Sądy popełniają przestępstwo, gdy domagają się od dziennikarzy ujawnienia informatorów.
"Prasa musi mieć swobodę mówienia wszystkiego, by niektórzy ludzie nie mieli swobody robienia wszystkiego" - stwierdził Louis Terrenoire, francuski dziennikarz i polityk. Thomas Jefferson, ojciec amerykańskiej demokracji, uważał, że "wolność słowa to wolność, której nie można ograniczyć, żeby jej nie stracić". Pierwsza poprawka do konstytucji Stanów Zjednoczonych głosi: "Kongres nie może stanowić ustaw (...) ograniczających wolność słowa lub prasy". W USA nie można zakazać żadnej publikacji, nawet gdyby zagrażała ona narodowemu bezpieczeństwu. Do dziś żaden prezydent, żaden ustawodawca, żaden sędzia nie śmie zaproponować ustawy, która by ograniczyła konstytucyjną swobodę wolności słowa. Także żaden przedstawiciel władzy wykonawczej w USA nie śmie ograniczać wolności słowa. A jak jest u nas? "Rzeczpospolita", "Wprost", "Gazeta Wyborcza", "Nowiny Nyskie, "Nowe Życie Pabianic" - wciąż wydłuża się lista mediów, którymi zainteresowała się prokuratura. Wydłuża się też lista tricków prawnych, które stosuje się w wojnie z wolnymi mediami. I choć władza wykonawcza nie może wprowadzić w Polsce cenzury, prokuratorzy i sędziowie mogą ograniczać wolność słowa.
Areszt dla wolnego słowa
Andrzej Marek, redaktor naczelny "Wieści Polickich", będzie prawdopodobnie pierwszym dziennikarzem w III RP, który trafi do więzienia za napisanie artykułu krytycznego wobec urzędnika. W ostatni piątek szczeciński sąd rejonowy zarządził wobec niego wykonanie trzymiesięcznej kary pozbawienia wolności. Wina Marka - według sędziów - polegała na tym, że w 2001 r. zarzucił urzędnikowi niegospodarność i wykorzystywanie urzędu do promowania własnej firmy. Centrum Monitoringu i Wolności Prasy w swoim oświadczeniu stwierdziło, że "niezależnie od uzasadnienia tego wyroku jego wykonanie postawiłoby Polskę w rzędzie tych krajów, które uważa się na świecie za naruszające wolność prasy".
W ostatnich trzech latach w prokuraturach podległych warszawskiej prokuraturze apelacyjnej prowadzono 36 spraw dotyczących dziennikarzy. Większość z nich wiązała się z ujawnieniem przez dziennikarzy tajemnic uzyskanych od funkcjonariuszy publicznych. W jednej z tych spraw, dotyczącej Tomasza Szymborskiego z "Rzeczpospolitej", sąd w Jaworznie wystąpił do operatora o udostępnienie billingów dziennikarza. Czy prokuratura chce w ten sposób zastraszyć dziennikarzy i wydawców? O ile trudno to zrobić w wypadku dziennikarzy ogólnopolskich mediów, o tyle z lokalnymi sprawa jest już prostsza. Choćby dlatego, że byt lokalnych gazet w dużym stopniu zależy od reklam i ogłoszeń organów samorządowych. - Władzy nie podoba się to, że nad publikacjami mediów w żaden sposób nie potrafi zapanować. Obecnie mamy do czynienia z czymś w rodzaju kontrataku władzy na dziennikarzy - mówi Andrzej Krajewski, szef Centrum Monitoringu Wolności Prasy.
Sposób pierwszy - na ujawnienie tajemnicy
Ewa Ornacka i Wojciech Sumliński, dziennikarze "Wprost", zostali niedawno zaocznie zwolnieni przez sąd z tajemnicy dziennikarskiej. Sąd Rejonowy w Warszawie uczynił tak na wniosek płockiej prokuratury. Dziennikarze "Wprost" ujawnili zeznania Masy, świadka koronnego w procesie mafii pruszkowskiej. Prowadząc śledztwo w sprawie przecieku zeznań, prokuratura chce wymusić na dziennikarzach złamanie jednej z fundamentalnych zasad etyki zawodowej - ochrony źródła informacji. Prof. Jacek Sobczak, szef Katedry Prawa Prasowego i Systemów Prasowych UAM w Poznaniu, sędzia Sądu Najwyższego, twierdzi, że tajemnica dziennikarska jest jedną z najwyżej usytuowanych tajemnic i nie ma możliwości zwolnienia kogokolwiek z prawa do zachowania w tajemnicy źródeł informacji. - Żądanie, aby dziennikarz powiedział, kto jest jego informatorem, jest działaniem niezgodnym z artykułem 180 par. 3 kodeksu postępowania karnego. Coś takiego praktycznie nie ma prawa się zdarzyć, bo żaden sąd nie może łamać prawa. Orzecznictwo Sądu Najwyższego jest w tej kwestii jasne: nie pozwala na żadne zwolnienia z tajemnicy i zmuszenie dziennikarza do identyfikacji osoby informatora. Wyjątkiem jest sytuacja przewidziana w art. 16 ust. 1 ustawy prawo prasowe - gdy informacja dotyczy przestępstwa określonego w art. 240 par. 1 kk - mówi "Wprost" prof. Jacek Sobczak.
Dążąc więc do zwolnienia dziennikarzy "Wprost" z tajemnicy, sąd i prokuratura łamią prawo prasowe. W art. 16 stanowi ono, że dziennikarza można zwolnić z tajemnicy, jeśli dysponuje on informacjami o zbrodni ludobójstwa, zamachu stanu, zamachu na życie prezydenta, zamachu na niepodległość i na konstytucyjne organy Rzeczypospolitej, sabotażu wojskowym, szpiegostwie, przestępstwach przeciwko bezpieczeństwu powszechnemu, porwaniach statków lub samolotów bądź zabójstwie. Żadna z tych okoliczności nie dotyczy opublikowania zeznań Masy.
Niedawno prokuratura na warszawskiej Ochocie wystąpiła do sądu o zwolnienie z tajemnicy dziennikarskiej Grażyny Rakowicz, toruńskiej korespondentki "Rzeczpospolitej". Prokuratura chciała w ten sposób ustalić w śledztwie, wszczętym na wniosek sędziego Wielkanowskiego, "bohatera" publikacji w "Rzeczpospolitej", w której wytknięto mu kontakty z gangsterami, jak dziennikarka zdobyła dostęp do akt zakończonej już sprawy sądowej. Prokuratura wystąpiła o zwolnienie dziennikarki z tajemnicy, nie starając się nawet wcześniej ustalić w inny sposób tych faktów, co wytknął jej sąd. - Za każdym razem słyszymy, że nie chodzi o uderzenie w dziennikarzy, tylko w ich informatorów. Niech uszczelnią instytucje, a nie nękają dziennikarzy, tym bardziej gdy ma się pewność, że zasłonią się tajemnicą - mówi Anna Marszałek z "Rzeczpospolitej".
Jarosławowi Jakimczykowi ("Wprost") i Bertoldowi Kittelowi ("Rzeczpospolita") postawiono zarzuty ujawnienia tajemnicy, bo pracując kilka lat temu w dzienniku "Życie", napisali o zaginionym raporcie wywiadu UOP dotyczącym pobytu w Polsce irlandzkiego terrorysty Seana Garlanda. Napisali też o planie aresztowania przez UOP trzech rosyjskich szpiegów ulokowanych w kontrwywiadzie Wojskowych Służb Informacyjnych oraz o okolicznościach zatrzymania i wypuszczenia bez procesu agenta CIA. Prokurator Małgorzata Dukiewicz połączyła wątki dotyczące WSI w jedno śledztwo, co sprawiło, że zarzucany im czyn urósł do rangi przestępstwa ciągłego, zagrożonego karą do 8 lat pozbawienia wolności.
Sposób drugi - na sprostowanie
Sędzia Zbigniew Wielkanowski doniósł też do prokuratury, że gazeta odmówiła opublikowania jego pisma. Wielkanowski uznał, że jego list spełnia wymogi sprostowania. Prawnicy gazety to zakwestionowali, zaś prokuratura wszczęła śledztwo, a następnie skierowała akt oskarżenia przeciwko Maciejowi Łukasiewiczowi, redaktorowi naczelnemu "Rzeczpospolitej". Dopiero nagłośnienie tej sprawy przez "Gazetę Wyborczą" spowodowało, że akt oskarżenia został - na polecenie warszawskiej prokuratury apelacyjnej - wycofany z sądu. Honor prokuratorów ratowano znalezieniem w nim uchybień formalnych. Autorzy raportu analizującego sytuację mediów w Polsce (sporządzonego dla Światowego Stowarzyszenia Wydawców Gazet po tym, jak m.in. Grzegorzowi Gaudenowi, prezesowi spółki wydającej "Rzeczpospolitą", czasowo zabrano paszport i zabroniono wyjazdów) dowodzą, że w Polsce restrykcja państwa wobec mediów polega m.in. na tym, że w sporach między osobami i instytucjami zamiast postępowania na drodze cywilnej (jak w zachodnich państwach demokratycznych) stosuje się drastyczne środki przewidziane w kodeksie karnym.
Prokuratura w Opolu wszczęła cztery postępowania karne przeciwko Magdalenie Hodak, redaktor naczelnej "Nowego Życia Pabianic" - za nieopublikowanie sprostowań. Na Hodak donieśli samorządowcy SLD z Pabianic, którym gazeta zarzuciła łamanie prawa. - Prokuratura zajęła się mną błyskawicznie. Wyglądało to tak, jakby jeden pan z SLD złożył doniesienie, a drugi kazał zrobić ze mną porządek. Prokuraturę wykorzystano do próby zastraszenia mnie - mówi Magdalena Hodak. W końcu Hodak odeszła z gazety, a lokalne władze wypowiedziały redakcji umowę najmu. Obecnie w tym lokalu mieści się biuro posłanki Anity Błochowiak z SLD, krytykowanej przez "Nowe Życie Pabianic". Magdalena Hodak ma sprawę w sądzie, zaś gazeta przestała pisać o przekrętach lokalnych władz.
Sposób trzeci - na przeszukanie
Przeszukanie, jakie policja urządziła w redakcji "Nowin Nyskich", miało rzekomo na celu odnalezienie faksu przysłanego do gazety przez burmistrza Nysy. Policjanci otrzymali polecenie przeszukania redakcji od prokuratury w Prudniku, która wszczęła śledztwo na wniosek burmistrza. Zarzucił on gazecie, że pytania do wywiadu, które otrzymał faksem, różnią się od zamieszczonych później w gazecie. - Policjanci sprawiali wrażenie, jakby nie wiedzieli, czego szukają. Moim zdaniem, chcieli znaleźć coś, co by zdekonspirowało naszych informatorów w sprawach dotyczących podejrzanych transakcji władz samorządowych - mówi Maciej Byczek, redaktor naczelny "Nowin".
Sposób czwarty - na zakaz publikacji
Pod koniec ubiegłego roku sąd zakazał "Rzeczpospolitej" oraz pismu "Poland Monthly" kolejnych publikacji na temat Andrzeja Perczyńskiego. Gazety napisały m.in., że Perczyński pomagał Grzegorzowi Wieczerzakowi i Władysławowi Jamrożemu lokować pieniądze wyprowadzone z PZU w rajach podatkowych. Zakaz miał obowiązywać do końca procesu, jaki Perczyński wytoczył gazetom. Zażądał miliona złotych zadośćuczynienia. Gdy redakcje złożyły zażalenie, sąd wyznaczył im maksymalne stawki opłaty skarbowej - 20 tys. zł dla "Rzeczpospolitej" i 10 tys. zł dla "Poland Monthly". Preston Smith, redaktor naczelny "Poland Monthly", przed publikacją spotkał się z groźbami, że jak tekst się ukaże, pismo będzie miało kłopoty. Smith zauważa, że gdyby w USA sądy postępowały tak jak w Polsce, afery Watergate czy Enronu nigdy nie ujrzałyby światła dziennego. W jego obronie stanęła Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy, oskarżając polskie władze o tłumienie dziennikarstwa śledczego. W swoim oświadczeniu stwierdziła, że wykorzystywanie sądów do uniemożliwiania dyskusji w sprawach ważnych dla opinii publicznej jest formą zastraszania dziennikarzy.
Sposób piąty - na odwrócenie uwagi
Skąd dziennikarz miał informacje? - to głównie interesuje prokuraturę, a nie to, czy popełniono przestępstwo i kto to zrobił. Wynika to m.in. z tego, że ujawniając afery, dziennikarze obnażają nieudolność prokuratury. Tak było np. w wypadku afery Rywina. To media ujawniły billingi, które pomogły komisji śledczej zadawać demaskujące pytania. Wszczynając postępowania przeciwko dziennikarzom o ujawnienie billingów, prokuratura odwraca uwagę od własnych zaniedbań.
Jak wynika z badań CBOS, 59 proc. Polaków domaga się, by dziennikarze, nie czekając na wyroki sądów, informowali o ciemnych stronach polityki. Oznacza to, że dziennikarze mają społeczny mandat. Są dla opinii publicznej rodzajem służby sanitarnej. Wykrywają ogniska choroby, zanim przejdzie ona w fazę epidemii. Prześladowanie dziennikarzy to godzenie się na stan permanentnej epidemii.
Ilustracja: I. Morski / Morski Studio Graficzne
Areszt dla wolnego słowa
Andrzej Marek, redaktor naczelny "Wieści Polickich", będzie prawdopodobnie pierwszym dziennikarzem w III RP, który trafi do więzienia za napisanie artykułu krytycznego wobec urzędnika. W ostatni piątek szczeciński sąd rejonowy zarządził wobec niego wykonanie trzymiesięcznej kary pozbawienia wolności. Wina Marka - według sędziów - polegała na tym, że w 2001 r. zarzucił urzędnikowi niegospodarność i wykorzystywanie urzędu do promowania własnej firmy. Centrum Monitoringu i Wolności Prasy w swoim oświadczeniu stwierdziło, że "niezależnie od uzasadnienia tego wyroku jego wykonanie postawiłoby Polskę w rzędzie tych krajów, które uważa się na świecie za naruszające wolność prasy".
W ostatnich trzech latach w prokuraturach podległych warszawskiej prokuraturze apelacyjnej prowadzono 36 spraw dotyczących dziennikarzy. Większość z nich wiązała się z ujawnieniem przez dziennikarzy tajemnic uzyskanych od funkcjonariuszy publicznych. W jednej z tych spraw, dotyczącej Tomasza Szymborskiego z "Rzeczpospolitej", sąd w Jaworznie wystąpił do operatora o udostępnienie billingów dziennikarza. Czy prokuratura chce w ten sposób zastraszyć dziennikarzy i wydawców? O ile trudno to zrobić w wypadku dziennikarzy ogólnopolskich mediów, o tyle z lokalnymi sprawa jest już prostsza. Choćby dlatego, że byt lokalnych gazet w dużym stopniu zależy od reklam i ogłoszeń organów samorządowych. - Władzy nie podoba się to, że nad publikacjami mediów w żaden sposób nie potrafi zapanować. Obecnie mamy do czynienia z czymś w rodzaju kontrataku władzy na dziennikarzy - mówi Andrzej Krajewski, szef Centrum Monitoringu Wolności Prasy.
Sposób pierwszy - na ujawnienie tajemnicy
Ewa Ornacka i Wojciech Sumliński, dziennikarze "Wprost", zostali niedawno zaocznie zwolnieni przez sąd z tajemnicy dziennikarskiej. Sąd Rejonowy w Warszawie uczynił tak na wniosek płockiej prokuratury. Dziennikarze "Wprost" ujawnili zeznania Masy, świadka koronnego w procesie mafii pruszkowskiej. Prowadząc śledztwo w sprawie przecieku zeznań, prokuratura chce wymusić na dziennikarzach złamanie jednej z fundamentalnych zasad etyki zawodowej - ochrony źródła informacji. Prof. Jacek Sobczak, szef Katedry Prawa Prasowego i Systemów Prasowych UAM w Poznaniu, sędzia Sądu Najwyższego, twierdzi, że tajemnica dziennikarska jest jedną z najwyżej usytuowanych tajemnic i nie ma możliwości zwolnienia kogokolwiek z prawa do zachowania w tajemnicy źródeł informacji. - Żądanie, aby dziennikarz powiedział, kto jest jego informatorem, jest działaniem niezgodnym z artykułem 180 par. 3 kodeksu postępowania karnego. Coś takiego praktycznie nie ma prawa się zdarzyć, bo żaden sąd nie może łamać prawa. Orzecznictwo Sądu Najwyższego jest w tej kwestii jasne: nie pozwala na żadne zwolnienia z tajemnicy i zmuszenie dziennikarza do identyfikacji osoby informatora. Wyjątkiem jest sytuacja przewidziana w art. 16 ust. 1 ustawy prawo prasowe - gdy informacja dotyczy przestępstwa określonego w art. 240 par. 1 kk - mówi "Wprost" prof. Jacek Sobczak.
Dążąc więc do zwolnienia dziennikarzy "Wprost" z tajemnicy, sąd i prokuratura łamią prawo prasowe. W art. 16 stanowi ono, że dziennikarza można zwolnić z tajemnicy, jeśli dysponuje on informacjami o zbrodni ludobójstwa, zamachu stanu, zamachu na życie prezydenta, zamachu na niepodległość i na konstytucyjne organy Rzeczypospolitej, sabotażu wojskowym, szpiegostwie, przestępstwach przeciwko bezpieczeństwu powszechnemu, porwaniach statków lub samolotów bądź zabójstwie. Żadna z tych okoliczności nie dotyczy opublikowania zeznań Masy.
Niedawno prokuratura na warszawskiej Ochocie wystąpiła do sądu o zwolnienie z tajemnicy dziennikarskiej Grażyny Rakowicz, toruńskiej korespondentki "Rzeczpospolitej". Prokuratura chciała w ten sposób ustalić w śledztwie, wszczętym na wniosek sędziego Wielkanowskiego, "bohatera" publikacji w "Rzeczpospolitej", w której wytknięto mu kontakty z gangsterami, jak dziennikarka zdobyła dostęp do akt zakończonej już sprawy sądowej. Prokuratura wystąpiła o zwolnienie dziennikarki z tajemnicy, nie starając się nawet wcześniej ustalić w inny sposób tych faktów, co wytknął jej sąd. - Za każdym razem słyszymy, że nie chodzi o uderzenie w dziennikarzy, tylko w ich informatorów. Niech uszczelnią instytucje, a nie nękają dziennikarzy, tym bardziej gdy ma się pewność, że zasłonią się tajemnicą - mówi Anna Marszałek z "Rzeczpospolitej".
Jarosławowi Jakimczykowi ("Wprost") i Bertoldowi Kittelowi ("Rzeczpospolita") postawiono zarzuty ujawnienia tajemnicy, bo pracując kilka lat temu w dzienniku "Życie", napisali o zaginionym raporcie wywiadu UOP dotyczącym pobytu w Polsce irlandzkiego terrorysty Seana Garlanda. Napisali też o planie aresztowania przez UOP trzech rosyjskich szpiegów ulokowanych w kontrwywiadzie Wojskowych Służb Informacyjnych oraz o okolicznościach zatrzymania i wypuszczenia bez procesu agenta CIA. Prokurator Małgorzata Dukiewicz połączyła wątki dotyczące WSI w jedno śledztwo, co sprawiło, że zarzucany im czyn urósł do rangi przestępstwa ciągłego, zagrożonego karą do 8 lat pozbawienia wolności.
Sposób drugi - na sprostowanie
Sędzia Zbigniew Wielkanowski doniósł też do prokuratury, że gazeta odmówiła opublikowania jego pisma. Wielkanowski uznał, że jego list spełnia wymogi sprostowania. Prawnicy gazety to zakwestionowali, zaś prokuratura wszczęła śledztwo, a następnie skierowała akt oskarżenia przeciwko Maciejowi Łukasiewiczowi, redaktorowi naczelnemu "Rzeczpospolitej". Dopiero nagłośnienie tej sprawy przez "Gazetę Wyborczą" spowodowało, że akt oskarżenia został - na polecenie warszawskiej prokuratury apelacyjnej - wycofany z sądu. Honor prokuratorów ratowano znalezieniem w nim uchybień formalnych. Autorzy raportu analizującego sytuację mediów w Polsce (sporządzonego dla Światowego Stowarzyszenia Wydawców Gazet po tym, jak m.in. Grzegorzowi Gaudenowi, prezesowi spółki wydającej "Rzeczpospolitą", czasowo zabrano paszport i zabroniono wyjazdów) dowodzą, że w Polsce restrykcja państwa wobec mediów polega m.in. na tym, że w sporach między osobami i instytucjami zamiast postępowania na drodze cywilnej (jak w zachodnich państwach demokratycznych) stosuje się drastyczne środki przewidziane w kodeksie karnym.
Prokuratura w Opolu wszczęła cztery postępowania karne przeciwko Magdalenie Hodak, redaktor naczelnej "Nowego Życia Pabianic" - za nieopublikowanie sprostowań. Na Hodak donieśli samorządowcy SLD z Pabianic, którym gazeta zarzuciła łamanie prawa. - Prokuratura zajęła się mną błyskawicznie. Wyglądało to tak, jakby jeden pan z SLD złożył doniesienie, a drugi kazał zrobić ze mną porządek. Prokuraturę wykorzystano do próby zastraszenia mnie - mówi Magdalena Hodak. W końcu Hodak odeszła z gazety, a lokalne władze wypowiedziały redakcji umowę najmu. Obecnie w tym lokalu mieści się biuro posłanki Anity Błochowiak z SLD, krytykowanej przez "Nowe Życie Pabianic". Magdalena Hodak ma sprawę w sądzie, zaś gazeta przestała pisać o przekrętach lokalnych władz.
Sposób trzeci - na przeszukanie
Przeszukanie, jakie policja urządziła w redakcji "Nowin Nyskich", miało rzekomo na celu odnalezienie faksu przysłanego do gazety przez burmistrza Nysy. Policjanci otrzymali polecenie przeszukania redakcji od prokuratury w Prudniku, która wszczęła śledztwo na wniosek burmistrza. Zarzucił on gazecie, że pytania do wywiadu, które otrzymał faksem, różnią się od zamieszczonych później w gazecie. - Policjanci sprawiali wrażenie, jakby nie wiedzieli, czego szukają. Moim zdaniem, chcieli znaleźć coś, co by zdekonspirowało naszych informatorów w sprawach dotyczących podejrzanych transakcji władz samorządowych - mówi Maciej Byczek, redaktor naczelny "Nowin".
Sposób czwarty - na zakaz publikacji
Pod koniec ubiegłego roku sąd zakazał "Rzeczpospolitej" oraz pismu "Poland Monthly" kolejnych publikacji na temat Andrzeja Perczyńskiego. Gazety napisały m.in., że Perczyński pomagał Grzegorzowi Wieczerzakowi i Władysławowi Jamrożemu lokować pieniądze wyprowadzone z PZU w rajach podatkowych. Zakaz miał obowiązywać do końca procesu, jaki Perczyński wytoczył gazetom. Zażądał miliona złotych zadośćuczynienia. Gdy redakcje złożyły zażalenie, sąd wyznaczył im maksymalne stawki opłaty skarbowej - 20 tys. zł dla "Rzeczpospolitej" i 10 tys. zł dla "Poland Monthly". Preston Smith, redaktor naczelny "Poland Monthly", przed publikacją spotkał się z groźbami, że jak tekst się ukaże, pismo będzie miało kłopoty. Smith zauważa, że gdyby w USA sądy postępowały tak jak w Polsce, afery Watergate czy Enronu nigdy nie ujrzałyby światła dziennego. W jego obronie stanęła Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy, oskarżając polskie władze o tłumienie dziennikarstwa śledczego. W swoim oświadczeniu stwierdziła, że wykorzystywanie sądów do uniemożliwiania dyskusji w sprawach ważnych dla opinii publicznej jest formą zastraszania dziennikarzy.
Sposób piąty - na odwrócenie uwagi
Skąd dziennikarz miał informacje? - to głównie interesuje prokuraturę, a nie to, czy popełniono przestępstwo i kto to zrobił. Wynika to m.in. z tego, że ujawniając afery, dziennikarze obnażają nieudolność prokuratury. Tak było np. w wypadku afery Rywina. To media ujawniły billingi, które pomogły komisji śledczej zadawać demaskujące pytania. Wszczynając postępowania przeciwko dziennikarzom o ujawnienie billingów, prokuratura odwraca uwagę od własnych zaniedbań.
Jak wynika z badań CBOS, 59 proc. Polaków domaga się, by dziennikarze, nie czekając na wyroki sądów, informowali o ciemnych stronach polityki. Oznacza to, że dziennikarze mają społeczny mandat. Są dla opinii publicznej rodzajem służby sanitarnej. Wykrywają ogniska choroby, zanim przejdzie ona w fazę epidemii. Prześladowanie dziennikarzy to godzenie się na stan permanentnej epidemii.
Paragraf na dziennikarzy |
---|
|
Media pod sąd |
---|
|
Ilustracja: I. Morski / Morski Studio Graficzne
Więcej możesz przeczytać w 7/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.