Dlaczego zbrodnie nazizmu zostały przedstawione nawet w hollywoodzkich filmach, a koszmar gułagów nigdy nie przeniknął do zbiorowej świadomości Zachodu? - pyta Anne Applebaum, tegoroczna zdobywczyni nagrody Pulitzera, autorka książki "Gulag. A History". Dlaczego faszyzm doczekał się jednoznacznej moralnie oceny, a zbrodnie komunizmu pozostają na tyle nieznane, że wciąż wypada kupować koszulki z sierpem i młotem, podczas gdy swastyka wywołałaby interwencję policji?
Trzydzieści lat po "Archipelagu Gułag" Aleksandra Sołżenicyna, dziesięć lat po częściowym otwarciu rosyjskich archiwów wiedza o systemie represji i niewolniczej pracy w Związku Radzieckim pozostaje na Zachodzie szczątkowa. Teza Applebaum, zgodnie z którą koszmar stalinizmu był integralną częścią systemu w ZSRR, nie ma wielu zwolenników. Książka, jak mówi autorka, powstała właśnie po to, by skorygować ten błąd. - Moja książka jest wyczerpującą relacją horroru Wschodu, przeznaczoną dla tych, którzy być może przeczytają na ten temat tylko jedną pozycję - mówi Applebaum.
"Gulag. A History" to - jak napisał przegląd "New Criterion" - książka, która na wiele lat pozostanie ostatecznym opisem systemu represji w ZSRR. To, że Apple-baum podejmuje temat opisany przez Sołżenicyna, Warłama Szałamowa czy Eugenię Ginzburg, nie umniejsza zasług autorki - uważają amerykańscy krytycy. Jej książka zawiera bowiem pierwszy tak obszerny i wstrząsający opis gułagów, powstały po otwarciu rosyjskich archiwów.
Krytycy przypominają, że świadectwa Sołżenicyna wielokrotnie podważano, a on sam był ofiarą agresywnej kampanii oszczerstw. Próby całkowitego zdyskredytowania jego relacji były, jak się okazało, inspirowane przez KGB, a lewicowa krytyka nad wyraz chętnie podjęła wątki podsuwane przez współtwórców systemu. Tak zwani rewizjonistyczni krytycy brytyjscy i amerykańscy w opisach ZSRR woleli podkreślać szybki rozwój gospodarczy, przemilczając niewygodną prawdę o totalitarnym aspekcie systemu. Położenie nacisku na industrializację Rosji w czasach stalinowskich z pominięciem historii gułagów jest szczególnie ponurą ironią. Jak wynika z dokumentów, do których dotarła Applebaum, niewolnicza praca więźniów była częścią centralnie założonego planu gospodarczego, a w archiwalnych notatkach urzędników wiele jest narzekania na małą efektywność pracy więźniów, wyrażanego tonem zatroskanych księgowych. W 1939 r. Ławrientij Beria, szef aparatu bezpieczeństwa, postanowił zwiększyć racje żywnościowe w gułagach nie ze względów humanitarnych, ale dlatego, że lepiej odżywieni więźniowie mogli ciężej pracować.
"Gulag" wywołał nie tylko falę entuzjastycznych recenzji. W prasie w USA odżyła dzięki niemu dyskusja, dlaczego gułagi zostały zapomniane. "Houston Chronicle" zwraca uwagę, że żaden z podróżujących po Rosji amerykańskich dygnitarzy nie udał się do Workuty ani nie wezwał do uczczenia pamięci ofiar. Prezydent Bush, będąc w Krakowie, złożył wizytę w Oświęcimiu, ale w Petersburgu nie wspomniał o gułagach ani nie pojechał na Wyspy Sołowieckie. Applebaum uświadamia, że dwa systemy totalitarne XX wieku - faszyzm i komunizm - były porównywalnie okrutne.
"Gulag. A History" to - jak napisał przegląd "New Criterion" - książka, która na wiele lat pozostanie ostatecznym opisem systemu represji w ZSRR. To, że Apple-baum podejmuje temat opisany przez Sołżenicyna, Warłama Szałamowa czy Eugenię Ginzburg, nie umniejsza zasług autorki - uważają amerykańscy krytycy. Jej książka zawiera bowiem pierwszy tak obszerny i wstrząsający opis gułagów, powstały po otwarciu rosyjskich archiwów.
Krytycy przypominają, że świadectwa Sołżenicyna wielokrotnie podważano, a on sam był ofiarą agresywnej kampanii oszczerstw. Próby całkowitego zdyskredytowania jego relacji były, jak się okazało, inspirowane przez KGB, a lewicowa krytyka nad wyraz chętnie podjęła wątki podsuwane przez współtwórców systemu. Tak zwani rewizjonistyczni krytycy brytyjscy i amerykańscy w opisach ZSRR woleli podkreślać szybki rozwój gospodarczy, przemilczając niewygodną prawdę o totalitarnym aspekcie systemu. Położenie nacisku na industrializację Rosji w czasach stalinowskich z pominięciem historii gułagów jest szczególnie ponurą ironią. Jak wynika z dokumentów, do których dotarła Applebaum, niewolnicza praca więźniów była częścią centralnie założonego planu gospodarczego, a w archiwalnych notatkach urzędników wiele jest narzekania na małą efektywność pracy więźniów, wyrażanego tonem zatroskanych księgowych. W 1939 r. Ławrientij Beria, szef aparatu bezpieczeństwa, postanowił zwiększyć racje żywnościowe w gułagach nie ze względów humanitarnych, ale dlatego, że lepiej odżywieni więźniowie mogli ciężej pracować.
"Gulag" wywołał nie tylko falę entuzjastycznych recenzji. W prasie w USA odżyła dzięki niemu dyskusja, dlaczego gułagi zostały zapomniane. "Houston Chronicle" zwraca uwagę, że żaden z podróżujących po Rosji amerykańskich dygnitarzy nie udał się do Workuty ani nie wezwał do uczczenia pamięci ofiar. Prezydent Bush, będąc w Krakowie, złożył wizytę w Oświęcimiu, ale w Petersburgu nie wspomniał o gułagach ani nie pojechał na Wyspy Sołowieckie. Applebaum uświadamia, że dwa systemy totalitarne XX wieku - faszyzm i komunizm - były porównywalnie okrutne.
Anne Applebaum jest dziennikarką "Washington Post", żoną Radka Sikorskiego, byłego polskiego wiceministra obrony i spraw zagranicznych. Po ukończeniu Uniwersytetu Yale, na którym studiowała literaturę rosyjską, Applebaum wyjechała do Londynu w ramach programu stypendialnego Marshalla. Tam zetknęła się z członkami "Solidarności" i zaangażowała w pomoc dla jej podziemnych struktur w Polsce. W 1988 r. została korespondentką "The Economist" w Warszawie. Należała do grupy młodych zachodnich dziennikarzy, którzy uznali wówczas Europę Wschodnią za najciekawsze miejsce świata i opisali upadek komunizmu. Po powrocie do Londynu pracowała dla "Spectatora". Już jako żona Sikorskiego wróciła do Polski i zamieszkała w jego rodzinnym dworze w Chobielinie. Owocem podróży po Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej była jej pierwsza książka "Między Wschodem a Zachodem. Przez pogranicza Europy". Praca nad książką "Gulag. A History" trwała sześć lat. - Przyznam, że miałem duszę na ramieniu, gdy moja żona - w trzecim czy piątym miesiącu ciąży - jako rasowa dziennikarka podróżowała do Workuty albo Norylska, by zobaczyć na własne oczy, jak wyglądały miasta zbudowane przez więźniów - mówi Radek Sikorski. - Anne jest nietypową Amerykanką. Wywodzi się z narodu zaabsorbowanego nade wszystko teraźniejszością i niemal nie interesującego się historią, a ma szczególną wrażliwość na historię i pogmatwane losy naszej części świata. |
Więcej możesz przeczytać w 17/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.