Efektowne spektakle hollywodzkie to filmowe mistrzostwo i kicz, środek wypełniają niezwykłe obrazy z egzotycznym tłem
Rozmawiają ZYGMUNT KAŁUŻYŃSKI i TOMASZ RACZEK
Tomasz Raczek: Panie Zygmuncie, po Polsce krąży Festiwal Objazdowy Filmostrada, prezentujący zestaw niezwykłych filmów ze świata. To zupełnie inny repertuar niż ten, który spotykamy na co dzień w kinach. Od października aż do końca stycznia przyszłego roku Filmostrada odwiedzi m.in. Warszawę, Gdańsk, Wrocław, Toruń, Poznań, Szczecin, Gryfino, Kraków, Gorzów Wielkopolski, Rzeszów, Bydgoszcz, Kielce, Tarnów.
Zygmunt Kałużyński: Serce rośnie, gdy się tego słucha! Te filmy uzupełniają istotną lukę w kulturze filmowej, która ma tylko górę i dół. Góra to efektowne spektakle (jak "Kill Bill"), a dół - hollywoodzkie filmy gangsterskie czy komedie z popularnymi aktorami. Amerykańska kultura ma wierzchołek i dół, ale nie ma środka. Filmostrada ten środek wypełnia.
TR: Ale to nie jest taki zwykły środek. W programie objazdowego festiwalu mamy dzieła czeskiego alchemika surrealizmu Jana Svankmajera ("Spiskowcy rozkoszy" i "Otik"), a także brazylijskie "Miasto Boga", które okazało się wydarzeniem artystycznym w Europie, afrykański film "Abouna" (nominowany do Oscara) i argentyńskiego "Syna panny młodej". Są to filmy egzotyczne, ale już nagradzane na festiwalach. Jest to więc przegląd najciekawszych poszukiwań artystycznych kina światowego!
ZK: Dlaczego uważam te filmy za środek? Otóż wierzchołek i dół, o którym mówimy, to produkcje przede wszystkim amerykańskie, czasem jeszcze przemknie się film francuski albo angielski. Tymczasem pan wymienił całą resztę świata. Ten wachlarz daje nam jako takie pojęcie o kulturze światowej. To okazja dla widza, który naprawdę interesuje się kinem.
TR: Uważa pan, że filmy Svankmajera są typowe dla czeskiej kinematografii?
ZK: Owszem, bo Svankmajer oraz Zeman stworzyli w Pradze szkołę animacji, która zyskała światowy rozgłos. Obok kanadyjskiej i polskiej animacji była ona w latach sześćdziesiątych czołową siłą animowanej kultury filmowej. Do obecnych czasów dotrwał jako tako tylko Svankmajer.
TR: Ale filmy, które pokazywane są podczas Filmostrady, nie są animowane. To filmy żywego planu!
ZK: Na tym polegała czeska szkoła - to nie była czysta animacja. W tej dziedzinie w kinematografii światowej dominują dwa kierunki: disneyowsko-baśniowo-cukierkowy i orientalno-dekoracyjny. Czeska szkoła posługiwała się innym stylem. Niech pan weźmie "Spiskowców rozkoszy". Na końcu Svankmajer wymienia jako swoich inspiratorów markiza de Sade, Freuda, Buńuela, Maxa Ernsta. To oni najbardziej ryzykownie eksperymentowali z psychiką ludzką w poprzednim stuleciu.
TR: "Spiskowcy rozkoszy" spodobają się na pewno zwolennikom filmu "Delicatessen".
ZK: Tyle że "Delicatessen" to była fantazja narracyjno-wizjonerska, a tutaj mamy postacie kilku obsesjonatów. Przy czym sugestia jest taka, że każdy z nas może taki być. Widzimy, jak bohaterowie przygotowują swoje maniackie histerie. Pojęcia nie mamy, o co chodzi facetowi, który zarzyna kurę i lepi z gliny, piór i innych składników ogromną imitację zabitego zwierzęcia. Okazuje się, że on nienawidzi swojej sąsiadki, a ona odwzajemnia to uczucie. Obserwujemy obsesje tych dwóch osób. Albo ta listonoszka, która robi kulki z chleba i wpycha je sobie do nosa i uszu, na co patrzymy ze zdumieniem. To po prostu jest jej mania. W "Spiskowcach rozkoszy" każdy obraz jest zaskoczeniem, więc nie odrywamy oczu od ekranu. Na końcu rozumiemy wielką prawdę, że każdy z nas w gruncie rzeczy jest perwersyjnym zboczeńcem, który mógłby być jednym z bohaterów tego przedziwnego filmu.
TR: Panie Zygmuncie, który z tych filmów uważa pan za najwybitniejszy?
ZK: Oba filmy Svankmajera! Szczególnie "Otik", w którym została opowiedziana historia rodziny obsesyjnie pragnącej mieć dziecko i adoptującej korzeń drzewa. Zupełnie inny jest film zrobiony w Czadzie - "Abouna". To opowieść, która otwiera nam oczy na cywilizację afrykańską, łączącą nie zmienioną od tysięcy lat prostotę (mieszkanie w gliniankach) z nowoczesnością (pojawia się maszyna do szycia i samochód). To daje dużo do myślenia, panie Tomaszu, dużo do myślenia!
Tomasz Raczek: Panie Zygmuncie, po Polsce krąży Festiwal Objazdowy Filmostrada, prezentujący zestaw niezwykłych filmów ze świata. To zupełnie inny repertuar niż ten, który spotykamy na co dzień w kinach. Od października aż do końca stycznia przyszłego roku Filmostrada odwiedzi m.in. Warszawę, Gdańsk, Wrocław, Toruń, Poznań, Szczecin, Gryfino, Kraków, Gorzów Wielkopolski, Rzeszów, Bydgoszcz, Kielce, Tarnów.
Zygmunt Kałużyński: Serce rośnie, gdy się tego słucha! Te filmy uzupełniają istotną lukę w kulturze filmowej, która ma tylko górę i dół. Góra to efektowne spektakle (jak "Kill Bill"), a dół - hollywoodzkie filmy gangsterskie czy komedie z popularnymi aktorami. Amerykańska kultura ma wierzchołek i dół, ale nie ma środka. Filmostrada ten środek wypełnia.
TR: Ale to nie jest taki zwykły środek. W programie objazdowego festiwalu mamy dzieła czeskiego alchemika surrealizmu Jana Svankmajera ("Spiskowcy rozkoszy" i "Otik"), a także brazylijskie "Miasto Boga", które okazało się wydarzeniem artystycznym w Europie, afrykański film "Abouna" (nominowany do Oscara) i argentyńskiego "Syna panny młodej". Są to filmy egzotyczne, ale już nagradzane na festiwalach. Jest to więc przegląd najciekawszych poszukiwań artystycznych kina światowego!
ZK: Dlaczego uważam te filmy za środek? Otóż wierzchołek i dół, o którym mówimy, to produkcje przede wszystkim amerykańskie, czasem jeszcze przemknie się film francuski albo angielski. Tymczasem pan wymienił całą resztę świata. Ten wachlarz daje nam jako takie pojęcie o kulturze światowej. To okazja dla widza, który naprawdę interesuje się kinem.
TR: Uważa pan, że filmy Svankmajera są typowe dla czeskiej kinematografii?
ZK: Owszem, bo Svankmajer oraz Zeman stworzyli w Pradze szkołę animacji, która zyskała światowy rozgłos. Obok kanadyjskiej i polskiej animacji była ona w latach sześćdziesiątych czołową siłą animowanej kultury filmowej. Do obecnych czasów dotrwał jako tako tylko Svankmajer.
TR: Ale filmy, które pokazywane są podczas Filmostrady, nie są animowane. To filmy żywego planu!
ZK: Na tym polegała czeska szkoła - to nie była czysta animacja. W tej dziedzinie w kinematografii światowej dominują dwa kierunki: disneyowsko-baśniowo-cukierkowy i orientalno-dekoracyjny. Czeska szkoła posługiwała się innym stylem. Niech pan weźmie "Spiskowców rozkoszy". Na końcu Svankmajer wymienia jako swoich inspiratorów markiza de Sade, Freuda, Buńuela, Maxa Ernsta. To oni najbardziej ryzykownie eksperymentowali z psychiką ludzką w poprzednim stuleciu.
TR: "Spiskowcy rozkoszy" spodobają się na pewno zwolennikom filmu "Delicatessen".
ZK: Tyle że "Delicatessen" to była fantazja narracyjno-wizjonerska, a tutaj mamy postacie kilku obsesjonatów. Przy czym sugestia jest taka, że każdy z nas może taki być. Widzimy, jak bohaterowie przygotowują swoje maniackie histerie. Pojęcia nie mamy, o co chodzi facetowi, który zarzyna kurę i lepi z gliny, piór i innych składników ogromną imitację zabitego zwierzęcia. Okazuje się, że on nienawidzi swojej sąsiadki, a ona odwzajemnia to uczucie. Obserwujemy obsesje tych dwóch osób. Albo ta listonoszka, która robi kulki z chleba i wpycha je sobie do nosa i uszu, na co patrzymy ze zdumieniem. To po prostu jest jej mania. W "Spiskowcach rozkoszy" każdy obraz jest zaskoczeniem, więc nie odrywamy oczu od ekranu. Na końcu rozumiemy wielką prawdę, że każdy z nas w gruncie rzeczy jest perwersyjnym zboczeńcem, który mógłby być jednym z bohaterów tego przedziwnego filmu.
TR: Panie Zygmuncie, który z tych filmów uważa pan za najwybitniejszy?
ZK: Oba filmy Svankmajera! Szczególnie "Otik", w którym została opowiedziana historia rodziny obsesyjnie pragnącej mieć dziecko i adoptującej korzeń drzewa. Zupełnie inny jest film zrobiony w Czadzie - "Abouna". To opowieść, która otwiera nam oczy na cywilizację afrykańską, łączącą nie zmienioną od tysięcy lat prostotę (mieszkanie w gliniankach) z nowoczesnością (pojawia się maszyna do szycia i samochód). To daje dużo do myślenia, panie Tomaszu, dużo do myślenia!
Więcej możesz przeczytać w 47/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.