13 czerwca Serbowie wybiorą przyszłość
Serbią wciąż rządzą cienie uwięzionego Slobodana Milos"evicia - osławionego Slobo - i zamordowanego reformatora Zorana Dzindzicia. W zaplanowanych na 13 czerwca wyborach prezydenckich kandydatów jest kilkunastu, ostateczna rozgrywka dokona się jednak najprawdopodobniej między dwoma z nich: Tomislavem Nikoliciem, nacjonalistą namaszczonym przez Vojislava S"es"elja, i Borisem Tadiciem, politycznym spadkobiercą Dzindzicia. Mimo że prezydent nie ma szerokich uprawnień, ten wybór będzie miał znaczenie nie tylko symboliczne - nowy prezydent będzie prowadzić rokowania akcesyjne do NATO i Unii Europejskiej.
Serbowie aż czterokrotnie usiłowali wybrać prezydenta, wszystkie próby spełzły na niczym z powodu zbyt niskiej frekwencji (zgodnie z konstytucją musiał być bowiem przekroczony próg 50 proc.). Wreszcie nowy parlament przegłosował zmianę ordynacji wyborczej, co znaczy, że w końcu wybory okażą się ważne.
Czerwcowe wybory przebiegają w specyficznej atmosferze. Toczy się proces w sprawie zabójstwa premiera Dzindzicia, na ławach oskarżonych zasiadają mafiosi i byli pracownicy służb specjalnych, większość społeczeństwa nie wie, czy to prawdziwe, czy tylko pozorne oczyszczanie życia politycznego z korupcji i podejrzanych układów. Sąsiedzi: Bułgaria i Rumunia, już członkowie NATO, są coraz bliżej Unii Europejskiej, w Serbii tymczasem nic nie wskazuje na poprawę sytuacji.
O urząd prezydenta ubiega się m.in. księżna Elżbieta Karadziordziević, kuzynka serbskiego następcy tronu. Tak naprawdę liczy się jednak wymieniona dwójka, której może pomieszać szyki konserwatysta Dragan Mars"ićanin, prawa ręka premiera Vojislava Kos"tunicy, liberał i eksminister obrony Serbii i Czarnogóry. Do drugiej rundy przejdzie z pewnością Nikolić i prawdopodobnie Tadić. Taki układ będzie oznaczał wybór między dalszymi reformami i integracją euroatlantycką Serbii a zastojem. O zmianach, jakie zachodzą w świadomości Serbów, najdobitniej świadczy jednak to, że Nikolić - choć skrajny nacjonalista - za jeden z najważniejszych celów uważa przystąpienie kraju do UE i NATO.
Dzisiejszy serbski nacjonalizm ma charakter przede wszystkim populistyczny - radykałowie zapowiadają walkę z mafią, bezrobociem, rosnącym ubóstwem, korupcją. Obiecują obywatelom poprawę sytuacji materialnej i większe bezpieczeństwo. Hasłami wielkoserbskimi szafują dziś właściwie jedynie skrajni odszczepieńcy, o walce o odzyskanie Kosowa mało kto wspomina. Kwestią sporną jest współpraca z trybunałem w Hadze, który sądzi serbskich zbrodniarzy wojennych. Radykałowie mniej ochoczo niż liberałowie zgadzają się na wydawanie oskarżonych.
Czy z Tadiciem, czy z Nikoliciem na stanowisku prezydenta kierunek zmian w Serbii będzie zatem ten sam - integracja i kurs na Zachód. Problem w tym, że Bruksela i Waszyngton stosują wobec radykałów zasadę ograniczonego zaufania, która mogłaby opóźnić procesy akcesyjne. A Serbia, która spętana procedurą wyborczą zmarnowała już prawie dwa lata, nie ma czasu na czekanie.
Serbowie aż czterokrotnie usiłowali wybrać prezydenta, wszystkie próby spełzły na niczym z powodu zbyt niskiej frekwencji (zgodnie z konstytucją musiał być bowiem przekroczony próg 50 proc.). Wreszcie nowy parlament przegłosował zmianę ordynacji wyborczej, co znaczy, że w końcu wybory okażą się ważne.
Czerwcowe wybory przebiegają w specyficznej atmosferze. Toczy się proces w sprawie zabójstwa premiera Dzindzicia, na ławach oskarżonych zasiadają mafiosi i byli pracownicy służb specjalnych, większość społeczeństwa nie wie, czy to prawdziwe, czy tylko pozorne oczyszczanie życia politycznego z korupcji i podejrzanych układów. Sąsiedzi: Bułgaria i Rumunia, już członkowie NATO, są coraz bliżej Unii Europejskiej, w Serbii tymczasem nic nie wskazuje na poprawę sytuacji.
O urząd prezydenta ubiega się m.in. księżna Elżbieta Karadziordziević, kuzynka serbskiego następcy tronu. Tak naprawdę liczy się jednak wymieniona dwójka, której może pomieszać szyki konserwatysta Dragan Mars"ićanin, prawa ręka premiera Vojislava Kos"tunicy, liberał i eksminister obrony Serbii i Czarnogóry. Do drugiej rundy przejdzie z pewnością Nikolić i prawdopodobnie Tadić. Taki układ będzie oznaczał wybór między dalszymi reformami i integracją euroatlantycką Serbii a zastojem. O zmianach, jakie zachodzą w świadomości Serbów, najdobitniej świadczy jednak to, że Nikolić - choć skrajny nacjonalista - za jeden z najważniejszych celów uważa przystąpienie kraju do UE i NATO.
Dzisiejszy serbski nacjonalizm ma charakter przede wszystkim populistyczny - radykałowie zapowiadają walkę z mafią, bezrobociem, rosnącym ubóstwem, korupcją. Obiecują obywatelom poprawę sytuacji materialnej i większe bezpieczeństwo. Hasłami wielkoserbskimi szafują dziś właściwie jedynie skrajni odszczepieńcy, o walce o odzyskanie Kosowa mało kto wspomina. Kwestią sporną jest współpraca z trybunałem w Hadze, który sądzi serbskich zbrodniarzy wojennych. Radykałowie mniej ochoczo niż liberałowie zgadzają się na wydawanie oskarżonych.
Czy z Tadiciem, czy z Nikoliciem na stanowisku prezydenta kierunek zmian w Serbii będzie zatem ten sam - integracja i kurs na Zachód. Problem w tym, że Bruksela i Waszyngton stosują wobec radykałów zasadę ograniczonego zaufania, która mogłaby opóźnić procesy akcesyjne. A Serbia, która spętana procedurą wyborczą zmarnowała już prawie dwa lata, nie ma czasu na czekanie.
Więcej możesz przeczytać w 24/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.