Rosja jest V kolumną w instytucjach europejskich Rada Europy, od kiedy rządy w Rosji objął Władimir Putin, zaczęła się stawać narzędziem w rękach Kremla. - Moskwa wykorzystuje swoje wpływy w innych krajach, głównie w Niemczech i Francji, i manipulując radą, używa jej do uwiarygodnienia własnej polityki - ubolewa w rozmowie z "Wprost" Vytautas Landsbergis, europarlamentarzysta, były prezydent Litwy. - Rada Europy potrzebuje nowego oddechu - mówi "Wprost" Javier Solana, szef unijnej dyplomacji, tuż przed rozpoczęciem warszawskiego szczytu rady, jedynej w pełni paneuropejskiej organizacji.
Radę Europy wymyślił w 1946 r. Winston Churchill, któremu zależało na stworzeniu "latarni dla komunistów" oświetlającej Europę za żelazną kurtyną. Jej celem miała być promocja demokracji i praw człowieka. Chwile triumfu organizacja przeżywała w 1989 r., gdy upadał komunizm. Jako pierwsza skupiła państwa z Zachodu i Wschodu. Potem traciła na znaczeniu - gdy kolejne kraje postkomunistyczne wchodziły do organizacji dających większe możliwości działania: NATO i Unii Europejskiej. Gdy w 1986 r. do rady przystąpiła Rosja, mówiono o przełomie. Później jednak z tego powodu zaczęły się schody. Rosja torpeduje działania rady, uznając ją za jeszcze jeden instrument propagowania niechcianych przez Kreml zmian `a la "pomarańczowa rewolucja" na Ukrainie.
Bezpłodne dyskusje
Polska dyplomacja, która przewodniczy dziś Radzie Europy, podjęła próbę reformy. - Chcemy na nowo określić rolę rady w XXI wieku, postawić jej nowe cele - deklaruje Adam Daniel Rotfeld, polski minister spraw zagranicznych. Ma temu służyć warszawski szczyt rady - trzeci w 56-letniej historii tej organizacji.
Moskwa nie chce, by reformę przeprowadzono z inicjatywy Polski. Długo nie zapomni, że to Polacy wnosili na forum rady rezolucje potępiające działania Rosji na Ukrainie. Ekipa Putina uważa, że organizacja zbytnio angażuje się w sprawy wewnętrzne Rosji - konflikt w Czeczenii i aferę Jukosu. Furię rosyjskich parlamentarzystów wywołała kwietniowa rezolucja Zgromadzenia Parlamentarnego RE postulująca ustanowienie specjalnego trybunału do zbadania zbrodni w Czeczenii. Siergiej Jastrzembski, doradca Putina ds. europejskich, nazwał ją "aktem bezprawnym mającym odwrócić uwagę od sytuacji w Iraku". Dmitrij Rogozin, szef nacjonalistycznej partii Rodina, stwierdził, że "nadszedł czas traktować Radę Europy tak, jak George W. Bush traktuje Radę Bezpieczeństwa ONZ". "O Czeczenii nie będziemy rozmawiać w Strasburgu" - grzmiał.
Rosja jest w gronie pięciu największych płatników Rady Europy i chce radzie stawiać warunki. Do tej pory w Rosji nie zniesiono kary śmierci, co jest jednym z warunków przyjęcia do rady. W 2001 r. ze względu na gwałcenie praw człowieka w Czeczenii próbowano wykluczyć Rosję z organizacji. Wniosek szybko przepadł w czasie głosowania. "Płacimy wielkie pieniądze, a jesteśmy tylko krytykowani" - narzekał Konstantin Kosaczow, przewodniczący komisji spraw zagranicznych rosyjskiej Dumy. Rządowa "Rossijskaja Gazieta" podważyła sens istnienia rady. W artykule "Warszawska melodia dla Strasburga" napisała: "Radzie Europy pozostało jedynie prowadzić bezpłodne dyskusje o Czeczenii i rzucać gromy na ostatniego dyktatora - Aleksandra Łukaszenkę".
- Zadaniem Rady Europy jest monitorowanie przestrzegania zasad demokracji. Ma ono sens, gdy jest robione uczciwie. Jeśli demokracja staje się kartą przetargową w rozgrywkach politycznych, to taka organizacja zaczyna być impotentem - mówi "Wprost" Jacques Rupnik, francuski politolog z Centrum Międzynarodowych Studiów i Badań (CERI).
Moskwa nie tylko jednak nie zamierza przestrzegać zasad afirmowanych przez RE, ale postanowiła de facto zbojkotować warszawski szczyt. Rosję będzie reprezentował w Warszawie szef MSZ Siergiej Ławrow, czyli reprezentant najniższego szczebla, jakiego może delegować dany kraj na imprezę o randze szczytu.
Może więc nie były potrzebne próby udobruchania na siłę Moskwy? Program wiosennej sesji RE został "wyczyszczony", tak by nie "denerwować jej członków". Kwestię wolności prasy zamieniono na "pracę dziennikarzy w strefach konfliktu", dodano neutralne tematy, jak ochrona środowiska, dyskryminacja kobiet w sporcie. Postawa Rosji jest tolerowana przez część państw "starej Europy", które chcą odegrać się za poparcie przez Polskę interwencji w Iraku i "wychodzenie przed szereg" w czasie kryzysu na Ukrainie. - Część z nich zarzuca nam, że nie reprezentowaliśmy tam dostatecznie Rady Europy - mówi Tadeusz Iwiński, szef polskiej delegacji w Zgromadzeniu Parlamentarnym RE.
Piątą kolumna
Rada Europy nie jest jedyną organizacją, której działalność próbuje sparaliżować Rosja. - Rosja jest naszą piątą kolumną - mówi "Wprost" Bruce George, honorowy przewodniczący Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Jeszcze dziesięć lat temu - przy aplauzie Paryża i Berlina - Rosja chciała stworzyć z OBWE "kluczowy element architektury bezpieczeństwa europejskiego". Moskwie w istocie szło o to, by odciągnąć kraje wschodniej Europy od wstępowania do NATO. - Plan się nie powiódł, ale Moskwa zdobyła bardzo silną pozycję w organizacji. I teraz ją wykorzystuje, by sabotować działania OBWE - opowiada George. Na wybory do Mołdawii pojechało o wiele mniej obserwatorów, niż planowano, bo Rosja odmawiała zaakceptowania budżetu organizacji.
- Szczyt w Warszawie pokaże, czy takie organizacje jak RE lub OBWE mają w ogóle rację bytu we współczesnej Europie - mówi "Wprost" Bronisław Geremek, były szef MSZ. - Głównym problemem jest Rosja. Ona potrzebuje tych organizacji, członkostwo w nich uwiarygadnia Rosję. Z drugiej strony, ich działania na rzecz praw człowieka i demokracji są Kremlowi całkowicie nie na rękę - mówi. Przed szczytem w Warszawie rosyjskie gazety pisały, że to "bal, którego celem jest wspólna fotografia w gazetach". Moskwa chce, by ten bal skończył się fiaskiem.
Bezpłodne dyskusje
Polska dyplomacja, która przewodniczy dziś Radzie Europy, podjęła próbę reformy. - Chcemy na nowo określić rolę rady w XXI wieku, postawić jej nowe cele - deklaruje Adam Daniel Rotfeld, polski minister spraw zagranicznych. Ma temu służyć warszawski szczyt rady - trzeci w 56-letniej historii tej organizacji.
Moskwa nie chce, by reformę przeprowadzono z inicjatywy Polski. Długo nie zapomni, że to Polacy wnosili na forum rady rezolucje potępiające działania Rosji na Ukrainie. Ekipa Putina uważa, że organizacja zbytnio angażuje się w sprawy wewnętrzne Rosji - konflikt w Czeczenii i aferę Jukosu. Furię rosyjskich parlamentarzystów wywołała kwietniowa rezolucja Zgromadzenia Parlamentarnego RE postulująca ustanowienie specjalnego trybunału do zbadania zbrodni w Czeczenii. Siergiej Jastrzembski, doradca Putina ds. europejskich, nazwał ją "aktem bezprawnym mającym odwrócić uwagę od sytuacji w Iraku". Dmitrij Rogozin, szef nacjonalistycznej partii Rodina, stwierdził, że "nadszedł czas traktować Radę Europy tak, jak George W. Bush traktuje Radę Bezpieczeństwa ONZ". "O Czeczenii nie będziemy rozmawiać w Strasburgu" - grzmiał.
Rosja jest w gronie pięciu największych płatników Rady Europy i chce radzie stawiać warunki. Do tej pory w Rosji nie zniesiono kary śmierci, co jest jednym z warunków przyjęcia do rady. W 2001 r. ze względu na gwałcenie praw człowieka w Czeczenii próbowano wykluczyć Rosję z organizacji. Wniosek szybko przepadł w czasie głosowania. "Płacimy wielkie pieniądze, a jesteśmy tylko krytykowani" - narzekał Konstantin Kosaczow, przewodniczący komisji spraw zagranicznych rosyjskiej Dumy. Rządowa "Rossijskaja Gazieta" podważyła sens istnienia rady. W artykule "Warszawska melodia dla Strasburga" napisała: "Radzie Europy pozostało jedynie prowadzić bezpłodne dyskusje o Czeczenii i rzucać gromy na ostatniego dyktatora - Aleksandra Łukaszenkę".
- Zadaniem Rady Europy jest monitorowanie przestrzegania zasad demokracji. Ma ono sens, gdy jest robione uczciwie. Jeśli demokracja staje się kartą przetargową w rozgrywkach politycznych, to taka organizacja zaczyna być impotentem - mówi "Wprost" Jacques Rupnik, francuski politolog z Centrum Międzynarodowych Studiów i Badań (CERI).
Moskwa nie tylko jednak nie zamierza przestrzegać zasad afirmowanych przez RE, ale postanowiła de facto zbojkotować warszawski szczyt. Rosję będzie reprezentował w Warszawie szef MSZ Siergiej Ławrow, czyli reprezentant najniższego szczebla, jakiego może delegować dany kraj na imprezę o randze szczytu.
Może więc nie były potrzebne próby udobruchania na siłę Moskwy? Program wiosennej sesji RE został "wyczyszczony", tak by nie "denerwować jej członków". Kwestię wolności prasy zamieniono na "pracę dziennikarzy w strefach konfliktu", dodano neutralne tematy, jak ochrona środowiska, dyskryminacja kobiet w sporcie. Postawa Rosji jest tolerowana przez część państw "starej Europy", które chcą odegrać się za poparcie przez Polskę interwencji w Iraku i "wychodzenie przed szereg" w czasie kryzysu na Ukrainie. - Część z nich zarzuca nam, że nie reprezentowaliśmy tam dostatecznie Rady Europy - mówi Tadeusz Iwiński, szef polskiej delegacji w Zgromadzeniu Parlamentarnym RE.
Piątą kolumna
Rada Europy nie jest jedyną organizacją, której działalność próbuje sparaliżować Rosja. - Rosja jest naszą piątą kolumną - mówi "Wprost" Bruce George, honorowy przewodniczący Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Jeszcze dziesięć lat temu - przy aplauzie Paryża i Berlina - Rosja chciała stworzyć z OBWE "kluczowy element architektury bezpieczeństwa europejskiego". Moskwie w istocie szło o to, by odciągnąć kraje wschodniej Europy od wstępowania do NATO. - Plan się nie powiódł, ale Moskwa zdobyła bardzo silną pozycję w organizacji. I teraz ją wykorzystuje, by sabotować działania OBWE - opowiada George. Na wybory do Mołdawii pojechało o wiele mniej obserwatorów, niż planowano, bo Rosja odmawiała zaakceptowania budżetu organizacji.
- Szczyt w Warszawie pokaże, czy takie organizacje jak RE lub OBWE mają w ogóle rację bytu we współczesnej Europie - mówi "Wprost" Bronisław Geremek, były szef MSZ. - Głównym problemem jest Rosja. Ona potrzebuje tych organizacji, członkostwo w nich uwiarygadnia Rosję. Z drugiej strony, ich działania na rzecz praw człowieka i demokracji są Kremlowi całkowicie nie na rękę - mówi. Przed szczytem w Warszawie rosyjskie gazety pisały, że to "bal, którego celem jest wspólna fotografia w gazetach". Moskwa chce, by ten bal skończył się fiaskiem.
Więcej możesz przeczytać w 20/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.