom". Marco Andreoli to jeden z tzw. mammoni (maminsynkowie), czyli mężczyzn w wieku 30-35 lat wciąż mieszkających w rodzinnym domu. We Włoszech aż siedmiu na dziesięciu z nich żyje w taki właśnie sposób. W Japonii osoby takie są nazywane parasite singles, czyli pasożytnicze jednostki. W Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii określa się ich jako kidults (dzieciodorośli) bądź boomerangers (bumerangowcy). Polscy maminsynkowie są młodsi niż ich odpowiednicy we Włoszech, Francji czy Hiszpanii - mają po 26-30 lat, lecz są równie liczni. Aż 45 proc. Polaków w tym wieku mieszka razem z rodzicami.
Niedawno wielkim przebojem we Francji była komedia "Tanguy". Scenariusz oparto na autentycznej historii 28--letniego Roberta. Przez dwa lata jego rodzice robili wszystko, by obrzydzić mu życie pod wspólnym dachem. Chcieli zmusić go w ten sposób do wyprowadzenia się z domu i rozpoczęcia życia na własny rachunek. Gdy w końcu wyrzucili syna z domu, ten wytoczył im sprawę. Sąd nakazał przyjęcie Roberta z powrotem. W ubiegłym roku we Włoszech do sądów wniesiono 900 takich spraw. Z danych sądu rodzinnego w Warszawie wynika, że w Polsce również rośnie liczba spraw o przyznanie alimentów dorosłym dzieciom. Obecnie stanowią one 15 proc. wszystkich spraw alimentacyjnych (dwa lata temu było ich 3 proc.). - Coraz więcej studentów zamierza się domagać alimentów od rodziców - mówi Aneta Frań z Uniwersyteckiej Poradni Prawnej przy Uniwersytecie Jagiellońskim.
Rodzina Piotrusia Pana
Prototypem mammoni jest Piotruś Pan. W przyszłym roku mija setna rocznica wydania powieści "Przygody Piotrusia Pana" Jamesa Matthew Barriego. Piotruś Pan to wieczny chłopiec, któremu nie spieszno do kariery zawodowej, małżeństwa i ojcostwa. Najwięcej takich mężczyzn żyje w południowej Europie: we Włoszech, Hiszpanii, Portugalii, Grecji. Podczas gdy w Danii czy Finlandii z domu rodzinnego wyprowadza się połowa mężczyzn przed 22. rokiem życia, a 90 proc. przed 26. rokiem życia, w krajach południowej Europy z rodzicami mieszka 70 proc. 30-latków. "W Europie tworzy się społeczeństwo półdorosłych" - twierdzi Gail Sheehy, amerykańska socjolog, autorka książki "Nowe przejścia". Tylko w Stanach Zjednoczonych liczba maminsynków jest wciąż niewielka. W latach 70. w USA z rodzicami mieszkało niecałe 6 proc. dorosłych dzieci (w wieku 25-34 lata). W 2002 r. ten odsetek wzrósł do 11 proc., lecz i tak w Stanach Zjednoczonych jest siedmiokrotnie mniej mammoni niż w Europie Zachodniej. Młodzi Amerykanie są znacznie bardziej samodzielni niż Europejczycy (m.in. dzięki systemowi edukacji) i bardziej odpowiedzialni.
- Mam 33 lata i dopiero teraz próbuję rozpocząć dorosłe życie. Mobilizuje mnie tylko to, że moja przyszła żona oczekuje dziecka. Ale bardzo boję się przyszłości - wyznaje Jacek Skirucha, współzałożyciel grupy Closterkeller, obecnie pracujący jako masażysta. 37-letni Paweł Konjo Konnak, rockman i happener (z grupy Big Cyc), liczy na to, że rodzice nigdy nie wyrzucą go z rodzinnego domu. - Udaję dziecko lepiej, niż moi rówieśnicy udają dorosłych. Takich jak ja będą niebawem legiony - mówi Konnak. 31-letni Paweł Kamiński, informatyk z Warszawy, pięć lata temu wyprowadził się od rodziców i wspólnie ze znajomym wynajął trzypokojowe mieszkanie. Kiedy jednak współlokator kupił własny dom, Paweł wrócił do rodziców. Nie zamieszkał z dziewczyną, bo nie chce się jeszcze ustabilizować. Nie zamierza zmieniać trybu życia, bo uważa, że nie stać go na to, by jednocześnie wyjeżdżać na wakacje, kupować płyty i spłacać kredyt mieszkaniowy.
Jak się zostaje maminsynkiem?
Dominic Standish, autor opracowania "The Mamma's Boys", twierdzi, że o wzroście liczby mammoni decydują takie czynniki, jak moda na zawieranie małżeństw po trzydziestce, niechęć do brania odpowiedzialności za własne życie, wysokie ceny mieszkań, odchodzenie od tradycyjnych ról pracującego męża i zajmującej się domem żony, wydłużenie się procesu edukacji oraz niedojrzałość młodych ludzi, nie umiejących się wyzwolić spod dominacji rodziców, a jednocześnie nie umiejących znaleźć oparcia w partnerce. Maria Iacovou, autorka pracy "Leaving Home in the European Union", uważa, że mammoni to głównie ofiary nadopiekuńczych matek. Nieprzypadkowo liczba maminsynków jest znacznie wyższa na południu Europy niż na północy, bo tam wpływ matek na wychowanie synów jest ogromny. Według danych berlińskiego Instytutu Psychoanalizy, ten wpływ sprawia, że dorośli mężczyźni nie potrafią sami podejmować decyzji lub podejmują je zgodnie z życzeniami matek. We Włoszech czy Hiszpanii matki są powodem aż 42 proc. rozstań ich synów z partnerkami, w Niemczech czy Francji - 16 proc., zaś w Skandynawii - tylko 4 proc.
Polscy mammoni twierdzą, że mieszkają z rodzicami głównie z powodu wysokich cen mieszkań. To wykręt! Ze wspomnianych już badań berlińskiego Instytutu Psychoanalizy wynika, że 45 proc. Polaków w wieku 20-29 lat nie ma zamiaru opuścić rodzinnego domu z wygody. W ten sposób praktycznie całe swoje dochody mogą przeznaczyć na własne wydatki, głównie na odzież, sprzęt RTV i fotograficzny, kosmetyki, płyty, restauracje. Współczesny polski Piotruś Pan nie przecina pępowiny łączącej go z matką, bo obawia się, że dziewczyna jej nie zastąpi - nie będzie chciała za niego sprzątać, prać i wyręczać w podejmowaniu ważnych decyzji. - Wieczni chłopcy dorabiają ideologię do swojej filozofii wygodnictwa. Mówią, że świetnie się rozumieją z rodzicami (często są to osoby z pokolenia dzieci-kwiatów, które nie mają nic przeciwko temu, by dziewczyna zostawała u syna na noc). W ten sposób przedłużają swoją aspołeczną fazę życia. Nie mówiąc o tym, że zachowują się wobec rodziców nie fair - podkreśla Javier Elzo, hiszpański socjolog.
Ekonomia polityczna maminsynków
Duża liczba mammoni ma wpływ na gospodarkę. To oni przyczyniają się do pogłębiania niżu demograficznego, bo nie mają dzieci. To powoduje, że coraz bardziej niekorzystny jest stosunek liczby pracujących do emerytów (obecnie 1,5:1). Obniżają także popyt na dobra trwałego użytku, na przykład meble czy nieruchomości. Mammoni przejadają pieniądze swoich rodziców, którzy więcej wydają na bieżące potrzeby, a mniej inwestują w fundusze emerytalne czy dodatkowe ubezpieczenia. Zarabiają natomiast na maminsynkach producenci odzieży i biżuterii, restauratorzy, operatorzy telefonii komórkowej czy firmy turystyczne. W Japonii wieczni chłopcy są też głównymi klientami hoteli na godziny, gdzie spotykają się ze swoimi przyjaciółkami.
Aż dwie trzecie mammoni nie angażuje się w sprawy publiczne - wynika z badań Jennie Bristow, autorki "An Anti-independence Culture". W 1972 r. w wyborach brało udział 62 proc. osób w wieku 25-34 lata, zaś w 2000 r. odsetek ten zmniejszył się do 28 proc. Dzieje się tak dlatego, że ludzie niesamodzielni nie czują potrzeby uczestniczenia w życiu publicznym. - Przedłużone dzieciństwo jest formą kontestacji. Od dziecka nikt nie oczekuje, by zabierało głos w ważnych sprawach. Ja tego nie chcę robić, bo nie zamierzam brać odpowiedzialności za cały świat - mówi Paweł Konnak.
Biolog ewolucyjny Stephen Jay Gould zwraca uwagę, że zjawisko mammoni jest sprzeczne z ewolucją człowieka. Przecież po to u młodych osobników gatunku homo sapiens kilkanaście lat trwa dojrzewanie, by w wieku 18 lat były one w pełni gotowe do odgrywania ról dorosłych. Przesuwanie tej granicy do 35 lat jest ewidentną patologią. Wśród zwierząt takie osobniki byłyby po prostu eliminowane.
Więcej możesz przeczytać w 9/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.